[Coruscant] Poszukiwani przez Cień

Awatar użytkownika
Tala Araluu
Gracz
Posty: 39
Rejestracja: 29 wrz 2021, 12:42

Tala, nie przestając biec, niemal zwinęła się w kulkę i schowała głowę głęboko w ramionach, gdy posypały się na nią odłamki ferrabetonu oderwane od ściany energią blasterowego strzału. Dłonią złapała się narożnika budynku i, niemal wyrywając sobie ramię siłą odśrodkową, gwałtownie skręciła w wąską alejkę. Za sobą słyszała okrzyki zaskoczenia i strachu, ale nic poza tym - najwyraźniej pojedynczy strzał oddany w tłumie, nie robił wrażenia na mieszkańcach tego poziomu Coruscant.
Nie były to najniższe poziomy Potrójnego Zera, ale ten konkretny region był mocno opanowany przez Cienistych Poszukiwaczy, miejscowy gang kontrolujący praktycznie wszystkie lokale rozrywkowe w okolicy - a ta była szczególnie bogata we wszelkiego rodzaju nieduże kantyny, bary i kluby, w których mieszkańcy mogli odreagować stres po dwunastogodzinnej zmianie w fabryce. Zasadniczo, Cieniści Poszukiwacze nie byli najgorszym z gangów, jakie można sobie wyobrazić, bo - oprócz tego, że działali poza granicami prawa, parali się wymuszeniami, pobiciami, handlem nielegalnymi substancjami i, okazjonalnie, zabójstwami - dbali o porządek w kwadrancie. Paradoksalnie, odsetek kradzieży, rozbojów czy nawet pobić był jednym z najniższych na planecie. Całość funkcjonowała sprawnie do tego stopnia, że - zarówno władze Republiki, jak i Imperium Galaktycznego, nie podejmowały prób rozwiązania sytuacji.
Komuś jednak zależało na tym, że pozbyć się Zary Vossar, głowy rodziny rządzącej Cienistymi Poszukiwaczami - i to na tyle, że zatrudnił Talę Araluu, by sprawę załatwić raz i dobrze. Tala przystała na proponowane warunki, choć nie były one szczególnie lukratywne, bowiem chodziło jej o to, by jeden z lokalnych przywódców Gildii Łowców Nagród, winny był jej przysługę. Wydawało się, że będzie to jak spacer po Krainie Jezior na Naboo.
I tak właśnie by było, gdyby wszystkiego szlag nie trafił.
Gwar tłumu zagłuszał jej głośne przekleństwa, gdy nad jej głową znowu przemknął czerwony promień wystrzelony z ciężkiego pistoletu blasterowego. Zanurkowała w lewo, w kolejną wąską alejkę, potknęła się o leżące na ziemi kartony, niemal wyrżnęła twarzą w ziemię, ale to uratowało jej życie, bowiem z naprzeciwka zbliżał się Cienisty Poszukiwacz, rodianin, który strzelił, gdy tylko ją zobaczył. Tala wykorzystała zyskany już impet i, już w kontrolowany sposób, skoczyła do przodu, przeturlała się przez lewe ramię, zaś prawą dłoń wyrzuciła w górę, by podbić rękę zielonoskórego brzydala. Ten znowu pociągnął za spust, blasterowa błyskawica pomknęła w niewiadomym kierunku. Araluu wyprostowała się i rąbnęła przy tym gangstera czołem w szczękę. Usłyszała chrupnięcie, ale nie zastanawiała się nad tym, czy bandyta jeszcze kiedykolwiek pogryzie steka z banthy. Kopnęła go w krocze, poprawiła w brzuch i odepchnęła na ziemię.
Chciała jeszcze zabrać mu broń, ale blasterowy bolt tym razem świsnął naprawdę blisko jej twarzy. Warknęła wściekle, wbiła stopę w brzuch Poszukiwacza i znów ruszyła biegiem, przed siebie, byle dalej od strzelca, za którym - jak wiedziała - pędziło jeszcze trzech, albo czterech następnych. Nie dążyła do konfrontacji z nimi, bo na tę strzelaninę przyniosła tylko nóż.
Wybiegła z wąskiej uliczki i znalazła się na jakimś rynku, pomiędzy straganami, zaraz obok durosa zachwalającego jagody beebleberry. Pozwoliła sobie kompletnie go zignorować, rozejrzała się wokół i wskoczyła między stoiska z owocami i warzywami, rozpychając przechodniów i starając się jak najszybciej dotrzeć w środek tego różnorodnego zgromadzenia, by potem spokojnie zniknąć.
Wpadł na nią masywny twi'lek, cały wytatuowany w symbolach Cienistych Poszukiwaczy. Siła uderzenia jego ciała wydawała się być porównywalna do zderzenia z rozpędzonym śmigaczem. Wpadli na stragan, zrzucili skrzynie z jakimiś żółtymi, miękkimi owocami, przeturlali się dalej. Tala wyślizgnęła się z jego niedźwiedziego uścisku, nim ten zdołał przygwoździć ją do ziemi, nawet udało jej się wstać i przebiec dwa, może trzy kroki, gdy niebieskoskóry znowuż, przewracając przy tym zaskoczonych gapiów, wpadł w nią, uderzył w plecy i pchnął na stojącego niedaleko mężczyznę.
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 34
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Clincher szedł przez dzielnicę targową, rozglądając się ciekawie dookoła i chłonąc z otoczenia dźwięki i obrazy. Niedawno wrócił z kolejnego wypadu poza Potrójne Zero, jak zwykle spontanicznego i – jak zwykle – zaskakująco intensywnego. Poznawszy kilka nowych osób i nabawiwszy się paru nowych blizn z chęcią wracał na Coruscant. Nie dlatego, że nie podobało mu się na Atzerri. Niczego nie żałował. W części planety i sytuacji, w których się znalazł mógł jednak narzekać na brak chociażby przyzwoitych warunków socjalno-bytowych, które pomimo, iż był w stanie znieść, na dłuższą metę przynosiły wyczerpanie i dekoncentrację. Czuł więc entuzjazm, mogąc znowu wsłuchać się w gwar milionów głosów i wybrać się na poszukiwania ulubionych potraw i rodzajów jedzenia. Lubił samotność, ale bez przesady.
Oprócz jedzenia i spacerów Clincher gustował również w muzyce na żywo. Poprzedniego wieczora, kiedy przyleciał tutaj wybranym na chybił trafił promem kursującym między Atzerri a Coruscant, zaczął szukać odpowiedniego lokalu, gdzie przy dobrym piwie i porządnym steku z nerfa mógłby zatopić się w dźwiękach różnorakich instrumentów. W dużej mierze mu się to udało. Nigdy nie był w tym sektorze, ale nie okazało się to dużym problemem – wyglądało na to, że przemysł usługowo-rozrywkowy był tutaj jedną z ważnych gałęzi ekonomii. Dość powiedzieć, że znalazł odpowiadający mu lokal po zaledwie czterdziestu standardowych minutach, i to zaledwie po drugiej próbie. Clincher nie uważał się za człowieka wybrednego, ale kiedy w pierwszym barze, do którego zawitał, ujrzał trójkę Bithów wygrywającą jeden z najbardziej przereklamowanych utworów w tej części Galaktyki, niemalże natychmiast wyszedł.
W drugim z odwiedzonych barów sytuacja przedstawiała się o wiele lepiej. Wygodne siedziska, przytulna atmosfera, ciemny, dodający anonimowości wystrój, a przede wszystkim – świetna muzyka młodej, ale doświadczonej już kapeli, której dźwięki urzekły go już od wejścia i nie pozwoliły wyjść przez kilka następnych godzin.
I nie pozwoliłyby dłużej, gdyby nie dwóch umięśnionych półgłówków, którzy zdecydowali się zepsuć wszystkim nastrój i zaczęli wygrażać jednej z kelnerek, po czym wypchnęli ją na zewnątrz przez tylne wejście. Clincher poszedł wtedy za nimi, żałując w duchu, że nie skończył kufla naprawdę dobrego piwa, który zostawił na swoim stoliku. Kiedy do nich wyszedł i zobaczył, jak "dają nauczkę" tej młodej kobiecie, Jacka przestało cokolwiek interesować. Nie interesowało go, kim są, do jakiego gangu należą ani co zrobiła kelnerka, żeby się mu narazić. Nie przejął się też tatuażami mięśniaków ani tajemniczo brzmiącą nazwą gangu – "Cieniści Poszukiwacze", jego zdaniem stanowczo zbyt patetyczną – zresztą nigdy o takim nie słyszał. Zostawił obu facetów w zaułku, jednego ze złamanym nosem, drugiego – szczęką, po czym poradził kelnerce, żeby się przeprowadziła, najlepiej do innego sektora, i okrężną trasą wrócił do moteliku, w którym wynajmował mieszkanie. Czuł gniew z powodu zmarnowanego wieczoru, niedopitego trunku oraz faktu, że najprawdopodobniej nie będzie już mógł wrócić do tak przyjemnego baru. Zasnął jednak stosunkowo szybko.
Teraz, następnego dnia, wybierał się na poszukiwanie czegoś dobrego do zjedzenia na ulicznych straganach. Lubił czasem zjeść w takich okolicznościach, bo przypominało mu to weekendy spędzane z rodzicami i bratem Joe'em w dzieciństwie. Wtedy często wybierali się w takie miejsca.
Droga do ulicy wypełnionej stoiskami z przyrządzanym na miejscu jedzeniem prowadziła przez labirynt straganów handlowo-usługowych. Clincher spokojnie przemieszczał się przez tłum, co z racji jego postury raczej nie sprawiało mu problemów. Widział już parę unoszącą się z licznych pieców i kuchenek używanych na stoiskach, do których zmierzał. Dym i para wodna tworzyły wiele cienkich, szarych strużek łączących się w jedną dużą chmurę, wiszącą nad tamtą częścią dzielnicy niczym ogromny billboard.
Clincher przechodził właśnie obok stoisk z owocami i warzywami, kiedy jego uwagę zwróciły dochodzące z oddali dźwięki. Z początku nie potrafił ich zidentyfikować ani powiedzieć, dlaczego go zaniepokoiły, ale wiedział, że musi być ku temu dobry powód. Pierwotną część swojego umysłu odpowiedzialną za wyczuwanie zagrożenia traktował bardzo poważnie, tym bardziej, że dzięki długoletniej pracy w CSB jego instynkt od dawna już nie przypominał niedoświadczonej intuicji. Wiedział, że podświadomość przed czymś go ostrzega, ale na razie nie potrafił usłyszeć ani zobaczyć nic odznaczającego się wyraźnie na tle zwyczajnego targowego krajobrazu i tłumu, którego sam był częścią.
Zaintrygowany zatrzymał się, korzystając z okazji by przyjrzeć się jednemu z owoców na najbliższym straganie, którego gatunku nigdy wcześniej nie widział. Wciąż nasłuchiwał, mając nadzieję, że w końcu uświadomi sobie źródło odległego dźwięku, który spowodował u niego taką reakcję.
Strzał.
Strzały z blastera, uświadomił sobie nagle z precyzją i pewnością. Z ręcznego ciężkiego blastera, gwoli ścisłości. Z pewnym niepokojem zdał sobie sprawę, że natężenie dźwięku przybiera na sile, co oznaczało niechybnie, że strzelec bądź strzelcy są coraz bliżej. Gdy jednak strzały stały się tak wyraźnie słyszalne, że na pewno nikt na targu nie mógł mieć trudności z ich usłyszeniem ani rozpoznaniem, nie wywołało to żadnej szczególnej reakcji. Niektóre osoby jedynie z ciekawością lub przestrachem zadzierały głowy, próbując przebić wzrokiem tłum pomiędzy nimi a źródłem dźwięku. Widocznie w tym rejonie nie było to żadne specjalne wydarzenie, a tylko "zwykły wtorek".
Clincher zdecydował się więc wznowić spacer i jak najszybciej oddalić się w stronę swojego pierwotnego celu. Zdawało się, że przynajmniej na razie strzały ucichły, nie zamierzał tego jednak sprawdzać. Ruszył z miejsca... i ktoś na niego wpadł.
No nie, znowu...? – pomyślał eks-policjant, widząc leżącą przed sobą kobietę, która przed chwilą dość mocno się od niego odbiła oraz zmierzającego ku niej rosłego Twi'leka. Szybki rzut oka na jego tatuaże przekonał Clinchera, że zakapior był z tego samego gangu, co dwóch facetów poprzedniego dnia. Nigdy nie zapominał tego typu symboli, nawet jeśli ostatnio widział je pierwszy raz w życiu.
Równie interesujące, co znaki na ciele Twi'leka, była jednak jego postura. Gość był prawie tak wysoki, jak Jack, a rozmiarami klatki piersiowej i ramion na oko nawet go przewyższał. Clincher wbił wzrok w oczy mężczyzny i odezwał się:
– Nie wiem, czego chcesz, stary, ale lepiej odejdź. Zaufaj mi, wolisz nie załatwiać swojej sprawy w mojej obecności.
Twi'lek nic sobie nie zrobił z jego słów i nawet nie zwolnił, zmierzając prosto do wstającej właśnie kobiety. Clincher zrobił krok do przodu, stając między nią a gangsterem i pchnął go mocno prawą dłonią w mostek. To podziałało. Faceta odrzuciło o trzy kroki w tył. Na jego twarzy wymalowały się zaskoczenie i gniew.
Do tej pory Jack był przekonany, że sytuacja jest bliźniaczo podobna do tej, w którą wtrącił się ubiegłego wieczora. Gdy jednak zobaczył, jak szybko przewrócona kobieta zrywa się na nogi, kiedy przyjrzał się dokładniej jej ubraniu i wyrazie twarzy, coś powiedziało mu, że nie jest to to samo co kara dla krnąbrnej kelnerki.
Awatar użytkownika
Tala Araluu
Gracz
Posty: 39
Rejestracja: 29 wrz 2021, 12:42

Jedi na białym rancorze się znalazł, przeszło przez myśl Tali, gdy mężczyzna, niemal równie potężny, co ścigający ją twi'lek, stanął między nią a Cienistym Poszukiwaczem. Nie przewróciła oczami tylko dlatego, że nieznajomy, swoim skrajnie głupim, ale jakże charakterystycznym dla facetów, zachowaniem kupił jej czas niezbędny do tego, by jak najszybciej zniknąć w tłumie wybierającym najświeższe warzywa i najsłodsze owoce. Musiała przyznać, że gościowi nawet udało się zrobić na niej wrażenie, gdy skutecznie odepchnął niebieskoskórego olbrzyma, ale nie dawała mu szansy w tym starciu. Zgodnie z informacjami, jakie dostała przed misją, stał przed nimi Aaylaar Jakoś'Coś'zApostrofem, jeden z najbardziej zaufanych zabijaków Zar Vossar i chętnie zostałaby, żeby przyjrzeć się temu pojedynkowi dwóch akclay'ów, ale miała inne plany, a jednym z nich było przeżycie.
Tala wykorzystała chwilę oddechu i zerwała się na nogi, stając na lekko ugiętych kolanach, gotowa do natychmiastowej ucieczki, ale jeszcze raz spojrzała na nieznajomego mężczyznę i przeklęła się w duchu. Wszyscy wokół wyglądali na niezainteresowanych pościgiem i walką, bo doskonale wiedzieli kto rządzi w tej okolicy i zdawali sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek wejście w drogę Poszukiwaczom kończy się śmiercią, a ten zaś wyglądał, jakby wszystko, czego był pewien to, że nie może pozwolić na atak na kobietę.
Idiota, jęknęła w duchu. Zabiją go.
W przeciwieństwie do niego miała pojęcie o tym, że Aaylaar nie jest jedynym, który ją ścigał i przewaga ogniowa była, niestety, po drugiej stronie. Uniosła oczy w górę, nieco z wyrzutem skierowanym w stronę nieznanych bogów losu, jacy postawili na jej drodze tego, nieświadomego sytuacji, bohatera, oswobodziciela dręczonych kobiet i zaklęła pod nosem jednocześnie kręcąc głową z niedowierzaniem.
Kiedy opuściła wzrok, w kąciku jej ust obecny był zawadiacki uśmiech, a w oczach czaiła determinacja osoby, która postanowiła, że ma przynajmniej jedną walkę do wygrania. Sięgnęła po jedyną broń, jaką miała - długi wibronóż, jaki miała przytroczony do prawego uda i teatralnie zważyła go w dłoni patrząc prosto w źrenice twi'leka i podchodząc do przodu.
-Ściga mnie jeszcze przynajmniej pięciu, są uzbrojeni - powiedziała, gdy zrównała się z jej Jedi na białym rancorze. Brzmiała jakby mówiła o tym, że musi zdążyć do fryzjera na trzecią. - Mam nadzieję, że masz jakąś spluwę - dodała i na moment obróciła głowę w jego kierunku. Jeśliby na nią spojrzał, zauważyłby krótki, radosny błysk w oku ukryty za spojrzeniem żołnierza zdającego sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazł.
Nie czekając na odpowiedź wyrwała w stronę twi'leka, gotowa wydrapać mu oczy i wyciąć serce. Doskoczyła do niego w sekundę, ale przeciwnik mięśnie miał napięte jak struny, więc natychmiast wyprowadził cios zdolny roztrzaskać kobiecie czaszkę. Tala w biegu się uchyliła, przedostała pod łukiem ręki i gwałtownie skróciła dystans. Jej wibroostrze wbiło się w ramię gangstera, a ten wrzasnął wściekle, jednak taka rana wydawała się być zbyt skromną, by go powalić. Prawą ręką, której pięść przed chwilą przeleciała nad głową jasnowłosej, docisnął kobietę do siebie, zamykając ją w żelaznym uścisku i wypychając jej powietrze z płuc. Z całej siły nadepnęła Aaylaara na stopę i jednocześnie spróbowała przekręcić broń wepchniętą w jego ciało, żeby tylko poluzować jego chwyt i zyskać odrobinę miejsca.
W tym samym momencie, w ujściu uliczki, z której przed chwilą wybiegła Tala, pojawił Poszukiwacz z ciężkim blasterem w dłoni - ten, który już wcześniej niemal ustrzelił łowczynię nagród. Widząc jej zmagania z potężnym twi'lekiem, uśmiechnął się szeroko i powolnym krokiem zaczął zmierzać w ich stronę, gotów zastrzelić kobietę, gdy tylko uda jej się oswobodzić. Wydawał się przy tym w ogóle nie zwracać uwagi na inne istoty - w tym na Jacka.
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 34
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Gdy Clincher jeszcze raz zerknął na twarz kobiety, dostrzegł w jej oczach coś, czego nie spodziewał się tam zobaczyć. Ta, o dziwo, nie zniknęła w tłumie, tylko stanęła obok niego naprzeciwko szykującego się do starcia ich obojga na krwawą miazgę niebieskoskórego Twi'leka. Były śledczy doznał osobliwego połączenia wyraźnie odmiennych emocji: zaskoczenia i niedowierzania wobec sytuacji, której ani trochę nie przewidział, ale także podniecenia i pragnienia zwycięstwa, charakterystycznych dla jego dawnego życia w mundurze. Nie mógł jednak dłużej się nad tym zastanawiać, bo jedno było absolutnie pewne – jeśli nie tamten Twi'lek, to oni...
Nagle kobieta się odezwała. Tonem rzeczowym i profesjonalnym. Dostrzegł, że ma w ręku wibronóż. Clinchera uderzyło podobieństwo charakteru, jaki okazywała niespodziewana towarzyszka z jego dawną podkomendną i towarzyszką broni. Czy mu się wydawało, czy zauważył u tej kobiety figlarny błysk w oku? Z pewnością nie miał do czynienia z amatorką.
W chwili, gdy nieznajoma rzuciła się na Twi'leka, Clincher skończył szacować ich szanse i możliwości. Co najmniej pięć luf, oprócz niebieskiego brutala, to zdecydowanie za dużo jak na dwójkę ludzi, nieważne jak dobrzy w walce wręcz by byli. Chyba że odpowiednio szybko poradzą sobie z bezpośrednim zagrożeniem i znikną w tłumie. Jack z szybkością, której ze względu na jego rozmiary wiele nowo poznanych osób mu odmawiało, skoczył do przodu, by brutalnie zaatakować Twi'leka, dając swojej towarzyszce możliwość oswobodzenia się z chwytu. Jednak w połowie ruchu instynkt nakazał mu przerwać manewr.
Stanął w miejscu i dzięki świadomości sytuacyjnej natychmiast zdał sobie sprawę z obecności strzelca. Ten zdawał się patrzeć wprost na szamoczącą się kobietę i Clincher wiedział, że kiedy tylko ta oddzieli się od Twi'leka, wypali w jej ciele dziurę wielkości pięści Wookiego. Decydując się improwizować, Jack złapał się obiema rękami za głowę i ruszył pochylony przez przerzedzony tłum, mamrocząc pod nosem: "Co się tu dzieje, co się tu dzieje?!". Szybko zatoczył wdzięczny łuk i znalazł się o pięć kroków od gangstera z blasterem. Wtedy jednak Twi'lek – w przerwie między stęknięciami bólu spowodowanymi ruchami wibronoża w jego ramieniu, wykonywanymi przez szarpiącą się nieznajomą, krzyknął do strzelca przez zaciśnięte zęby:
– Idioto...! Brithe... z lewej!
Brithe w mig załapał, że coś jest nie tak. Natychmiast spojrzał w bok i dostrzegł zbliżającego się ku niemu i właśnie przyspieszającego Clinchera. Zmarszczył brwi i na ułamek sekundy się zawahał, widząc, że kobieta, którą do tej pory miał na celowniku, praktycznie oswobadza się już z uścisku wściekłego Twi'leka. W końcu zreflektował się, przyciągając blaster do siebie i chcąc strzelić do Jacka szybko, "z biodra".
Ułamek sekundy zawahania był jednak wszystkim, czego zdeterminowanemu Clincherowi było w tej sytuacji potrzeba. Znalazł się już nieco ponad metr od Brithe'a i, wykorzystując swój imponujący zasięg rąk, nurkując do przodu chwycił za nadgarstek ręki trzymającej ciężki pistolet i błyskawicznie poderwał ją do góry. Gangster w panice wystrzelił dwa razy w powietrze, zanim podjął jakąkolwiek próbę wydostania się z żelaznego uścisku lewej dłoni Clinchera. Na to jednak było już za późno. Ciągnąc gangstera lewą ręką w górę tak mocno, że ten musiał chwilowo wspiąć się na palce, a jego twarz wykrzywił grymas bólu z nadrywanych ścięgien w łokciu, Jack rąbnął go prawą prosto w przyczep żuchwy. Czując, że pięść naruszyła szczękę, poprawił z całej siły prawym łokciem i mężczyzna bezwładnie osunął się na ziemię, pozwalając, by były policjant wyłuskał z jego dłoni blaster.
Zerknąwszy szybko w stronę, z której przyszedł niedoszły morderca, odniósł wrażenie, że dostrzegł przez tłum nadbiegającego co najmniej jednego napastnika. Świadom, że nie ma wiele czasu, spojrzał, jak radzi sobie tajemnicza nieznajoma, gotów jak najszybciej zastrzelić niebieskiego mięśniaka i umożliwić im obojgu natychmiastową ucieczkę.
– Nadchodzą, musimy wiać! – krzyknął, patrząc na parę przez przyrządy celownicze pistoletu blasterowego i kładąc palec na spuście.
Awatar użytkownika
Tala Araluu
Gracz
Posty: 39
Rejestracja: 29 wrz 2021, 12:42

Połamie mi żebra. No, połamie mi żebra, jedna myśl kołatała w głowie Tali, gdy próbowała wyrwać się z żelaznego uchwytu twi'leka. Z każdą sekundą łomoczące serce pompowało krew pobierającą kurczący się zapas tlenu, którego ściśnięte płuca nie były w stanie uzupełnić, bo nabranie powietrza przekraczało granicę niemożliwego. Przed oczami jej ciemniało, w uszach słyszała dudniący rytm własnego tętna. Ponownie, ostatkiem sił, przekręciła wibronóż po raz kolejny, nie wiedziała już który - uścisk zelżał na moment, na sekundę, ale to wystarczyło, by wzięła oddech największy, jaki potrafiła, dostarczyła komórkom życiodajnej mieszanki gazów, poczuła nowy zastrzyk energii, mięśnie napięły się z nowym entuzjazmem.
W oczach Araluu pojawił się błysk zwycięstwa - choć to wydawało się być odległe, ona już wiedziała, że z tego starcia nie wyjdzie przegraną. Z całej siły naparła na rękojeść noża jeszcze głębiej zanurzając jego, wibrujące z olbrzymią prędkością, ostrze w ciele przeciwnika. Twi'lek po raz kolejny zawył i w końcu puścił kobietę. Tala w ułamku sekundy odskoczyła od nieprzyjaciela na metr, potem jeszcze na kolejny i uśmiechnęła się agresywnie, szczerząc zęby niczym drapieżnik kończący łowy.
Blasterowy strzał obrócił, górujące nad targowiskiem, wielkie cielsko niebieskoskórego Cienistego Poszukiwacza, lecz nie powalił. Dopiero drugi bolt, który wylądował gdzieś pośrodku pleców twi'leka, pchnął go na kolana i zmusił do agonicznego podparcia się dłońmi o ziemię. Tala, mimo otaczającego ich gwaru, była przekonana, że słyszała charczenie umierającego gangstera.
Spojrzała na nowopoznanego mężczyznę, nieoczekiwanego sojusznika, jej Jedi na białym rancorze i skinęła mu głową w podziękowaniu i uznaniu. Zdobył broń, a gdy mieli blaster, a to znacząco zmieniało układ sił. Najchętniej wyrwałaby mu ten pistolet i rzuciła się w kierunku pościgu, ale wycofanie się było jednak najrozsądniejszą z opcji. Nie czekała na to, aż Aaylaar upadnie martwy na ziemię, pozwoliła mu tam zostać z tym wibonożem wbitym w ramię i dwiema somalonymi dziurami - w drugim ramieniu i plecach.
-Tam!
Wskazała w pierwszą stronę, w jaką się obróciła, ale w to jedno słowo włożyła tyle przekonania, że sama prawie uwierzyła, że za wyborem tego kierunku kryje się jakaś głębsza strategia, jakiś pomysł. W rzeczywistości jednak plan był prosty - wyglądać jakby wiedziało się co się robi i - przede wszystkim - znaleźć chwilę spokoju i zastanowić się co dalej.
Wsiąknęli w tłum na targowisku w tym samym momencie, gdy na nim pojawili się kolejni Cieniści Poszukiwacze. Tala spodziewała się, że gangsterom chwilę zajmie zorientowanie się w sytuacji i zajęcie się, jak miała nadzieję, martwym już Aaylaarem. Początkowo cywile rozstępowali się przed dwójką sojuszników z przypadku, ale po kilku sekundach znowuż przestali zwracać na nich uwagę i pozwolili stać się kolejnymi statystami w tym chaosie.
-Tala Araluu - powiedziała, gdy przechodzili obok stoiska z owocami importowanymi ze Środkowej Rubieży. - Dzięki za pomoc i przyznam, że zastanawia mnie czy w twoim zwyczaju leży codzienne zabijanie Poszukiwaczy, czy może niesienie ratunku damom w opałach - uśmiechnęła się i zatrzepotała rzęsami w sposób, w jaki wyobrażała sobie, że zatrzepotałaby księżniczka. Taka z Alderaanu, na przykład.
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 34
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Idąc obok kobiety, Clincher przyjrzał się jej dokładnie. Była bardzo urodziwa i wysportowana, ubrana w wygodny strój niekrępujący ruchów. Miał swoje podejrzenia, ale zdecydował się na razie nie próbować się w nich upewniać, wiedząc, że po tak krótkim czasie raczej nie uzyskałby od niej żadnej konkretnej odpowiedzi na temat okoliczności zdarzenia, które tak gwałtownie splotło ze sobą ich losy.
– Jack Clincher – odparł mężczyzna, omiatając wzrokiem okolicę. Właśnie mijali w odległości jakichś stu metrów ulicę prowadzącą do wyjścia z dzielnicy targowej, na której majaczył również terminal krótkodystansowej turbowindy. Wskazał tam głową i skierował się w jego kierunku. Zawsze warto zmienić poziom, kiedy jest się ściganym. Przynajmniej tak zawsze robili w przeszłości ci, których ścigał Clincher.
– Muszę z niechęcią przyznać – odrzekł na zadane przez nią wcześniej pytanie – że miałem wczoraj bliskie spotkanie z dwoma chłystkami z tych, jak to ich nazwałaś? Poszukiwaczy. – Pokazał jej zasinione kostki prawej pięści, dając jasno do zrozumienia, że były jego jedynymi obrażeniami wyniesionymi z tamtego starcia. – Mimo to w moim zwyczaju leży relaks i unikanie kłopotów – mówiąc to, spojrzał na nią z zawadiackim błyskiem w oku. – Chyba że ktoś pierwszy wpakuje w kłopoty mnie.
Byli już prawie przy windzie – zbliżali się do kolejki istot czekających na wejście do kabiny.
– Ten niebieski skurwiel nie był jednak chłystkiem – powiedział Clincher po chwili. – Nie takim, jak tamci dwaj wczoraj. Na moje oko, a możesz mi wierzyć, oko mam dobre, był to jakiś cyngiel, gość od czarnej roboty, i to dobry. Gdybym go nie zastrzelił, nie wiem czy by nie rozjechał nas obojga jak rozpędzony śmigacz. – Głos mężczyzny był spokojny i rzeczowy, tak, że jego rozmówczyni nie mogła mieć wątpliwości, iż nad zabiciem Twi'leka przeszedł do porządku dziennego jeszcze zanim tamten wyzionął ducha. Teraz spojrzał ponownie na Alaruu unosząc delikatnie brwi i dając do zrozumienia, że niekoniecznie potrzebuje wyjaśnień, ale jest całą sytuacją szczególnie zaciekawiony i chętnie przyjąłby jakiekolwiek informacje.
Awatar użytkownika
Tala Araluu
Gracz
Posty: 39
Rejestracja: 29 wrz 2021, 12:42

Turbowindy nieustannie kursowały między poziomami Coruscant zatrzymując się tylko po to, by wypuścić lub zabrać kolejnych pasażerów. Bez względu na porę dnia lub nocy, jeździły w tę i z powrotem pozwalając miliardom istot na pionowe podróże po stolicy Imperium Galaktycznego. Tala nie przypominała sobie, by kiedykolwiek w czasie któregokolwiek z jej licznych pobytów na Potrójnym Zerze, widziała pustą kabinę po prostu stojącą na jakimś poziomie i czekającą na pasażerów - przynajmniej, gdy mowa o tych cywilizowanych rejonach planety. Niższe poziomy skryte głęboko w trzewiach tego gigantycznego miasta okalającego cały glob... to już inna historia. Podróże między "warstwami" odbywały się rzadko - mieszkańcy górnych nie mieli po co zjeżdżać na dół, a ci z dna nie byli mile widzianymi gośćmi wyżej.
Nie problemy społeczno-ekonomiczne mieszkańców ekunemopolis zaprzątały teraz jednak jej głowę, ale kierunek, jaki powinni obrać. Nie wiedziała czy powinni umknąć na górę, gdzie macki Poszukiwaczy nie sięgały, czy też zanurzyć głębiej w trzewia planety. Spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę z, jak sama by to określiła, pozytywnym zaskoczeniem, które przerodziło się w lekką, prawie dobrze skrywaną podejrzliwość, gdy zaczęła zastanawiać się jak duża, czy raczej - minimalna, była szansa na to, by w trakcie ucieczki natrafić na kogoś, kto - co za zbieg okoliczności - wczoraj miał zatarg z gangiem Cienistych Poszukiwaczy.
Poświęciła tym rozważaniom nie więcej niż dwie sekundy - choć sama odnosiła wrażenie jakby minął ponad rok - i podjęła decyzję: zaufa mu, bo szansa ta, o ironio, nie była wcale kosmicznie mała. Jeśli zatrzymał się gdzieś w pobliżu i kręcił po barach to musiał trafić na gangsterów. Jeśli zaś nie lubił takich typów, niemal na pewno wszedł z nimi w zatarg.
Dosłownie musnęła dłonią jego ramię, by skorygować kierunek ich marszu - w stronę wind zmierzających do góry. Weszli do środka i, upakowani niczym droidy w transportowcu Separatystów, z zawrotną prędkością ruszyli ku powierzchni miasta.
-Ten twi'lek? - starała się ignorować, zdecydowanie zbyt bliską, obecność trójki quarrenów za jej plecami. Nie przeszkadzali jej sami w sobie, ale nie znosiła ich zapachu. - Aaylaar... Jakiś Tam, nie pamiętam. Gruba bantha w strukturze gangu, podlega... podlegał bezpośrednio Zar Vossar, szefowej tej bandy. Teoretycznie poza - uniosła dłonie i palcami wykonała gest oznaczający branie wyrażenia w cudzysłów - "strukturą dowodzenia", ale bezpośrednio z nią związany. Gość od brudnej roboty, ochroniarz Vossar, jej młot na nielojalnych "oficerów". Zaczynał z nią, gdy jeszcze zajmowali się wymuszaniem haraczy od właścicieli sklepów spożywczych.
Winda zatrzymała się, a Tala momentalnie ruszyła w kierunku otwierających się drzwi, lecz zanim wyszła na chodnik, wzrokiem omiotła otoczenie upewniając się, że w pobliżu nie czeka na nią komitet powitalny w postaci, na przykład, gburowatych rodian z ciężkimi blasterami w rękach. Zmierzała w stronę stacji magnetycznej kolejki i zatrzymała się tylko na moment, by przy jednym z kilkunastu automatów kupić jednorazowe bilety gwarantujące anonimowość większą od jednej z licznych form abonamentowych.
-Cieniści Poszukiwacze pewnie już próbują ustalić nasze tożsamości. - powiedziała wrzucając żetony kredytowe do szczeliny maszyny wydającej bilety. - Zrobiłeś dziurę w plecach Bardzo Ważnego Twi'leka, a tym samym wpakowałeś pod lufę same Zar - oderwała wzrok od ekranu i pozwoliła, by w jej oczach pojawił się cień żalu. - Ratując skórę mi, sobie wystawiłeś akt zgonu.
Automat zaterkotał i wydrukował dwa bilety na magnetyczną kolejkę planetarną. Tala zgarnęła je i zwolniła miejsce przy maszynie, a sama ruszyła w stronę bramek prowadzących na stację, którą stanowiły dwa perony - ot, ferrabetonowe platformy, jedna zawieszona nad drugą w wielkiej szklanej tubie wysokiej na jakieś sześć pięter. Aralu prowadziła Clinchera na tę dolną, która - choć mniej zatłoczona - nadal mieściła prawie setkę pasażerów czekających na transport. Jeśli wierzyć tablicom informacyjnym, następny pociąg miał się pojawić za mniej niż cztery minuty.
-Słuchaj, czuję się niezręcznie z tym, że przeze mnie umrzesz - powiedziała z chłodną, ale raczej nieudawaną, szczerością. - Wyglądasz na kogoś, kto potrafi sobie poradzić w trudnej sytuacji, więc chcę ci zaproponować, tu na tej stacji, pomoc w rozwiązaniu twojego problemu. Wspólnie powinniśmy dać radę zabić Zar Vossar. To i tak bezduszna, gangsterska gnida. Co myślisz?
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 34
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

– Akt zgonu, co? – uśmiechnął się na jej ponurą uwagę. – Cóż, przynajmniej ISB wreszcie jakoś zaktualizuje sobie dane na mój temat.
Mógł zachowywać się luźno, ale przez jego umysł przelatywały tysiące obliczeń, perspektyw i scenariuszy. Clincherowi nie umknęła ani wysoka, profesjonalna czujność nowej towarzyszki, ani jej prawie niewyczuwalna podejrzliwość względem niego. Cóż, jest nas dwoje – pomyślał, czując, że przez swoją gorącą krew po raz kolejny wpakował się w niezłe poodoo. Na myśl przyszły mu słowa, które lubił powtarzać jego przyjaciel z CSB, Tony Wans:
– Jeśli masz miękkie serce, Clincher, musisz mieć twardą dupę.
Wans rzadko się mylił i w tym przypadku nie było wyjątku. Kto mógł przewidzieć, że ratując kobietę przed Twi'lekiem z piekła rodem wystawi za sobą mafijny list gończy? Ale nie zrażało to Jacka, ani tym bardziej nie przerażało. Czuł to, co zawsze w przeszłości, kiedy sama natura jego pracy bądź uparta osobowość zmuszały go do stanięcia do walki z kimś lub czymś bardzo potężnym i nieuchronnym – to jest podniecenie i pragnienie zwycięstwa za wszelką cenę.
Clincher, okazując naturalne zaciekawienie, rozejrzał się po peronie. Nigdzie nie dostrzegał nawet śladów pościgu czy choćby jakiegokolwiek zainteresowania ich osobami. Zadowolony, że Araluu wybrała taktycznie nieco lepszą, dolną platformę, szybko przemyślał całą sytuację jeszcze raz.
– Posłuchaj. – Spojrzał na nią z mieszaniną szacunku, zaciekawienia i determinacji. – Zdecydowanie nie lubię, gdy ktoś grozi mi śmiercią, bo zrobiłem coś właściwego. Zresztą, szef gangu, który planuje moją śmierć? To nie byłby mój pierwszy mecz w bolo-balla. Przydałaby mi się pomoc w ukróceniu zapędów tej Vossar. Jednakże... – Spojrzał na ekran nad ich głowami, według którego czas do przyjazdu pociągu wynosił dwie minuty. – Nie zwykłem pracować z kimś, na czyj temat nie wiem nic. Wobec ciebie mam do tej pory jedynie podejrzenia, i choć całkiem silne, nie pozwalają mi być niczego pewnym. – Znów przeniósł wzrok na jej twarz, tym razem mając w spojrzeniu jedynie stanowczość. – Jeżeli mamy walczyć ramię w ramię przeciwko komukolwiek, musimy znać nawzajem swoje motywy i punkty wyjścia. Nie mówię o szczegółowej historii życia, nie jestem jakimś paranoikiem...
Szum nadlatującej kolejki niemalże zagłuszył jego ostatnią uwagę:
– ... ale nie chcę zarobić wibronoża w plecy od najemniczki, którą dopiero co spotkałem.
Awatar użytkownika
Tala Araluu
Gracz
Posty: 39
Rejestracja: 29 wrz 2021, 12:42

Gdy skończył mówić, wbiła spojrzenie w jego oczy, a on nawet nie mrugnął, utrzymał kontakt wzrokowy przez dobre trzydzieści sekund, co - być może wśród dzieci w szkole nie było wynikiem godnym uwagi - w świecie najemników, płatnych morderców, policjantów kryminalnych, żołnierzy i gangsterów, wystarczyło, by Tala zrozumiała, że ma przed sobą kogoś, kogo nie jest łatwo przestraszyć.
I, o ile nie uważała, by od razu musiała mu zdradzać całą prawdę, zamierzała być z nim szczera - przynajmniej w kwestii tego, czym zdecyduje się z nim podzielić.
-Należę do Gildii. Zar Vossar podpadłam realizując legalne zlecenie - nie dodała już, że nagrodę wypłacano za zabicie szefowej gangu właśnie. - Daleko mi do rozpoznawalności Jango Fetta, ale też nie mam zamiaru skończyć jako on.
Nazwisko mandaloriańskiego łowcy doskonale było znane, nie tylko w branży, również ze względu na to, że użyczył swoich genów republikańskiej Armii Klonów. Tala nie miała pojęcia co w zamian zaproponowali mu Kaminoanie, ale wyobrażała sobie, że sumka musiała być naprawdę solida, bowiem dla interesów łowcy nagród, nie jest dobrym, by pół galaktyki potrafiło rozpoznać jego twarz. Z drugiej strony, może myślał, że jeśli obywatele galaktyki będą widzieli ją na każdym rogu w czasie konfliktu, nie będą zwracać na niego uwagi. Jango, w każdym razie, się tego nie dowiedział, bowiem zginął w godzinę wybuchy Wojen Klonów.
-Ty też nie wyglądasz na turystę, który wziął urlop od swoich papierków w dziale księgowości. Najemnik? Łowca?
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 34
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Nie dostrzegł w jej oczach fałszu ani obłudy, ani szaleństwa czy nawet ledwie widocznych figlarnych błysków, które widywał w przeszłości u niektórych kobiet będących doskonałymi oszustkami. Uważał, że u ludzi to płeć żeńska ogólnie była w tym znacznie lepsza od męskiej, jednakże nauczył się wyczuwać subtelne oznaki fałszu u każdego. Ona wydawała mu się czysta, widział jednak coś innego, głęboko ukrytego, świadczące o nieprostej przeszłości i bogatym doświadczeniu życiowym. Patrząc tak w oczy Araluu, Clincher nie mógł również nie zwrócić uwagi, jak doskonale jej makijaż podkreśla rysy twarzy i głębokość bystrego spojrzenia. Pomyślał, że wygląd najemniczki nie potrzebuje, by cokolwiek do niego dodawać. Ewentualnie odjąć...
– Może wsiądziemy? – rzucił Clincher wesoło, otrząsając się wewnętrznie z procesu skanowania siatkówek Araluu. Wyminął ją i z lekkim uśmiechem wszedł przez drzwi kolejki jako jeden z ostatnich podróżnych.
Gdy wspomniała Fetta, były śledczy poczuł w żołądku to samo niewyraźne uczucie, które pojawiało się zawsze gdy myślał o czymś znajdującym się poza jego kontrolą lub zdolnością pojmowania. Nie czuł strachu przed seryjnymi mordercami ani bezwzględnymi politykami, myśl o handlu ludźmi czy pedofilach grasujących na niższych poziomach go nie paraliżowała, od czwartego roku życia nie bał się właściwie niczego; zawsze jednak, ilekroć myślał o Jedi, ich świątyniach, rytuałach i rzekomych umiejętnościach, atakował go dziwny niepokój. Idea niemłodego mnicha zabijającego w walce jeden na jednego doświadczonego mandaloriańskiego komandosa i mordercę wymykała się dla niego sensowi, jaki każda rzecz w jego życiu posiadała i posiadać powinna. Jeśli jednak wierzyć raportom i naocznym świadkom, dokładnie to się wydarzyło.
– Glina – odpowiedział na jej pytanie, wpatrując się w przemykające za oknem z niewiarygodną prędkością budynki dzielnicy. – Do niedawna. I zawsze wolałem rozbijanie szyb w radiowozach głowami morderców i złodziei od papierkowej roboty. A od tego tylko ściganie ich, łapanie i przekonanie się, jak bardzo zdziwieni są, że ich perfekcyjny plan zatarcia śladów nie podołał w starciu ze starą, policyjną robotą śledczą. – Clincherowi nagle przyszło coś do głowy. – Na pewno korzystałaś z dobrego źródła informacji o... celu... swojego zlecenia, które naraziło cię na gniew Vossar. Pozwól mi przeanalizować te dane, a ja z kolei spróbuję pokazać ci, że jestem w stanie znaleźć jeszcze lepsze źródło, i to o samej Vossar. Jednego z pewnością nauczyłem się w przeciągu swojej burzliwej kariery: w śledztwie, szczegóły mają znaczenie. Jeśli przeoczymy choć jeden mały szczegół, jeden malutki nawyk czy myśl tej gangsterki, może to dla nas oznaczać dwadzieścia blasterowych dziur w naszych korpusach zamiast w jej. Więc jak? – Uniósł brwi. – Ufasz mi na tyle, żeby przekazać te dane?
ODPOWIEDZ