Sektor Koreliański był na Nar Shaddaa poziomem niezwykle żywym i nawet jak na tutejszy klimat można było go określić jako "miejsce, które nigdy nie śpi". Jednym z klubów, który przyczyniał się do tej opinii, był
Ariel's Breath. Jeden z najczęściej odwiedzanych lokali w Sektorze kojarzył się przede wszystkim z głośną elektroniczną muzyką, kolorowymi reflektorami, światłami stroboskopowymi, nagimi tancerkami i chętnymi kelnerkami (czasem na odwrót). Nie jest to klub dla dżentelmenów, lecz dla osób spragnionych łatwej intensywnej rozrywki, tańca i szybkiego, niezobowiązującego seksu. To nieustannie zatłoczone miejsce idealnie nadawało się też do prowadzenia rozmów, które nie powinny być podsłuchane. I w takiej właśnie rozmowie miała okazję uczestniczyć Cartia. Gdy odpoczywała przy swoich ulubionych drinkach po ostatniej robocie, podeszły do niej dwie istoty, z których jedna trochę nie pasowała ubiorem do tego miejsca. Zdecydowanie zbyt dobrze ubrany człowiek w towarzystwie młodego chissa poprosili Lonvik do jednego z wolnych stolików na uboczu. W drodze do niego kobieta miała okazję lepiej im się przyjrzeć. Starszy z mężczyzn miał około czterdziestki, nosił wysublimowaną marynarkę z drogiego materiału, pasujące do niej spodnie i eleganckie buty z czarnej skóry. Towarzyszący mu chiss o ciemnoniebieskiej skórze był raczej kimś w rodzaju informatyka, czy programisty, bo poza zwykłym dresowym ubraniem w oczy rzucał się dość nowoczesny podręczny komputer, który cały czas przyciskał do siebie, jakby bał się, że ktoś mu go w tym miejscu ukradnie. Kiedy jednak podeszli do niej, jego wzrok skupił się przede wszystkim na jej wyzywającym dekolcie.
Gdy usiedli przy stoliku i starszy z mężczyzn zamówił drinki dla siebie i Lonvik, od razu też przeszli do rzeczy.
- Nazywam się Reezai Dokfin. Potrzebuję przewieźć mój towar - musiał podnieść głos, co go trochę zirytowało, ale przez muzykę i tak pozostawał na granicy słyszalności. - Ten towar jest dość cenny i potrzebuję zawodowców, by był bezpieczny i, w razie konieczności, reakcja załogi była odpowiednia. Mój pracownik, Pozz, zajmuje się dla mnie wyszukiwaniem specjalistów do moich zleceń. Do tego wybrał panią i chciałbym zaprosić na spotkanie z pozostałymi specjalistami w celu omówienia szczegółów.
Z tymi słowami na stół położył wizytówkę, na której dopisane było miejsce i termin spotkania.
- Zapraszam jutro o godzinie 20:00 czasu standardowego. Miejsce spotkania to Asteroidy Vergesso, loża prywatna 2A. Tam porozmawiamy dłużej i opowiem wszystko ze szczegółami. To miejsce mnie... denerwuje.
Dokfin dopił przyniesionego drinka, wstał, machnął ręką na chissa, który nadal wpatrywał się w Catię, po czym skłonił się w jej stronę i ruszyli w stronę wyjścia.
***
Sytuacja w pewnym magazynie w porcie kosmicznym Nar Shaddaa była dość napięta. Dla wszystkich obecnych. Młody chłopak o szczurkowatej twarzy i zakrwawionym nosie klęczał na podłodze w znoszonych ubraniach z rękami założonymi za głowę. Cały się trząsł z nerwów, a jego oczy błądziły to od jednej, to do drugiej lufy wycelowanej we własną twarz. Wiele istot na Księżycu Przemytników spotykało się z takim widokiem. Często nawet był to ich ostatni widziany w życiu obrazek, ale ta sytuacja była inna. Znacząco bardziej zagmatwana. Otóż obie lufy blasterów nie należały do tego samego właściciela. Gdy podążyć za wzrokiem chłopaka, z jednej strony i z drugiej dotarlibyśmy do właścicieli tych spluw. Dwóch łowców nagród w mandaloriańskich zbrojach, którzy drugimi rękami mierzyli z drugich blasterów do siebie nawzajem. I tak oto od kilku długich standardowych sekund sytuacja w pewnym magazynie była dość patowa. Kolejne krople potu spływały po twarzy schwytanego, a dwóch jego prześladowców mierzyło do siebie z broni, spoglądając na oponenta w milczeniu.
- Odpuść, to moje zlecenie - odezwał się w końcu jeden z nich, ten w niebiesko-żółtej zbroi.
- Nie ma mowy. To też moja kasa. I potrzebuję go żywego - odparł Dexon z pełnym profesjonalizmu spokojem.
Przez kolejnych kilka sekund sytuacja zdawała się nie zmieniać i nie wiadomo, jak by to wszystko się zakończyło, gdyby jednocześnie u obydwu mandalorian nie odezwał się dźwięk komunkatora. Po chwili na przedramionach dwóch uzbrojonych łowców pojawiła się ta sama postać. Młody chiss w dresach.
- Mój pracodawca chciałby panów wynająć. Do porządnej roboty - głos chłopaka lekko drżał z nerwów, próbował jednak brzmieć jak zawodowy negocjator. - Dlatego bardzo prosi, byście nie pozabijali się nawzajem. W ramach ułatwienia tej niezręcznej sytuacji proponuje, by panowie razem dostarczyli obiekt zlecenia do zleceniodawcy. Jeśli chodzi o zapłatę, to wyrówna różnicę po podziale nagrody na dwóch. Po załatwieniu tej sprawy pragnie zaprosić obydwu panów na spotkanie w celu omówienia szczegółów naszej sprawy. Jutro o godzinie 20:00 czasu standardowego. Miejsce spotkania to Asteroidy Vergesso, loża prywatna 2A. Liczymy na panów przybycie.
Po tym komunikacie chiss rozłączył się. Mandalorianie przez chwilę patrzyli jeszcze na siebie, po czym opuścili broń wycelowaną w siebie nawzajem i razem dokończyli obecne zlecenie, by potem udać się po nową robotę.
***
Shin I’Gami wraz ze swoim nowym droidem o czasie przybyli na miejsce spotkania. Zapytana przy barze kelnerka bez zbędnej zwłoki zaprowadziła ich na drugie piętro, gdzie mieściła się loża 2A. Tak jak spodziewał się przewodnik, nie zwrócili w kantynie specjalnej uwagi. Byli po prostu kolejnymi jej klientami. Ludzka kelnerka zaanonsowała ich przybycie, po czym mogli w końcu wejść do prywatnego pomieszczenia.
W środku było już kilka osób. Od razu w oczy rzucało się dwóch mandalorian w typowych dla siebie zbrojach, wyglądających, jak na mandalorian przystało, na wystarczająco niebezpiecznych, żeby na tym spotkaniu mieć się na baczności. Jednak obok nich oko cieszyła kobieta o włosach w odcieniu rudości, sięgających jej do piersi. Shin od razu zwrócił także uwagę na jej zielone oczy i zawadiacki uśmiech. Najwyraźniej tuż przed chwilą skończyła mówić coś błyskotliwego do reszty towarzystwa. Natomiast po przeciwnej stronie stołu siedział kolejny człowiek oraz chiss. Niebieskoskóry był niegodny uwagi. Ubrany w dres, z komputerem w rękach wyglądał na pracownika tego, który właśnie wstał i wyciągnął w stronę przybyłego gościa dłoń. Starszy z mężczyzn miał około czterdziestki, nosił wysublimowaną marynarkę z drogiej tkaniny, pasujące do niej spodnie i eleganckie buty z czarnej skóry. I’Gami od razu zauważył, że marynarka wykonana jest z tego samego materiału co jego płaszcz.
- Nazywam się Reezai Dokfin, a to mój pomocnik, Pozz - wskazał na chissa. - Pan pozwoli, że przedstawię resztę. Od lewej: Cartia Lonvik, Dexon Krir i...
W tym momencie przerwała mu kelnerka, która doniosła zamówione drinki. Dokfin spiorunował ją wzrokiem, po czym kontynuował.
- Pozwoliłem sobie już coś dla pana zamówić. Liczę, że zasmakuje. Ale do rzeczy... Zaprosiłem tutaj wszystkich państwa, ponieważ potrzebuję specjalistów do pomocy w transporcie. Bardzo drogim transporcie przez niebezpieczny rejon. Każde z państwa posiada coś, co będzie niezwykle istotne dla powodzenia mojego kontraktu. Zaczynając od oczywistości - wskazał na mandalorian. - Potrzebuję ochrony, jednego z najlepszych pilotów - tu wskazał na kobietę. - No i statku z obeznanym hmmm, jak pan lubi na siebie mówić, przewodnikiem.
Wspomniany wcześniej chiss w tym momencie na środek stołu położył mały holoprojektor. Od razu wyświetlił się z niego obraz czterech identycznych, podłużnych durastalowych skrzyń.
- To cały transport. Nie jest duży. Cztery takie skrzynie, mniej więcej o wymiarach trzy metry na metr. Zawartością są niezwykle cenne... znaleziska archeologiczne i obiekty kolekcjonerskie. Nie chciałbym tu wdawać się w szczegóły. Po prostu potrzebuję dla nich solidnej ochrony i sprawnego przewozu w, że tak to ujmę, obecnych niesprzyjających czasach dla kolekcjonerów. A teraz najważniejsza część. Płacę dwadzieścia tysięcy kredytów od osoby. Miejsce docelowe i proponowaną trasę podam oczywiście po tym, jak państwo się zgodzą. Transport chcę zachować w tajemnicy.
Przez cały ten czas droid naprawczy Lesser mógł w spokoju obserwować otoczenie. Nikt nie zwracał na niego uwagi, był przecież tylko droidem, a wyglądał też teraz tak, że bogatsi białkowcy w ogóle nie nabierali podejrzeń. Brali go za zwykłego sługę z prostym oprogramowaniem. LE-5SE3R przeskanował całe pomieszczenie, z 98,37% prawdopodobieństwem nie wykrywając potencjalnych ukrytych zagrożeń. Były jedynie oczywiste zagrożenia w postaci mandalorian. Uwagę jego receptorów skupił jednak sprzęt używany przez młodego przedstawiciela rasy chiss. To nie był zwykły komputer, tylko osobiście składana maszyna z najdroższych podzespołów z mocą obliczeniową prawdopodobnie większą niż można byłoby się spodziewać po jakimkolwiek tego typu sprzęcie. Szybko obliczył, że tylko pozornie chiss jest "prostym pracownikiem". Mimo oschłego traktowania niebieskoskórego przez pracodawcę, musiał być kolejnym specjalistą, którymi tak lubił otaczać się ludzki mężczyzna.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry Nie ruszajcie mi tylko zawartości skrzyń, a tak to bawcie się do woli
