To Żyje w Nas - Sesja Specjalna

Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Jim, nie zważając na pokrzykiwania za sobą, ruszył na poszukiwania ich lokalnego menela. Jakimś trafem tak było, że każda, nawet najmniejsza wioska, zawsze miała przynajmniej jednego takiego życiowego wykolejeńca. Na tych durniów z tłumu, którzy próbowali cos ugrać na ludzkich tragediach, nie miał teraz czasu. Liczył, że Imperium przypilnuje porządku i zapewni jako takie bezpieczeństwo, gdy on będzie uganiał się po bagnach za tajemnicami. Postawił sobie za cel rozwiązać sprawę jak najszybciej, co niestety wiązało się z tym, że nie miał teraz czasu zajmować się sprzeczkami. Najchętniej tych nierobów wrzuciłby na nockę do paki, ale dopóki obecna sprawa nie jest rozwiązana, na to też nie miał czasu. A jeśli uda mu się znaleźć winnego, tego prawdziwego, to prawdopodobnie mieszkańcom odejdzie ochota na wszelkie bunty. Na ten zaś moment musiał oddać też niestety trochę władzy żołnierzom Imperium. Już chyba umowa z huttem byłaby lepsza, ale nie miał wyboru.
Odnalezienie Szalonego Eru nie było wielkim problemem. Za dnia zwykle przesiadywał w kilku swoich ulubionych miejscach, więc Jim za trzecia próbą w końcu na niego trafił. Stary pijak drzemał oparty o przybudówkę jednego z magazynów, który kiedyś należał do rodziny Baarsów, którzy już dawno postanowili stąd odlecieć. Teraz magazyn był opuszczony, zaniedbany i zagracony, a jego jedynym gościem bywał Eru. Dzisiaj nawet jego ubrania nie były pokryte wymiocinami, ale śmierdział jak zawsze. Szeryf nie widział jednak w jego pobliżu żadnej butelki, co było dość niespotykane, ale działało na jego korzyść.
- Pobudka! Wstawaj szkoda dnia! - krzyknął w jego stronę, jednocześnie ukrywając na razie butelkę za jakimś gratem.
- Co... csssoo?
- Masz dzisiaj swój szczęśliwy dzień. Będziesz świadkiem w bardzo ważnej sprawie.
- Aaale ja nic nie wiem. Odczep się, szeryfie!
- Oj, chyba męczy cię trochę kac, co? Nie ma obawy, przyniosłem lekarstwo.
W tym momencie wyciągnął whisky z ukrycia i pomachał przed twarzą pijakowi. Był niemal pewny, ze usłyszał niuchanie nosem i mlaśnięcie językiem ze smakiem. Przeszedł go lekki dreszcz, że on sam może tez kiedyś tak skończyć.
- To może jeszcze raz. Na pewno nic nie wiesz? Interesuje mnie, co działo się dzisiaj w nocy w okolicach kantyny. Wunta-Shinz Cirisek nie żyje i ja wiem, ze ty coś widziałeś. Albo słyszałeś. Wiem też, że leżałeś nachlany w uliczce, więc nawet jak myślałeś, że to pijackie zwidy, to mów, co się działo. I nie próbuj kłamać dla zdobycia alkoholu. Poznam, że oszukujesz i nici z tej butelki, jasne? A wiem, że coś wiesz. Tacy jak ty są jak informacja turystyczna.
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

Rravan obserwował przybywających szturmowców zastanawiając się jakim cudem zdołali tak szybko przybyć z oddalonej od miasteczka bazy. Wydawało się niemożliwym, by w tak krótkim czasie zdążyli się zmobilizować i pokonać drogę dzielącą ich kwatery od miejsca, w którym teraz legitymowali mieszkańców. Mógł wierzyć w pecha, ale niekoniecznie w zbiegi okoliczności - ten pierwszy spotykał go dość często, to drugie nigdy. Jedno było pewne, czując poparcie Sykstusa i jego wiernych, tym razem stawiał jednak na szczęście, jakie może im dopisać w następnych godzinach. Wystarczyło mu nieco dopomóc, przygotować grunt pod grę według własnych reguł.
-Niesamowite jest to, że imperialny patrol zjawił się tak szybko - powiedział posłusznie szykując dokumenty. Nie był głupi, zarówno one, jak i pozwolenie na broń, wcale nie tak rzadkie na odległych od Potrójnego Zero planetach, były całkowicie legalne. - Żaden z tych żołnierzy nie należy do nas, wszyscy są tu obcy - dodał niby mimochodem nawiązując do wypowiedzi kapłana, po czym zwrócił się bezpośrednio do kontrolującego go szturmowca na tyle głośno, by słyszeli go pozostali zgromadzeni - Jeśli wysyłacie dwustu ludzi przeciw nam, nie zapominajcie o jednym: dobrym zaopatrzeniu w worki na zwłoki.
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

- Ja naprafde prawie nic nie fidziałem - w głosie mężczyzny dało się praktycznie wyczuć desperację. - Fypiłem kilka kieliszkuf i potem sasnąłem w uliszce. Dopiero co się połoszyłem, gdy usłyszałem tę nauszysielkę.
- Usłyszałeś? - szeryf uniósł brwi.
- Najpierf chyba się pszefluciła... a potem pofiedziała coś jakpy "Aaa, to tyłko ty...", a potem usłyszałem jakiś chałkot, jakby ktoś się dławił.
- I niczego zupełnie nie widziałeś?
Twarz Szalonego Eru nabrała absolutnego skupienia.
- Potem fidziałem kogoś przy tej nauszycielce. Mogłem wcześniej tłochę zasnąć... ale fidziałem kogoś małego. Stał chfilę niełuchomo i potem gdzieś pobiegł. Nie fidziałem dokładnie... mgła... tylko załys. Potem pszyszedłem tutaj, szeby pospać w szpokoju. Nie fieziałem, sze ona nie szyje...
Spojrzał pytająco na szeryfa.
- To czo? Zasłuszyłem na butelke?
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Szeryf chwycił jakiś stary kubek (miał nadzieję, ze był to metalowy kubek a nie cylinder po paliwie) i nalazł trochę whisky do niego, po czym podał prowizoryczne naczynie Eru.
- Masz, to na pobudzenie pamięci. Dostaniesz całość, obiecuję, ale...
Nie zdążył dokończyć, gdy kubek był już w rękach pijaka, a on sam wlewał zawartość w siebie tak szybko, jakby nie był to palący gardło alkohol a zwykła woda..
- Eee, no dobra. To wiemy, że ktoś był przy Cirisek. Wiesz, skąd mógł przyjść? Może jeszcze jakieś szczegóły ci się teraz przypomniały? Albo jeszcze inaczej. Spróbuj przypomnieć sobie jakieś dziwne rzeczy z ostatnich czasów. Wczoraj coś widziałeś? Może w ostatnich dniach się coś działo? Ktoś był na tyle silny w wiosce, by udusić kobietę gołymi rękami trzymając ją w powietrzu. Nie rozpłynął się nagle i też nie wziął się znikąd.
Szeryf bardzo nie chciał dopuścić do siebie myśli, że po słowach nauczycielki, tym "kimś" mógł być ktoś z wioski. Patrzył teraz na Szalonego Eru, który chciwie wpatrywał się w butelkę.
- Tak, to wymaga dużo wysiłku. Ale jest tego warte, co nie? - pomachał jeszcze raz butelką, a płyn zachlupotał w środku.
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
Posty: 57
Rejestracja: 26 sie 2021, 17:40

Sykstus kompletnie nie zrozumiał słów kobiety, może choroba toczyła jej umysł albo ktoś lub coś na nią wpływało. Jej słowa nie niosły żadnego sensu, wypaczały perspektywę, były niebezpieczne.
- „Ten, kto sieje zwątpienie, jest tak samo winny jak ten, kto przelewa krew.” – cytował słowa z Hagiografii Treya, 14.91 – rzucając je w plecy oddalającej się kobiety. – Szeryf nie zrobił nic dla zapewnienia bezpieczeństwa tych dzieci, wiecznie zrzuca swoje obowiązki na niedoświadczonego zastępcę, nie przyjmuje petentów. Dopiero śmierć tych dzieci i kolejnej ofiary, zmusiła go do opuszczenia swojego biura i dalej nie robi nic aby zapewnić nam bezpieczeństwo, czy udzielić informacji aby uniknąć paniki lub zorganizować nas aby było bezpieczniej. – przemawiał pewnie, bez wahania i śmiało, wiedział, że logika i ohydne zachowanie szeryfa jest po jego stronie, nie potrzebował tu żadnej teologii. - dlatego niestety ktoś musi wziąc sprawy w swoje ręce jesli chcemy to przetrwać.
Jego wywód przerwało pojawienie się szturmowca i niemal natychmiastowe pojawienie się kolejnych szturmowców. To nie mógł być przypadek, Sykstus doskonale wiedział, że dzieje się tu coś więcej niż tajemniczy morderca, ale to, że w sprawę było też uwikłane imperium…
- „Niech wróg stępi swoje ostrza przeciwko naszej determinacji. Wkrótce będą tylko popiołem i wspomnieniem.” - tym razem cytował Duologi Malachoriańskie Rozdział 61 – Imperium nie ma żadnego prawa egzekwować swojej woli w tym miejscu. Nikt ze zgromadzonych nie łamie porządku i nikomu nie dzieje się krzywda! – wykrzyczał do wysiadających szturmowców. Jednak widząc, że kierują uzbrojenie w niewinny tłum pełen cywili szybko zareagował. – Ludzie! Spokojnie! Nie łamiemy prawa, to nie pora na kolejne dramaty, niech Imperium sprawdzi te dokumenty, a my rozejdźmy się i zorganizujmy, aby kolejna ofiara nie przyszła zbyt łatwo. Niech was nie zwiedzie pozorna siła tych żołnierzy, oni nam nie pomogą w rozwikłaniu tej sprawy, są tak samo obcy jak źródło naszego cierpienia. – kierował te słowa do tłumu chcąc ich uspokoić, wierni natychmiast ukryli ekscytację i wymienili ją na modlitwy. Kolejne słowa skierował do nadchodzących szturmowców chcąc ich ostrzec cytatem z Życia Uriasza Paragusa, 8.31:
- „Kiedy wróg oferuje otwartą bitwę, przyjmij ją i uczyń z niej jego ostatni błąd.” – cytował z podniesionymi rękoma – nie ważcie się krzywdzić tych ludzi, są tu tylko niewinni cywile. Wasze akcje mogą przynieść tragiczne konsekwencje – ostrzegł.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

- Każdy wylegitymowany mieszkaniec może wrócić do swoich obowiązków! - z głośnika znów wydobył się głos - Imperium jest tutaj aby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim mieszkańcom! Wszelkie czynności prowadzone są aby wesprzeć lokalne władze i wymiar sprawiedliwości w odnalezieniu sprawcy lub sprawców mordu na bagnach i tego dokonanego dzisiaj! - dochodziło do uszu zebranych gdy kolejni mieszkańcy pokazywali dokumenty, by kilka chwil później zostać zwolnionymi. Wypowiadający te słowa chciał dotrzeć do świadomości tłumu - że chociaż byli tu obcy, to działają w podobnym celu. A że Snaps dodał trochę tego i owego to ich przybycie było zdecydowanie szybsze, niż się można było tego spodziewać.
Do pozostałych szturmowców dołączył Snaps, który od strony posterunku sprawdzał dokumenty i zwalniał ludzi. Ich oddział nie był liczny - pięciu żołnierzy i on. Nie stanowili poważnej siły, ale nie taki był cel. Chodziło o utrzymanie porządku aby szeryf sprawdził swoje źródło. TK-6969 najchętniej zaś wyciągnął by za bety z tłumu Rravana i tego klechę, bo to oni stanowili główne źródło fermentu. Wiedział jednak, że takie działanie było by zapalnikiem do konfliktu.
- Pastorze, nikt nie przybył tu aby krzywdzić obywateli - powiedział donośnym głosem kierując swe słowa ku fanatykowi religijnemu - Jak widzisz, po okazaniu dokumentów, każdy jest zwolniony - dodał ukazując to co powiedział. Każdy po wylegitymowaniu, był wolny. Chyba nie tego spodziewali się po tym złym Imperium.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

- Szalony Eru nie wie już nic więcej. Powtarza jedynie to, co już powiedział. Nie jest pewien, kiedy widział postać przy nauczycielce.
- Tłum powoli zaczyna rozchodzić się do domów, lecz na placu wciąż zgromadzonych jest sporo mieszkańców.
- Z biura szeryfa wychodzi Wiedźma.
- Jane idąc do domu mija grupkę dzieci, które chodziły do jednej klasy z jej synem (choć w gruncie rzeczy ze względu na niewielką ilość dzieciaków, w szkole jest tylko jedna klasa).
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
Posty: 57
Rejestracja: 26 sie 2021, 17:40

Sykstus miał właśnie zacytować kolejny fragment z Hagiografii Treya, gdy poczuł czyjąś obecność. Nie fizyczną, w końcu wokół niego znajdowała się większość mieszkańców osady. To uczucie było nienamacalne, zupełnie jakby ktoś wpatrywał się niego, zaglądając mu do wnętrza umysłu. Przewiercał go na wylot. Potoczył wzrokiem wokół, lecz nie dostrzegł niczego niezwykłego. Ból narastał. Kaznodzieja chwycił się za głowę i upadł na kolana. Ktoś dostrzegł, że z Sykstusem dzieje się coś dziwnego i podbiegł do niego, próbując pomóc mu wstać. Kaznodzieja odtrącił go niedbałym ruchem, a delikwent runął jak długi na ziemię, jakby ktoś zdzielił go w twarz. Sykstus uniósł się z ziemi, unosząc głowę ku zasnutemu chmurami niebu. Jego ciało napięło się, a oczy wywróciły ku górze.
- Głupcy! – Głos, który wydobył się z gardła Sykstusa w niczym nie przypominał głosu, którym głosił swe kazania. - Mierzycie się z siłą, o której nie macie pojęcia. Jesteście tak zapatrzeni w siebie, że nie dostrzegacie całego zepsucia, które znajduje się wokół! Nadszedł czas zapłaty! Śmierć jest już wśród was i dosięgnie wszystkich, którzy nie pochylą przed nią głowy! Kaznodzieja łapczywie złapał oddech i upadł na ziemię, oddychając ciężko. Podniósł głowę i napotkał na dziesiątki oczu wpatrujące się w niego z przerażeniem.
- To… było coś… obcego, nieludzkiego, nienaturalnego… - mamrotał łamiącym głosem walcząc o oddech i poczuł, że znowu spotyka go coś co ostatnio pchnęło do wiary, a tym razem ją utwierdza. To coś musi zostać zniszczone jak mówi ich kult albo ludzie nigdy nie będą bezpieczni…
- Jak mówią Aforyzmy 7.1 „W tej galaktyce istnieją niewyobrażalne grozy, które tylko wiara i stal mogą pokonać, i powinniśmy być wdzięczni, że nigdy ich w pełni nie zrozumiemy.” – cytował z pamięci to był jego sposób na radzenie sobie z czymś co na chwile pojawiło mu się w umyśle i chciało nim zawładnąć.
- I oto Twoja święta durastal będzie jako zbroja wokół naszych dusz, a Twoja mądrość poprowadzi nasze ręce. Żadna włócznia ani cierń wroga nie naruszy naszego czystego ciała. Niech się dzieje wola Metatheo ! – Ostatkiem oddechu próbował dodać sobie otuchy cytując z Zebranych Psalmów Logicznych 31.3
Nie był w stanie wypowiedzieć nic więcej, gdy doskoczyli do niego jego wierni i po kilku słowach zgodził się, aby zabrali go do świątyni, aby mógł tam dojść do siebie.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Jim dotrzymał słowa i wręczył butelkę Szalonemu Eru. Ten przytulił ją do siebie, jakby była największym skarbem w Galaktyce. Szeryf odwrócił się na pięcie i zaczął zmierzać w stronę kantyny, by przepytać Kirysa, który mógł widzieć nauczycielkę jako ostatni. W końcu z jego kantyny wyszła przed śmiercią. Gdy jednak dotarł na bardziej uczęszczane ulice miasteczka, zobaczył, ze atmosfer zgęstniała, odkąd ostatni raz stanął naprzeciw tłumu. Po głównej ulicy kręcili się uzbrojeni szturmowcy, gdzieś dalej stal ich wóz opancerzony. Tłum wcale się nie rozszedł, jedynie zmalał do tych najbardziej wojowniczych, którzy zrobili się jeszcze bardziej zaciekli w swoich okrzykach. Jedynie kapłan ucichł, ale Jim zaraz spostrzegł dlaczego. Właśnie był odprowadzany przez swoich wyznawców, chwiejąc się na nogach, jakby przed chwilą zemdlał.
- Ech, ci Imperialni...
Wiedział, że prosząc żołnierzy o pomoc nie może spodziewać się cudów, ale miał nadzieję, że chociaż trochę potrafią panować nad tłumem innymi metodami niż karabin blasterowy. Przeliczył się. Uspokajanie ludzi szło im równie dobrze, co celne strzelanie. Było to jednak mniejsze zło, które wybrał z braku czasu i musiał się z tym pogodzić. Wierzył jednak, że ludzie nie są na tyle głupi, żeby rzucać się na te karabiny z radosnym okrzykiem "rewolucja" i pozostała grupka zaraz też się rozejdzie. Ostatnie, czego tu teraz potrzebował, to zamieszki. Odprowadził tylko wzrokiem wychodzącego kaminoanina, czy aby przypadkiem nie padnie ofiarą jakiegoś durnia niesionego falą bojowych okrzyków.
Skupił się na tym by zlokalizować Kirysa Malto. Ten, jak na barmana przystało, opierał się o ścianę swojej kantyny i bacznie wszystko z daleka obserwował. W końcu to on będzie musiał potem ze wszystkimi gadać, nalewając kolejne kolejki i każdej ze stron przytakiwać, że tak było i że miała rację. Barman zauważył zbliżającego się szeryfa i stanął prosto, usztywniając się. Najwyraźniej, chociaż nie stał razem z tłumem, podłapał trochę z nastroju narzuconego przez Rravana. Albo po prostu w obecnej sytuacji każda władza, obca czy lokalna, działała na ludzi drażniąco.
- Cześć Kirys. Miałbym kilka pytań. O Wunta-Shinz Cirisek. Gadałem z Szalonym Eru, który na nasze nieszczęście był jedynym marnym świadkiem zbrodni. Z opowieści małego Jawy i tego pijaka mniej więcej wiem, kiedy ją mogli zabić i zgaduję, że niedługo przed tym Cirisek piła wczoraj u ciebie, jak większość z wioski zresztą. Powiedz mi, czy widziałeś coś, zanim wyszła? Czy coś działo się za oknami po jej wyjściu? Albo ktoś jeszcze po niej wychodził? Może coś słyszałeś?
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Po kilku zdaniach pyskówki ze strony kapłana i młodego Rravana, nikt nie sprawiał większych kłopotów. Przynajmniej do tej pory. Tłum trochę się przerzedził - a gdy religijny przywódca po ataku, którego doznał opuścił zgromadzenie wraz z nim, motłoch skurczył się jeszcze bardziej. Snaps wylegitymował jeszcze kilka osób i przystanął przed posterunkiem, gdy z budynku wyszła istota, którą tubylcy nazywali Wiedźmą. Obcy był podejrzewany o dokonanie mordu, chociaż na poparcie tej teorii nie było dowodów. TK-6969 nie miał jasno określonego zdania w tym temacie. Wiedział jednak, że Imperium było praworządne i sprawiedliwe - nawet wobec obcych, więc w imieniu Imperatora chciał uniknąć samosądu.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Kirys Malto pokręcił głową.
- Wszystko się pieprzy Jim - mruknął wbijając wzrok w przestrzeń. - Mówię ci, coś wisi w powietrzu. Pogoda, mieszkańcy... wszystko jest nie tak. I ta cholerna mgła. Zaraz zacznie wpełzać do budynków. Słońca nie widziałem od...
- Wunta - przerwał tu szeryf. - Była tu wczoraj. Zauważyłeś coś szczególnego? Ktoś wychodził po niej? Słyszeliście coś?
- Była i napruła się prawie do nieprzytomności. Nic nadzwyczajnego. Wiesz dobrze, że regularnie wlewała w swoje ciało pego... pegado... - twarza barmana przybrała wyraz bezgranicznego skupienia - pegadodiczne... Właśnie... W swoje pegadodiczne ciało więcej, niż większość chłopaków. Z takim trybem życia wyciągnęłaby nogi szybciej, niż później. Czasem zastanawiam się jak...
- Kirys! Konkrety!
- Dobra już, dobra. Wylazła stąd niedługo przed zamknięciem. Na miejscu zostali tylko ten pokurcz o świecących oczach i Uldin. Tragedia, co spotkało jego córkę. Stary kompletnie się złamał. Siedzi albo w tym swoim warsztacie, albo tutaj. Ludzie mówią, że ktoś wymykał się nocą z ich domu, gdy on był napruty tutaj.
- Kto?
- A co mnie to - barman wzruszył ramionami. - Każdy przeżywa stratę dziecka na swój sposób. Może Arima nie chciała być sama, zapomnieć. Ona od zawsze wyglądała mi na taką, co lubi złapać za więcej, niż jeden kij.
- Uldin wie?
- Gdyby wiedział, to nie chciałbym być w skórze tego drugiego.
Dugbar pokiwał w zamyśleniu głową, przypatrując się ulicy i spieszącym nią nielicznym mieszkańcom.
- Kiedy Uldin i Jiji wyszli z baru?
- Jakieś pół godziny po Wuncie. Uldin ledwo utrzymywał pion, Jawa praktycznie nigdy nie pije, tylko siedzi tam w kącie z tym swoim droidem i sączy kufel piwa przez pół nocy.
- A ty?
- Ja w ogóle nie piję w pracy. Nawalony barman źle robi interesom.
- Nie, o której wyszedłeś?
Kirys podrapał się po głowie, jakby miało to mu pomóc w koncentracji.
- Jak zwykle... Wyszli ostatni goście, zamknąłem drzwi, wytarłem stoły, zamiotłem podłogę i poszedłem do siebie spać. Niczego nie widziałem, ani nie słyszałem.
Szeryf omiótł wzrokiem wnętrze przybytku, a kąciki jego ust drgnęły w lekkim uśmiechu. Jedynym sposobem, by doprowadzić to miejsce do cywilizowanego standardu, byłoby wrzucenie do środka materiałów wybuchowych i wybudowanie go od nowa. Kirys wciąż uparcie toczył jednak przegraną dawno temu walkę.
- Jesteś pewien? Nie wydarzyło się nic dziwnego?
- Hmmm... - zasępił się Malto. - Skoro już pytasz... To nic nadzwyczajnego, ale wczoraj gdy zamykałem, poczułem jakby ktoś mnie obserwował. Wiem jak to brzmi, ale nie potrafię tego inaczej wyjaśnić. Łeb zaczął mnie boleć, jakby ktoś dał mi po twarzy młotem. A potem nagle wszystko minęło jak nożem uciął. Mówię Ci Jim, wszystko się tu pieprzy.
Barman nic więcej już nie wie
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
Posty: 43
Rejestracja: 01 wrz 2021, 11:58

Jane i Steven szybko wymknęli się z placu, zostawiając za sobą rozchodzących się ludzi i kręcących się żołnierzy. Kobieta nie pamiętała, żeby kiedyś przyjechało ich do miasteczka tak wielu i, prawdę mówiąc, ich obecność potęgowała uczucie 'niesowojości" i jej niepokój. Coś się bezpowrotnie skończyło - wraz z tragedią zaczęły się nieodwracalne zmiany.
Po drodze Steven zauważył przechodzącą gdzieś Suzann.
- Mamo, zaczekaj chwilę, pójdę się zapytać o jakieś leki.
Chłopak puścił jej ramię i pobiegł do Suzann. Jane objęła się ramionami i czekała w bezruchu.
- Fajnym wozem przylecieli. - Usłyszała za sobą młodzieńczy głos.
- No. Chciałbym takim prowadzić...
- Ta, już. Kurdupel jesteś, takich małych nie wpuszczają... Dzień dobry, pani Ryder.
Jane odwróciła się i skinęła chłopcom głową. Była to grupka dzieci w wieku Illima; chodzili razem do klasy i od czasu do czasu bawili się z jej synem w ogrodzie.
Już nigdy nie zobaczy go przy zabawie, nie usłyszy jego śmiechu...
Gorączka odebrała jej siły i sprawiła, że nie do końca panowała nad tym, o czym mówiła. Gdyby czuła się lepiej, pewnie pozwoliłaby im przebiec obok niej i odprowadziłaby ich wzrokiem; teraz jednak odezwała się, zanim pomyślała.
- Chłopcy - powiedziała, zanim ją minęli. - Nie wiecie może, po co... po co Illim i reszta poszli wtedy do lasu?
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Chłopcy przerwali zabawę, skupiając uwagę na matce Illima. Jeden z nich wystąpił nieco do przodu.
- Pewnie poszli do ruin się bawić – zaczął niepewnie.
- Do ruin?
– Tak. Wszyscy tam chodzą. To najlepsze miejsce do zabawy. I nikt nie przeszkadza.
Do rozmowy wtrącił się inny chłopiec:
- I wcale nie jest niebezpiecznie.
Trójka dzieci stojąca nieco z tyłu jedynie skinęła zgodnie głowami.
- Illim, Roy, Dina, Milly i Ben zawsze trzymali się razem. Wtedy widziałem ich rano, jak szli do ruin. Wyglądali normalnie. Żartowali.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

WAŻNE
Obecny dzień fabularny trwa do wtorku, potem przychodzi noc, także zachęcam do działania.
Potem może nie być już okazji
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Informacje od barmana nie były zbytnio pomocne. Chociaż ostatnie zdanie trochę niepokoiło Jima. Wierzył, że właściciel kantyny raczej nie pił, a już na pewno nie tyle, by urwał mu się film. A ten dziwny ból głowy... Coś mu mówiło, że miało to związek ze sprawą, ale nie wiedział jeszcze jaki. Zanotował szczegół w pamięci. W tym momencie miał za mało elementów układanki, by spróbować cokolwiek przypuszczać.
- Hmm, no dzięki Kirys. Idę jeszcze do Uldina. Zgodnie z tym, co mówisz, powinien teraz siedzieć w warsztacie. Jak mi się uda przemówić mu do rozumu, to dzisiaj będziesz miał jednego klienta mniej. Trzeba go postawić na nogi. Wybacz.
Tym razem szeryf wybrał się do warsztatu Uldina. Zamierzał i jego wypytać o ostatnią noc, choć wyszedł już wtedy, gdy nauczycielka najprawdopodobniej nie żyła. Jego stan raczej też nie sugerował, żeby cokolwiek pamiętał. No ale warto spróbować. Miał też drugi cel. Dzisiaj w nocy chciał przejść się ulicami miasta, ale nie zamierzał robić tego sam. A Uldin wyraźnie potrzebował, żeby ktoś dał mu cokolwiek do roboty i odciągnął myśli.
Jim spotkał mechanika w jego warsztacie, tak jak się spodziewał. Ten naprawiał jeden ze skuterów, który, według szeryfa, wyglądał raczej na całkowicie rozłożony złom.
- Cześć Uldin. Słuchaj, mam sprawę. Pewnie już słyszałeś, co spotkało Wuntę. Chyba reszta zrobiła już takie zamieszanie, że wszędzie te krzyki dotarły... No ale to mi pokazało, że...że to w lesie, to nie była zwykła bestia, co się na bagnach zaplątała w pobliże osady. Mamy dużo bardziej przesrane. Chcę wywabić to coś i zbieram ludzi do małych grupek. Tak po cichu, żeby drania nie spłoszyć, a go dopaść. Wierzę, że chciałbyś to coś obedrzeć osobiście ze skóry? I przy okazji. Widziałeś coś wczoraj albo słyszałeś po wyjściu z baru?
Z podobną propozycją zamierzał pójść jeszcze do kilku osób w wiosce, a potem reszcie polecić zostanie w domach na noc. Liczył, że strach po ostatniej nocy wystarczy, żeby tak zrobili. Sam zaś razem z resztą zamierzał pochować się z pozostałymi tak, by widzieć całe miasteczko, oczywiście w stałej łączności przez komunikatory. Zaczął jednak od Uldina, bo ten mógł właśnie czekać na okazję do zemsty. O jego żonie oczywiście nie zamierzał mu wspominać. Zdrady, skandale i tego typu sprawy były typowe dla takich osiedli, ale często bywało tak, że małżeństwo jednak potem próbowało żyć szczęśliwie i udawać, że nic się nie stało. Jim nie zamierzał teraz jeszcze pogarszać sprawy.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

@Nantel
Z pracy na kolanie, więc tylko wrzucę ogólny zarys. Uldin wygląda jak siedem nieszczęść i nie jest zbyt rozmowny. Nie pamięta niczego z zeszłej nocy. Na propozycję siedzenia gdzieś w nocy odpowiada, że powinien spędzić wreszcie trochę czasu w domu, w którym praktycznie nie było go od kilku dni. Obiecuje, że dziś prosto z pracy pójdzie do domu.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Jim nie przejął się niepowodzeniem w tym miejscu. Rozumiał sytuacje Uldina i jeśli ten wolał dziś siedzieć w domu, nie było po co go wyciągać na siłę. Obawiał się jednak, że i tak może skończyć pijąc u kirysa, postanowił więc sobie, że przypilnuje w nocy, by tam nie trafił.
- W porządku, ale jak zobaczę cię dzisiaj w kantynie, to dostaniesz areszt domowy na tydzień.
Szeryf poszedł jednak dalej realizować swój plan. Najpierw odwiedził trójkę rodziców, których dzieci również zginęły wtedy w lesie w ten tragiczny sposób z podobną prośbą, potem zaś spotkał na ulicy Jane, ostatnią z matek, która wyglądała równie źle jak Uldin po stracie dziecka.
- Witaj Jane. Słuchaj, widzę, że fatalnie się czujesz, ale może jakiś cel żeby wyjść z domu ci pomoże trochę odetchnąć. Zbieram kilku ludzi na dzisiaj, żeby w ukryciu obserwować wioskę w nocy. Wiesz, żadnych otwartych patroli, ale tak, żeby widzieć całą osadę i być w stałej łączności. Po tym, co stało się Wuncie... Mamy do czynienia z czymś gorszym niż zwykła zagubiona bestia z bagien. Nie chcę tego potwora spłoszyć, tylko dorwać. A zgaduję, że i ty byś tego chciała.
Cokolwiek odpowiedziała zrozpaczona Jane, szeryf dalej udał się do małego Jawy. Akurat w pobliżu spotkał też droida Ottie, więc odezwał się do nich naraz.
- Dzisiaj w nocy chcę obserwować osadę. Po cichu, bez patroli. Nie rzucacie się w oczy, więc bardzo byście mi się przydali. Poza tym będzie nam potrzebna sprawna łączność, a wy w razie czego będziecie się na tym znać. To jak, chcecie pomóc dorwać tego mordercę? Od razu mówię, że wystarczy, że będziecie obserwować z bezpiecznych kryjówek miasteczko i jego ulice i w razie czego, dajcie mi o tym znać. Nic więcej nie potrzebuję.
Pod wieczór wszystkich chętnych spośród zapytanych szeryf zebrał u siebie, wyznaczył punkty, z których mieli obserwować, co się dzieje i ustalili wspólny kanał do komunikacji. Dla siebie wybrał rejon domu Uldina, żeby w razie czego go przypilnować (po drodze sprawdził też, czy już do kantyny nie trafił). Jim wiedział, że powinien uspokoić a być może zatrudnić do takiej roboty tych najbardziej krewkich mieszkańców z rana, ale obawiał się dwóch rzeczy. Po pierwsze ci wyrywni mogliby narazić siebie lub innych na niebezpieczeństwo robiąc coś głupiego. A po drugie, i to była straszniejsza myśl, Wuntę zabił ktoś jej znany, więc im mniej osób wiedziało, tym lepiej. Wybrał tylko tych, którzy byli na pewno zbyt mali, nie posiadali humanoidalnych kończyn lub mieszkańców, którzy stracili dzieci. Byli najmniej podejrzani.
Awatar użytkownika
Dexon Krir
Gracz
Posty: 38
Rejestracja: 06 wrz 2021, 10:57

Bycie małym miało swoje zalety. Wtedy kiedy przybyli Imperialni, kapturnik o błyszczących oczach czmychnął pomiędzy zebranymi by nie brać udziału w kontroli. Nie lubił szturmowców. Nie lubił Imperialnych. Byli dziwni, zbyt rygorystyczni. Wszystkiego się czepiali i bez powodu rekwirowali to co im się żywnie podobało. Jijiemu za bardzo zależało na własnym sprzęcie, dlatego też wolał uniknąć zbędnych kontroli.
Kolejne godziny, dni Jiji spędzał dokładnie na tym samym co miał w zwyczaju. Zbieractwo, przeróbka złomu, tworzenie coraz to nowszych ulepszeń do swoich prywatnych rzeczy. Sprzedaż oraz kupno i tak w kółko. Dla jednego mogłoby to się wydawać nudne, ale nie dla niego. On uwielbiał grzebać w elektronice. Chyba prawdopodobnie jak większość jego pobratymców.
Wtedy przybył do niego szeryf, przedstawiając propozycję obserwacji miasteczka. Z braku laku Jiji kiwnął głową wyrażając chęć pomocy. Do wieczora jeszcze kupa czasu, dlatego Jiji postanowił dopracować swój mały projekt, nad którym siedział od dłuższego czasu. Była to elektroniczna opaska na oko, która potrafiła włączyć tryb podczerwieni, dzięki któremu nie będzie problemu zobaczyć jakikolwiek ruch w ciemności.
Kiedy przyszła pora, zabrał wszystko co było mu potrzebne, w tym swój osobisty blaster ogłuszający po czym ruszył do centrum miasteczka, zajmując sobie dogodną pozycję. Był mały, a więc mógł wcisnąć się gdzie mu się żywnie podobało. Idealne miejsce by nie być znalezionym oraz idealne miejsce by uchronić się przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Czas pokaże co z tego naprawdę wyjdzie.
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
Posty: 43
Rejestracja: 01 wrz 2021, 11:58

- Ja... tak. Chętnie pomogę.
Jim pokiwał głową i oddalił się, zajęty swoimi sprawami. Jane nie zazdrościła mu odpowiedzialności - miał w końcu na głowie całe miasteczko, a żołnierze bardziej mu przeszkadzali, niż pomagali.
Steven wkrótce wrócił z lekami. Pierwszą tabletkę łyknęła w drodze do domu, a kiedy dotarli na miejsce, zamiast położyć się, na co nalegał Steven, Jane zaczęła grzebać w szafach i komodach.
- Mamo, czego szukasz?
- Gazu pieprzowego. I latarki.
Pomysł Jima był dobry, tylko żeby się udał, trzeba było dobrze go wykonać. Jane zrozumiała, że szeryf nie chce, by po miasteczku chodziły uzbrojone bandy, które odstraszą to coś. Należało się poukrywać i w milczeniu obserwować, pozwolić sprawcy wyjść i samemu wejść w pułapkę.
Steven domyślił się, o co chodzi (zresztą Jane martwiła się, czy przypadkiem on i jego koledzy już o czymś takim nie myśleli) i pomógł jej się przygotować. Nie mieli żadnej broni, a chłopak stwierdził, że nie puści jej nieuzbrojonej, dlatego wygrzebał ze strychu stary kij bejsbolowy i nabił go kilkoma gwoździami.
Do końca dnia skończyli się przygotowywać. Jane znowu wzięła leki, bo czuła, że choć gorączka zelżała, brakowało jej jeszcze sporo do pełnej sprawności.
- Mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego nie idziesz ze mną - powiedziała, kiedy Steven podawał jej plecak.
- Rozumiem. Chociaż uważam, że to ty wystawiasz się teraz na większe niebezpieczeństwo...
- To postaram się być zawsze obok drugiej osoby, żebym nie była sama, dobrze? A ty masz siedzieć tutaj i czekać na mnie, jasne?
- Jasne. Chociaż jeśli będziesz mogła wybierać, to trzymaj się blisko Jima.
- Postaram się, synu.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Gdzieś ponad gęstą powłoką chmur, słońce chyliło się ku zachodowi. Na powierzchni planety zauważyć to można było przez stopniowy wzrost natężenia czerni w szarościach spowijających okolicę. We wszystkich budynkach od dawna paliły się światła, a mieszkańcy pospiesznie przemykali ku swoim domostwom. Odgórne zalecenia najwyraźniej zostały wzięte przez wszystkich pod rozwagę i nawet przybytek Kirysa Malto nie wypełnił się tego wieczoru po brzegi. Stali bywalcy najwyraźniej postanowili wziąć przykład z tymczasowych rezydentów imperialnego posterunku, którzy widziani byli, gdy zaopatrywali się w całą skrzynkę napojów wysokoprocentowych. Jak powiedziałby Sykstus, cytując świętą księgę Malachorians “Jeśli Metatheo nie może przyjść do góry, góra przyjdzie do Metatheo”.
Wyjątkiem było kilka osób, które zgodziły się pomóc szeryfowi i przyczajone na swych posterunkach obserwowały okolicę. Ciemność powoli spowijała osadę, a wraz z nią nadchodziła mgła.



Zannac Uldin przykręcił ostatnią część i spojrzał na swe dzieło. Jeszcze dwa dni i ta kupa złomu będzie działać. Nie myślał o tym, co potem. Przez tydzień kompletnie zatracił się w morderczym cyklu uwzględniającym jedynie pracę i alkohol. Wszystko po to, by nie myśleć, nie mierzyć się z brutalną rzeczywistością. Czas było jednak spojrzeć Arimie w oczy. Jej również musiało być przecież niełatwo. Bezwiednie wytarł brudne dłonie o równie brudne spodnie i zgasiwszy światła w warsztacie, ruszył do domu. Był tak zmęczony, że ledwo trzymał się na nogach. Powoli docierało do niego też, jak bardzo jest głodny. Nie pamiętał, kiedy po raz ostatni miał coś w ustach.
Przyłożył dłoń do czytnika, a drzwi wejściowe jego domu odsunęły się z zapraszającym sykiem. Nie od razu usłyszał dźwięki dobiegające z sypialni. Jego wykończony umysł zarejestrował je dopiero, gdy mijał prowadzące do niej drzwi. Zatrzymał się zdezorientowany. Wyobraźnia musiała mu ze zmęczenia płatać figle, nie było innego wytłumaczenia. Zanaac chwycił jednak leżący w przedpokoju klucz magnetyczny i otworzył drzwi. Nawet, gdy zobaczył splecione w ekstazie nagie ciała, nie chciał uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Dopiero gdy Arima dostrzegła go stojącego w progu i z krzykiem zaskoczenia zrzuciła z siebie młodego mężczyznę, Zan zrozumiał, że nie ma omamów. Mężczyzna przyłapany w trakcie posuwania jego żony zdawał się być jeszcze bardziej zaskoczony, niż pozostali. Z ciuchami w dłoni, panicznie rozglądał się po pokoju w poszukiwaniu drogi ucieczki. Rewolwerowiec z Nar Shaddaa nie wyglądał już jak legendarny pogromca gangsterów. Przypominał zaszczute zwierzę. Zwierzę z odciętą drogą ucieczki, gdyż jedyna droga ku wolności wiodła przez drzwi blokowane właśnie przez masywną postać mechanika. Ucieczka nie wchodziła w grę, podobnie jak rozwiązania siłowe. Pozostawała dyplomacja.
- Ja wszystko wyjaśnię – odezwał się dziwnie piskliwym głosem, jednocześnie przesuwając się w stronę drzwi i zasłaniając newralgiczną część swojego ciała. – To nie tak, jak myślisz Zannac.
Zbliżył się do gospodarza z mocnym postanowieniem jak najszybszego zniknięcia mu z oczu. Nie zdążył. Klucz magnetyczny ze świtem przeciął powietrze, lądując na jego twarzy z taką siłą, że jej lewa strona momentalnie zmieniła się w bezkształtną, mięsną masę z której tu i ówdzie przebijała biel zgruchotanej czaszki i zębów. Ciało Rravana Naleka uderzyło o ziemię przy akompaniamencie świdrującego kobiecego krzyku. Uldin nic nie słyszał. Zwalił się na leżącego przed nim młodzieńca i wziął kolejny zamach. Krew rozbryznęła się na wszystkie strony, z każdym uderzeniem pokrywając pokój coraz dokładniej. Ktoś próbował złapać go za rękę i powstrzymać, lecz gospodarz zdołał wyrwać się z uścisku i uderzyć za siebie na oślep. Natręt nie podjął kolejnej próby. Ciosy z głośnymi plaśnięciami spadały na bezkształtną masę, do niedawna będącą twarzą wioskowego łamacza serc, aż ta przestała stanowić jednolity cel.
Dysząc ciężko, Uldin podniósł się na nogi. Teraz pora była zająć się tą bezwstydną dziwką, którą zwykła nazywać żoną. Nie było jej na łóżku. Rozejrzał się zdezorientowany i dostrzegł ją za progiem. Jej doskonała sylwetka kontrastowała z ciemnym brązem podłogi. Uldin energicznie potrząsnął głową, a następujące po sobie przebłyski rzeczywistości, uderzyły go z siłą wybuchu sonicznego. Krew rozlewająca się wokół głowy jego żony i jej nieruchome oczy wpatrujące się w sufit, zmasakrowane ciało mężczyzny w sypialni. I krew, która zdawała się pokrywać wszystko wokół.
W drodze do szafy w sypialni Zannac wypuścił z dłoni klucz. Niczym w transie wymacał na górnej półce znajomy, chłodny kształt. Ujął go pewnie w dłoń, przystawił do podbródka i bez wahania pociągnął za spust.



- Kurwa mać! – krzyknął szeryf na otwartym kanale, a nasłuchujący usłyszeli odgłos upadającego krzesła.
Głos Jima brzmiał na tyle poważnie, że większość osób odruchowo opuściła swoje posterunki i ruszyła na pomoc lokalnemu stróżowi prawa. Gdy dotarli na miejsce, towarzysząca szeryfowi Jane, właśnie opróżniała zawartość żołądka przed domem Uldinów.
- Nie wchodźcie do środka – wykrztusiła z trudem i zwróciła kolejną porcję kolacji.
Zebrani ze zgrozą popatrzyli po sobie.



Dym jako pierwszy poczuł Jiji. Spod jego kaptura dało się słyszeć odgłos węszenia, a lśniące pomarańczowo oczy nerwowo zaczęły poszukiwać źródła zapachu. Blask przybierający na sile na zachodnim krańcu osady jasno wskazywał lokalizację ognia. Skaner Jawy zarejestrował znaczny wzrost temperatury w tamtym kierunku.
- Wass! Wass! – krzyknął z całą siłą swych małych płuc.
- Ogień – przetłumaczył już bardziej beznamiętnie droid zawieszony na jego plecach.
Zebrani kolejno zwracali swe oblicza w kierunku wskazywanym przez Jawę. Świetlista łuna zaczynała nadawać spowijającej okolicę mgle coraz intensywniejszy, upiorno- pomarańczowy kolor.
Uszu obecnych na ulicy dobiegł rozpaczliwy krzyk.
- Pali się! Garnizon się pali!
Z mgły wyłonił się Kirys Malto. Dyszał ciężko, a po jego twarzy spływały stróżki potu.
- Co tak, kurwa stoicie? Garnizon się pali! Tam w środku są ci imperialni!

Rravanowi Nalekowi dziękuję za wspólną rozgrywkę :)
W posterunku imperialnym spaliło się właśnie pięciu szturmowców i cały sprzęt wysłany przez imperium na planetę, łącznie z zestawem do komunikacji. Snaps jeszcze żyje - gdzie był w tym czasie, pozostawiam Shinowi.
ODPOWIEDZ