To Żyje w Nas - Sesja Specjalna

Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Jim popatrzył na droida, który przypałętał się w pół słowa do jego towarzyszki. Już miał go odesłać, bo Uldin będzie potem przez pół roku mu narzekał, ile rdzy z niego wydobył, ale w sumie...
- Chodź, dołączysz do nas. Przydadzą się twoje czujniki. Szukaj wszystkiego, co niepokojące. Nie powinno być tu, w pobliżu wioski, większych zagrożeń, ale kto wie...
Kontynuował marsz w głąb bagien, z Jane i droidem u boku.
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
Posty: 43
Rejestracja: 01 wrz 2021, 11:58

Kiedy Jim organizował ludzi, Jane nadal nie mogła uwierzyć w to, co robią. To było jak sen, przeraźliwie rzeczywisty. Czy oni właśnie szli na bagna szukać dzieci? Czy ona naprawdę szła razem z nimi, wołając Illima?
Większość słów przepuszczała przez siebie jak przez sito, nie przywiązując do nich uwagi; cały czas próbowała skupić się na odkryciu, co jest rzeczywiste. Dopiero wspomnienie imienia syna trochę ją obudziło.
- Steven...? Ah, Stev teraz pracuje w serwisie u Boba. Złożył papiery na uczelnię na Naboo i staramy się teraz uciułać trochę pieniędzy na jego wyjazd. I wcale nie trzymam chłopców pod kloszem, tylko staram się o nich troszczyć - wiesz, co to znaczy? Chcę, żeby mieli normalne dzieciństwo, nawet mimo naszej sytuacji. I tak naprawdę chciałabym, żeby wydostali się z tej planety bagna i ułożyli sobie życie w jakimś ładnym miejscu, żeby byli szczęśliwi. Tylko dobrze byłoby mieć ich obu przy sobie...
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Moczary wciąż otulała poranna mgła. Unosiła się nad powierzchnią wody, wpełzała na ścieżki i wiła między grubymi pniami drzew, które niczym masywne kolumny podtrzymywały gęste sklepienie liści. Gdzieś w oddali leniwie wschodziło słońce, nieśmiało przebijając się przez zieloną gęstwinę. Grupa poszukiwawcza powoli przemierzała okolicę, wypatrując jakiegokolwiek śladu po zaginionych. Nikt nie rozmawiał. Zupełnie jakby wszyscy wyczuwali wokół siebie coś dziwnego, wypełniającego serca niewytłumaczalnym strachem. Zamilkły nawet okoliczne zwierzęta i dżunglę spowijała złowroga cisza, mącona jedynie przez nawoływania członków grupy poszukiwawczej. Imiona zaginionych dzieci początkowo wykrzykiwane ze sporą dozą energii, po południu zaczęły wybrzmiewać desperacką nutą. Duchota panująca na bagnach utrudniała złapanie oddechu. Mieszkańcy osady byli przyzwyczajenie do panującej tu aury, lecz ta niezmiennie zdawała sobie stawiać za cel wysysanie energii życiowej z wszystkich żywych istot. Zannac Uldin otarł pot zalewający mu oczy. Kątem oka widział idącą parę metrów dalej Arimę, która mimo nieprzespanej nocy niestrudzenie parła przed siebie. Dalej majaczyła sylwetka droida, który omiatał okolicę swymi czujnikami, szukając jakichś śladów życia. Otrzymywał wprawdzie niezliczoną ilość pozytywnych wyników, lecz wszystkie sygnatury należały do istot o wiele mniejszych, niż humanoidalne.
To on jednak trafił na organiczny ślad pochodzenia ludzkiego. Gałka oczna jakby nigdy nic leżała na ścieżce, zwrócona brązową tęczówką ku niemu. Ottie zatrzymał się i uniósł ramię.
- Szeryfie! – mechaniczny głos rozbrzmiał z jego wokabulatora.
Jim Dugnar w ciągu chwili pojawił się przy droidzie i uniósł znalezisko. Wokół zgromadzili się pozostali uczestnicy poszukiwań, którzy wbili wzrok w przedmiot trzymany przez szeryfa. Krew odpłynęła z twarzy rodziców zaginionych dzieci.
- Spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy – próbował uspokajać szeryf, lecz przeraźliwy krzyk Jane Rider zagłuszył dalsze jego słowa.
Kobieta stała z zadartą głową, wpatrując się w jakiś punkt na jednym z drzew. Pozostali podążyli za jej wzrokiem i zamarli w przerażeniu. Arima Uldin bezwładnie osunęła się na ziemię.
Ponad głowami zebranych nabite na złamany konar, wisiało ciało ciemnowłosej dziewczynki. Nie można było dostrzec jej twarzy, gdyż zwrócona była do nich tyłem. Gdyby nie masywny fragment drewna sterczący jej z pleców i twarz, która zdawała się być wprasowana w korę drzewa, można by pomyśleć, że po prostu je obejmuje.
Zannac Uldin opadł na kolana, zapominając o omdlałej małżonce, leżącej obok. Bez problemu rozpoznał swoją córkę, a raczej to, co z niej pozostało.


Kilkanaście minut później znaleziono zwłoki pozostałej czwórki. W przeciwieństwie do ciała Milly, która najwyraźniej podjęła próbę ucieczki, znajdowały się dość blisko siebie, rozrzucone w okolicach ruin. W ciągu nocy zajęły się nimi lokalne drapieżniki, uniemożliwiając ustalenie prawdziwego powodu ich śmierci. Cała okolica zdawała się być skąpana w karmazynie. Fragmenty ciał i ubrań, walały się wokół dopełniając obrazu makabry. Rravan Nalek, słynny pogromca gangów na Nar Shaddaa zgiął się wpół i zwrócił zawartość żołądka.



TYDZIEŃ PÓŹNIEJ


Życie w osadzie wróciło do normy jedynie pozornie. Zajęcia w lokalnej szkole odwołano, a dzieci zmuszone zostały do pozostania w domach. Nawet aura uległa zmianie. Ciężkie chmury od kilku dni zasnuwały niebo, a bagienne mgły coraz śmielej wpełzały między domostwa. Mimo dni wytężonej pracy, nikomu nie udało się ustalić, co wydarzyło się na bagnach. Osada pogrążyła się w żałobie, którą każdy przeżywał na własny sposób. Matka Milly zamknęła się w domu, odmawiając widzenia z kimkolwiek. Zannac Uldin próbował poradzić sobie z sytuacją, zanurzając się w pracy i praktycznie przenosząc całą swoją egzystencję na teren warsztatu. Inni zbierali się w lokalnej kantynie, skutecznie uszczuplając jej zapasy trunków procentowych i dyskutując o tym, co się stało.

Była już późna noc, gdy leciwa Cereanka odstawiła pusty kieliszek i skinąwszy Kirysowi na pożegnanie, chwiejnym krokiem ruszyła ku wyjściu. Była zaprawiona w alkoholowych bojach, lecz tego wieczoru wypiła zbyt dużo nawet jak na siebie. Zataczając się ruszyła w dół zasnutej mgłą ulicy. Mieszkańcy okolicznych domostw dawno już spali. Gwoli prawdy po zmroku nie było tu za bardzo co robić. Jak w każdym przykładnym galaktycznym zadupiu, tak i tutaj życie definiowane było przez wschody i zachody słońca. Mimo wszystkich spędzonych tu lat, Cereanka wciąż nie potrafiła zrozumieć, jak trafiła do tej dziury, a co ważniejsze – dlaczego została tu tak długo. Z rozmyślań wyrwał ją niespodziewany ruch, jaki dostrzegła kątem oka. W żadnym z okolicznych okien nie paliło się światło i tylko jedna leciwa lampa rozświetlała nieco panujący wokół mrok. To pewnie jakieś zwierzę - odurzony alkoholem umysł podsunął jej zaskakująco logiczne wytłumaczenie. Spróbowała przyspieszyć kroku, lecz jej stan nie pozwalał na wykonywanie zbyt energicznych ruchów. Poczuła jedynie, że zawadza o coś nogą, a grunt zaczyna zbliżać się do niej z zadziwiającą prędkością. Bezwładnie runęła na ziemię, rozbijając sobie czoło o jakiś kamień. Przez chwilę leżała nieruchomo, aż w końcu z cichym jękiem podjęła próbę nawiązania walki z grawitacją. Finalnie udało się jej podnieść na czworaka, co zważywszy na jej stan było niemałym sukcesem. Uniosła głowę, a jej wzrok padł na nieruchomą sylwetkę stojącą kawałek dalej. Wunta-Shinz Cirisek panicznie rzuciła się do tyłu, próbując wydobyć z gardła okrzyk wzywający pomocy. W tym momencie stojąca przed nią postać weszła w krąg światła, a Cereanka odetchnęła z ulgą.
- Ahhh.. ło tyłko ty. Diee łoszesz tak słaszyć…
Nie zdołała dokończyć. Poczuła jedynie jak silna dłoń zaciska się jej na szyi i unosi nad ziemię. Ciemność zasnuła jej oczy i przy akompaniamencie łamanych kręgów szyjnych, Cereanka padła martwa na ziemię.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Imperialny zwiadowca kroczył za swoim nowym partnerem, zostawiając mu dwa kroki przewagi. Rozglądał się raz za razem to w prawo, to w lewo szukając śladów po zaginionych dzieciakach. Niestety jak do tej pory, nie dopisało mu szczęście i żadnych śladów nie odnalazł. Ponura okolica jakby się zaprzysięgła aby utrudnić zadanie grupie poszukiwaczy. Krzaki i krzewy szarpały ludzi za rękawy i nogawki, utrudniając zagłębianie się w bagienne tereny. Snaps akurat był dobrze wyposażony na takie warunki - obuwie o podniesionym współczynniku przyczepności, szczelny kombinezon chroniący przez krwiożerczymi insektami i filtry w hełmie, blokujące ten pierdolony fetor. Z niemałym rozbawieniem obserwował jak mężczyzna idący przed nim, raz po raz tłucze się w kark lub twarz, tocząc nierówną walkę z przyrodą i klnie na czym świat stoi.
Pierwszy sukces nadszedł dopiero kilka godzin później. Towarzyszący szeryfowi droid trafił na ślad... makabryczny ślad. A chwilę później odnaleźli pierwsze ciało. Widok nie należał do przyjemnych. Coś lub ktoś urządził dziecku piekło. Niestety kilka chwil później odnaleziono pozostałem zaginione dzieci... a raczej to co zostało z ich ciał. Lamenty i wrzaski bólu wypełniły ciężkie powietrze na bagnach. TK-6969 stał w oddaleniu od reszty grupy i pokręcił głową. Jednak się mylił - to nie było zwykłe zaginięcie. To był krwawa rzeź niewiniątek. Nim zawrócił w kierunku bazy, wysłał krótki raport o tragicznym zakończeniu poszukiwań. Ostatnim co widział był zgięty w pół mężczyzna, opróżniający żołądek z całej zawartości.

Kolejnego dnia wrócił do swoich rutynowych obowiązków - to jest znów trzy razy na dzień oblatywał cały przydzielony mu sektor, sprawdzając okolicę, jednak tym razem zaczął robić to z większym zaangażowaniem. Całe to tragiczne zdarzenie wywarło ogromny wpływ na lokalną społeczność. Ludzie chodzili jak w transie, przygnębieni i z nieobecnymi spojrzeniami. Nie mogło to dziwić - w niewielkich społecznościach, gdzie każdy każdego znał, śmierć jednej osoby była tragedią. A śmierć pięciu dzieciaków? Była czymś o wiele gorszym. Z podsłuchanych informacji wynikało, że biuro szeryfa nie wpadło na trop odpowiedzialnego za ten makabryczny czyn. I choć Snaps starał się trzymać dystans od sprawy, sam zaczął szukać nowych śladów. Podczas jednego z patroli odwiedził na powrót miejsce zbrodni i przeskanował całą okolicę czujnikami dostępnymi w ich bazie, mając nadzieję, że może Imperialne urządzenia pomogą skierować sprawę na nowe tory. Dane wysłał do Imperialnej Bazy Danych Sektora z adnotacją "PILNE" licząc, że komuś zachce się je przeanalizować i odesłać mu wyniki.
Awatar użytkownika
Dexon Krir
Gracz
Posty: 38
Rejestracja: 06 wrz 2021, 10:57

No tak jak zwykle pozostawiony w cieniu całej grupy społecznej. Nie było się czemu dziwić. W końcu Jiji sam wyglądał jak dzieciak, jeszcze na dodatek w tym śmiesznym brązowym ubranku, spod którego kaptura widać było jedynie jarzące się jasnym kolorem ślepia. Mimo tego był wciąż częścią tej społeczności i tak jak większość chciał się do czegoś przydać.
Nie zważając na słowa innych, przyczepił się do grupy jakiś poszukiwaczy po czym ruszył za nimi w głąb otulonych dziwną aurą okolic. To miejsce było inne niż pamiętał. Panowała tutaj przerażająca cisza, która potrafiła przyprawić niejednego o ciarki na plecach.
Wtedy doszło do okropnego. Znalezione ciała dzieci a raczej tych co po nich zostało wprowadziło chaos, rozpacz, strach oraz przerażenie we wszystkich zebranych z okolicy. To była istna masakra, a jeszcze gorzej, że dotknęła właśnie te biedne dzieciątka. Mały Jawa nawet nie chciał myśleć o tym co muszą przechodzić rodzice tych, którzy zostali odnalezieni w taki a nie w inny sposób...

....

Koleje dni mijały a atmosfera w miasteczku przypominała tą, którą mieli okazję zobaczyć na okolicznych bagnach. Tragedia dotknęła całą społeczność. Pogrążyła ją w smutku oraz żałobie, pozostawiając wiele pytań bez odpowiedzi.
To był ten dzień, kiedy zakapturzony Jawa przechadzał po ulicach tego opustoszałego miasteczka. Od czasu do czasu prowadząc rozmowę z głową droida protokolarnego. Ciężko było powiedzieć czy ze strachu, czy przed obawą co może przynieść kolejny dzień.
Ku jego ślepiom ukazała się sylwetka osoby leżącej pośrodku ulicy. Pijana? Może zemdlała.
- Nie wygląda to za dobrze – odezwała się głowa droida, kiedy mały zakapturzony osobnik podbiegł do ciała sprawdzając stan osoby. Na macki mynocka ona była martwa. Straszliwy dreszcz przebiegł po plecach Jawy, który został wymieszany w akompaniamencie przyśpieszonego oddechu oraz zimnego potu zalewającego ciało szczurowatego kapturnika.
Spanikowany czym mógł pobiegł pędem w kierunku biura szeryfa. Waląc w drzwi czekał aż ktoś mu otworzy wykrzykując słowa w swym ojczystym języku.
Nie zwracał uwagi na to kto otworzył mu drzwi. Czy był to sam szeryf czy też ktoś z jego ekipy. Jawa machał dłońmi, panicznie próbując przekazać tej osobie wiadomość
- Nekkel juuvar obwegadada ! Ra’ti ! Ra’ti ! Ashuna ! – zaczął wskazywać w kierunku ulicy, gdzie znajdowało się ciało zamordowanej kobiety.
- Jiji pragnie przekazać informację, iż przechadzając się ulicami miasteczka napotkał ciało pewnej kobiety rasy Cerean. Prawdopodobieństwo, że jest martwa wynosi 99.8 procent – głowa droida przewieszona przez jego plecy, starała się wytłumaczyć te chaotyczne słowa wypowiedziane przez Jawę.
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

Ostatnie dni Rravan Nalek spędził w większości w kantynie starając się, za pomocą lokalnego sikacza, wymazać z pamięci obrazy rozrzuconych na bagnach zwłok. Poprzedniego dnia wychodził z baru jako jeden z ostatnich, zostawiając na placu boju tylko Charliego oraz tę starą cereankę i dzisiaj obudził się z potwornym kacem. Plusem sytuacji było to, że wreszcie spał spokojnie i nie śnił snów o gałkach ocznych leżących na mokrej ziemi. Na Nar Shaddaa widywał różne rzeczy, ale znalezione przez nich ciała dzieci zdecydowanie należały do najbardziej makabrycznych w jego życiu.
Tak czy inaczej, wracał do życia. Z Laną nie układało mu się za dobrze, więc należało zmienić obiekt aktualnego zainteresowania - już dwa dni temu udało mu się w barze porozmawiać z jedną ze swoich adoratorek - Arimą Uldin. Kobieta była roztrzęsiona i zdruzgotana śmiercią dziecka, ale tym samym łasa na współczucie i oddanie się zapomnieniu.
Wczoraj, na przykład, zapomniała, że ma męża.
Przechadzał się po mieście bez celu, byleby tylko zauważyło go jak najwięcej mieszkańców. Arima jeszcze spała w jego łóżku, więc im więcej ludzi go zobaczy, tym mniejsze prawdopodobieństwo tego, że jej mąż połączy nocną nieobecność żony z porannym uśmiechem Rravana. Wolał, żeby miasteczko jednak nie wiedziało, co robił w nocy.

W czasie spaceru zauważył nieduże zbiegowisko na ulicy - czwórka mieszkańców z ożywieniem wskazywała coś leżącego na ziemi. Rravan zbliżył się i przełknął ślinę - to była stara cereanką, która została w barze, gdy on opuszczał go w towarzystwie Uldin.
Martwa.
Na szczęście, nie była rozbebeszona jak bachory. Trup sam w sobie nie robił na nim wrażenia - w końcu widział ich trochę w swoim życiu. Nalek całkowicie bezwiednie wszedł w swoją rolę.
-Nie żyje - oświadczył rzecz oczywistą tonem znawcy tematu. - Ktoś ją zabił. Ktoś inny - wskazał na małe odciski stóp wokół ciała - zatarł ślady! Przyjaciele, musimy znaleźć winnych zanim zginą kolejne osoby! Trzeba przepytać wszystkich mieszkańców, może coś widzieli. Sprawca może być niebezpieczny, wiec niech każdy z was uzbroi się w to, co może! Wytropimy mordercę i wymierzymy sprawiedliwość!
Kończąc, podniósł w górę swój pistolet blasterowy.
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

To, co zobaczył na bagnach było dla niego szokiem. Tak jak zresztą dla wszystkich z osady. Gdy rodzice dzieci padli na ziemię lub rzucili się w stronę ich ciał w rozpaczy, on tylko stał, sparaliżowany tym widokiem i wspomnieniami ze swej przeszłości. Znał dobrze to poczucie straty i ono znowu go dogoniło... Nie tego spodziewał się po tej sprawie. Od razu pożałował, że nie była tak nudna jak wszystkie wcześniejsze, że nie była to kolejna wioskowa historia nudnego życia. Płacz rodziców długo roznosił się po okolicy.
Następne dni upłynęły pod znakiem pracy. Oczywiście ściągnęli ciała do wioski, by je pochować. Jim wraz z Bobem przeczesywali teren ruin kilka razy, ale nie znaleźli żadnych wskazówek. Kilka razy widział jednego ze szturmowców, jak też szukał i patrolował, mając nadzieje coś znaleźć, ale nawet jego skany nic nie dały. Nawet przez hełm wyczuwał jego rozczarowanie. Widoczne było w każdym ruchu. W międzyczasie spróbował też skontaktować się z Gildią, bo już wiedział, że to "coś", co stało się na bagnach, może przerastać wszystkich w wiosce. Ale ceny mieli przerażające... Za dnia świecił więc przykładem, chciał pokazać działanie, by podbudować upadły nastrój. Mimo tragicznej atmosfery, ta iskra dawnego gliny nie pozwalała mu teraz stać w miejscu. Ale kiedy przychodziła noc... dołączał do zapijania smutków. Z tą tylko różnicą, ze u siebie w mieszkaniu, gapiąc się przy tym w nieskończoność na zdjęcie zmarłej żony i córki.
I właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi posterunku na dole.
***
Mały Jawa był bardzo podekscytowany i nawet droid na jego plecach nie był potrzebny, by zrozumieć, że malec pokazuje jeden konkretny kierunek. Jednak wiadomość o kolejnej zabitej osobie w mig go otrzeźwiła. Chwycił tylko blaster i ruszył we wskazana stronę.
Dzień zdążył już wejść w początkową fazę wschodu słońca, nie potrzebowali więc latarki, by dostać się na miejsce. Jim miał jednak świadomość, że zaraz wszyscy się tu zlecą. Miejsce zbrodni nie było przecież na uboczu.
Dokładnie przyjrzał się ciału i zanotował każdy szczegół czy poszlakę, mogącą go naprowadzić na zabójcę. Oczywiście najpierw sprawdził też, czy cereanka była na pewno martwa i postarał się nie przegapić niczego, zanim zebrany tłum wszystko zadepcze. Rozejrzał się też po okolicy, polecając Jawie, by przez chwile pilnował zwłok. Gdy wrócił, było już całkiem widno, więc jeszcze raz przyjrzał się miejscu, by być pewnym, że niczego nie przegapił.
- JiJi, idziemy do twojego warsztatu po coś, co może się przydać na nosze. Na pewno masz coś takiego w tych swoich gratach.
W warsztacie rzeczywiście udało się coś znaleźć, ale gdy wrócili na miejsce tłum już się zebrał, razem z prowodyrem chętnym do jakiejś burdy.
- Nie wymachuj tak tym, bo jeszcze sobie w oko strzelisz!
W tym momencie zza tłumu zebranego wokół ciała wyszedł szeryf. Za jego plecami dreptał mały jawa. W ręce niósł składane nosze. Uklęknął przy trupie i rozłożył je wokół niego. W jego ustach tkwił dogasający papieros, gdy zwrócił się do zebranych.
- Wy dwaj - wskazał na dwóch mężczyzn. - Zabierzcie ją na posterunek do piwnicy. Powiedzcie Molly, żeby skontaktowała się z kaminoanem. Niech przyjdzie i zbada ciało. A ty - zwrócił się wprost do Rravana, stając mu wprost przed twarzą. - Trzymaj język za zębami. Jawa po mnie przybiegł, a poza tym ten chuderlak nie miał by siły jej zabić. Nawet po pijaku rzuciłaby nim jak szmaciana lalką.
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

-Szeryfie! Nigdy w życiu nie zasugerowałbym, że to Jiji zabił tę biedną kobietę - Rravan spojrzał na Jima ze wzrokiem pełnym politowania. - Wyraźnie powiedziałem, że ktoś ją zabił, a ktoś i n n y zatarł ślady. Nieważne czy celowo, czy też przypadkiem, ale fakt pozostaje faktem: dokonano tu okropnej zbrodni zaledwie tydzień po masakrze urządzonej na naszych - podkreślił to słowo, by wśród zebranych wywołać poczucie wspólnoty - dzieciach. Faktem jest też, że ostatnimi czasy nie udaje się tutaj utrzymać bezpieczeństwa. Być może niektórzy zgnuśnieli na swoich stanowiskach i zapomnieli o tym, że pośrednio odpowiadają za życia mieszkańców? Gdyby ktoś patrolował ulice po zmroku zamiast leżeć w ciepłych, domowych pieleszach, Wunta-Shinz być może byłaby jeszcze z nami!
Niemal jawnie rzucał wyzwanie szeryfowi, ale wiedział, że może liczyć na poparcie części mieszkańców: miał to do siebie, że kobiety do niego po prostu lgnęły, nie brakowało też mężczyzn z cichą fascynacją wysłuchujących jego opowieści o Księżycu Przemytników. Tok rozumowania Naleka nie był skomplikowany: Jim prawdopodobnie nigdy nie rozwiąże tajemnicy morderstw, mieszkańcy się wkurzą i zwrócą w stronę kogoś, kto zapewni osadzie spokój i bezpieczeństwo. Albo przynajmniej pozwoli im urządzić polowanie na czarownice, czego szeryf za wszelką cenę chciał uniknąć. Po jakimś czasie porządek zaprowadzi Imperium, a Rravan będzie tym, który najchętniej ze szturmowcami będzie pracował.
Posadka szeryfa pracującego pod bokiem imperialnego garnizonu nie mogła być taka zła, nie?
-Słuchajcie mnie, mieszkańcy! - krzyknął Rravan zwracając się do tłumu - Skoro szeryf nie potrafi zadbać o to, by ludzie nie ginęli w środku nocy to powinniśmy sami zająć bezpieczeństwem! Kto jest chętny, niech się do mnie zgłosi, zorganizujemy grupę pościgową, nocne patrole na ulicach, a jeśli będzie trzeba to zwrócimy się do sił Imperium, które zaprowadziło ład w całej galaktyce! - entuzjazm widzów na razie był umiarkowany, ale Rravan był pewien, że przynajmniej kilku kupiło jego słowa. Musiał znaleźć więcej punktów zaczepienia - Wezwijcie Sykstusa! Ten światły człowiek na pewno nie opuści mieszkańców w potrzebie!
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
Posty: 57
Rejestracja: 26 sie 2021, 17:40

W momencie, w którym do uszu Sykstusa doszły krzyki rodziców, którzy odkryli miejsce, w którym znajdowały się ich dzieci, napełniły go strachem. Lęk wylewał się ze szpiku jego kości, przepełniał go, ale potrafił go kontrolować, w końcu nie był jeszcze pewien. Nie trwało to długo, oględziny zwłok i miejsca zdarzenia były wystarczająco jasne. Początkowo nie potrafił nic zrobić, wyglądał jak kamienny monument, bez emocji. Walczył z wszechogarniającą paniką on czuł… wiedział co przyczyniło się do tego bestialstwa, wiedział też, że to dopiero początek…
Po kilku chwilach odzyskał jako taką władze nad sobą, jego zadaniem była opieka nad rodzicami i zadbanie o godny pochówek, jeśli Ci wyrażą chęć, aby im asystował. Nie powstrzymał się też przed kilkoma słowami.
- „Kiedy zepsucie bezbożne staje się widoczne dla naszych zmysłów, daleko większe zepsucie leży niewidoczne.” – wypowiedział tak stanowczo jak tylko był w stanie. Jeden z jego kultystów dorzucił szeptem pochodzenie cytatu Extralogicae, wers 971 – to dopiero początek dodał ciszej jakby sam do siebie…
Kiedy tłum oswoił się nieco z sytuacją Sykstus pomógł z przeniesieniem zwłok, kilkoro z rodziców poprosiło go o poprowadzenie pogrzebu. Tym właśnie zajmował się w większości w trakcie tygodnia,do kiedy odkryto kolejne zwłoki.


Gdy tylko zawezwany Cawl dotarł na miejsce, wiedział, że znowu miał rację, że jego pierwsze odczucie, gdy tylko dowiedział się o zniknięciu dzieci było poprawne… Szeryf w miarę swoich możliwości opanował sytuację, nie było powodu, aby wzniecać jakieś nieporozumienia, przynajmniej, póki Szeryf, albo ktoś bardziej zorientowany nie znajdzie jakiś poszlak. Nie można jednak było odmówić racji Rravanowi – bezczynność Szeryfa zasługiwała na pogardę.
- „Nie proś Metatheo o przyjemną egzystencję, proś Ją o siłę do przezwyciężenia naszych utrapień” – cytował Aforyzmy 62, robiąc znak dłońmi, które identyfikowały jego kult. Po czym podniósł głos i już zwiększa śmiałością dla pokrzepienia ogłosił
- „Czytając Malachorians, 5.12: W ten sposób wróg stara się zmiażdżyć naszego ducha, bo nasze dusze są naszą najpotężniejszą bronią.” Nie możemy się lękać, mimo że przed nami trudne chwile. Nie możemy też nie robić nic, gdyż to dopiero początek naszej męki. – znowu zrobił gest dłońmi. – Niech Szeryf nie każe porównywać się do Rravana i nie każe cytować Kantyczki Treyamenotha linia 67 „Niech słabszy umysł podąża za słowami silnego" - rzucił aby Szeryf trochę oprzytomniał.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Jim, słysząc słowa Rravana zacisnął dłoń w pięść. Z zaostrzania sporu jednak zrezygnował. A tym bardziej z przywalenia w zęby temu tępakowi. Zdał bowiem sobie sprawę, że teraz nie czas na to. Widząc kolejne ciało na ulicy, dotarło do niego, że mają do czynienia z siłą, która zagraża całej osadzie. Jeśli nie będą działali razem, to ten bestialski morderca (potwór? - zapytał sam siebie w myślach) i tak zniszczy osadę. Dzielenie ludzi może tylko doprowadzić do tego, ze sami się wykończą.
Na szczęście całą sytuację przerwało przybycie klechy.
- Anarchii się zachciało? Widzę, że ci się drugie Nar shaddaa marzy. Tylko skoro tam tak dobrze, to czemu już tam nie siedzisz? Każdemu, komu na ludziach zależy, zamiast polowania na przypadkowe osoby, pomoże tym, którzy starają się znaleźć prawdę. - Zwrócił się do mieszkańców. - Kto z was ma pewność, że nie stanie się przypadkową ofiarą takiego polowania na czarownice? Bo coś sąsiad zauważył? Bo komuś podpadliście? Sami się chcecie wybić?
Na tych słowach jednak skończył i razem z ludźmi niosącymi ciało udał się na posterunek, czekając aż przybędzie ich wioskowa wiedźma i zbada ciało. Potem rzeczywiście zamierzał się wziąć do poważnej roboty i przepytać co niektórych, zaczynając od baru i jego ostatnich bywalców zeszłej nocy.
Chciałbym dowiedzieć się, czy jakieś ślady znalazłem :) No i czekam na Kaminoana teraz, czy coś w zwłokach odkryje.
Awatar użytkownika
Tau Isard
Gracz
Posty: 29
Rejestracja: 22 wrz 2021, 15:59

Isa szedł wolno środkiem miasteczka, a ubłocone, mokre sukno nie ułatwiało mu stawiania kroków. Dwa młodzi mężczyźni, którzy przybiegli do jego chatki na bagnach, by ściągnąć go na polecenie szeryfa, dosłownie biegali dookoła, wtem i nazad od Isy do posterunku, kilkukrotnie pokonując drogę, którą Kaminoanin skracał wolno, ale metodycznie. Przy ruchliwych, podekscytowanych ludziach wyglądał jak oderwany od rzeczywistości hologram. Tak, jakby był tylko obrazem, niezdolnym do interakcji z otoczeniem i wyświetlanym w zwolnionym tempie przez kiepski komputer.
Będąc już u progu posterunku, Isa zatrzymał się, co wywołało jęk zniecierpliwionej rozpaczy wśród obecnych. Czy był to element wyrachowania, czy faktycznie Kaminoanin musiał zwolnić - trudno rzec.
Wiedźma podszedł, przyjrzał się ciału bez nachylania i bez specjalnego zainteresowania. Obrócił duże, ciemne oczęta w stronę szeryfa. Następnie oznajmił bez specjalnych emocji.
- Pomogę ci, jeśli mi zapłacisz.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Szeryf dostał informację, że kaminoanin "zmierza w tym kierunku". To oznaczało, że powinien dotrzeć akurat, jak skończy się to całe zamieszanie na ulicy. Mniej więcej w tym czasie. Przed jego przybyciem poszedł tez do mieszkania i wygrzebał trochę zaoszczędzonych kredytów. Spodziewał się usłyszeć na wstępie o kosztach.
- Tego się po tobie spodziewałem. Nie bój się, zapłacę ci.
Czekał teraz na wyniki sekcji zwłok. I na cenę.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Choć Imperium nie dysponowało jakimiś znacznymi siłami na powierzchni tego zapyziałego światu, to siatkę donosicieli mieli całkiem szeroką. Informacja o kolejnej śmierci dotarła do centrali już kilka chwil po tym, jak na miejsce przybył szeryf. TK-6969 obserwował całe zajście z daleka, nie interweniując. Z dyskretnej odległości słyszał nawoływanie tego samego mężczyzny, z którym miał "przyjemność" przeszukiwać bagna. Facet miał parcie i starał się podburzyć lokalną społeczność, próbą dyskredytacji szeryfa. Snaps pokręcił głową - szok po makabrycznych odkryciach z zeszłego tygodnia jeszcze nie opadł, a tutaj na ulicach miasteczka doszło do kolejnej śmierci. Nastroje nie mogły być gorsze.
Dopiero gdy zabrano z miejsca zbrodni ciało i przeniesiono je do biura szeryfa, postanowił włączyć się do sprawy. Zaparkował swój skuter patrolowy przed budynkiem i wkroczył do środka. W środku zastał już samego lokalnego stróża prawa i tę obcą istotę z długą szyją - tubylcy nazywali go lub ją wiedźmą, a z informacji, którymi dysponował wynikało dodatkowo, że obcy uznawany był też za lekarza.
- Co udało się ustalić, szeryfie? - zapytał przyglądając się martwej istocie, którą nie dawno znaleziono na ulicy.
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
Posty: 43
Rejestracja: 01 wrz 2021, 11:58

Jane nie pamiętała, jak wróciła tamtego dnia do domu. Jak przez mgłę widziała twarz Jima, który próbował zapanować wtedy nad zrozpaczonymi rodzicami. Potem przemknęła jej gdzieś twarz Steven'a - chłopak cały czas czekał na nią i Illima.
Mój Boże, Illim...
Obudziła się po dwóch dobach. Nie wiedziała, czy to zmęczenie, szok czy po prostu reakcja organizmu na szok. Może w ogóle nie spała, tylko przestała rejestrować rzeczywistość? Na szczęście nie zapamiętała wiele z makabrycznego widoku w lesie.
Pogrzeb zapisał się w jej pamięci jako nieznośnie długie godziny obrzędu. Było duszno, nikt nic nie mówił, za to większość płakała lub jęczała. Ona sama chyba straciła przytomność, ale Steven jakoś utrzymał ją na ławce w świątyni.
Trawiła ją gorączka, wstrząsały dreszcze. Było jej na zmianę niedobrze i słabo, słabo i niedobrze. Przez kilka dni wymiotowała po każdym posiłku, aż w końcu czwartego dnia wygłodniały organizm pozwolił jej przełknąć i utrzymać w żołądku trochę czerstwego chleba.
Steven kręcił się przy niej, ale Jane z rozpaczy zapomniała, że powinna chociaż próbować dawać mu oparcie. Kilka razy chłopak wyszedł z domu; wracał wtedy po dniu nieobecności, jeszcze bardziej nieobecny. Tak minął tydzień, który spędzili w milczeniu, razem, ale osobno.
W dniu, kiedy zginęła Wunta-Shinz, wczesnym rankiem, Steven przyszedł do pokoju Jane i uklęknął przy jej łóżku.
- Mamo - powiedział z powagą. - Sądzę, że już wystarczy. Obydwoje musimy się wziąć w garść. Rozpaczanie nie przywróci mu życia.
Jane popatrzyła na niego szklistymi oczami. Znowu dręczyła ją gorączka, ale była świadoma. Już dawno wypłakała wszystkie łzy, więc teraz mogła myśleć jaśniej.
- Minęło dużo czasu, prawda?
- Za dużo. Proszę cię, wstań już, pomóż mi trochę. Sam nie daję rady.
To ją otrzeźwiło. Zbyt dobrze znała to uczucie - tą straszną, porażającą świadomość, że ze wszystkim jest się samemu. Ta samotność i poczucie, że na świecie nie ma nikogo, komu można się zwierzyć i kto przejmie choć trochę ciężaru. Do tej pory, chociaż nie była tego świadoma, takim kimś był - a przynajmniej starał się być - dla niej Steven. Przyszła pora, żeby ulżyć i jemu.
- Dobrze, synu, już wstaję. Zrób nam herbaty, a ja się ubiorę.
Kiedy obudziła się do końca i rozgrzała herbatą, wzięli się za porządki w domu. Nadal czuli się nieswojo, jakby we śnie, z którego nie można się obudzić, ale sprzątanie dało im poczucie powrotu do codzienności.
Gorączka nie ustąpiła, a Jane zdążyła się oblać zimnym potem, zanim skończyli.
- Mamo, może pójdę po jakieś lekarstwo? - zapytał Steven, sprawdzając jej temperaturę. - Ten Kaminoanin powinien...
- Nie, od wiedźmy nic nie chcę. Ale Suzann zastępowała mnie dzisiaj w pracy, chodźmy do niej, może mi jakoś pomoże.
- Nie chcesz zostać? Mógłbym sam pobiec.
- Nie, teraz... przyda mi się towarzystwo. Za długo byłam sama. I na zbyt długo zostawiłam ciebie.
Steven pomógł jej się ubrać i razem wyszli z domu. Prowadził ją pod rękę, jak starowinkę, ale dopiero kiedy wyszła na świeże powietrze poczuła, jak bardzo jest słaba. Z ulgą opierała się na nim i dzielnie stawiała krok za krokiem.
Tak dotarli do centrum, przed posterunek, pod którym znowu zebrali się ludzie.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Gdy kredyty przeszły z ręki do ręki, Wiedźma pochylił się nad denatką. Ciemne, beznamiętne oczy niespiesznie i metodycznie rejestrowały i analizowały każdy szczegół. Po dłuższej chwili powoli sięgnął do kieszeni i wyciągnął niewielkie urządzenie skanujące. Szeryf ze zniecierpliwieniem przestąpił z nogi na nogę, obserwując działania Kaminoanina.
- Co znalazłeś? – spytał w końcu, będąc zmęczony czekaniem.
Odpowiedziało mu milczenie. Dopiero, gdy Dugbar otworzył usta, by ponowić pytanie, Wiedźma oznajmił wypranym z emocji głosem.
- Ofiara to Cereanka.
- Do tego nie potrzebu…
- Nadużywała alkoholu i fakt ten miałby wpływ na jej przedwczesną śmierć – kontynuował Kaminoanin swoim tempem. – Przyczyną zgonu jest jednak pęknięcie kręgów szyjnych, lub uduszenie. Trudno powiedzieć, co nastąpiło najpierw, lecz mogę przeprowadzić specjalistyczne badania, jeśli byłoby to potrzebne. Naturalnie za dodatkową opłatą.
Szeryf podświadomie zacisnął zęby.
- Co spowodowało obrażenia?
- Nie wiem – odpowiedział Wiedźma, ledwo widocznie wzruszając ramionami. – W normalnych okolicznościach po śmierci powstałyby na skórze ślady duszenia. Tutaj nie ma żadnych. Równocześnie potrzebna była spora siła, by doprowadzić do zmiażdżenia krtani. Ofiara upadła na ziemię już po śmierci.

Tau zamula, więc odpisuję za niego, żeby wszyscy niepotrzebnie nie czekali.
Osobiście spaliłbym Wiedźmę na stosie, ale to tylko nieśmiała sugestia :>
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

Otoczony, składającą się głównie z kobiet, grupką kobiet Rravan wysłuchał co Sykstus ma do powiedzenia i urósł w duchu na, jak zrozumiał jego zawiłe słowa, nazwanie go silnym. Chłopak czuł, że to może być jego szansa, by udowodnić wszystkim jak świetnym jest liderem, lecz kluczowe było tempo działań.
-Nikt z zaufanych mieszkańców naszej osady nie mógł popełnić tak strasznego czynu - powiedział najgłośniej jak potrafił nie krzycząc jednocześnie. - Co innego obcy, mający w poważaniu naszą wspólnotę, dążący do upadku jej ducha. Komu nie będzie zależało na tym, byśmy stanowili jedno? Tym, którzy już żyją poza społecznością! Szeryf prosi Wiedźmę o pomoc, a powinien ją przesłuchać! Sykstusie! Dołączcie do nas i chodźcie przeszukać jej chatę! Najpewniej znajdziemy tam dowody na winę!
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Tym czasem w biurze szeryfa trwała obdukcja zwłok, która w sumie przyniosła więcej pytań niż odpowiedzi. Obserwacje poczynione przez kaminoana były zagadkowe, jednocześnie potwierdzały przypuszczenia Jima o czymś potwornym, co pojawiło się w okolicy ich osady. Nikt z mieszkańców sam z siebie nie miał siły by bez pomocy żadnego narzędzie skręcić komuś kark. Ot tak, po prostu. Gdy ich patolog z przypadku nie miał już nic więcej do dodania, przynajmniej bez dodatkowych opłat, szeryf zwrócił się do szturmowca.
- Jak dla mnie, to wygląda, ze coś wypełzło z bagien. Coś silnego, raczej nie zwykły humanoid, bo nikt normalny nie ma tyle siły, by gołymi rękami szybko skręcić komuś kark. I podnieść go z ziemi jednocześnie. Musimy ostrzec ludzi, by zostawali na noc w domach. Przekaż dowódcy, żeby zorganizował patrole po zmierzchu w całej osadzie, rozstawcie jakieś kamery, może coś zarejestrują. I tak dalej, musicie mieć chociaż trochę sprzętu. Myślę, że spokój w miasteczku jest też i w waszym interesie, więc chyba się zgodzi.
Sam zaś chwycił swój blaster, paczkę fajek i poszedł jeszcze po flaszkę whisky. Wyjątkowo nie dla siebie.
- A ja teraz idę porozmawiać z kimś, kto mógł coś widzieć. Jeśli był wtedy przytomny i nie zachlany w trupa. I jeszcze może barmana wypytam. miejcie też oczy na tych wichrzycieli. Sam jeden tu kurwa jestem, wszędzie oczu mieć nie mogę. Jak ten Rravan coś dowali, to słowo daję, do końca życia będzie się umizgiwał do kobiet przez kraty pierdla.
Po wyjściu z posterunku od razu skierował swoje kroki do bocznej uliczki, gdzie widział czyjeś legowisko. Jeśli ktoś w nim spał zeszłej nocy, należało go odnaleźć. Czy cos widział? Jim wątpił, ale może chociaż słyszał. Koreliańska whisky mocno kręciła w głowie, ale może chociaż w tym będzie miał szczęście, ze wioskowego "weterana" nie poskładała na całego. To właśnie dla niego wziął też "zachętę" w postaci wypełnionej butelki. Musiał teraz tylko znaleźć ślady, gdzie ten menel się dzisiaj udał...
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
Posty: 57
Rejestracja: 26 sie 2021, 17:40

Sykstus początkowo nie zamierzał brać udziału w podburzaniu tłumu przez Rravana, nie wydawało mu się, żeby to Wiedźma pomimo całej swojej ohydy i spaczenia mogła być odpowiedzialna za to co się dzieje. Zasługiwała na pogardę, ale była zwykłą oszustką, naciągaczką i odszczepieńcem który żerował na losie tego biednego miejsca, mogła mieć jednak też inne zastosowania... Na to Sykstus wpadł dopiero po chwili ignorowania rwącego się do akcji młodzieńca, które skorelowało się z wyjściem Szeryfa z posterunku, który z butelką alkoholu po prostu odszedł. Nic nie powiedział, nic nie poradził, po prostu zignorował mieszkańców to było niegodne jego urzędu i nieludzkie.
- Mieszkańcy! - zakrzyknął - to co się dzieje tu i teraz, na naszych oczach, zagraża naszemu bezpośredniemu bezpieczeństwu! Szeryf utracił panowanie nie tylko nad sobą, ale i nad własnym urzędem! Pozostawił nas bez odpowiedzi, planu działania, zapewnienia jakiejkolwiek pomocy. Wyruszył sobie na spacer z butelką alkoholu w ręce... - urwał robiąc specjalną pauzę, aby to zadnie wybrzmiało w umysłach zgromadzonych - jest to najwyższa zbrodnia jaką może popełnić osoba piastująca ten urząd! Ponad to pozwolił bezcześcić zwłoki istocie, która jest tak odrażająca, że nie potrafi nawet mieszkać między nami, a co gorsza, przedstawiciel Imperium posiada większe informacje o sprawie niż ktokolwiek z nas! Niekompetentny -odkaszlnął - Szeryf zatajający informacje i nie mający żadnej empatii dla mieszkańców, Obcy, którego jedynym interesem są pieniądze i Imperium, które nie wiadomo co tu robi, tworzy sobie na nas jakiś eksperyment?! - przemawiał pewnie, patrzył słuchaczom w oczy i wykorzystywał swoje umiejętności mowy ciała jak tylko potrafił - Jeśli ta niegodna i niebezpieczna persona, która chwilowo dzierży stanowisko Szeryfa nie potrafi zapewnić nam żadnych odpowiedzi, opieki i kierunku musimy zrobić to sami! Na początek proponuje aby nikt, powtarzam absolutnie nikt nie przebywał samotnie. Musimy mieć na siebie oko. Żadnych nocnych spacerów, a już na pewno nie w pojedynkę. Nie oddalajcie się też od własnych domów, nie wiadomo skąd może przyjść następny atak, ale w grupie mamy większe szanse. Do kontynuowania śledztwa proponuję aby zajął się nim Rravan, który jako jedyny podejmuje jakiekolwiek próby rozwiązania problemu. Moja skromna osoba pomoże w opiece duchowej i jeśli się na to zdecydujemy na organizacje patroli w obrębie wioski. - przemawiał rzeczowo i zrobił znak swojego kultu, a następnie wzniósł ręce do góry.
- Cytując św Hieronima Veneratusa: "Niech smród zepsucia zostanie zmieciony przez słodki wiatr wiary." - kończył swój wywód przed zgromadzonym tłumem, gotowy do reakcji, jeśli ktoś spróbuje go storpedować. Jego wierni już wznosili okrzyki poparcia i wiwatów, a inni modlili się, prosząc o spełnienie woli Sykstusa.
Awatar użytkownika
Shin I'Gami
Gracz
Posty: 85
Rejestracja: 31 sie 2021, 18:43

Pan Wiedźma nie rozwiał żadnych niewiadomych - ba, dołożył kilka kolejnych pytań co do tej kolejnej, tajemniczej śmierci. Napastnik duszący ofiarę bez pozostawiania śladów? Galaktyka była długa i szeroka, pełna różnych istot, o różnych umiejętnościach i różnie obdarowanych przez naturę. Czy i na tym świecie nagle pojawiło się coś takiego? Czy założenia szeryfa były słuszne? Czy mierzą się z jakimś potworem z bagien? I dlaczego dopiero teraz obwieścił swą prezencję takimi makabrycznymi dokonaniami? Snaps nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. I choć na początku gardził tym światem, tą zapyziałą mieściną i przeklinał swój los, że tu trafił - teraz odkrył, że jednak zaczął przejmować się tą sprawą.
- Dowództwo zostanie powiadomione o nowych ustaleniach - odpowiedział szeryfowi nim ten zdecydował się ruszyć na poszukiwanie świadków. O ile w sprawie śmierci tej kobiety nie mógł na chwilę obecną nic poradzić, to w sprawie podburzania porządku w mieścinie już tak. Połączył się z centralą i złożył krótki raport, raz czy dwa wtrącając słowa typu: "wichrzyciele", "zaburzanie porządku publicznego", "ryzyko zamieszek", "zagrożenie bezpieczeństwa". Wiedział, że takie informacje przyczynią się do interwencji.
Kiedy kilka minut później stanął przed posterunkiem, tłum wysłuchiwał przemówienia tutejszego kaznodziei - który widać podłapał rewolucyjne zapędy obywatela, którego szeryf nazywał Rravan. Jego płomienne przemówienie zostało entuzjastycznie odebrane przez tłum.
I wtedy przybyło Imperium.
Ciężki śmigacz którym, dysponował garnizon został odpowiednio wykorzystany do brawurowego wejścia. Z hukiem silników jednostka zatrzymała za tłumem mieszkańców a środka wysypali się szturmowcy. Oddział nie był wielki, ale kilku zdyscyplinowanych żołnierzy było w stanie zapanować nad stadem kmiotów.
- To zgromadzenie jest nielegalne! Przygotować dokumenty do kontroli! - donośny głos dowódcy rozległ się z głośników. Szturmowcy zaś rozstawili się parami z bronią gotową do strzału - karabiny blasterowe nastawione były na ogłuszanie - Po wylegitymowaniu mieszkańcy mają rozejść się do swoich domów lub wrócić do swoich obowiązków! W świetle nadzwyczajnej sytuacji zostaje wprowadzona godzina policyjna! Przebywanie po zmroku na ulicach jest nielegalne! Na ulicach miasteczka pojawią się regularne partole żołnierzy Imperium aby zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo! - Snaps również z bronią obstawiał okolicę posterunku. Wysłał dodatkowy komunikat o potencjalnym niebezpiecznym indywidualiście, który był dodatkowo uzbrojony - mowa oczywiście o Rravanie.
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
Posty: 43
Rejestracja: 01 wrz 2021, 11:58

Jane prychnęła, słysząc słowa kaznodziei.
- Oni naprawdę myślą, że jakieś modlitwy coś dadzą? - zapytała głośno. Słowa kierowała do Stevena, ale usłyszało ją kilka stojących najbliżej osób.
- Mamo, proszę. Nie jesteś teraz na siłach...
- Synu, oni odstawiają tutaj religijną szopkę, wykorzystując śmierć biednych dzieci.
Kilka następnych osób z tłumu odwróciło się w jej stronę.
- Dobrze słyszycie! - podjęła, nie zważając na protesty Stevena. - Jesteście jak kruki! Rozsiadliście się na trupach, otwieracie szeroko dzioby i kraczecie! I tylko tyle potraficie zrobić. Macie przed sobą kolejnego trupa, a jedyne, na co was stać, to puste frazesy i przepychanki!
- A ty, Sykstusie, lepiej milcz. Nie masz prawa podważać słów szeryfa! Jim zrobił do tej pory więcej pożytecznego, niż ty zrobiłeś przez całe życie!
Steven odciągnął ją wreszcie nieco dalej od zgromadzenia, które zaczynało buzować jak pszczoły w trąconym ulu. Odprowadził ją kawałek i przyłożył rękę do czoła.
- Mamo, jesteś rozpalona. Chodź, znajdźmy Suzann, weźmy leki i wracajmy do domu. Musisz się położyć.
- To przez to bagienne powietrze... Nigdy mi nie służyło...
Jednak zanim oddalili się z placu, rozbrzmiał odgłos silnika. Pojawił się ciężki śmigacz, z którego zaraz wysypali się żołnierze. Część ludzi przezornie wymknęła się z placu, pozostali gapili się jednak na "przedstawienie".
- Dokumenty - rzucił twardo żołnierz, który zatrzymał Jane i Stevena.
Chłopak podał mu żądane identyfikatory, po czym złapał matkę po ramię i szybko wyminął służbistę.
- Może lepiej będzie, jeśli wrócimy teraz. Później pobiegnę ci po leki.
ODPOWIEDZ