[Tatooine] Gdzieś w Układzie Tatooine

Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Ronin przybywa do Układu Tatooine

Pan Dokfin miał dobry pomysł na ich pierwszy przystanek. Układ Tatooine był takim samym miejscem bezprawia jak Nar Shaddaa, gdzie jedynym prawem było to stanowione przez huttów. Oczywiście o możliwości napotkania Imperialnych sił nie mogło być mowy. Więcej im tutaj groziło od zwykłych piratów, ale tych z kolei się nie bali. Ronin był wystarczająco szybki, by uciec przed tymi głupszymi, a ci mądrzejsi nie porywali się w ciemno na nieznany bogaty statek, który przecież mógł należeć do ślimakowatych. W obecnej chwili unosili się gdzieś w próżni, jeszcze wystarczająco daleko od samego Tatooine, by nie zostać wykrytym przez przypadkowych podróżników.
Zatrudniona przez Dokfina kobieta okazała się równie małomówna, co jej poprzedniczka, ale przynajmniej pilotem była naprawdę dobrym. Jedynie Shin I'Gami był na nią trochę poddenerwowany, bo więcej rozmawiała z jego statkiem niż z nimi. I cały czas siedziała w kokpicie, nawet nie widział, żeby poszła się porządnie umyć. Czuł się, jakby ukradła mu kumpla.
Z ładunkiem nie było do tej pory problemów. Skrzynie umieszczone w skrytkach po prostu tam były i tylko Pozz przejawiał nadmierną troskę, sprawdzając często, czy nic nie popsuło się w zabezpieczeniach przed przemieszczaniem. Poza tym był monitorowany przez Lessera, czy aby na pewno nie ma ochoty na przeszukanie ich systemów. Jak na razie jednak przejmował się tylko ładunkiem, za co chyba odpowiadał głową.
Pan Dokfin okazał się na dłuższą metę duszą towarzystwa. Choć zachowywał profesjonalny ton i nie zapominał o tym, kto jest tu pracodawcą, a kto bierze kasę, nie zamknął się w swojej kajucie, a często umilał zainteresowanym podróż pustą rozmową czy grą w sabacca. Nie chciał jedynie udzielać odpowiedzi na temat swoich interesów, jeśli już ktoś zadał takie pytanie. Przyjazny nastrój pomagał jednak wczuć się w rolę biznesowej podróży bogacza, otoczonego przez dobrze znanych mu fachowców. Jedynie Pozz traktowany był przez niego dość służalczo.
Gdy dotarli do układu Tatooine, cała załoga zrobiła przerwę na obiad, podczas której Dokfin podjął temat, nad którym mieli zastanowić się podczas pierwszej fazy lotu.
- To jak, panie I'Gami, jaka jest następna trasa? Jak pan proponuje lecieć? Inni mają do tego jakieś odmienne pomysły? Pozz podaj mi ten kieliszek przy okazji.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kara Kamari
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:21
Lokalizacja: pod Kołobrzegiem
Kontakt:

Kara rzeczywiście początek znajomości z innymi zaczęła raczej cicho, bardziej zainteresowana była statkiem i jego możliwościami, gdyż nie codziennie miała możliwość latać taką "gablotą". Nie była jakoś specjalnie przywiązana do swojego statku, dlatego chętnie zaznajamiała się z innymi, a przez to pilotaż takich okrętów miała we krwi. Wiadomo, każdy statek reaguje inaczej na pewne rzeczy, ale szybko wyczuła Ronina po starcie z Nar Shadda. Chociaż można było dostrzec, że latała tym statkiem jakby obchodziła się z jajkiem, to w rzeczywistości była bardzo skupiona. Chciała czerpać z tego lotu garściami, chcąc nacieszyć się tym uczuciem, które znane jest tylko zawodowym pilotom z pasją.

Czasami tylko przytaknęła lub rzuciła krótkim stwierdzeniem na pytania skierowane w jej stronę. Totalnie nie interesowała się tym kto z nimi leci, co przewożą, jedynie to, że leci, czym leci i jaką trasą. To była jej pasja i w tym czuła się najlepiej. Dopiero po dotarciu do systemu w którym znajdowała się planeta Tatooine, zrobiła sobie przerwę na odświeżenie się. Wzięła szybki prysznic i z jeszcze mokrymi włosami poszła zjeść obiad z resztą, wyglądała przy tym dużo atrakcyjniej, mokre włosy u kobiety zawsze sprawiają, że wygląda atrakcyjniej. Jej ubiór był praktyczny, ale oddający jej duszę, nie przykładała uwagi do świecidełek, czy niepraktycznych dodatków, ale sam krój i kolory robiły robotę. Widać było, że Kara żyje kosmosem i drogą, nie przykłada uwagi do ustatkowania się czy wywarcia wrażenia na innych, była po prostu sobą. Można było jednak zauważyć, że nie bardzo interesowała się pozostałymi, zamiast tego jedną ręką wcinała obiad, a drugą cały czas obserwowała radary i czujniki Ronina, gdyż przerzuciła zdalne odczyty na swoją holodatę. Dopiero pytanie pracodawcy o trasę sprawiło, że Kara podniosła głowę i szybko rozejrzała się po pozostałych, jakby szukała osoby odpowiedzialnej za to pytanie. Była skoncentrowana na dalszej części konwersacji, w końcu dotyczyła jej części roboty. Nie mniej, nie sprawiło to jeszcze, że zabrała publicznie głos w sprawie planów i ogólnie tego zlecenia. Właściciel okrętu faktycznie mógł się czuć, jakby ktoś próbował przejąć mu okręt, Kamari czuła się tu jak w domu.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Opuszczenie Nar Shaddaa nie zajęło im zbyt wiele czasu i nie nastręczyło problemów. Kara Kamari okazała się był kompetentną pilotką, co przedłożyło się na sprawne opuszczenie studni grawitacyjnej księżyca a po ustawieniu koordynatów skoku przez Przewodnika, formalnością było już uruchomienie hipernapędu. Podczas startu i gdy przebijali się przez kolejne warstwy atmosfery Shin obserwował monitory, które wyświetlały mu informacje z czujników. Szukał jakichkolwiek śladów mogących świadczyć o nie proszonych gościach czy raczej wścibskich, którzy chcieliby ich śledzić. Chwilowo jednak nic nie wzbudziło jego podejrzeń.

Ronin sunął przez nadprzestrzenny tunel z lekkością i dystynkcją zarezerwowaną jedynie dla gwiezdnych jachtów. Wirujący tunel niebieskiego światła opalizował na płytach pancerza statku. Widok towarzyszący podróżowaniu w hiperprzestrzeni dla większości istot był czymś niezwykłym i tajemniczym.

Jakiś czas później jacht klasy Baudo powrócił do normalnej przestrzeni. Kamari zdecydowanym ruchem wyłączyła hipernapęd by statek gładko wyhamował i zawisł w kosmosie, nie niepokojony przez nikogo. Wszyscy pasażerowie, stanowiący do prawdy barwną zbieraninę indywidualistów, zebrani byli teraz w centralnej części statku. Nic tak nie umacniało więzi jak wspólny posiłek. Shin siedział naprzeciw Dokfina, który jak się okazało był dobrym i ciekawym kompanem podróży. I'Gami nie raz już uciął z nim sobie krótkie pogawędki, z zachowaniem oczywiście, pewnej dozy profesjonalizmu. Podchodził do niego bardziej na zasadzie zawodowego dystansu i wzajemnego szacunku jakim darzyć powinni się biznesmeni. Zauważył również, że mężczyzna lubi urozmaicać sobie czas hazardem - co również należało do rozrywek Przewodnika. Właściciel Ronina planował skrzyżować karty z Dokfinem, być może podczas kolejnego etapu podróży. Teraz jednak raczył się smacznym i pożywnym gulaszem z kilku rodzajów mięs i warzyw, przegryzając potrawę od czasu do czasu, podpłomykiem.
Gdy ich zleceniodawca zwrócił się bezpośrednio do niego, nim odpowiedział, kilkoma ruchami wyświetlił nad stołem mapę galaktyki. Obraz powoli powiększał się, rysując jednocześnie przebytą już przez nich drogę. Gdy już gospodarz skończył swój posiłek, obraz wreszcie zastygł, ukazując przestrzeń wokół pustynnego świata Tatooine.
- Jak na pewno zauważyliście, przebyliśmy nie mały kawałem drogi - rzekł na wstępie i do wtóry Dokfinowi, uniósł kieliszek z lekkim, czerwonym winem, które doskonale komponowało się z gulaszem.
- Kolejny etap podróży, poprowadzi nas po obrzeżach regionów. Wykonamy kilka skoków, w pobliżu znanym ścieżek i szlaków, ale z moimi autorskimi modyfikacjami - dodał i manipulując przy klawiaturze wyświetlił kilka kolorowych tras spośród, których miał zamiar wybrać te najodpowiedniejsze.
- Kierując się tymi trasami, dotrzemy na Naboo - gdzie chcę zrobić krótki przystanek. Doskonale wpisze się to w w naszą historię zwiedzania galaktyki, którą serwujemy panu, Dokfin - przemówił znów i zakręcił rubinowym płynem w kieliszku - Kraina Jezior o tej porze roku jest doprawy miejscem, które warto zobaczyć choć raz w życiu - uśmiechnął się na wspomnienie Naboo. Planeta sporo przeszła podczas wojny, ba, nawet była pierwszą, na której zrodził się ten cały, niepotrzebny konflikt. Nie zmieniało to jednak faktu, że natura planety zapierała dech w piersi.
- Rozważam również lądowanie na Tatooine. Z dwóch powodów: możemy pisać kolejny rozdział naszej historii o zwiedzianiu galaktyki, a przy okazji, co ważniejsze, sprawdzimy, czy nie ciągniemy za sobą ogona - dodał rzeczowo i spojrzał po obecnych - Chciałbym usłyszeć wasze zdanie na ten temat.
Awatar użytkownika
Dexon Krir
Gracz
Posty: 38
Rejestracja: 06 wrz 2021, 10:57

Jak tylko Rampa od statku zamknęła się przed nosem Mandalorianina, ten zabrał wszystkie swoje manatki po czym ruszył do bliższej wolnej kajuty, zajmując ją jako osobistą przynajmniej na czas podróży. Tam też urządził się jak u siebie, układając wszystko tak by w razie jakichkolwiek problemów mógł w każdej chwili intuicyjnie chwycić za rzeczy, i ruszyć do akcji.
Kiedy wszyscy zajmowali się swoimi rzeczami, na czas skoku Dex położył się na pryczy i dosłownie odpłynął. Czujność łowcy, nie dała mu się porządnie wyspać, gdyż każdy dźwięk, szmer czy też ruch na korytarzu, wybudzał go z tymczasowej drzemki. No cóż, był na nieswoim terenie, dlatego też nie do końca mógł ufać wszystkim zebranym na pokładzie Ronina. Nie wiedział czego mógł się po nich spodziewać. Pewnie jak większość tego typu przedstawicieli tego fachu, każdy miał założoną maskę, mającą na celu odwrócenie uwagi od ukrytego własnego ja. Normalność…
Pora posiłku była idealnym momentem by omówić bieżącą sytuację i przyszłe plany. Dex zajął jedno z wolnych miejsc, odkładając swój hełm na bok, kładąc go ze starannością na stole. To chyba był ten pierwszy raz kiedy cała zbieranina załogi Ronina mogła ujrzeć prawdziwą twarz jednego z Mando. Wyraz twarzy miał ten sam, pozbawiony emocji, zimny, no do przyjemnych to nie należał. A przynajmniej tak można było stwierdzić na pierwszy rzut oka. Tak czy owak Krir nie należał do przedstawicielu klanu Mandalorian, którzy ukrywali swą prawdziwą tożsamość pod pancerzem.
Kiwnął wszystkim zebranym wokół stołu po czym zabrał się za konsumpcję posiłku. W międzyczasie przysłuchiwał się temu co mieli do powiedzenia właściciel statku i sam pracodawca, który ich zatrudnił. Wzorkiem omiótł wszystkich zebranych, głównie skupiając uwagę na właścicielu Ronina.
- Jestem za tym, by trzymać się jak najdłużej zewnętrznych rubieży. Idealne miejsce by nie zwracać na siebie zbędnej uwagi. Huttowie mało będą zainteresowani ładunkiem, który przewozimy. Lecąc przez tereny będące pod jurysdykcją Imperium, prędzej zwrócimy na siebie uwagę, co zapewne doprowadzi do niepotrzebnych kontroli, które jak już wiemy wolelibyśmy ominąć – tutaj przerwał, tym razem skupiając swój zimny wzrok na Dofkinie
-Chyba, ze masz zatargi z samym kartelem to i na Tatooine możemy nie być bezpieczni. – wpatrywał się w niego, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
Awatar użytkownika
Rhel Lok
Gracz
Posty: 22
Rejestracja: 31 sie 2021, 19:53

Po zamknięciu rampy szybko okazało się, że statek się podniósł i zaczął wyrywać się ze studni grawitacyjnej księżyca przemytników. Rhel cały czas pozostawał czujny nie wiadomo było czy ktoś jednak Dofkina i jego towaru nie chciał przejąć, czy nie obserwował ich już od jakiegoś czasu. Na to nigdy nie było pewności, ale najwyraźniej właściciel Ronina już zajął się śledzeniem poprzez czujniki czy ktoś rzeczywiście nie jest aż nazbyt wścibski. Lot się rozpoczął.
Lok miał chwilę teraz dla siebie, a raczej chwile na odpoczynek w swojej kajucie szybko się zadomowił i bardzo szybko ją całkiem dokładnie przepatrzył pod kątem urządzeń ochronnych jakimi są piękne i cudowne kamery, nie miał zamiaru ich tolerować jeżeli jakiekolwiek znajdowały się na okręcie, w razie czego szybko przykrył ich wizjery. Miał teraz parę chwil, aby przeczyścić cały swój sprzęt łącznie z pancerzem, co jak co, ale trzeba było o swoje zabawki dbać, a zbroje szanować, nosić ją i czyścić wszak o tym mówiło Resol'nare. Więc kiedy został w swojej samotności to mógł spokojnie z siebie zdejmować części pancerza, aby powoli i dokładnie je wyczyścić, a także sprawdzał dla pewności sprawność systemów. Podobnie uczynił z pistoletami blasterowymi, rozłożył je i dokładnie oczyścił każdą część z nich, aby przy walce nie okazało się, że coś się w nich zatnie, albo że ogniwo się szybciej przegrzeje bo coś je dodatkowo podgrzewało. Jednak nie można było żyć w swoim pokoju, więc Rhel również przebywał z innymi w centralnych częściach jachtu. Jak się okazało Dofkin lubił sobie pograć w sabacca, więc gdy była tylko okazja to parę rundek sobie z nim pograł, jeżeli ktoś go pytał o jego przeszłość to raczej odpowiadał zdawkowo, nie chciał się tym dzielić, a przynajmniej dla ludzi do których nie miał większego zaufania. To że z nimi współpracował to nie oznaczało, że zaskarbili sobie jego zaufanie, co prawda jakieś musiał do nich mieć wszak musiał polegać na ich locie, trasach i umiejętnościach, ale to były te podstawy, te najniższe wymagania, które są niezbędne do dobrej koegzystencji.
Na zebraniu w jadalni spokojnie siedział na skraju jednej z kanap, w przeciwieństwie do drugiego Mandalorianina Lok nie ściągał hełmu, a przynajmniej nie przy wszystkich, nie mieli okazji zobaczyć jego twarzy, dlaczego? Ponieważ nie miał na to ochoty, jedynie co to odchylał go nico, aby władować nieco obiadu do ust. Jadł jakąś potrawkę z jakiegoś zwierzęcia, który mu całkiem dobrze smakował, zwłaszcza z tym sosem słodko-kwaśnym. Kiedy padały pytania i odpowiedzi on spokojnie konsumował swoje jedzenie.
- Przystanek na Tatooine jest dobrym pomysłem - powiedział wskazując na nich widelcem, ale nie podnosząc do góry swojej głowy. - Chwila odpoczynku i przepatrzenia czy ktoś nie siedzi nam na ogonie, a poza tym można zawsze uzupełnić jakieś zapasy przed dalszymi skokami. - dodał po chwili. - Zawsze też możemy zasięgnąć na samej planecie nieco informacji. Może coś w okolicznych systemach się dzieje i warto będzie wiedzieć? - o tym, że wpasowywało się to w ogólny charakter ich podróży już było wspominane, więc on nie miał zamiaru tego powtarzać, skoro jakiś bogacz sobie podróżuje po galaktyce to dlaczego nie zahaczyć o pustynną planetę z dwoma gwiazdami? Z wielu powodów nie warto, ale jakiś to swój urok miało...
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

-No, to ustalone! - wykrzykną uradowany Shin i skinął na Karę:
- Jak już najesz się do syta, szykuj "Ronina" do lądowania na Tatooine - uniósł swój kieliszek i wzniósł toast:
- Za przygodę! - powiedział wesoło i osuszył szkło - Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o kremie z filtrem, Dokfin. Te bliźniacze słońca Tatooine, potrafią nieźle przysmażyć tyłek - zaśmiał się i wyciągną wygodnie na swoim krześle. Atmosfera była pogodna i chociaż trochę beztroska - przynajmniej dla tych, którzy potrafili wyluzować. Dexon był pierwszym z pary Mando, który zdecydował się ukazać im swoją facjatę. Krótko ścięte włosy, zimny wzrok, jakaś blizna na twarzy - typowy zabijaka po przejściach. Lok za to nadal powściągliwy, uchylił ledwo usta spod hełmu, aby spożyć posiłek. Przynajmniej się odzywał, nie to co ich pilotka.
- Wygląda na to, że nawet gdybym zaprotestował, i tak zostałbym przegłosowany - odparł rozbawiny biznesmen z lekkimi wypiekami na twarzy. Zdecydowanie był mniej powściągliwy z piciem wina w porównaniu do Shina - Poz, dolej mi jeszcze tego wina z Aldeerana - rzekł rozkazującym tonem, do cichego Chissa, który natychmiast spełnił polecenie. I'Gami zastanawiał się czy ta relacja kryje za sobą coś więcej. Postanowił sobie, że przyjrzy się tej parze z dystansu nim wyciągnie jakieś wnioski.
- Deser? - zapytał zgromadzonych i wybrał z menu porcję lodów - Do produkcji tych lodów wykorzystano lód z Hoth - polecam spróbować! - zachęcił innych po czym zaczął pałaszować swoją porcję.

Jakiś czas później Kara za sterami a Shin na miejscu drugiego pilota przygotowywali jacht Baudo do lądowania. Smukły, czarny obiekt na te jeszcze czarniejszego kosmosu sunął ku pustynnemu światowi z każdą chwilą skracając dystans.
- Szacowany czas do lądowania to dziesięć minut - rzekł przez interkom informując wszystkich obecny na pokładzie - Proszę przygotować się do manewru wejścia w atmosferę - dodał wyznaczając kurs na lądowiska Mos Eisley. Chissanka pilotowała zgodnie z wytycznymi a Shin udzielał jej niezbędnych wskazówek i wysyłam konieczne informacje do kontroli lotów - o dziwo działającej! Co w sumie rzadko się zdarzało na światach takich jak Tatooine. "Ronin" opadał ku powierzchni, kierując się do największego miasta Tatooine, które powoli budziło się do życia - nadchodził poranek. Wschód bliźniaczych słoń to też jeden z tych widoków, które trzeba zobaczyć choć raz w życiu.
Awatar użytkownika
Kara Kamari
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:21
Lokalizacja: pod Kołobrzegiem
Kontakt:

Młoda chissanka ożywczo zareagowała na wieść o dalszym locie. Zostawiła swój obiad w połowie, gdyż jadła dużo wolniej od innych, i wstała od stołu ze swoją holodatą, kierując się biegiem w stronę kokpitu. Szybko jednak wróciła na wieść o lodach, szczególnie tak ekstrawaganckich. Zgarnęła swoją porcję i potruchtała z powrotem do kokpitu, gdzie jednocześnie zajadając lody, szykowała systemy i statek do zejścia w atmosferę. Szło jej to zdecydowanie sprawnie, jakby nie pierwszy raz jadła w kokpicie. Na swoim statku przeważnie tak jadła obiady, przesiadywanie samej w mesie nie było zbyt atrakcyjne, więc po prostu jadła w trakcie lotu. Shin dołączył do niej akurat w momencie kiedy wylizywała miskę, kiepski moment. Odczepiając miskę od swojego języka, na nosie pozostała jej stopiona kropka z lodów, którą szybko wytarła. Dziewczyna ewidentnie nie należała do tych ułożonych, grzecznych panienek, miała swój styl bycia i kompletnie nie przejmowała się opinią innych...przynajmniej tak się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.

- Świetne lody. I jak tu nie zazdrościć bogatym? - rzuciła z krótkim śmiechem, odstawiając miskę na pierwszą lepszą półkę. Śmiech istoty z takim kolorem oczu, mógł być dla niektórych przerażający, co stety Kira lubiła wykorzystywać.

Dziewczyna przeklikała kilka przełączników, ustawiła dodatkowe parametry i chwyciła za stery. W jej przybranej pozycji i skupieniu, można było dostrzec coś...zwiastującego. Dosłownie kilkanaście sekund później, statek zanurkował w głąb atmosfery pod znacznie ostrym kątem. Sztuczna grawitacja robiła swoje, ale mimo to można było poczuć, że statek znacząco przyśpieszył, nadając wszystkim na pokładzie dodatkowego ciążenia, pchającego ich na tył statku. W kokpicie natomiast, można było usłyszeć świst powietrza opływającego statek pod dużą prędkością. Kira chciała sprawdzić na co stać ten okręt, nie wyciągała jednak limitów, na tyle jeszcze go nie wyczuła, ale znacząco odstąpiła od łagodnego i spokojnego zejścia do portu. Wyciągnęła statek do horyzontu dopiero 1500m nad powierzchnią, co spowodowało, że wszyscy na statku doznali chwilowej trzykrotności swojej wagi, wciskając ich w podłogę.

- Świetny statek, nie tak zwrotny jak mniejsze jednostki ale i tak, robi robotę. Ale nie rzuca nim przy gwałtownym zejściu, nie to co mniej aerodynamiczne konstrukcje. Zazdroszczę. - obróciła głowę w stronę drugiego pilota i uśmiechnęła się, jak gdyby nigdy nic, jakby nie robiło to na niej wrażenia, jednak było widać w jej oczach tę "iskrę", spowodowaną tym manewrem.

Chociaż miała całkowicie wyrąbane na opinię właściciela, to była ciekawa czy skomentuje ten manewr. W końcu po to ją wynajęli, aby potrafiła wykorzystać atuty okrętu, a nie po prostu przelecieć się z punktu A do punktu B. Dalsza część trasy do portu przebiegła gładko, chociaż lecieli nisko nad powierzchnią i sunęli z dużą prędkością. Zejście z orbity wprost do portu było zbyt nudne, tak przynajmniej mogli podziwiać krajobraz planety.

Kara posadziła okręt w porcie z gracją, wyłączyła systemy i silniki, a następnie obróciła się w fotelu w stronę Shina.

- To jaki jest plan na postój tutaj? Koniecznie muszę wypić drinka, a potem kupić jakąś pamiątkę stąd, kolekcjonuję szpargały z każdego portu który odwiedzę, takie hobby. - uśmiechnęła się. Zdecydowanie była energiczna i nie lubiła nudy, chociaż jak każdy czasami miewała ciche momenty na przemyślenia.
Awatar użytkownika
Dexon Krir
Gracz
Posty: 38
Rejestracja: 06 wrz 2021, 10:57

Dexon nie ruszał alkoholu. Raczej nie należał do mężczyzn, którzy gustowali w tego typu używkach. Preferował wodę, bądź inne cieczę nie zawierające alkoholu. Co nie oznacza, że nie było sytuacji w których by sobie nie pozwolił na „chwilę szaleństwa”.
Wykonywał misję, a w trakcie każdego z zadań jakie zostało mu powierzone preferował by jego zmysły były w pełni sprawne. Alkohol otępiał umysł, rozwiązywał język a nawet powodował ogłupienie czy też wybuchy niepotrzebnej agresji.
Na żarty, zaczepki czy też śmieszne bądź smutne sytuacje reagował w taki sam, nie emocjonalny sposób. Nie przywiązywał się do grupy, gdyż dobrze wiedział, że prędzej czy później przyjdzie mu stracić z nimi kontakt, bądź jedno z zebranych osób w głównej sali pokładowej może nie przeżyć.
- Ja pójdę przyszykować sprzęt. Dajcie znać jak wylądujecie – odezwał się, podnosząc się od stołu.
- Dziękuje za posiłek – dodał, kiwając głową, po czym założył hełm i ruszył do swej kajuty, gdzie mógł spędzić w spokoju resztę wolnego czasu. Tam też mógł na spokojnie oczyścić cały swój ekwipunek, dokładnie sprawdzając działanie każdego elementu wyposażenia. Nie lubił sytuacji w których dochodziło do zacięcia się broni czy też ważnych podzespołów zbroi. Tatooine było przeklętym miejscem, a z doświadczenia pamiętał dobrze, że tam gdzie piasek tam częste problemu z uzbrojeniem a w szczególności samą bronią.

Nawet nie zwrócił uwagi kiedy tak szybko podróż minęła, a sam Ronin osiadł na jednym z wolnych lądowisk w jednych z większych miast piaszczystej planety o dwóch słońcach. Prędzej czy później wiedział, że ponownie postawi stopę na tej planecie. Nie raz miał okazję pracować dla przeróżnych szumowin, nie wspominając o samym kartelu..
Dex stanął w głównej Sali zebrań, uzbrojony w cały swój rynsztunek. Rozejrzał się po zebranych, skupiając głównie swój wzrok na pracodawcy.
- Panie Dofkin. Rozumiem, że ładunek jest priorytetowy dlatego też dla bezpieczeństwa tych skrzyń pozostanę na statku. Różne szumowiny krążą po tego typu portach i tylko szukają zwady by znaleźć sposób na łatwy zarobek czy raczej rabunek. Będziemy mieć pewność, że skrzynie pozostaną pod ochroną, a Shin nie będzie musiał martwić się o swoje cacuszko – ostatnie dwa słowa wtórował uderzeniem pięści o ścianę od statku.
Awatar użytkownika
Rhel Lok
Gracz
Posty: 22
Rejestracja: 31 sie 2021, 19:53

Więc to wszystko było postanowione i każdy zagłosował za tym, aby wylądować na planecie ogrzewanej przez dwie bliźniacze gwiazdy. On wtedy jeszcze spokojnie jadł nie miał zamiaru gdzie się śpieszyć. Kiedy Shin zakrzyknął o toaście to ten po prostu podniósł szklankę z sokiem z jakiegoś tropikalnego owocu do góry, nie chciał pić alkoholu przynajmniej nie teraz, miał zadania do wykonania, a alkohol przytępiał zmysły, a na to nie mógł sobie pozwolić, musiał być czujny nie ważne gdzie się znajdują. Profesjonalizm w pierwszej kolejności, zabawa potem. To jak wyglądała relacja Poza i Dofkina była widoczna od dawna i szczerze Rhel miał ją gdzieś, został wynajęty do ochrony i tym się będzie zajmował. Lok w tym czasie nadal pałaszował swojego steka, jak właściciel Ronina zaproponował deser to miał odmówić, ale ostatecznie dlaczego by nie spróbować? Szybko nie będzie miał okazji spróbowanie czegoś tak rzadkiego jak lody, które składnik miały lód sprowadzany z Hoth... Więc spokojnie jadł swoją porce deseru i musiał powiedzieć, że były całkiem dobre, za pewne jego kubki smakowe, które przyzwyczajone były do jedzenia słabszego jakościowo. Po zjedzeniu wytarł usta szmatką i zsunął hełm, aby całkowicie przykrył jego głowę.
- Sprawdzę jeszcze swój sprzęt przed lądowaniem - rzucił do nich po czym ruszył do swojej kajuty. W środku miał zamiar jeszcze raz wszystko dobrze sprawdzić. Parę razy przypiął i odpiął swój miotacz ognia, sprawdził blastery i upewnił się czy wszystko jest w porządku w systemach pancerza, nie chciałby się zdziwić w walce, że coś jest nie tak, no i bardzo ważne sprawdził czy kama dobrze leży, symbolu mandaloriańskiej kultury nie można było źle traktować!
Wyszedł ze swojej kajuty i zaczęła się zabawa momentalnie poczuł, że jacht przyśpiesza, nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nagle nie poczuł, że ciążenie się zmienia, momentalnie chwycił się za ramę drzwi, przejścia oddzielającego główną sale od korytarza do ich kajut. Czuł to coraz mocniej, najwyraźniej pilotka postanowiła się mocniej zabawić. Po chwili musiał się złapać jeszcze mocniej jak wszystko zaczęło wracać do normy. Wkroczył do sali, czekając na resztę, ale jak widział Dofkin i jego pomagier już tam byli. Gdy dołaczył Dex i wyraził swoje zdanie to Lok miał nieco inne.
- A ja z chęcią wyszedłbym na ląd i nieco poczuł ziemi pod stopami. Jeżeli chcecie się przejść to mogę razem z wami, chociaż w takich strojach to łatwo zwrócicie na siebie uwagę - rzucił do nich Mandalorianin. Łażenie w bogatych strojach tylko by prosiło się o wpierdol i próbę obrabowania, a potem zapewne jeszcze chęć tego, aby zająć ładunek okrętu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Położone na południowym wschodzie Pustkowi Jundlandii, osiemdziesiąt kilometrów na północ od Anchorhead, Mos Eisley jest największym osiedlem na niesprzyjającej życiu, pustynnej planecie Tatooine. Obecnie w mieście żyje około sześćdziesięciu pięciu tysięcy mieszkańców, którzy stanowią kolorową mieszankę najróżniejszych kultur i ras z całej galaktyki. Miasto, znane jako "najbardziej szubrawe miejsce w całej galaktyce", w dużo większym stopniu niż pozostałe osiedla na Tatooine, ściąga do siebie przemytników, pospolitych morderców i inne galaktyczne szumowiny. Schronienie tutaj znaleźć mogą ci, którzy starają się ukryć przed Imperium Galaktycznym - należy jednak uważać, bowiem miejsce to roi się od łowców nagród szukających łatwego zarobku.
Wszyscy jednak zgodzili się, że czy to dla przykrywki, czy rozprostowania nóg, czy sprawdzenia pościgu zatrzymają się na Tatooine. Gdy wychodzili, ich pracodawca rzucił jeszcze do zebranej wychodzącej grupy:
- Oczywiście, że nie mam zatargów z kimś z Tatooine. Nie taki przedsiębiorca jak ja. Tutaj działają same niegodne uwagi szumowiny.
Przed wyjściem zatrzymał ręką swojego pomocnika chissa i wskazał wnętrze statku.
- Pozz sprawdź w międzyczasie nasz ładunek. Nie chcę, żeby mu się cos stało. Wiesz, ze będę bezpieczniejszy, gdy go sprawdzisz co kilka standardowych godzin.
***

Nie uszli wielu kroków od lądowiska a ich oczom ukazał się dość niecodzienny widok jak na tą pustynną planetę. Nawet Shin, dość obyły w przeróżnych miejscach, jeszcze nie napotkał na taki widok w Mos Eisley. Przed nimi pustynne i zwykle dość monotonne ulice miasta pełne były kolorowych straganów, ozdób i ogólnego gwaru bawiących się istot. We wszystkich kierunkach dostrzec można było też pijanych już bywalców kantyn, naciagaczy, naganiaczy, czy panie lekkich obyczajów wszelkich ras. Na kilku skrzyżowaniach gromadziły się większe tłumki, by uczestniczyć w jakichś zawodach. Gdzieś z oddali było słychać strzały, ale bez towarzyszących im krzyków a z aplauzem, który sugerował kolejną konkurencję. Był to widok dość niezwykły dla tego miejsca, a powód tego wszystkiego był im nieznany.
Tuż przed nimi wyrósł jak z podziemi niski człowieczek i od razu zaczął machać rękami w różnych kierunkach, do wtóru próbując przekrzyczeć tłum.
- To jest Tatooine! Chodźcie i zabawcie się w kantynie Wielkiego Spaślaka! A może panienki? Może trochę hazardziku?
Jeśli ktoś z ich grupy był zainteresowany ciekawymi propozycjami ich samozwańczego przewodnika po Mos Eisley, to musiał się obejść smakiem, bowiem czujny mandalorianin Rhel szybko spacyfikował potencjalnego oszusta. Najzwyczajniej w świecie wziął go za fraki i usunął z ich drogi, rzucając na ścianę najbliższego budynku. Gadatliwy mężczyzna osunął się nieprzytomny, właśnie w tym momencie sam stając się celem innych ulicznych przestępców.
- No dobrze, to jak przywitanie się z tubylcami mamy już za sobą, to gdzie idziemy? - rzucił Dokfin. - Chętnie poznam powód tego całego zamieszania. Tutaj widzę rozrywki głównie dla plebsu, na pewno jest gdzieś tutaj lepsza rozrywka.
- Czy to to? - rzuciła Kara.
Palcem wskazała na wielki plakat przyklejony do jednej z piaskowych ścian, przedstawiający ścigacza z tak samo wielkim napisem obwieszczającym wyścigi, które miały rozpocząć się jutro z rana.
***

Tymczasem w ich opłaconym i pilnowanym doku było o wiele spokojniej, choć i tu zewsząd było słychać odgłosy zabawy. Pozostała na miejscu trójka: Pozz, Dexon i droid nie zamierzała jednak rzucać się w wir ulicznych rozrywek. Gdy tylko druga grupa zniknęła im z oczu, chiss zwrócił się do droida.
- Będę musiał sprawdzić każdą ze skrzyń i potrzebuję przewód ładujący. W każdej ze skrzyń jest system utrzymujący idealną temperaturę i wilgotność odpowiednie dla... zabytków i dzieł sztuki. Pan Dokfin jest bardzo wrażliwy na tym punkcie.
Obrazek
Awatar użytkownika
Dexon Krir
Gracz
Posty: 38
Rejestracja: 06 wrz 2021, 10:57

Chwila relaksu dla szefa oraz jego świty. Było to potrzebne każdemu. Chociaż, sam efekt jaki przybierał o dech w piersi był nad wyraz zaskakujący. Nie miał pojęcia czy to właśnie odbywał się jakiś dziwny festyn, czy to może jakieś święto, czy to po prostu zwykły dzień na Tatooine. Szczerze mówiąc to nigdy nie odwiedził tego słynnego miasteczka jakim było Mos Eisley.
Do tej pory trzymał się mniej zaludnionych miejscowości, albo raczej takich co to na pewno nie dorównywały wielkością do tej ogromnej mieściny. Sam widok tego kolorowego miasteczka był naprawdę przyjemny dla oka. Doświadczone oko dojrzy w tym tylko przykrywkę prawdziwego świata jakim było Tatooine. Wymuszenia, haracze, morderstwa, porwania, pobicia, gwałty i tak dalej i tak dalej…
Lista wydłużała się z każdą sekundą a można byłoby ją wymieniać w nieskończonośc. Dlatego też podejmując decyzje pozostania na statku, Dex musiał w pełni skupić na powierzonym mu zadaniu. Jak już wspomniał został wynajęty do ochrony ładunku, a na chwilę „rozrywki” nie miał zamiaru rezygnować ze zleconego zadania. Nawet jeśli sam Dofkin miał zaraz paść trupem i gryźć glebę w najbliższym, śmierdzącym rynsztoku.
Słysząc słowa Chissa, przechylił lekko głowę na bok. Wiedział, że dogłębne interesowanie się samym ładunkiem nie należało do profesjonalnego zachowania, ale tym razem coś go tchnęło by może zajrzeć do tego co tak naprawdę było przewożone w skrzyniach. Był to idealny moment, gdyż sam Chiss chciał przyjrzeć się ładunkowi a droid miał mu w tym wszystkim pomóc. Skoro wzmianka była o temperaturze oraz wilgotności to może w samym środku znajdzie coś „żywego” a raczej coś co było przytrzymywane przy życiu.
- Mogę Ci pomóc. Na ten moment i tak nie mam nic lepszego do roboty, a każda para rąk może się przydać – zwrócił się do przydupasa Dofkina, licząc, ze Chiss skorzysta z jego usług.
- Jak pojawią się problemy to wtedy zadziałam, a na ten moment wykorzystajmy ten czas jak najlepiej możemy – dodał, zbliżając się do zebranej dwójki w postaci droida i niebieskoskórnego przedstawiciela jednej z kolejnych ras zamieszkujących przeróżne części galaktyki.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Shin pozytywnie ocenił lądowanie Chissanki. Może odrobinę nazbyt spontaniczne i odrobinę dziecinne zachowanie, ale widać było, że talentu do pilotażu młodej kobiecie, nie brakowało. Z aprobatą pokiwał głową i pochwalił ją:
- Dobrze latasz - Ronin pokaże ci jeszcze nie jedno, jeśli dobrze będziesz go traktować - rzekł i rozpiął pasy by wstać z fotela.
- Jeśli chodzi o plan zwiedzania, to zapewne ułoży się on sam, jak tylko opuścimy pokład - dodał jeszcze i poklepał dziewczynę po ramieniu a następnie opuścił kokpit, by przygotować się do zwiedzania.

Gdy delegacja składająca się z Shina, Dokfina, Kary i Loka opuściła pokład Ronina, żar uderzył ich z niesamowitą intensywnością. Pora była jeszcze w miarę wczesna, ale temperatura zdecydowanie wysoka. To niebywałe, że w tak suchym i upalnym miejscu, żyli ludzie, którzy parali się zbieraniem wilgoci z powietrza. Niesamowite, że ktoś był tak cierpliwy aby parać się tak trudnym i nużącym zajęciem. Nie mniej jednak, planeta miała do zaoferowania o wiele więcej. I okazało się to już w kilka chwil po wyjściu z lądowiska.
- No, no, no... - rzekł urzeczony Shin gdy objął wzrokiem tłumnie zebranych mieszkańców planety. Wydaje się, że trafili na jakieś lokalne święto. Plejada dźwięków, zapachów, kolorów i ogólnej atmosfery wyczekiwania uderzyła ich swoją intensywnością. Gdy Kara wskazując na plakat zasugerowała odpowiedź na pytanie Dokfina, Shin pokiwał głową i rzekł:
- Jestem prawie pewien, że to święto Boonta, czyli wielki wyścig. Jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami, że będziemy mogli je oglądać! - mówił głosem faktycznie przeciekającym podnieceniem. Właśnie dla takich świąt i wydarzeń, warto było podróżować po galaktyce. Różne kultury, różne wierzenia i zwyczaje. Szli w głąb morza straganów i kramów, tu i tam zatrzymując się by coś obejrzeć i czegoś spróbować. Shin raz po raz podpowiadał półgębkiem co można, czego nie, co warto a czego nie koniecznie, włożyć do ust. Przewodnik spełniał się w swej roli.
- W tej części galaktyki wyścigi są bardzo popularne - mówił gdy stali przy kramie z przekąskami. I'Gami wyłożył kilka kredytów i odebrał od sprzedawcy cztery porcie i rozdzielił je pomiędzy grupę - Wielka prędkość, wielkie niebezpieczeństwo, wielka sława dla zwycięzcy - dodał gdy już skosztował swoją porcję.
-Co, Pan na to, Dokfin... zaryzykujemy i kupimy stajnię? - zapytał pół żartem, pół serio Shin, puszczając oko do biznesmena. Udział w Boonta's Eve to dopiero byłoby przeżycie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Dokfin również wpatrywał się w plakat z zainteresowaniem.
- Stajnie może nie, ale z chęcią przeszedłbym się, by zobaczyć zawodników i ich maszyny. A potem na któregoś postawię. Myślę, że do jutra mamy czas. Ale po wyścigu musimy lecieć dalej - dodał z naciskiem.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kara Kamari
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:21
Lokalizacja: pod Kołobrzegiem
Kontakt:

Wyścigi. Kara lubiła wszystko co jest szybkie i głośne, nie miała zamiaru przepuścić okazji ujrzenia tego widowiska. Cieszyła się, że pracodawca sam przystał na tę propozycję, przynajmniej nie będzie zmuszona prosić. Za nic nie przegapi wydarzenia, ale tak jak sobie obiecała, wpierw pozwiedza sobie, kupi jakąś oryginalną pamiątkę z Mos Eisley i strzeli sobie drinka. Skoro do jutra mają zamiar tu zostać, to nie zaszkodzi jeden wypad, zresztą nie miała zamiaru się upić, a jedynie spróbować tutejszych specjałów. Nie kręciły jej surowe trunki, a jedynie te zmiksowane jakoś ciekawie z owocami lub innymi rzeczami.

- Super, wiele słyszałam o tych wyścigasz, fajnie że zostajemy. - odparła z entuzjazmem. - Ja skoczę na miasto, pozwiedzać czy coś. Pierwszy raz odwiedzam ten port. Ktoś ze mną? - zapytała obecnych, chociaż wątpiła aby ktokolwiek z nią poszedł. Wszyscy byli tacy poważni i profesjonalni do bólu, kto poszedłby w miasto z taką otwartą i rozrywkową dziewczyną? Nie przeszkadzałoby jej to w każdym razie, przywykła do tego i umiała zorganizować sobie czas sama w razie czego.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Wyraźnie rozczarowany Shin wzruszył ramionami.
- Cóż, obstawianie wyścigów to zawsze coś - rzekł i zanotował w pamięci, że Dokfin pomimo przystania na jego propozycję, nadal mocno się spieszy - Wyruszymy zaraz po zakończeniu wyścigów - obiecał jeszcze zleceniodawcy i przeniósł spojrzenie na Chissankę. Przez chwilę rozważał jej słowa, po czym przemówił:
- Nie sądzę aby rozdzielanie się było dobrym pomysłem - rzekł w końcu i położył jej dłoń na ramieniu - Wiem, że potrafisz o siebie zadbać, ale w takich miejscach bezpieczniej jest trzymać się razem. Bezpieczniej dla wszystkich - dodał i niemal niezauważalnie kiwnął w stronę biznesmena. Dał tym samym do zrozumienia, że mimo wszystko pilnowanie bogacza to też ich rola, nie ważne jak sprawni w boju są Mandalorianie.
- Ruszajmy więc, na poszukiwanie informacji i pamiątek - powiedział i znów poprowadził swoich podopiecznych przez kolorowe kramy, łowiąc strzępki rozmów i starając się wybrać z nich te informacje, które najbardziej go interesowały - a mianowicie, kto jest faworytem w jutrzejszych zawodach.
Barwna kompania z Shinem, skrywającym twarz pod kapturem, ruszyła na poszukiwanie skarbów.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 01 wrz 2021, 16:52

Lesser był, standardowo, w maszynowni, gdy "Ronin" zbliżył się do Tatooine i podszedł do lądowania. Siedząca za sterami chisska nie podeszła do sprawy spokojnie i ekonomicznie, wykręciła niezłą akrobację przy podchodzeniu. Lesser odczuł manewr zarówno jako fizyczne przeciążenie, jak również, a może nawet bardziej, jako skok mocy silnika i tłumików bezwładności, gdy automatyczne systemy błyskawicznie skompensowały akrobacje. "Ronin" oczywiście zniósł ten manewr bez szwanku, a nawet bez szarpnięcia, tak dobrze wyregulowane miał wszystkie systemy. Po chwili repulsory zadziałały bez zarzutu, gdy jacht opuścił się na miejsce hangarowania.

Załoga szybko podzieliła się rolami. Okazało się że w mieście właśnie trwało święto, festyn czy cokolwiek takiego. Droid błyskawicznie wyszukał dane na temat Wielkiego Wyścigu Boonta, najwidoczniej największego święta na planecie. Jego najważniejszym elementem był wielki wyścig podów, a zwycięstwo było uznane za bardzo prestiżowe właściwie w całej Galaktyce. Lesser stwierdził, że będzie śledził wyścig i przeanalizuje dokładnie osiągi biorących w nim udział maszyn. Nie mógł jednak opuścić "Ronina", musiał dopilnować by portowe droidy zajęły się nim jak najlepiej. To jednak mogło poczekać, na razie Pozz zwrócił się do niego o pomoc... w oporządzeniu skrzyń z ładunkiem. Dziwne.
- Oczywiście przewód ładujący będzie do pana dyspozycji. Jeśli można wiedzieć, jakie mają być dokładne parametry otoczenia panującego wewnątrz skrzyń?
Droid udał się do podręcznego magazynku przy maszynowni i przyszykował przewód ładujący. Jednocześnie z otchłani swojego pasa wydobył kapsułę zawierającą mikrosondę, służącą do sprawdzania przepustowości najcieńszych przewodów. Ukrył ją zręcznie w dłoni i powrócił do chissa. Droid nie sądził, by mógł tak po prostu zajrzeć do skrzyń, liczył jednak że gdy będą dokonywać zdalnej inspekcji będzie mógł wypuścić sondę, która znajdzie nieszczelność prowadzącą do środka. Sonda nie wysyłała żadnych sygnałów i zdawała raport po powrocie - tak mały nadajnik nie miałby siły by przebić się przez ściany badanych obszarów. Energetyczna sygnatura była tak znikoma, że praktycznie nie do wykrycia.
Awatar użytkownika
Kara Kamari
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:21
Lokalizacja: pod Kołobrzegiem
Kontakt:

Chociaż nie było to coś, co Kara sobie zaplanowała, to w głębi wiedziała, że propozycja Shina to dobry pomysł. Bywała w innych portach na Tatooine i doskonale wiedziała, że nie jest to planeta na której chce się wpaść w kłopoty. Uśmiechnęła się jednak, kiedy Shin nie pozbawił jej widoków na zdobycie pamiątki, przynajmniej tyle.

Prowadząc ich przez kramy, chissanka była skupiona głównie na oglądaniu lokalnych towarów i rękodzieła. Wiedziała wiele świetnych rzeczy, czasami zatrzymywała się na kilka sekund aby się dobrze przyjrzeć, ale nic jeszcze nie wpadło jej w oko. Była dość energiczna, wyglądała bardziej jak dziecko chcące za wszelką cenę kupić zabawkę...ale to było zwodnicze. Kara po prostu nie skupiała się na trudach życia i jego ciemnej stronie, szukała we wszystkim czegoś dobrego, ale nie była też głupia i ślepa, umiała o siebie zadbać kiedy sytuacja robiła się napięta.

Nim jednak reszta ekipy zdążyła się na czymkolwiek skupić, wtedy jakiś człowiek i twi'lek przelecieli przez jeden ze straganów, pędząc boczną uliczką i wpadli razem z zawartością straganu na Dokfina. Twi'lek całkowicie nie przejął się tym faktem, a zamiast tego podniósł się z widoczną agresją i zaczął okładać nieznajomego człowieka po twarzy.

- Oddawaj kurwo moje kredyty, jebany złodzieju. - krzyczał w jego stronę.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Pozz sprawdził coś w swoim podręcznym komputerze i poczekał aż droid przyniesie mu przewód pod pierwszą ze skrzyń.
- Och, temperatura jest bardzo niska. Znaczy, bardzo niska jak dla istot żywych, dla droida twojego typu nie stanowiłoby pewnie większej różnicy.
Młody chiss, po kliknięciu polecenia na swoim komputerze, otworzył stojący przed nim ładunek. Chociaż słowo otworzył było dużym wyolbrzymieniem. Po poleceniu nadanym z urządzenia, wieko skrzyni podniosło się odrobinę do góry, a w miejscu rozsunięcia obydwu połówek pokrywy pojawiło się miejsce na złącze. nie więcej niż dziesięć centymetrów. Tym sposobem nie było szans, by nawet spojrzeć, co jest pod rozsuniętą zasłoną. Technik szybko podłączył kabel i nawet nie zauważył, gdy mikrosonda wśliznęła się w szczelinę złącza. Lesser zanotował zaś, ze pobór energii jest naprawdę spory, bardzo nietypowy jak na ładunek tych rozmiarów.
Tuż przed tym jak zakończyli proces przy pierwszej ze skrzyń, sonda wróciła równie niezauważona. Droid szybko odczytał dostarczone przez nią informacje. Nie mówiły one jednak wiele, ale zawsze coś. W środku znajdowała się kolejna skrzynia, zamknięta równie szczelnie jak pierwsza, z jednym tylko przodem zasilającym od gniazda z zewnętrznej skorupy. Sygnał sądy pozostał jednak stłumiony przez wewnętrzną ścianę i nie zbadał zawartości wewnętrznej ze skrzyń.
***

Ochrona Dokfina w postaci mandalorianina zareagowała szybko i sprawnie, odgradzając ich pracodawcę od bijącej się dwójki. Ten podniósł się z ziemi, otrzepując z piasku i resztek straganu. Oczy Shina dostrzegły jednak, że to Dokfin trzyma w ręku nie swój portfel, zapewne z kredytami jednego z bijących się. Zbyt dobrze znał uliczne sztuczki, by nie wiedzieć, że była to próba obrobienia właśnie kogoś, kto wyglądał na bogacza. A tu zdarzyło się coś zupełnie odwrotnego i ofiara stała się myśliwym. Ciekawe, czy tamci w ogóle o tym wiedzieli.
- Ochrona! Zabierz mi te ścierwa stąd! - poturbowany pracodawca odzyskał już rezon.
Obrazek
Awatar użytkownika
Rhel Lok
Gracz
Posty: 22
Rejestracja: 31 sie 2021, 19:53

Rhel sprawnym okiem, swoim wrodzonym instynktem i też doświadczeniem zebranym przez lata życia jako łowca nagród szybko rozpoznał oszusta i bardzo szybko pozbawił go okazji do zarobku. Można powiedzieć, że bardzo ładnie przyozdobił ścianę budynku. Póki co więcej nic podejrzanego się nie działo, a przynajmniej co mogło chociaż odbiegać od norm tego świata.
Jak się wkrótce dowiedział, że to całe zamieszanie, masa tych dżentelistot była tutaj z tego jednego powodu - święta Boonta. Nie słyszał tak dobrze o nim, w całym swoim życiu może z raz był na Tatooine. Planeta ta nie należała do jego ulubionych, nie miał interesu, aby tutaj przebywać. Tutaj były osoby które próbowały uciec od centrum uwagi, schować się przed oczami tych, którzy ich szukają. Idealna planeta na uboczu galaktyki. Reszta spokojnie rozmawiał i zachwycała się tym miejscem. Rhel był bardziej milczący póki co skupiał się na swoim zadaniu jakim była ochrona Dofkina. To miejsce pełne było istot spod ciemnej gwiazdy, więc tym bardziej musiał się pilnować zwłaszcza, że ich zleceniodawca paradował w takim stroju, które mówiło wprost "obrabuj mnie".
Przez kolejne uliczki i kramy Mandalorianin maszerował koło ich szefa nie odstępował go na krok, rozglądał się co jakiś czas po okolicy. Na chwilę przystanął i podniósł nieco hełm do góry, aby zjeść porcję jedzenia, które kupił Shin. W tym czasie spojrzał w bok i jego wzrok przystanął na jakiejś osobie w kapturze, która na nich patrzyła. Jego oko szybko pod cieniem padającym brodę i dosyć ciekawy wzrok... Wzrok, którego już od paru lat nie widział. To było dosyć dziwne uczucie, jakby wspomnienia z Wojen Klonów odżyły. Przez to zagapił się na parę chwil, a w tym czasie człowiek i Twi'lek wpadli na Dofkina. Lok momentalnie zsunął hełm na głowę. Popatrzył tylko na swojego szefa, a po wydaniu rozkazu już wiedział co robić.
Ruszył w stronę dwójki buców, którzy wpadli na nich. Przyśpieszony, energiczny krok, postawa bojowa już było widać co się za chwilę stanie. Momentalnie pociągnął Twi'leka za lekku do tyłu, tak aby spadł na plecy, a zaraz potem sprzedał mu cios z prawej ręki prosto w twarz. Obrócił się na człowieka, szybkim ruchem wziął go za fraki i z całej siły rzucił w ścianę budynku, na który gruchnął z dosyć głośnym dźwiękiem. Spojrzał na drugiego, który właśnie się podnosił i najwyraźniej chciał już tak szybko ich opuścić. Rhel tak jak poprzedniego złapał za fraki i z całej sił przywalił mu z główki, a raczej z hełmu w nos, który od razu się rozkwasił. Puścił jego ciuchy i na odchodne sprzedał mu prawy sierpowy w twarz, a ten tylko z całym ciężarem ciała upadł na stragan z owocami. Rozejrzał się po okolicy i miał nadzieję, że każdy zrozumiał co się stanie jeśli ktoś postąpi podobnie głupio. Rzucił okiem na miejsce gdzie była wcześniej zakapturzona postać, ale już zniknęła. Mandalorianin spokojnym krokiem wrócił do grupy.
- Posprzątane, idźmy dalej bo za chwile może się ich więcej zlecieć - powiedział, a swoją postawą dawał jasno sygnał, aby szli dalej.
Awatar użytkownika
Kara Kamari
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:21
Lokalizacja: pod Kołobrzegiem
Kontakt:

Chisska wykorzystując zamieszanie i fakt, że wiele ciekawych fantów rozsypało się na ulicę, szybko namierzyła lekko zakopany w piasku naszyjnik. Podniosła go ostrożnie, a co by nikt tego nie zauważył i przyjrzała się mu na dłoni. Przedstawiał on dwa słońca Tatooine, charakterystyczną dla tej planety cechę. Kara zacisnęła dłoń i uśmiechnęła się, nawet trochę chytrze. To było to, tak oczywiste ale dopiero teraz, w całym tym zamieszaniu na to wpadła. Szybko schowała do kieszeni zdobycz...nie zawsze trzeba było być dobrym, czasami Kara miała chęć coś gwizdnąć, ale nigdy jakiś cennych rzeczy. To jakiś owoc, to pamiątkę za kilka kredytów, jakąś część mechaniczną do statku.
ODPOWIEDZ