[Boz Pity] Smętarz dla olbrzymów
: 20 paź 2021, 23:04
Tau Isard oraz BC-99 przenoszą się z [Coruscant] Pałac Imperatora.
Orbita Coruscant, 2 h 55 min. do skoku
Piękny, klinowaty okręt majestatycznie obrócił się kadłubem do światła gwiazdy i zawisł w systemie Coruscant jako wyzywający cień dla drugiego z księżyców w układzie. Dryfował niczym leniwy, kosmiczny kocur, zbyt zajęty własną wspaniałością, by poświęcić choćby odrobinę energii na aktywny ruch. Niech cały wszechświat krąży wokół mnie, wołał kot, bowiem ja nie zamierzam ani mrugnąć.
I tak jak kot przy kominku, Gwiezdny Niszczyciel typu Imperial wygrzewał się w żarze Coruscant Prime, lśniąc kadłubem i mrucząc stłumionymi sensorami. Na ten widok serce każdego obywatela Imperium musiało zabić szybciej - serce Isarda waliło jak u młodzieńca podczas pierwszego zakochania, kiedy jego prom przelatywał w pobliżu nierównego syzygium gwiazdy, okrętu i księżyca.
- Kiedyś sobie taki sprawię - powiedział cichym, ale podnieconym głosem Taumiel, wychylając się z fotela pasażera Lambdy, a światło z gwiazdy błysnęło refleksem na jego masce. Własnie dzięki tej masce widział niszczyciel lepiej niż ktokolwiek, nieomal czuł każdy twardy metr durastali, poskręcane przewody niczym trzewia giganta, w głowie słyszał kakofonię pokładowych urządzeń.
Miniaturowa kopia niszczyciela wyleciała na spotkanie promu, wmanewrowała się przed mostek kolosa, jak pszczoła chcąca podrażnić kocura, zaznaczyć swoją obecność desperackim wybrykiem. To z kolei była korweta Isarda, nie tak dostojna i z całą pewnością budząca mniejszy respekt. Nędzna.
- Dokujemy za trzy minuty czterdzieści sekund - poinformował pilot promu. Isard w ogóle go nie słuchał, rażony potęgą miłości, która wprawia w ruch gwiazdy oraz jej siostry, która zdolna jest wstrzymać ten ruch wbrew wszelkim prawom - zazdrości.
***
Zakładnik 1, 1 h 21 min. do skoku
W kajucie sypialnej Isard niezdarnie wpadł na przeszkodę.
- Sithowe nasienie! - mruknął, łapiąc równowagę na stoliku. Pozrzucał przy tym bibeloty z blatu, włącznie z gungańskim bożkiem służącym za przycisk do flimsiplastu.
Przeszkoda była długa na dwa metry, z nogami i półnaga. Leżała na podłodze różowiutka, owinięta w białe prześcieradło. Poza tym była Zeltronką.
- Zostawiłeś mnie tutaj - prychnęła przenosząc się z podłogi na łóżko. Bez straty czasu uderzyła w inny ton. - Na tak strasznie długo mnie zostawiłeś. Całkiem samą. Już myślałam, że nigdy nie wrócisz.
Zostawiłem cię, bo zapomniałem, że istniejesz, pomyślał Isard. Jak ci było na imię*?
- Samotność ma swoje dobre strony - odparł tylko, w roztargnieniu szukając na ścianie konsoli z comlinkiem. - Wolałabyś wrócić do huttyjskiego seraju? Doceń fakt, że możesz być sama.
Isard znalazł wreszcie panel i stuknął w niego dwukrotnie.
- Euralie, przyślij Steno - poprosił.
- SA-5-T3N0 jest na czyszczeniu pamięci, panie Isard.
- To przyjdź ty.
- W drodze.
Zeltronki były dla Taumiela Ra Salvatore’a Isarda niezbity dowodem, że Wysoka Kultura Ludzi ma swoje słabe strony. W Znanej Galaktyce znaleźć można było wiele piękna, z którego należało korzystać, cieszyć się nim i podziwiać jego przekrój. Sławmy odmienność, mówiło hasło słynnego programu popnaukowego. Nie teraz jednak. Teraz Isard chciał być sam, bo jak powiedział, ona również ma swoje dobre strony.
Gdy Euralie odebrała pod eskortę całkiem zaskoczoną kurtyzanę, Isard wreszcie zdjął swoją galową maskę i zapatrzył pustym wzrokiem w ścianę. Samotność jest potrzebna. Szczególnie w hiperprzestrzeni.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Gracza
***
Zakładnik 1, 0 h 0 min. do skoku
Isard otworzył drzwi kajuty i już był gotów zbesztać załogantów, którzy z bliżej nieokreślonych powodów przerywają mu ważny rytuał podczas skoku, gdy zamiast nich w korytarzu ujrzał droida mordercę. Ten wepchał się do kajuty.
- To nie jest tak, że wolałem podróżować konkretnie bez ciebie - rzucił zwiewnie kłamstwem do BC-99, gdy ciężkie, szkieletowe cielsko głośnymi jak tąpnięcia krokami porysowało mu marmurkową podłogę. - Wolałem podróżować bez nikogo.
Isard cieszył się, że ma na sobie na powrót maskę. Dzięki temu droid nie zobaczył łez załamania w kącikach jego oczu. Czekały ich dwa dni w nadprzestrzeni na wspólnej przestrzeni...
***
Orbita Boz Pity
- Wszystko wygląda w porządku, sir... eee... mój panie. - Łącznościowa chorąży zastanowiła się nad tym, jak powinna się zwracać do gości na mostku. W końcu się zdecydowała. - Wszystko wygląda w porządku, moi panowie. Prom bez trudności wejdzie w atmosferę.
Tau Isard spojrzał na BC-99, wskazał punkt na holograficznej mapie, którego migotania wskazywały na źródła energii.
- Tam.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Gracza
Orbita Coruscant, 2 h 55 min. do skoku
Piękny, klinowaty okręt majestatycznie obrócił się kadłubem do światła gwiazdy i zawisł w systemie Coruscant jako wyzywający cień dla drugiego z księżyców w układzie. Dryfował niczym leniwy, kosmiczny kocur, zbyt zajęty własną wspaniałością, by poświęcić choćby odrobinę energii na aktywny ruch. Niech cały wszechświat krąży wokół mnie, wołał kot, bowiem ja nie zamierzam ani mrugnąć.
I tak jak kot przy kominku, Gwiezdny Niszczyciel typu Imperial wygrzewał się w żarze Coruscant Prime, lśniąc kadłubem i mrucząc stłumionymi sensorami. Na ten widok serce każdego obywatela Imperium musiało zabić szybciej - serce Isarda waliło jak u młodzieńca podczas pierwszego zakochania, kiedy jego prom przelatywał w pobliżu nierównego syzygium gwiazdy, okrętu i księżyca.
- Kiedyś sobie taki sprawię - powiedział cichym, ale podnieconym głosem Taumiel, wychylając się z fotela pasażera Lambdy, a światło z gwiazdy błysnęło refleksem na jego masce. Własnie dzięki tej masce widział niszczyciel lepiej niż ktokolwiek, nieomal czuł każdy twardy metr durastali, poskręcane przewody niczym trzewia giganta, w głowie słyszał kakofonię pokładowych urządzeń.
Miniaturowa kopia niszczyciela wyleciała na spotkanie promu, wmanewrowała się przed mostek kolosa, jak pszczoła chcąca podrażnić kocura, zaznaczyć swoją obecność desperackim wybrykiem. To z kolei była korweta Isarda, nie tak dostojna i z całą pewnością budząca mniejszy respekt. Nędzna.
- Dokujemy za trzy minuty czterdzieści sekund - poinformował pilot promu. Isard w ogóle go nie słuchał, rażony potęgą miłości, która wprawia w ruch gwiazdy oraz jej siostry, która zdolna jest wstrzymać ten ruch wbrew wszelkim prawom - zazdrości.
***
Zakładnik 1, 1 h 21 min. do skoku
W kajucie sypialnej Isard niezdarnie wpadł na przeszkodę.
- Sithowe nasienie! - mruknął, łapiąc równowagę na stoliku. Pozrzucał przy tym bibeloty z blatu, włącznie z gungańskim bożkiem służącym za przycisk do flimsiplastu.
Przeszkoda była długa na dwa metry, z nogami i półnaga. Leżała na podłodze różowiutka, owinięta w białe prześcieradło. Poza tym była Zeltronką.
- Zostawiłeś mnie tutaj - prychnęła przenosząc się z podłogi na łóżko. Bez straty czasu uderzyła w inny ton. - Na tak strasznie długo mnie zostawiłeś. Całkiem samą. Już myślałam, że nigdy nie wrócisz.
Zostawiłem cię, bo zapomniałem, że istniejesz, pomyślał Isard. Jak ci było na imię*?
- Samotność ma swoje dobre strony - odparł tylko, w roztargnieniu szukając na ścianie konsoli z comlinkiem. - Wolałabyś wrócić do huttyjskiego seraju? Doceń fakt, że możesz być sama.
Isard znalazł wreszcie panel i stuknął w niego dwukrotnie.
- Euralie, przyślij Steno - poprosił.
- SA-5-T3N0 jest na czyszczeniu pamięci, panie Isard.
- To przyjdź ty.
- W drodze.
Zeltronki były dla Taumiela Ra Salvatore’a Isarda niezbity dowodem, że Wysoka Kultura Ludzi ma swoje słabe strony. W Znanej Galaktyce znaleźć można było wiele piękna, z którego należało korzystać, cieszyć się nim i podziwiać jego przekrój. Sławmy odmienność, mówiło hasło słynnego programu popnaukowego. Nie teraz jednak. Teraz Isard chciał być sam, bo jak powiedział, ona również ma swoje dobre strony.
Gdy Euralie odebrała pod eskortę całkiem zaskoczoną kurtyzanę, Isard wreszcie zdjął swoją galową maskę i zapatrzył pustym wzrokiem w ścianę. Samotność jest potrzebna. Szczególnie w hiperprzestrzeni.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Gracza
***
Zakładnik 1, 0 h 0 min. do skoku
Isard otworzył drzwi kajuty i już był gotów zbesztać załogantów, którzy z bliżej nieokreślonych powodów przerywają mu ważny rytuał podczas skoku, gdy zamiast nich w korytarzu ujrzał droida mordercę. Ten wepchał się do kajuty.
- To nie jest tak, że wolałem podróżować konkretnie bez ciebie - rzucił zwiewnie kłamstwem do BC-99, gdy ciężkie, szkieletowe cielsko głośnymi jak tąpnięcia krokami porysowało mu marmurkową podłogę. - Wolałem podróżować bez nikogo.
Isard cieszył się, że ma na sobie na powrót maskę. Dzięki temu droid nie zobaczył łez załamania w kącikach jego oczu. Czekały ich dwa dni w nadprzestrzeni na wspólnej przestrzeni...
***
Orbita Boz Pity
- Wszystko wygląda w porządku, sir... eee... mój panie. - Łącznościowa chorąży zastanowiła się nad tym, jak powinna się zwracać do gości na mostku. W końcu się zdecydowała. - Wszystko wygląda w porządku, moi panowie. Prom bez trudności wejdzie w atmosferę.
Tau Isard spojrzał na BC-99, wskazał punkt na holograficznej mapie, którego migotania wskazywały na źródła energii.
- Tam.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Gracza