[Sesja Specjalna] Piękna i Hutt

Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Zeltros, Wewnętrzne Rubieże
Pałac Królewski
Prywatne komnaty rodziny królewskiej


Wysoki zeltron oparł dłonie na blacie długiego stołu, na którym ułożone były, w równych odstępach, dziesiątki tradycyjnych, nieco archaicznych teczek wypełnionych arkuszami flimsiplastu. Niektóre z nich były znacznie bardziej obszerne od pozostałych, jednak tym, co wyróżniało kilka z nich, zaledwie mniej niż dziesięć, była wielka pieczęć planetarnego wywiadu przyłożona na okładce. Czerwonoskóry mężczyzna otworzył jedną z tak oznaczonych teczek. Z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie, a towarzyszący mu podmuch powietrza zrzucił jeden z wydruków na ziemię. Nim zdążył dobrze zakląć, ktoś inny obecny w pomieszczeniu, nachylił się i podniósł niesforną stronę z akt personalnych i dość niedbale położył na stole.
-Muzyk?
-Ale też zabójca, wasza wysokość.
Król Zeltronów, Yov Gaallo spojrzał na swojego najpewniejszego doradcę, a prywatnie - najlepszego przyjaciela, z niemałym powątpiewaniem, ale w żaden sposób nie komentował tej rekomendacji. Zamiast tego, w akompaniamencie szelestu fioletowo-złotej, obszernej szaty, przemaszerował kilka kroków i niedbałym ruchem otworzył kolejną, oznaczoną przez wywiad, teczkę. Jego oczom ukazała się, wykadrowana jedynie na twarz, fotografia kobiety. Rzucił okiem na, wydrukowane obok zdjęcia, informacje o posiadaczce atrakcyjnej buzi.
-Aktorka?
-Cieszy się dobrą sławą w branży, do tego mandalorianka, wasza wysokość - głos zeltrona odpowiadającego na pytanie wydawał się być pewny niczym imperialny kredyt, jednak wprawne ucho mogło wyłowić w nim nutę zawahania.
-Nie kojarzę jej nazwiska ani z list akredytowanych przez nas łowców nagród, ani nawet z żadnego holofilmu.
Na ten zarzut nie padła już żadna odpowiedź - ale to lepiej. Zarówno dla szyi doradcy, jak i serca króla, bowiem jeśli ten pierwszy nie straciłby głowy, oznaczałoby to, że drugi dostał zawału i przeszedł na lepszą stronę Mocy. Lepiej, żeby pewne rzeczy pozostawały niedopowiedziane, szczególnie w sytuacji, gdy rozchodziło się o jedyną, pośród czterech synów, córkę władcy planety Zeltros. Yov Gaallo, po raz kolejny i na pewno nie ostatni tego dnia, westchnął głośno, odłożył arkusz flimsiplastu i sięgnął do kolejnej teczki z aktami personalnymi osób wskazanych przez najtęższe umysły w siłach bezpieczeństwa globu.
-A to co jest? - autentyczne zaskoczenie. Cóż, lepsze to, niż rozczarowanie. - Jakaś świadoma, ożywiona chmura dymu?
-Przedstawiciel rasy Filar-Nitzan. Podobno jest niezastąpiony w kwestiach zwiadu i infiltracji, wasza wysokość.
-W życiu bym nie powiedział, że galaktyka może wydać na świat takie cuda... - król pokręcił głową wpatrując się w zdjęcie przedstawiające, jego zdaniem, czarną mgłę z czerwonymi oczami. Otworzył sąsiednią teczkę, też oznaczoną pieczęcią. - Kolejny mandalorianin. Czteroręki.
-Może trzymać cztery pistolety jednocześnie, wasza wysokość.
Tym razem, w głosie doradcy wyraźnie można było wyczuć próbę żartu, rozładowania atmosfery. Musiało się udać, bowiem władca parsknął tłumionym śmiechem. Ellio Anugal odetchnął z nieskrywaną ulgą - bez względu na bliską przyjaźń, nie miał zamiaru ryzykować wyprowadzeniem z równowagi swojego króla. Niestety, następne pytanie sprawiło, że jego mięśnie znowu napięły się w nerwowym odruchu.
-Ta mandalorianka? W jakich filmach występowała?
-Pornograficznych, wasza wysokość.


Zewnętrzne Rubieże
Stacja kosmiczna Hutta Artaaka
Kilka dni później...


Oddział szturmowy wdzierał się do wnętrza stacji kosmicznej pomimo zdecydowanych prób jego zatrzymania. Hutt Artaak, nie mając zamiaru pozwalać, by zbieranina galaktycznych awanturników przeszkodziła w realizacji jego planów - również miłosnych - wysłał do boju wszystkich swoich żołnierzy, zabijaków, przed którymi drżały gangi Nar Shaddaa, z którymi liczyły się inne huttyjskie klany. Tylko teraz pozycje zajęte przez siedmioro najemników na usługach króla Yova Gaallo, ostrzeliwała ponad setka istot zdeterminowanych, by wypełnić jednoznaczny rozkaz swojego przełożonego.
-Nareszcie zaczynają wyrównywać szanse! - krzyknął mężczyzna z mandaloriańskiej zbroi widząc kolejną, wlewającą się do przestronnego hangaru, falę nieprzyjaciół.
Blasterowe błyskawice, przecinając z powietrze z ogłuszającym wizgiem, zlewały się w chaotyczną plątaninę wielokolorowych smug, oślepiały swoim blaskiem i - co ważniejsze od hipnotyzującego widowiska - niosły ze sobą śmiertelne niebezpieczeństwo każdemu, kto miał pecha znaleźć się w tej ulewie boltów zjonizowanej energii. Siedmioro napastników zdawało się jednak kompletnie tym nie przejmować i, z brawurą i zaangażowaniem godnymi serc najdzielniejszych wojowników o wolność w galaktyce, odpowiadało ogniem, zdobywając hangar metr za metrem. Za osłonę służyły im kadłuby pozostawionych tu promów, skrzynie pełne ładunku i szafki narzędziowe.
Spośród tej kakofonii blasterowych wystrzałów, wprawne ucho było w stanie wyłapać nowe dźwięki: donośne, niskie tupnięcia, szczękanie wielkich, stalowych mechanizmów, a nawet zbiorowy oddech ulgi wydany przez sto gardeł jednocześnie, gdy przez bliźniacze wrota prowadzącego do hangaru wmaszerowały cztery maszyny kroczące AT-RT...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Obrazek
Awatar użytkownika
Miya Kamari
Gracz
Posty: 48
Rejestracja: 14 wrz 2021, 00:52
Lokalizacja: pod Kołobrzegiem
Kontakt:

Ciekawie było pracować ponownie w większej grupie, raz na jakiś czas nie zaszkodzi w końcu. Chociaż zlecenie wydawało się jakimś żartem, w rzeczywistości nie można było go przegapić, nie kiedy w grę wchodziły takie pieniądze. Możliwość pobytu na Zeltronie także była kusząca, podobno ta rasa jest dość rozrywkowa, a tego brakowało ostatnio niebieskoskórej. Zanim jednak będzie czas na zabawę, trzeba było odwalić brudną robotę.

Słysząc jednego z towarzyszy uśmiechnęła się tylko, kryjąc się za osłoną. Równe szanse? Daleko im było do tego, znaczy przeciwnej stronie. Sprawdziła naładowanie karabinu, mogła oddać kilka strzałów przed kolejną serią. Jak zwykle, zanim się wychyliła, poddała się trochę pod prowadzenie Mocy. Kiedy w końcu ją wyczuła, wychyliła się i oddała pięć celnych strzałów - pięć trupów. Podczas ostatniego zauważyła nowe zagrożenie, cztery AT-RT. Zauważając wybuchowe materiały obok których przechodziła jedna z maszyn, oddała szósty strzał, posyłając jedną z nich na złomowisko.

- No teraz to się wyrównały szanse! - krzyknęła entuzjastycznie do towarzyszy. Skryła się za osłoną i czekała na naładowanie magazynu energii. Karabin miał kopa, ale wymagał ładowania co sześć strzałów, lub doładowywania co mniejszą ilość strzałów.

- Ktoś chce wziąć udział w zawodach? Mam pięciu i maszynę kroczącą, liczę jako pięć.

Miya nie wyglądała na typową zabijakę. Oprócz stylowego pancerza, nie nosiła hełmu, a jej długie zadbane włosy nie pasowały do zawadiackiego życia. Widać było także, że bawiła ją ta sytuacja, nie była zbyt przejęta zagrożeniem. Ciężko powiedzieć czy to u niej normalne, czy może przyszła na akcję napruta.
Awatar użytkownika
Renno Tresta
Gracz
Posty: 36
Rejestracja: 05 wrz 2021, 23:09

Sformułował się plan.
Po tym, jak zainicjowana przez niebieskoskórą eksplozja rozerwała pierwszego łazika na spowite kłębami dymu, rozżarzone durastalowe ochłapy, jasnym było, że w celu zneutralizowania pozostałych AT-RT należało pójść za ciosem i w dalszym ciągu improwizować z zawartością doprawdy przepastnego hangaru, ewidentnie centralnej graciarni całej szemranej operacji Hutta Artaaka. Liczył się pośpiech - zdecydowane ruchy musiały zostać podjęte, zanim kanonada z przeciwpiechotnych działek pozwoli chmarze gangsterskiego ścierwa oflankować pozycje wybawicieli księżniczki.
Mężczyzna noszący gdzieniegdzie osmaloną od boltów skórzaną kurtkę wyrwał się zza osłony, masywnego pudła z falowanej blachy, i strzelił kilka razy na oślep z RSKF-44 dzierżonego w spoconej prawicy. Epicanthix godnym podziwu susem dorwał się do zakurzonego speedera wycelowanego zderzakiem mniej więcej w stronę przelewającej się fali nieprzyjaciół. Klamka puściła bez oporu; po kiego goryle mieliby zamykać furę zaparkowaną w środku swojej ściśle strzeżonej siedziby? Szybki rzut okiem na deskę rozdzielczą pozwolił zauważyć, że w baku zostały tylko opary. Nic to, przejażdżka nie będzie długa.
Brodacz odpalił dostawczaka (wątpliwe, by Artaak i spółka jeździli nim po warzywniakach), złapał za pudło części zamiennych na siedzeniu pasażera i docisnął nim pedał gazu. Ledwie starczyło czasu, by przekręcić kierownicę w stronę rzygających plazmą AT-RT i wyśliznąć się z wnętrza pojazdu. Repulsorowy kloc wyrwał się do przodu, mknąc środkiem hali po krzywym, niepewnym torze. Garstka lokalnych desperados w ostatniej chwili uskoczyła przed czterema tonami samobieżnego chaosu, nieubłaganie zbliżającego się do tercetu maszyn kroczących.
Uderzenie było potężne, choć koniec końców oberwał tylko jeden łazik, egzemplarz stojący najbardziej na czele całej posuwającej się wolno sfory ofensywnych transporterów. Na skutek kolizji pękły odnóża dryblasa z demobilu, wokoło bryznął deszcz metalowych komponentów i szkło ze skruszonych szyb speedera. Dwie machiny, samochód i koślawy biped, spoczęły na placu boju zakleszczone w obopólnie morderczym uścisku, para sadystycznych kochanków okrutnie potraktowana przez los. Pilot AT-RT zniknął gdzieś pod hałdą strzaskanego żelastwa, martwy, jeśli miał szczęście.
Scipio Okuda spojrzał na swoje rękodzieło przez zmrużone oczy, po czym splunął na już i tak brudną posadzkę.
- Nie róbmy z tego cyrku - mruknął, wracając za osłonę. - ale idzie dobrze. Ktoś ma granaty?
Ostatnio zmieniony 22 lut 2022, 22:49 przez Renno Tresta, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dexon Krir
Gracz
Posty: 38
Rejestracja: 06 wrz 2021, 10:57

Przyglądając się każdemu zebranego z załogi, Dex analizował czy przypadkiem nie przyszło mu trafić do grupy tzw. „jednostrzałowej misji”. Zbieranina przedstawicieli różnych istot ze wszystkich zakątków galaktyki była dość oryginalna. Ciekawe tylko ilu z nich wyjdzie z tego cało..
W trakcie podróży nie wchodził w zbędne konwersacje. Jeszcze przyjdzie na to czas. Można powiedzieć, że bardziej uczestniczył biernie, przysłuchując się każdemu, kto miał coś do powiedzenia. Teraz musiał upewnić się, że jego sprzęt jest w pełni gotowy do użytku by później nie doszło do niepotrzebnych komplikacji.
Sprawdzanie części odpowiedzialnej za aspekt defensywny walki, czyli hełm oraz pozostałe części pancerza, przebiegło dość sprawnie. Dlatego teraz miało to bardziej charakter wyuczony, może też trochę rytualno-tradycyjny. Poza tym, nie ma się co oszukiwać, zawsze można się przygotować lepiej. W trakcie skierował swoje myśli do przodków, by wsparli go w tej misji, jak czynili to do tej pory.
Następnie przyszła kolej na przygotowanie ofensywnego arsenału. Zabawki pochowane w karwaszach pancerza już były w pełnej gotowości, więc tutaj nie było sensu w dalszej grzebaninie. Mandalorianin przeszedł zatem do swoich blasterów. Broń nie była używana od dłuższego czasu. Z jednej strony to dobrze, gdyż świadczyło o spokoju. Z drugiej jednak nadmierny spokój i bezpieczeństwo czyniło umysł mętny, a mięśnie powolnymi, tak samo jak broń stawała się senna. Nie rozkładał blasterów na części pierwsze, gdyż nie miał do tego tutaj miejsca. Sprawdził ogniwa zasilające, spusty, systemy celowania oraz bezpieczniki. Sprawdził, ponownie bardziej z przyzwyczajenia i szacunku do tradycji, jak broń leży w dłoniach. Wykonał również zestaw ćwiczeń mających na celu przypomnienie oczom oraz mięśniom jak szybko namierzać i wybierać kolejne cele.
W końcu nadszedł czas na broń, którą Dex najbardziej kochał z całego swojego uzbrojenia. Vibroostrze było prostej konstrukcji. Bardziej służyło jako coś co łatwo można było ukryć oraz po co należało sięgać, gdy nic innego nie było już przydatne. Dosyć szerokie i nieco dłuższe ostrze, niż w przypadku innych przedstawicieli takiego sprzętu. Cały moduł zasilania znajdował się w rękojeści, która również nie wyróżniała się na tle całej prostej konstrukcji. Vibromiecz jednak znacznie różnił się od standardowych egzemplarzy tejże broni białej. Głownia broni było bowiem dość wyraźnie zakrzywione, gdzie w masowej produkcji jest proste. Miecz należał do wersji z ostrzem z jednej strony, a przynajmniej na taki wyglądał, co celowo miało zmylić przeciwnika. Pióro głowni było zaostrzone z obu stron. Pozwalało to na sprytne obejście bloku przeciwnika, czy też wyprowadzenie ciosu pod kątem, którego się nie spodziewał. Wzdłuż grzbietu wygrawerowane były słowa w Mando’a: „Ib'tuur jatne tuur ash'ad kyr'amur”. Jelec był szerszy i dłuższy, przechodzący w kabłąk, co dawało większa ochronę na dłonie. Również tutaj, cały moduł zasilający znajdował się wewnątrz rękojeści, dając odpowiednie wyważenie dla całej broni. Mandalorianin położył swoją broń na rękojeści wpierw krótszej broni, a po chwili wyciągną ją z pochwy. Podobnie uczynił z większym egzemplarzem. Wyglądać to mogło, na kolejne rytualno-tradycyjne zagranie, co oczywiście miało pewne podłoże. W tym jednak przypadku, było to zabezpieczenie, które Krir przygotował dawno temu. Broń była zabezpieczona zamkiem magnetyczny, a zasilanie nie uruchamiało się, jeżeli system bezpieczeństwa nie rozpozna sygnatury wysyłanej przez pancerz Dexa lub jego DNA. Dzięki temu, nikt nie był w stanie dobyć tej broni, a nawet jakby rozbroił Mandalorianina, stałaby się dla niego najzwyklejszym mieczem.


Czas przygotowań już bezpowrotnie minął Co było do powiedzenia, co było do ustalenia, stanowiło już część przeszłości, której nie mogli zmienić. Każdy jeden z nich wiedział co ma zrobić. A przynajmniej powinien wiedzieć co i jak czynić, gdy właśnie w koło rozpętało się piękno eksplozji, wymiany ognia oraz padających ciał
To było to, do czego Dex niechętnie się przyznawał, a korzenie jego pochodzenia cieszyły się ponad wszelką miarę. Uwielbiał walkę jak każdy syn Mandalora. Dłonie błyskawicznie powędrowały na rękojeści sprawdzonych blasterów. Nie hamowane tym, a nawet zachęcane przez ducha walki, momentalnie wyciągnęły broń z ich miejsca spoczynku. Sam dotyk broni wywołał na twarzy mężczyzny błogi uśmiech spełnienia oraz satysfakcji z podjętych kroków. Obracając się w pełni oddał po dwa strzały w stronę przeciwników po jednym z każdego WESTAR'a 35. Celowanie pozostawił w pełni instynktowi w tym akurat przypadku. Następnie, wciąż niesiony momentem obrotowym, skierował się w stronę kolejnych celów, torując drogę przez hangar. Celował wpierw w tors. Największa część ciała, mimo iż chroniona, dawała najpewniejszą szansę na tafienie, a co za tym idzie wywołanie dodatkowego szoku u ofiary. Dex ruszył w ich stronę, by zyskać osłonę alboz ich ciał, albo z zbieraniny różnych skiffów czy ścigaczy zebranych w hangarze. Zmniejszenie dystansu dodatkowo pozwoliło na łatwiejsze wymierzenie w ich głowy i dobicie.
Można wręcz powiedzieć iż przedstawienie szło dokładnie tak jak zaplanowali. Szybki atak z zaskoczenia pozostawił wiele ciał za sobą. Niestety ale przeciwnik miał wiele asów w rękawie. Maszyny kroczące z czasów republiki wdarły się do środka, sterowane przez pilotów, którzy bez zbędnego zastanowienia zaczęły pruć ogniem w kierunku najemniczej grupy.
- Rozejdźcie się ! starajcie trzymać się z dala od siebie – wykrzyczał lekko przytłumionym głosem z powodu „kubełkowego’ nakrycia głowy, po czym ile sił w nogach niczym wyuczony zwierz ruszył pędem w kierunku osłony znajdującej się przy jednej ze ścian hangaru.
W przeciwieństwie od swych towarzyszy, Dex wolał skupić swa uwagę na jednym z pilotów niż na samej maszynie. Ten sprzęt mógł im jeszcze przysłużyć gdyby wróg postanowił zagrać coś o wiele gorszego niż zwykłe łaziki typu AT-RT. Idealnym momentem do ataku była scena wślizgu wykonana przez jednego z najemników oraz wybuch składu amunicji jaki zafundowała kobieta. Wykorzystując chwile nieuwagi przeciwnika i ogromne zamieszanie wymieszane z chmurą dymu ruszył w kierunku jednej z pobliskich platform, wystrzeliwując linkę z hakiem by ta wsparła go na tyle by móc znaleźć się ponad poziomem maszyn kroczących.
Ruszając pędem po wyższej platformie w kierunku jednej z maszyn, Mando oddał skok, tym samym lądując na barkach jednego z pilotów. Impet skoku wystarczył by zrzucić nieszczęśnika z pozycji pilota, które zastąpione zostało przez najemnika. Ten chwycił za stery maszyny, zwracając ją w kierunku sił przeciwnika. Nieszczęśnik, który dopiero co pilotował maszynę został zgnieciony przez jedną z łap AT-RT, a gdy tylko udało mu ustawić ją w pozycji frontalnej, nacisnął spust wyprowadzając serię blasterowych boltów z działa obrotowego, kierując ostrzałem po przeciwnikach, tym samym tworząc kolejną kakofonię wybuchów, jęków, oraz krzyków, malując niczym artysta pejzaż wypełniony ciałami wroga.
Awatar użytkownika
Azar
Gracz
Posty: 14
Rejestracja: 11 lut 2022, 20:19

Będący w wiecznym, depresyjnym letargu Azar ocknął się, jakby z głębokiego snu gdzieś pośrodku hangaru w trakcie regularnej bitwy na wcale niemałą skalę. Pierwszym co zrobił było zadanie sobie tego jednego, zasadniczego pytania, od którego zaczynał każdy dzień o x lat: jakim sposobem znowu wylądował w szambie? Znowu ktoś do niego strzelał i co gorsza znów pewnie trafi. Natychmiast, jakby w odpowiedzi na te myśli stare rany postrzałowe muzyka zaczęły delikatnie przypominać o swoim niekomfortowym istnieniu. W tym samym czasie wzburzone morze wielokolorowych pocisków blasterowych przepływało z jedno kąta hangaru w drugi, działając na zabójcę nader usypiająco. To dobrze, bowiem właśnie tego dnia zapomniał zażyć swoich lekarstw uspakajających.
Hutt nie oszczędzał na najemnikach i sprzęcie, rzucał na nich to co miał najlepszego łącznie z maszynerią większego kalibru. Kompani Rattatakiego wydawali się, jednak nawykli do tego typu atrakcji i szybko przeszli do działania, niszcząc już na wstępie dwie z czterech maszyn kroczących. Trzecią przejął jeden z mandalorian. Byli pomysłowi, trzeba było to przyznać. Azar postanowił, jednak działać w charakterystyczny dla siebie sposób. Dokładnie, bez zbędnego ryzyka i brawury, lecz przy tym z zabójczą precyzją. Na podorędziu posiadał swój ulubiony ciężki karabin blasterowy, który miał zamiar wykorzystać w tej konkretnej sytuacji w charakterze broni snajperskiej. Przymocował doń lunetę odpowiednio kalibrując optykę. Kilka technicznych przymiarek i pierwszy strzał próbny. Z górnej części ciała najemnika na usługach Artaaka pozostała jedynie obficie krwawiąca pulpa mięsa. Azar ustawił swoje stanowisko strzeleckie między kontenerami o nieokreślonej zawartości, kładąc się na płasko dla lepszej kontroli strzału. Spokojnie, bez pośpiechu, ale w nieprzerwanym ciągu wykonywał kolejne egzekucje z dalekiego dystansu. Miał przy tym na uwadze bezpieczeństwo swoich kompanów, starając się w kryzysowych dla nich momentach „zdejmować” wszelkie organiczne zagrożenia. Po kilku dłuższych chwilach w końcu wyczuł odpowiedni rytm zabójczej muzyki. Strzały, stały się bardziej płynne, lufa była przedłużeniem jego ręki, luneta – oka. Nie władał bronią, stał się nią. Szybkie przeładowanie, kolejne potężne pociski penetrowały słabe i podatne ciała najemników. Przez moment Rattataki zapomniał, dlaczego właściwie tutaj jest. Każde kolejne zabójstwo przynosiło mu tyle frajdy, że wszystko inne stało się tylko tłem, dopowiedzianą historią, pretekstem. Może on wcale nie chciał zarobić tych kredytów? Może jest tutaj tylko dla tego konkretnego uczucia? Sam nie teraz wiedział.
Kolejne fale przeciwników wydawały się jakby nie kończyć. Nie był to jednak problem dla zabójcy. Czuł on wreszcie, że żyje. Karabin snajperski w okolicznościach w jakich się aktualnie znajdowali sprawdzał się idealnie. Z dala od zgiełku wybuchów i największego natężenia blasterowych wystrzałów Azar czuł się raczej bezpiecznie - na tyle na ile można było podczas intensywnej wymiany ognia. Podczas eliminacji kolejnych przeciwników Azar uświadomił się, że nie nie wie w zasadzie nic o towarzyszach broni. Sporo było tutaj ciężkozbrojnych mandalorian, kilka innych istot, w tym jakiś gazowy stwór. Rattatki liczył na to, że nie będą sobie wchodzili w drogę i chociaż w najbardziej kluczowych momentach dojdą do porozumienia co do dalszego działania. Aktualnie wszystko odbywało się w dużym chaosie. Nie wiedzieli gdzie iść i co robić, po prostu przedzierali się przez kolejne zastępy chodzącego mięsa armatniego dążąc do wyjścia.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Gdy lecieli do stacji kosmicznej hutta, Krag na pewno nie był jednym z rozmowniejszych członków "drużyny". Niczym grupa straceńców z holofilmów zostali wynajęci do zdawałoby się niemal niemożliwej misji pokonania całego kawałka przestępczego świata ślimaków. Król Zeltrosów wysoko sobie cenił swoją córeczkę, że porwał się na taki ruch. Ale Krag właśnie takich zleceń szukał, za wielką kasę i z mnóstwem zabijania. Zwykle jednak pracował sam, no ale trudno, nie można mieć wszystkiego. Tym sposobem podczas lotu olbrzym siedział pod migającą lampą w ich statku niczym skała oczekująca na zrzut tuż na linie wroga.
Gdy wbili się do stacji, każdy z zabijaków na swój sposób rzucił się w wir walki. Szybkie ruchy, znalezienie dogodnej pozycji w hangarze. Ale nie besalisk. Gdy z ochrony hutta spadł pierwszy szok zaskakującego lądowania w hangarze, gdy już znaleźli sobie, przynajmniej częściowo, kryjówki, dopiero wtedy spadła na nich wyłaniająca się ze statku czarna groza. Prawie dwu i pół metrowy mandalorianin o czterech rękach wyłonił się przez śluzę, od razu rozpoczynając dzieło zniszczenia. Jego czarny jak smoła pancerz delikatnie odbijał się pustką w oczach kolejnych pechowców, którzy stali za blisko. Choć pancerz nie był z beskaru, to grubość durastalowych płyt na tak wielkim osobniku przypominała raczej czołgowe płyty przymocowane do olbrzyma. Gdy inni z jego załogi chowali się za skrzyniami, czy innymi statkami, Krag jedynie pilnował, by mieć osłonięte plecy i boki. Ustawicznie szedł do przodu, torując drogę do wrót, czyszcząc przed sobą całe połacie terenu. Podłoga wokół niego delikatnie drżała...
W pewnym momencie sensory jego hełmu wykryły nowy odgłos - to maszyny AT-RT zbliżały się do ich pozycji. Mando jednak całkiem je zignorował. Wiedział, że zajmą się nimi jego towarzysze. Jego uwaga skupiła się bowiem na czymś zupełnie innym. Przedzierając się krok za krokiem, w końcu wyszedł zza jednych skrzyń, za którymi ktoś chyba szykował niedawno transport broni. A tam besalisk ujrzał dwa cuda. Jego oczy widziały już tylko to. Dwa obrotowe działka typu Z. Nie namyślając się wiele, Krag odrzucił, teraz zdawałoby się bardzo małe, karabiny blasterowe i chwycił obydwa działka - po jednym na każdą parę rąk - i odwrócił się w stronę ochrony hutta.
W tym właśnie momencie ostatnia z maszyn kroczących została unieszkodliwiona, ale obrońcy nawet nie wydusili z siebie jęku zawodu, czy okrzyku zaskoczenia. W hangarze zapanowała przejmująca cisza. Na chwilę, na tą krótka chwilę, w której było słychać tylko powolny, cichy, potem jednak coraz szybszy i głośniejszy dźwięk rozkręcanych działek obrotowych. Ku całkowitej zgrozie ludzi przestępczego ślimaka, atakujący właśnie uruchomili swoją własną broń ciężką. Również ruchomą. Krag, dzierżąc po działku z każdej strony potężnego ciała, odwrócił się w stronę drugich wrót, którymi w ślad za AT-RT właśnie miały przybyć piesze posiłki. Korytarz którym biegli został zalany falą zielonej plazmy tak silnej, że paliła na swej drodze wszystko, co tylko tamtędy biegło. Kilkadziesiąt istot zginęło do wtóru śmiechu olbrzymiego mando. A ten właśnie odwracał się w stronę pozostałych sił z wciąż rozkręconymi działkami...
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Drobnego wzrostu Mandalorianka, nie odstępowała wielkiego, czterorękiego, Mando-Basiliska na krok. Nawet jak na tak parszywą zgraję, quatroręki bydlak siał zniszczenie i śmierć, w ponadprzeciętny sposób. Stanowił przy tym doskonałą osłonę i odwracał od niej uwagę. Cóż, tym razem mogła odstąpić mu blask jupiterów, niech gra główną rolę w tym holo filmie.
Khalifa Fett nie próżnowała - ich pojebany team miał już dwóch innych snajperów, toteż tym razem działała na krótszy dystans. Tych których pominął lub tylko drasnął jej wielki przyjaciel, z metodyczną precyzją odnajdywała i pojedynczymi strzałami wykańczała. Jeden strzał, jedno życie - w końcu była profesjonalistką, jak każdy tutaj. Iskry żyć, które odbierała lub kończyła, był niemal namacalne - raz odchodzili z okrzykiem na ustach, raz ze szlochem, a innym razem z uczuciem wdzięczności. Prawdziwa plejada uczuć.
Choć przewaga żołnierzy ślimaka zdawała się być przytłaczająca, Komanda Śmierci Króla Zeltronów chyba nic nie było w stanie zatrzymać. Nawet pojawienie się dwóch par maszyn kroczących nie zmieniło zbytnio sytuacji. Dwie z czterech maszyn zostały zniszczone, nim zdołały wprowadzić jakąś zmianę na polu bitwy. Trzecią przejął MandoMen, prawie w holowidowym stylu. Destrukcja ostatniej była tylko kwestią czasu. Mia zaś - cały czas ubezpieczała "tyły" swojego tymczasowego partnera.
Awatar użytkownika
Vacandder
Gracz
Posty: 19
Rejestracja: 29 sty 2022, 12:10

Impreza się zaczęła, a organizatorem był jeden z Huttów. Porwał nie tą Zeltrońską księżniczkę co trzeba. Z tego co Vacandder zaobserwował to wszystkie maszyny AT-AT zostały zniszczone, lecz za nimi kroczyły siły pieszych ochotników.
Gazowy Demon wydawał się zadowolony. Dawno nikogo nie zabił. Jak zawsze świetnie się kamuflował, nawet swoje czerwone oczy. Tworzył luki w swoim gazowym ciele gdy zabłąkany Blasterowy bolt zabłąka się w jego kierunku.
Ruszył prosto na grupkę piechurów, którzy szli za maszynami kroczącymi. Podleciał i zaatakował po kolei pierwsza piątkę przeciwników, wnikając przez ich pancerz, czy luki w hełmach, do ich ust, i rozszerzając swoje gazowe ciało, zwiększając objętość dusił przeciwników jednego po drugim. Siejąc cichą śmierć i niespodziewaną niczym duszenie samej Ciemnej strony mocy. Miał też na uwadze to by wróg wpadł w popłoch, przed niespodziewaną śmiercią.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Szedł do przodu, siejąc zniszczenie przy pomocy potężnej siły ognia, jaką zapewniały mu dwa działka. Nie oszczędzał ich. Obydwie lufy obracały się cały czas, wypluwając z siebie śmiercionośną falę plazmy. Gdy tylko skończył z posiłkami z wrót, odwrócił się w stronę pozostałych obrońców hutta. Ci próbowali się chować, ale jego skoncentrowana siła ognia paliła ich razem z ich osłonami.
Hangar był już zdobyty. Widział to w umierających oczach pozostałych przy życiu istot, słyszał to w ich krzykach. Razem z czającą mu się za plecami inną mandalorianką, czuł się wręcz niezniszczalny.
I wtedy obrońcy rzucili do boju swoją ostatnią kartę w tym hangarze. Czołg antygrawitacyjny. Pojazd powoli wjechał przez wrota, przy których jeszcze dymiły trupy AT-RT. Ochrona ślimaka od razu rzuciła się za pojazd, szukając osłony przed zbliżającą się śmiercią. Bardzo się pomylili.
Kraga nie obchodziło to, jaki to model i skąd go wytrzasnęli. Najważniejsze było nowe wyzwanie! Niemal od razu odrzucił działka, które upadły z jeszcze rozkręconymi lufami. Ale besalisk był już daleko od nich. Ze zwinnością, której trudno się było spodziewać po takim wielkoludzie, pognał wprost w stronę nowego zagrożenia. Kilka pocisków obrońców ześlizgnęło się po jego pancerzu, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. A Krag w tym czasie dopadł do czołgu.
Szybkim ruchem wskoczył na pojazd, złapał za lufę i podciągnął się do niej, wpychając do niej odbezpieczony granat. Operujący czołgiem z pewnością szykowali się do pierwszego wystrzału, ale nie mieli pojęcia, jaka niespodzianka ich czeka. Krag zeskoczył z czołgu i pognał co sił z powrotem w stronę swojej drużyny. Niech patrzą na dzieło zniszczenia, wybuchające za jego plecami!
Czołg właśnie dojechał do jednego z pomniejszych technicznych zbiorników z paliwem, gdy wydażyło się naraz kilka rzeczy. Operator czołgu wystrzelił. Granat skończył odliczanie. Eksplozja objęła zbiornik z paliwem. Krag ustawił się w najlepszej pozycji do podziwiania tworzącej się kuli ognia potężnego wybuchu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Przestrzeń pod kontrolą The Eye
Stacja kosmiczna "Feros"
27 lat po Bitwie o Yavin


-Granat wrzucony w lufę czołgu!? Siedmiu najemników przeciwko setce? Pierdolisz jak potłuczony, Tresta!
Łysy łowca nagród, przywódca kompanii najemników opłacanych przez tajemniczą organizację wyraźnie skrzywił się słysząc słowa długowłosego blondyna, Matta Roostera. Zirytowany faktem przerwania mu opowieści, w której roiło się od wybuchów, blasterowego ognia, wybuchów, kobiecych piersi, wybuchów, heroicznych czynów i - jego ulubionej części - wybuchów, zarzucił stopy na blat stołu i obrażony sięgnął po kufel talizjańskiego ale.
-Zawsze musisz psuć zabawę? My sami zdążyliśmy dokonać już niemałych czynów, pomiędzy którymi znalazłyby się dwie eksplozje z rodzaju tych związanych z niekontrolowanym rozszczepieniem atomu, nasz pilot zmartwychwstał... tak jakby - Tresta pogrzebał palcem w uchu zastanawiając się nad tym, czego właściwie byli świadkami, po czym wzruszył ramionami i kontynuował swoją wypowiedź. - Dołączyliśmy do drużyny genetyczny eksperyment, wybacz, - rzucił okiem w stronę rzeczonego Obiektu 237 - lubię cię bez względu na wszystko, zabiliśmy senatora z Ruan, a ja osobiście zaliczyłem seksowną twi'lekańską tancerkę-skrytobójczynię.
-Znamy tę historię, Tresta. To wyglądało kompletnie inaczej - Rooster nie dawał za wygraną.
-On ma rację - wtrąciła się rozbawiona Larisa Rayne. - Ubarwiasz.
-Broń blondyny, jasne. Spaliście już ze sobą? - na jego twarzy pojawił się wyraz autentycznego zainteresowania - Miałem zamiar powołać się na... nieważne! - machnął ręką i skupił się na opróżnianiu kufla. - Jak jesteś taki mądry, sam powiedz jak było...

Obrazek
Zeltros, Wewnętrzne Rubieże
Kwatera Główna Wywiadu
3 lata po Proklamacji Imperium Galaktycznego (16 BBY)


-Jesteś pewien?
-Oczywiście. Ten wybór jest doskonały, bo już na pierwszy rzut oka widać, że zgraja takich łachudrów nie ma szans wyciągnąć banthy z obozu tuskenów, a co dopiero księżniczki z łap hutta.
-Wolałbym, żeby jednak nie wzbudzali takich podejrzeń.
-Ależ na tym polega cały plan. Ktokolwiek przejrzy te akta, wiesz, dokładnie, będzie musiał dojść do wniosku, że plan jest tak szalony, iż musi się powieść. To nasza szansa, na koniec powiemy, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale przeciwnik był sprytniejszy. Albo elita, najlepsi z najlepszych okazali się jednak wcale nie tacy najlepsi.
-I wtedy wchodzimy my?
-I wtedy wchodzimy my. Cicha, skuteczna, chirurgiczna operacja naszych sił specjalnych zapewni nam dozgonną wdzięczność króla, nawet jeśli jego córka tego nie przeżyje. Powiemy, że wszystko jest winą tego jego przydupasa, który sugerował, abyśmy zaangażowali kogoś z zewnątrz. Król ucieszy się, że udało nam się chociaż odzyskać ciało. Przydupas pójdzie na dno, my wypłyniemy na górę, aż w okolice samego tronu.
-Czyli postanowione?
-Postanowione. Ta parszywa siódemka rozsierdzi hutta, który rozpyli ich na atomy, a Chiame zginie.


Zeltros, Wewnętrzne Rubieże
Pałac Królewski
Sala tronowa
Kilka dni później...


Yov Gaallo starał się ukryć zdenerwowanie pod płaszczykiem oficjalnej miny przystającej osobie pełniącej zaszczytną funkcję króla planety Zeltros. Spoglądał na siedmiu awanturników wybranych przez wywiad spośród dziesiątek, może nawet setek najemników i łowców nagród z całej galaktyki. To w ich rękach leżał los księżniczki Chiame, jego jedynej córki i - musiał to przyznać w głębi ducha - zastanawiał się czy tej zbieraninie zabijaków uda się w ogóle opuścić planetę bez strat w ludziach, albowiem nie wyglądali na grupę zdolną dokonać rzeczy wielkich, o niemożliwych nawet nie wspominając. Z drugiej zaś strony, komuś musiał ufać, a przecież jego najbliższy doradca zapewniał, że osobiście nadzorował pracę specjalistów ze służb specjalnych.
Westchnął cicho i na kilka sekund zawiesił oko na niebieskoskórej kobiecie o czerwonych oczach. To musiała być Miya Kamari, pochodząca z - mało angażującej się w sprawy reszty galaktyki - przestrzeni kontrolowanej przez Chissów. Rzadki widok w tych rejonach, aczkolwiek zdecydowanie wart uwagi. Jeśli lubiło się kobiety, oczywiście. Niepokój króla wywoływała też sama obecność, pozbawionego cielesnej powłoki - przynajmniej w normalnym rozumieniu tego słowa - przedstawiciela rasy... jak ona się zwała...? Nieważne! Tej czarnej chmury dymu, która rzeczywiście wydawała się być świadomą i w pełni samodzielną istotą.
Przesunął wzrok dalej, każdemu z wybranych poświęcając kilka, wypełnionych milczeniem z jego strony, sekund. Wreszcie, poprawił purpurową szatę, dokładnie prostując nieistniejące zagnioty, wyprostował się na tronie i chrząknięciem oczyścił gardło.
-Już teraz pragnę wyrazić wam wdzięczność za chęć uratowania jedynej królewskiej księżniczki zeltronów, zarówno jako władca tej planety, jak również jej ojciec. Nie mam wątpliwości, - tutaj jego głos nieco się załamał, przez co całość zabrzmiała mało przekonująco - że jesteście najlepszymi z najlepszych, prawdziwą elitą...
I tak dalej. Przez następne trzydzieści minut.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Obrazek
Awatar użytkownika
Dexon Krir
Gracz
Posty: 38
Rejestracja: 06 wrz 2021, 10:57

Tuż pod koniec wykonywania jednej ze swoich misji, otrzymał cynk o całkiem pokaźnej sumie jaka była zagwarantowana dla każdego śmiałka gotowego rzucić się w pogoń za ratunkiem córki wysoko postawionego magnata. Heh…magnata to za mało powiedziane. Mowa tutaj była o córki samego króla. Niejaka księżniczka zeltrońskiej rasy została uprowadzona przez obślizgłego przedstawiciela rasy Hutt. Sam chciałby zobaczyć jak ta kupa szlamu chwyta ją swymi rączkami i niczym rozpędzony śmigacz przemierza galaktykę z dala od służb bezpieczeństwa zeltrońsskiej strefy wpływu.
Nawet i dziecko dobrze o tym wie, że Huttowie wynajmują do tego typu robót łowców nagród czy też najemników. Ekipa od brudnej roboty, tacy po których nikt nie będzie płakał. Krir o tym wiedział najlepiej gdyż nie pierwszy raz wykonał przeróżne zlecone mu zadania przez Huttów. I za pewne nie ostatni…
Tym razem przyszło mu stanąć po drugiej stronie barykady. Tym razem to on i banda przeróżnej zbieraniny z zakątków galaktyki miało stanąć po stronie królewskiego rodu, żyjącego nadzieją iż ich córka wciąż żyje.
Zakuty w zbroję z beskaru, Mandalorianin stał tuż przed obliczem króla, wysłuchując jego nadzieje i obawy co do całej misji. Ciężko było stwierdzić czy robił to po to bo faktycznie żył złudną nadzieją czy po prostu chciał podbudować morale najemników, których wynajął do tego zadania. Może słowa pochwały przez pierwsze parę minut miały jeszcze swój urok ale dalsze wysłuchiwanie tych kwitnących zdań było już naprawdę nudne.
- Dziękujemy za słowa uznania królu, ale wolałbym skupić się na konkretach.- skłonił swą głowę w ramach respektu wobec najwyższej władzy tego ludu.
- Dexon Krir. – dodał, przedstawiając się krótko.
- Interesuje mnie czy jesteś w posiadaniu informacji o dokładnym miejscu przetrzymywania księżniczki. Jeżeli tak to czy wiadomo jest z jakimi zabezpieczeniami przyjdzie nam się zmierzyć, liczebnością przeciwnika oraz zasobami, które zapewne będą rzucone przeciwko nam – zapytał, przechodząc od razu do rzeczy.
- No i chyba najważniejsza kwestia. Jeżeli uda nam się uratować Twą córkę to jaki los ma spotkać tego, który jest odpowiedzialny za porwanie księżniczki ? –.
Awatar użytkownika
Renno Tresta
Gracz
Posty: 36
Rejestracja: 05 wrz 2021, 23:09

Mandalorianie mieli jednak pomyślunek, skonstatował Okuda, stojąc na baczność w sali tronowej zeltrońskiego monarchy. Po cóż, jak ostatni debil, męczyć się z grzebieniem, pomadą, a nawet olejkiem do brody, czemu, zupełnie po kretyńsku, deliberować nad doborem ensemble (swoją drogą – kurtka z prawdziwej skóry, najlepsza biała koszula, wyprasowane spodnie, wypastowane obuwie, świeżo wyprane ineksprymable!), skoro można było wstać z wyra, wciągnąć termiczne kalesony i schować wszelkie wrodzone niedociągnięcia fizys pod zaśniedziałym wiadrem. I nikt się nie czepiał, bo: „religia”, „moi przodkowie”, „tak każe obyczaj”. Tak więc Epicanthix sterczał teraz w mocno pociągających środkiem do prania ciuchach z drugiej ręki, nerwowo skrobiąc ospowate blizny na policzkach, natomiast Mando wypinał opancerzoną pierś i maglował koronowaną głowę, perfekcyjnie pewien siebie – brakowało tylko odświętnych kokard na karwasze.
Pytania Skorupka były niemniej sensowne, musiał przyznać eksżołdak. Niemal w całości wyczerpały własne wątpliwości Scipio, toteż ten milczał dalej, nawet nie odchrząknął, świadom okrutnej akustyki pałacu króla. Zamiast dłubać paluchami w twarzy, schował w końcu dłonie za plecami i grzecznie je splótł, od czasu do czasu zerkając tylko, czy blaster zbyt prowokacyjnie nie wychyla się z kabury przy pasie. Różowi gwardziści Yova Gaallo nie wyglądali na łagodnie usposobionych.
Awatar użytkownika
Azar
Gracz
Posty: 14
Rejestracja: 11 lut 2022, 20:19

Uroki częstego koncentrowania po spelunach Księżyca Przemytników oprócz oczywistych zagrożeń niosły za sobą, także pewne pozytywy. Jednym z nich było dobre poinformowanie co do większości o ile nie wszystkich intratnych zleceniach, kontraktach czy mniej lub bardziej oficjalnych misjach krążących w Galaktycznym eterze. Azar całkowicie przypadkowo dowiedział się o prowadzonej przez zeltrońskiego króla na szeroką skalę akcji rekrutacyjnej do wyjątkowo specyficznego zadania. Misja miała dotyczyć odbicia jego córki z rąk Hutta Artaaka, amatora tanich historii romantycznych, który począł swe chore wizje wprowadzać w życie, miast trzymać je w swej chorej jaźni jak dotychczas. Zabójca początkowo nie wykazywał chęci uczestniczenia w tego typu eskapadzie, raczej nie czuł się wtedy na siłach przybity swoimi własnymi zgryzotami. Zachęciły go jednak pogłoski o wysokości nagrody za doprowadzenie sprawy do szczęśliwego finału... Te pieniądze mogły mu się naprawdę bardzo przydać. Zgłosił, więc swoją skromną kandydaturę, a biorąc pod uwagę posiadane doświadczenie i rekomendacje wystawione mu przez kilku dawnych kontrahentów nie odpadł na wczesnym etapie eliminacyjnym. Zrządzenie losu sprawiło, iż jego umiejętności spodobały się na tyle komuś z najbliższej świty króla, iż stał się oficjalnie częścią niezwykłej ekipy.
Ostatnie przed wyruszeniem na dziką przygodę spotkanie z królem odbywało się w dosyć napiętej atmosferze. Był on osobą raczej sceptycznie spoglądająca na świat, choć pewne przesłanki wskazywały, że ten konkretny sceptycyzm dotyczył w tym wypadku akurat ich, zbieraniny przeróżnych najemników, mętów i zabójców z całej Galaktyki. Dezaprobata w jego oczach była tak widoczna, że nie było sensu nawet ukrywać tego pięknymi, wyszukanymi słówkami wyciągniętymi wprost z poradnika dworskiej etykiety. Rattataki stał sobie, więc spokojnie nieco na uboczu przyglądając się całej zebranej w tym miejscu ekipie desantowej. Było kilku ciężkozbrojnych mandalorian, gazowy stwór, przemytnicy, najemnicy, dzikie węże. Mozaika ras, kultur i umiejętności świeciła niczym słońca nad Tatooine. Początkowa, niezręczna cisza przerwana została przez jednego z mandalorian. Zapytał o kilka kluczowych rzeczy, chciał rozwiać pewne wątpliwości. Zabójca nie wtrącał się w tę rozmowę, nie skończyło by się to dobrze biorąc pod uwagę jego szczątkowe oratorskie umiejętności. Interesowało go w zasadzie tylko to kogo ma zabić i jaka dola przypada na łeb.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Lubił zlecenia za wielką kasę. Zawsze oznaczały wystarczająco dużo zamieszania w trakcie, żeby nie musiał przejmować się kosztami czy przypadkowymi ofiarami. Zleceniodawcy wzruszali wtedy co najwyżej ramionami, zamiast robić mu wykłady o spowodowanym chaosie, niewinnych istotach i innych pierdołach. Zazwyczaj w takich sytuacjach wyłączał się i po prostu w pewnym momencie wyciągał łapę po zapłatę. Albo wszystkie cztery na raz.
Podobnie było i tym rzem, chociaż z innego powodu. Gdy król zaczął swój monolog, Krag stracił nim zainteresowanie, czekając aż ten przestanie gadać i przejdzie do części o zapłacie. Na szczęście inny mando wyręczył go z pytaniami. Początkowo przyglądał się jeszcze pozostałym "wybrańcom" i musiał przyznać, że rzeczywiście zebrali ich tutaj w dziwną grupę. Większość wyglądała na sprawnych wojowników, oczywiście gorszych od niego, ale jednak, ale kilka z tych istot mógłby uznać za jakieś wymoczki. No i ten świadomy dym. On był w sumie najciekawszy i głównie na niego patrzył. Pozostałych mando na razie ignorował. Nie wiadomo, czego się o nim nasłuchali na tej całej Mandalorze i niespecjalnie miał ochotę z nimi wchodzić w jakieś relacje. Najlepiej jakby zginęli podczas misji albo zaraz po niej poszli swoją drogą nie powodując problemów.
Sam Krag Borlad z zebranej siódemki wyróżniał się przede wszystkim posturą. Jego durastalowy pancerz w typowym dla mandalorian wyglądzie wyglądał trochę jak czołgowe płyty, był ten dostosowany do jego rasy. Nawet tutaj nie pozwolił sobie odebrać całej broni, oddając jedynie karabiny, ale zostawiając sobie co nieco przy pasie. Strażnicy jakoś nie byli nawet zbyt ochoczo nastawieni do nalegania.
Awatar użytkownika
Miya Kamari
Gracz
Posty: 48
Rejestracja: 14 wrz 2021, 00:52
Lokalizacja: pod Kołobrzegiem
Kontakt:

Chisska jak na najemnika, prezentowała się elegancko. Owszem, posiadała jakościowo świetny pancerz, chociaż nie był mandaloriański, ale widać było u niej wysiłek jaki wkładała w prezencję. Obita morda, pancerz złożony ze złomu, wygolona czacha...nie u niej takie rzeczy. Sporo osób pewnie mogłoby to rozbawić, jednocześnie zwracając uwagę, że nie stwarza ona większego zagrożenia - w końcu jaki normalny najemnik stroi się na pięknisia?

Zanim udała się na spotkanie, odczepiła oba cylindry od karabinu, który musiała zdać przy wejściu, a przyczepiła je sobie do pasa. Ochroniarz nie dał sobie wmówić, że to po prostu ciężarki, musiała więc wykorzystać swoje zdolności aby go "przekonać".

Miya szczegółowo przysłuchiwała się przemówieniu władcy, aczkolwiek momentami szlag ją trafiał od oficjalnych formułek, chciała jednak wychwycić jak najwięcej istotnych informacji. Rozglądając się po współpracownikach doszła do wniosku, że niektórzy przybyli tu tylko i wyłącznie dla kredytów...no, ona też, ale mimo wszystko chciała też pomóc "damie w opałach". Wychwytywanie istotnych informacji niejednokrotnie pomogło jej zdecydowanie szybciej wykonać zlecenie, a przynajmniej uniknąć wpadki czy ran.

- Nie mogę mówić za wszystkich, ale zrobię wszystko co w mojej mocy aby ją ocalić królu. Nikt nie powinien odbierać dziecka rodzicom. - powiedziała z pewną stanowczością, w końcu sama kiedyś przeżyła coś podobnego. Kredyty kredytami, owszem, dla nich się podjęła zlecenia, ale ratowanie niewinnej istoty także ją interesowało.

- Potrzebujemy jednak wszystkich informacji jakie macie, wszystko może się przydać.
Awatar użytkownika
Vacandder
Gracz
Posty: 19
Rejestracja: 29 sty 2022, 12:10

Zeltronie, Król, porwana księżniczka Chiame, połowa królestwa, ręką córki itd. Historia jak rodem z holoseriali prosto z Alderaana. Tylko co robił tutaj on, czarny gaz?
Pewien Hurt dla którego ostatnio pracował niejaki Borga, szczerze nie lubi swego pobratymca, który porwał księżniczkę i poprosił Demona o przystąpienie do przedsięwzięcia z innymi śmiałkami. Zapewnił transport na planetę i ogólne informacje o celu misji.

Teraz wraz z innymi najemnikami, Mandalorianina, Chissami i różnorakie indywidualności, czekał i słuchał wywodu władcy.
Notował w gazowym jestectwie to co warte zapamiętania o szczegółach misji. Gaz uniósł się niespodziewanie i nagle wzleciał ponad zebranych.
- Jestem Vacandder. Postarajmy się wzajemnie nie pozabijać zanim dotrzemy do celu misji. Przynajmniej niezbędne minimum współpracy. Z mojej strony możecie na to liczyć. - przemówił pełnym pewnym głosem. Zostając na tej pozycji i wysokości. Nie ujawniał swoich oczu było widać tylko czarna chmurę.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

-Khalifa z klanu Fett, do usług, Wasza Wysokość - rzekła z promiennym uśmiechem niewysoka kobieta w jasnym beskar'gam'ie. Hełm trzymała pod pachą więc pozostali rozmówcy mogli podziwiać jej słodką i zawadiacką twarz. Wolną ręką poprawiła osadzone na nosie okulary i spojrzała po pozostałych. Do prawdy stanowili ciekawą mieszankę galaktycznych osobowości. Co nie mogło dziwić, nie była tu jedyną Mandalorianką - Dexon Krir, który przedstawił się zebranym jako pierwszy i czteroręki Besalisk, który przedstawić się nie miał zamiaru. Cztery ręce, co? Ciekawe czy ma dwa kutasy... przeleciało jej przez myśli, ale naraz skarciła Mię. Nie teraz z takimi myślami, teraz jesteś łowczynią!
Plejadę gwiazd stanowiło też dwóch mężczyzn, którzy też mogli by z powodzeniem zagrać w jej produkcjach. Może nawet obaj na raz... Tak czy siak wyglądali na zaprawionych w bojach i groźnych.
Ostatnia dwójka była wyjątkowa - mówiąca chmura gazu była osobliwością samą w sobie. Jego - sądząc po głosie - założenia były proste - wykonać misję i nie zabić nikogo z drużyny. Proste i zrozumiałe. Na końcu, ona - błękitnoskóra, z tym gorejącym spojrzeniem. Gibka i wysportowana, szczupła, kobieca, ale i groźna zarazem. Mia już ją widziała oczami wyobraźni, w oku kamery. Gdyby tylko dała się namówić na kilka nagrań...
- Kiedy wyruszamy? - zapytała odcinając się od zbereźnych myśli. Najpierw praca, potem przyjemności.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

-Wasze zaangażowanie w tę sprawę dodaje mi otuchy - Yov Gaallo skomentował słowa Kamari o tym, iż niedopuszczalnym było wyrywanie rodzicom ich dzieci. Co ciekawe, kobieta wyglądała na naprawdę szczerą. Trochę tak, jakby, w jakimś stopniu, rozumiała albo utożsamiała się z jego cierpieniem. Doceniał to, co też było widoczne na jego twarzy. - Jestem przekonany, że doprowadzicie moją córkę do domu całą, zdrową i szczęśliwą - powtórzył po raz trzydziesty któryś tego dnia.
To, czy sam wierzył we własne słowa, czy też może próbował jedynie podnieść morale, zarówno najemników, jak i własne pozostawało tajemnicą dla wszystkich zgromadzonych w sali. Prawie wszystkich, bowiem jego doradca, stojący tuż przy tronie, doskonale znał uczucia swojego króla i przyjaciela - ale też schował tę wiedzę pod maską profesjonalizmu.
-Jeśli zaś chodzi o tego oślizgłego, spasionego ślimaka... - twarz władcy przybrała surowy wyraz, tym razem zdecydowanie nie udało mu się zapanować nad emocjami i te, szczególnie nienawiść, były dobrze widoczne. - Nie możemy pozwolić, by w przyszłości ponownie zdecydował się zagrozić bezpieczeństwu mojej rodziny. Jeśli będziecie mieli okazję, zabijcie go.
Słowa króla, wyrok śmierci wydany na przedstawiciela innej rasy, zawisły w powietrzu i sprawiły, że to nagle wydało się jakby chłodniejsze. Spoglądając na oblicze Yova, nie dało się mieć wątpliwości - gdyby przyprowadzono hutta przed jego oblicze, sam dokonałby egzekucji. Jedyną dyskusyjną kwestią pozostawało wyłącznie to, czy użyłby własnych rąk i zadusił nimi ślimaka, czy też skorzystałby ze starego, sprawdzonego ciężkiego blastera powalając osobistego wroga niczym mściciel z holowidów.
-Wyruszcie natychmiast. W hangarze przygotowano dla was broń, statki kosmiczne oraz wszystkie niezbędne informacje. - wstał z tronu i po prostu skierował się do wyjścia. Sprawa osobista, sprawą osobistą, ale królewskie nawyki były trudne do wyplenienia. Tymi słowami dał też do zrozumienia, że nie będzie zawracał sobie głowy kwestiami tak przyziemnymi jak odprawa najemników wyruszających do boju. Jego zadaniem było tylko zagrzać ich do walki.


Zeltros, Wewnętrzne Rubieże
Pałac Królewski
Hangar Gwardii Pałacowej


Hangar, w którym stacjonowały myśliwce mające za zadanie, w razie inwazji, bronić pałacu lub eskortować ewakuującą się rodzinę królewską wydawał się być pomieszczeniem bez końca. Równo ustawione dwadzieścia cztery maszyny dosłownie aż lśniły, ale można było się domyślić, że nie są to myśliwce jedynie na pokaz - podobnie jak zasiadający za ich sterami piloci nie byli wybierani ze względu na śliczne buźki. To, co jednak teraz powinno interesować to statki, które miały być przeznaczone dla najemników, gdyby zdecydowali się oni nie korzystać z własnych. Pałac królewski do ich dyspozycji oddał maszyny pozwalające im wkroczyć do walki, zarówno w przestrzeni kosmicznej, jak i lądować w gorącej strefie na powierzchni.
Pierwszą z jednostek był myśliwiec szturmowy Aggressor - wbrew swojej nazwie lekki transportowiec bojowy wyposażony w działka laserowe, jonowe i - co ciekawe - emiter promienia ściągającego. Rzecz godna, nie tylko uwagi, ale i pełnych zazdrości spojrzeń rzucanych właścicielom przez wielu łowców nagród, którzy nie mieli okazji jej posiadać. Zaraz obok postawiono dwa myśliwce Z-95 Headhunter oraz lekki frachtowiec DeepWater.
-Możecie wziąć wszystkie albo żaden, wasza decyzja - towarzyszący im doradca króla wydawał się rzeczywiście niezainteresowany tym, jaką decyzję podejmą. - Oczywiście, jeśli uda wam się uwolnić księżniczkę Chiame, wykorzystany sprzęt, nam już niepotrzebny, zostanie dołączony do waszego wynagrodzenia jako... premia. Upewnijcie się tylko, że macie wystarczająco dużo pilotów w drużynie.
Wybór, wbrew pozorom, nie był oczywisty, bowiem zarówno zabranie na akcje wszystkiego, jak i tylko jednego statku zdolnego pomieścić ich wszystkich, było równie rozsądne, w zależności od przyjętej przez nich taktyki. Do tego czasu zdążyli się dowiedzieć, że księżniczka Chiame przetrzymywana jest na planecie Klatooine. Siedziba Artaaka, według zdobytych informacji, była bardziej pałacem niż twierdzą, choć należało spodziewać się oporu ze strony jego najemnych żołnierzy oraz myśliwców - zbieraniny najróżniejszych maszyn, w tym również "brzydali" - składaków. Sercem pałacu były podziemia mogące służyć za schron na wypadek bombardowania orbitalnego.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Obrazek
Awatar użytkownika
Renno Tresta
Gracz
Posty: 36
Rejestracja: 05 wrz 2021, 23:09

Zeltronianie zgromadzili w carskim hangarze onieśmielającą stalowym blichtrem selekcję gwiezdnych łajb i różnokalibrowych egzemplarzy osobistych środków zaczepno-obronnych. Chciwe, najemnicze łapska Okudy wystrzeliły jednak w kierunku jednej z kilku szafek z lekkim sprzętem rekonesansowym. Dobytek Epicanthiksa prędko poszerzył się o termo- oraz noktowizyjną lornetkę, dwa granaty ogłuszające Czerki, standardową tarczę energetyczną (widać piechociarze i zwiadowcy różowych nie byli warci więcej niż parę strzałów z blastera), standardowy baton energetyczny (orzechowy) i papieros wydębiony od gwardzisty pilnującego całego tego ekwipunku.
Po pierwszym hauście smolistych oparów Scipio pozbył się złudzeń, że filtr w zdobycznym szlugu miał charakter więcej niż dekoracyjny. Dzięki Cantharowi za bioniczne płuca.
- Zazdroszczę kryp – rakotwórcza chmura zionęła z nozdrzy kondotiera i wzleciała ku sufitowi niczym młodszy brat Vaccandera. - ale zostanę przy swoim Lancerze. Wysłużona szmuglerska jednostka nie powinna afiszować grupy uderzeniowej.
Z dala od sali tronowej Okuda przestał baczyć na podstawy etykiety i zwyczajnie skinął ku monarszemu doradcy, by zasygnalizować pytanie.
- Zakładam, że porządnie obfotografowaliście leże Hutta z satelity. Macie jakieś detale o możliwych drogach infiltracji? Poza frontalną.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Besalisk zaśmiał się na słowa innego z najemników, stojącego obok niego. Choć twarz była skryta pod hełmem, całe ciało zafalowało od lekkiego śmiechu.
- Frontalny atak zawsze jest najlepszy. Jak dobrze uderzysz w miejsce, w które się spodziewają, to dopiero jest zaskoczenie! Ha ha!
Po tym jednak skupił się na rozciągającym się przed nim hangarze. Żadna z jednostek nie robiła na nim specjalnego wrażenia zmodyfikowanego cacka, ale, choć już nieraz robił za pilota, obecnie nie posiadał własnego pojazdu, więc postanowił nie narzekać i przyjąć co dają. Po misji będzie to dobry bonus.
- Co do statków, dajcie mi jeden z tych myśliwców. Dorzućcie też trochę granatów ze zbrojowni, tak na każdą rękę. Bo jak myślę, zadanie jakiejś dywersji spadnie najpewniej na mnie. Patrząc na was wszystkich, to będziecie chcieli się tam zakradać jakimiś tunelami, szybami, czy w inny nudny sposób.
Choć wydawałoby się, że dość lekceważąco podchodzi do samej taktyki i drogi ataku, to było to jedynie powierzchowne zachowanie, na które sobie pozwalał, trochę specjalnie podtrzymując wrażenie bezmózgiego osiłka w oczach innych istot. Już po przybyciu na miejsce, przed audiencją u samego władcy, na podstawie zasłyszanych plotek i informacji ze zlecenia postarał się, by poznać siły, jakimi dysponuje ślimak na Klatooine. Nie było tego dużo w łatwo dostępnych źródłach, ale Holonet zawsze podrzucił zdjęcie czy to z jakiegoś fragmentu pałacu, czy jakąś wzmiankę, na podstawie której można było domyślić się, czym dysponuje hutt.
Dodatkowo fakt, że mieli atakować pałac, sprawiał, że atak frontalny, gdzie mogli niemal wbić się w główne wejście, nie był wcale najgłupszym z pomysłów. Nikt nie buduje pałacu, żeby od wejścia wyglądał na twierdzę, "bo to brzydkie". Takie niefrasobliwe podejście już nie raz okazało się zgubą najróżniejszych władców, gangsterów i innych najróżniejszych istot, które w Galaktyce dysponowały w jej różnych czasach odrobiną władzy. Jego godny pożałowania nauczyciel nie raz robił mu o tym wykłady. Zdaniem Kraga dużo ważniejsze były właśnie siły, jakimi hutt dysponował, a nie samo miejsce. Dlatego też przejrzał zlecenia z przeszłości, szukając wskazówek, kogo i do czego ślimak wynajmował w przeszłości. No i kto wykonał dla niego zadanie porwania całej tej księżniczki. To ostatnie pytanie nawet go zastanowiło.
- Ej właśnie - zwrócił się do doradcy, mając totalnie gdzieś etykietę - Przy całym tym wywodzie twojego szefa, nie usłyszeliśmy jeszcze w sumie historii, jak to ta księżniczka została właściwie porwana. Ze statku? Z planety? Ślimak wspiął się po ścianie i zabrał ją z sypialni? Czy po prostu wam zniknęła?
ODPOWIEDZ