Re: To Żyje w Nas - Sesja Specjalna
: 31 paź 2021, 21:33
Dobrze było widzieć, że istoty i droidy, które Jim wybrał do grup działały w zgodzie i z pełna determinacją. To dodało mu odrobinę nadziei, że jeszcze uda im się zapobiec najgorszemu, choć wcześniej słowa kapłana tą nadzieję mocno zmniejszyły. Przerażającą była wizja, że ocalenie osady miało zależeć od zabicia zainfekowanego jej członka. By odsunąć swoje myśli od tych mrocznych wizji, udał się jak najszybciej na swoją pozycję i zajął się swoim zadaniem.
Był środek dnia, wielu mieszkańców po nocnej akcji przy garnizonie wracała dopiero zmęczona do domów. Dzisiaj mało kto z nich weźmie się za swoją pracę. Zmęczenie i kolejna tragedia popchnie ich raczej do pozostania w domach lub ukojenia nerwów w alkoholu z kantyny. I to miejsce miał właśnie obserwować szeryf. Siadanie na dachu budynku na przeciwko przy obecnej widoczności mijało się trochę z celem, a też na razie jeszcze wiele osób w przybytku nie było. Postanowił więc na razie przechodzić z uliczki na uliczkę, obserwując mieszkańców po kolei, szczególnie samego właściciela kantyny, wobec którego miał na razie jedyne podejrzenia. W środku tych czynności nadszedł komunikat od Snapsa.
Gdy tylko usłyszał, co znaleźli w ruinach na bagnach, zimny pot spłynął mu po karku. W tym momencie zrozumiał, kogo szukają. Nigdy by nie pomyślał, żeby wypytać pozostałe dzieci w osadzie o te, które zginęły dwa tygodnie temu. Od rodziców usłyszał wszystko, co potrzebował. Wszyscy zgodnie twierdzili, że ta piątka trzymała się razem i sami tam biegali. Nie widział potrzeby, żeby przesłuchiwać jeszcze pozostałe dzieciaki. A jednak. Jeszcze jedna dziewczynka była tam wtedy z nimi. A wróciła do wioski. Nie było mowy o przypadku. To musiała być ona. Lela Seyiu. Mieszaniec, na którego nawet on nie zwracał na co dzień uwagi. Ot po prostu kolejna z osób, które utkwiły tutaj bez pomysłu na lepsza przyszłość.
W pierwszym odruchu, po latach praktyki, już kierował rękę do uchwytu na blaster, a druga mocno zacisnęła się na kolbie strzelby. Postąpił trzy kroki w kierunku domu półtwi'lekanki i jej matki, ale niemal od razu się zatrzymał. Nie mógł tego zrobić. Jak mógł strzelić do dziecka, które stało się ofiara tego czegoś. Tego stwora, o którym opowiadał Sykstus. Pewnie tylko chciała pobawić się z resztą dzieciaków na bagnach, a znalazła tam koszmar. Nie miał pojęcia, co dokładnie musiało jej się stać. Ale w tym momencie przeczucie mówiło mu, że to ona była opętana. Musiał znaleźć sposób, by jej pomóc. Chociaż jej. Nie chciał mieć koszmarów o kolejnym dziecku, któremu pomóc nie zdołał. Tak jak swojej córce i żonie wiele lat temu.
Sięgnął po komunikator.
- Ottie, znajdź mi szybko Lelę Seyiu. To jej szukamy, w niej siedzi to coś.
Gdy tylko droid podłączony do kamer zlokalizował dziewczynkę, Jim od razu ruszył w stronę szkoły, przy której siedziała. Zobaczył ją z daleka. Jej zmieszana krew nadała jej dość charakterystyczny wygląd. Z daleka wyglądała całkiem niewinnie i tak jak przez ostatnie dni, gdy ją mijał, nie mógł dostrzec niczego nadzwyczajnego. Gdy jednak przyjrzał się dokładnie, zobaczył na jej szyi naszyjnik. Wyglądał dziwnie i nie pasował do niej. Nie pamiętał też, by miała go wcześniej. Dziewczynka siedząca i rozmyślająca o czymś co jakiś czas bezwiednie go dotykała. Jim postanowił zaryzykować. Ktoś mógłby powiedzieć, ze w tym momencie mógłby po prostu strzelić i zakończyć koszmar całej osady. Ale nie był w stanie. Zamiast tego odwrócił się i by nie wzbudzać podejrzeń, oddalił się poza zasięg jej wzroku, a następnie połączył się z Jawą.
- Jiji, szybko przynoś te swoje ogłuszacze, czy co tam masz. Chyba wiemy, kto jest opętany ta bestią. To Lela Seyiu, ta mała dziewczynka-mieszaniec. Musimy ją ogłuszyć i szybko sprawdzić, jak pozbyć się z niej tego czegoś. Nie trać czasu, czekam pod szkołą.
Plan był prosty, bo takie szeryf uważał za najlepsze. Ogłuszyć dziecko, podbiec i jak najszybciej pozbyć się wszystkiego, co nie pasowało lub co z niej wyskoczy po tym ogłuszeniu. Może ten naszyjnik nie był przyczyną i jego zerwanie nic nie da. Może też ta bestia wyskoczy z nieprzytomnej osoby. Sykstus nie mówił dość jasno. Na pewno musiał spróbować, nawet ryzykując przy tym własnym życiem. Nie był pewny samego siebie, czy nawet w innym przypadku byłby w stanie pociągnąć za spust.
Był środek dnia, wielu mieszkańców po nocnej akcji przy garnizonie wracała dopiero zmęczona do domów. Dzisiaj mało kto z nich weźmie się za swoją pracę. Zmęczenie i kolejna tragedia popchnie ich raczej do pozostania w domach lub ukojenia nerwów w alkoholu z kantyny. I to miejsce miał właśnie obserwować szeryf. Siadanie na dachu budynku na przeciwko przy obecnej widoczności mijało się trochę z celem, a też na razie jeszcze wiele osób w przybytku nie było. Postanowił więc na razie przechodzić z uliczki na uliczkę, obserwując mieszkańców po kolei, szczególnie samego właściciela kantyny, wobec którego miał na razie jedyne podejrzenia. W środku tych czynności nadszedł komunikat od Snapsa.
Gdy tylko usłyszał, co znaleźli w ruinach na bagnach, zimny pot spłynął mu po karku. W tym momencie zrozumiał, kogo szukają. Nigdy by nie pomyślał, żeby wypytać pozostałe dzieci w osadzie o te, które zginęły dwa tygodnie temu. Od rodziców usłyszał wszystko, co potrzebował. Wszyscy zgodnie twierdzili, że ta piątka trzymała się razem i sami tam biegali. Nie widział potrzeby, żeby przesłuchiwać jeszcze pozostałe dzieciaki. A jednak. Jeszcze jedna dziewczynka była tam wtedy z nimi. A wróciła do wioski. Nie było mowy o przypadku. To musiała być ona. Lela Seyiu. Mieszaniec, na którego nawet on nie zwracał na co dzień uwagi. Ot po prostu kolejna z osób, które utkwiły tutaj bez pomysłu na lepsza przyszłość.
W pierwszym odruchu, po latach praktyki, już kierował rękę do uchwytu na blaster, a druga mocno zacisnęła się na kolbie strzelby. Postąpił trzy kroki w kierunku domu półtwi'lekanki i jej matki, ale niemal od razu się zatrzymał. Nie mógł tego zrobić. Jak mógł strzelić do dziecka, które stało się ofiara tego czegoś. Tego stwora, o którym opowiadał Sykstus. Pewnie tylko chciała pobawić się z resztą dzieciaków na bagnach, a znalazła tam koszmar. Nie miał pojęcia, co dokładnie musiało jej się stać. Ale w tym momencie przeczucie mówiło mu, że to ona była opętana. Musiał znaleźć sposób, by jej pomóc. Chociaż jej. Nie chciał mieć koszmarów o kolejnym dziecku, któremu pomóc nie zdołał. Tak jak swojej córce i żonie wiele lat temu.
Sięgnął po komunikator.
- Ottie, znajdź mi szybko Lelę Seyiu. To jej szukamy, w niej siedzi to coś.
Gdy tylko droid podłączony do kamer zlokalizował dziewczynkę, Jim od razu ruszył w stronę szkoły, przy której siedziała. Zobaczył ją z daleka. Jej zmieszana krew nadała jej dość charakterystyczny wygląd. Z daleka wyglądała całkiem niewinnie i tak jak przez ostatnie dni, gdy ją mijał, nie mógł dostrzec niczego nadzwyczajnego. Gdy jednak przyjrzał się dokładnie, zobaczył na jej szyi naszyjnik. Wyglądał dziwnie i nie pasował do niej. Nie pamiętał też, by miała go wcześniej. Dziewczynka siedząca i rozmyślająca o czymś co jakiś czas bezwiednie go dotykała. Jim postanowił zaryzykować. Ktoś mógłby powiedzieć, ze w tym momencie mógłby po prostu strzelić i zakończyć koszmar całej osady. Ale nie był w stanie. Zamiast tego odwrócił się i by nie wzbudzać podejrzeń, oddalił się poza zasięg jej wzroku, a następnie połączył się z Jawą.
- Jiji, szybko przynoś te swoje ogłuszacze, czy co tam masz. Chyba wiemy, kto jest opętany ta bestią. To Lela Seyiu, ta mała dziewczynka-mieszaniec. Musimy ją ogłuszyć i szybko sprawdzić, jak pozbyć się z niej tego czegoś. Nie trać czasu, czekam pod szkołą.
Plan był prosty, bo takie szeryf uważał za najlepsze. Ogłuszyć dziecko, podbiec i jak najszybciej pozbyć się wszystkiego, co nie pasowało lub co z niej wyskoczy po tym ogłuszeniu. Może ten naszyjnik nie był przyczyną i jego zerwanie nic nie da. Może też ta bestia wyskoczy z nieprzytomnej osoby. Sykstus nie mówił dość jasno. Na pewno musiał spróbować, nawet ryzykując przy tym własnym życiem. Nie był pewny samego siebie, czy nawet w innym przypadku byłby w stanie pociągnąć za spust.