[23 BBY] W nieznane

Awatar użytkownika
David Turoug
Gracz
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2021, 01:09
Lokalizacja: Wroclavtooine

Od blisko 10 lat napięcie w Galaktyce rosło. Od kolonii, przez środkowe rubieże po krańce zewnętrznych rubieży wybuchały mniejsze lub większe konflikty i wojny domowe. Co raz bardziej we znaki dawał się także kryzys związany z Separatystami. Ten wydawał się najpoważniejszy, jakby prowadzony przez siłę wyższą i dążący do wywołania iskry, która przyczyni się do wybuchu konfliktu na skalę galaktyczną.
Mimo, iż Jedi liczyli tysiące członków, nie byli w stanie udzielić pomocy wszystkim potrzebującym, szczególnie że sam Zakon borykał się z wewnętrznymi problemami. Jakby tego było mało, hermetyczna organizacja, nieco zadufana w sobie, wydawała się ignorować niepokojące sygnały o nadchodzącej burzy, która zmąci spokój bilionów istot, praktycznie w każdym zakątku Galaktyki.
***
West Sander, 33-letni Rycerz, oczekiwał w przedsionku komnaty Najwyższej Rady Jedi. Był nieco zmęczony, o czym świadczyły lekko podkrążone oczy, a także nerwowe przechadzanie się od jednego do drugiego końca sali. Dopiero wrócił z misji dyplomatycznej na Korelli, gdzie u boku przedstawiciela Senatu, miał załagodzić spór z lokalnym dostawcą durastali. O ile nie miał pojęcia o finansowych aspektach sprawy, a kwestie polityczne nie do końca go interesowały, to jego głównym zadaniem było zlokalizowanie grupy sabotażystów. Nieoficjalnie mówiło się, że są, a raczej byli opłacani przez Unię Technokratyczną. Ostatecznie misja, mimo niewielkich wpadek, zakończyła się sukcesem.
Sander w końcu usiadł, przeczesując dłonią, krótkie, ciemnobrązowe włosy. Na jego głowie, powoli zaznaczały się płytkie zakola. West był przeciętnego wzrostu, nie wyróżniał się także wśród tłumu. Sam o sobie mówił, iż jego "zwykłość", pozwala mu się zaadaptować w różne kultury, a także przenikać do przedstawicieli półświatków, bez zwracania na siebie uwagi.
W końcu drzwi do sali otworzyły się, a West niezwłocznie podniósł się z ławki. Niestety tak szybko jak wstał, tak szybko został zastopowany przez Depę Billabę. Z pomieszczenia wyszła już doświadczona, ale zarazem ciągle wschodząca gwiazda Zakonu - Obi-Wan Kenobi, a u jego boku przemykał młody padawan, bodajże nazwiskiem Skywalker.
- Witaj Weście. Musimy cię jeszcze przeprosić i zarazem poprosić o cierpliwość. - rzekła członkini Najwyższej Rady, obdarzając go skromnym uśmiechem - Sam rozumiesz, zanim przejdziemy do kolejnej sprawy, należy zamknąć poprzednią.
- Rozumiem Mistrzyni. - odparł krótko Sander, nieco buńczucznie, choć Rada zdążyła już przyzwyczaić się do jego krnąbrności. Mężczyzna zwykł dużo dyskutować i poddawać w wątpliwość decyzje Rady, a mimo tego za każdym razem skrupulatnie wypełniał polecenia swoich przełożonych. Krótko mówiąc był marudą i to nawet wybitnym, nawet w skali ludzkiej.
Ponownie zaczął przechadzać się po niewielkim przedsionku, przystając w końcu przy szybie. Na ściany Świątyni padały promienie światła, w oddali widział podchodzący do lądowania transportowiec, prawdopodobnie korelliańskiej produkcji. Nieco machinalnie spojrzał na chronometr, ten wskazywał godzinę 11:05 lokalnego czasu, więc na spotkanie z Radą czekał już dobre 25 minut.
- Na Moc, mogłem spokojnie udać się na drugie śniadanie... Co za strata czasu. - przeszło mu przez myśl, gdy charakterystyczny sygnał windy, oznajmił, że zaraz ktoś do niego dołączy. - No tak. Zaraz zrobi się tutaj kolejka jak w publicznej placówce zdrowia...
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Piekący ból poraził jego lewą dłoń. Prawa mimowolnie skierowała się na pas, ale w miejscu miecza napotkała pustkę.
– Utrzymaj kontrolę! – usłyszał stanowczy głos mistrza. Jak zwykle, stał obok, gotów służyć radą i bezwzględną krytyką każdego potknięcia podczas treningu. Jego surowe spojrzenie hipnotyzowało, odwracając uwagę od cierpienia, które wciąż spowijało lewą rękę niczym żywy ogień.
Chłopak zamknął oczy i zmusił się, by odetchnąć. Z zaciśniętymi zębami podjął wysiłek zaakceptowania bólu. Wystarczy, że wytrzyma jeszcze minutę...


Bai otworzył oczy. Wpatrując się w sufit komnaty sypialnej zdał sobie sprawę, że dyskretne pikanie budzika na szafce nocnej wybudziło go z nostalgicznego snu. Zamrugał i przetarł oczy, uświadamiając sobie, że nie jest zmęczony. Usiadł, sięgnął po budzik i wyłączył go. Ciche pikanie natychmiast ustało.
Ruszając przez prawie pozbawiony jakichkolwiek ozdób pokój w stronę szafy, młody mężczyzna spróbował przypomnieć sobie, dlaczego ustawił budzik dopiero na 9:30, a nie, jak zwykle, na 5:00. Po kilku sekundach doznał olśnienia: z racji awansu dano mu kilka dni na odpoczynek. Nie mógł się z tą decyzją nie zgodzić – jego próba nie należała do najprostszych zadań, jakie można było wymyślić. Zakładając tunikę skrzywił się, kiedy lewe biodra zatrzeszczały, dobitnie podkreślając jego przemyślenia.
Z powodu kontuzji był zmuszony zrezygnować z porannego treningu. Jednak, aby utrzymać nawyk, wykonał kilka prostych form, uważając, by wybrać te mniej oparte na gimnastyce, za to bardziej na praktycznych technikach walki. Mimo to, ból wciąż dawał się we znaki. Bai zerknął na chronometr – do porannej sesji w Salach Uzdrawiania pozostała jeszcze prawie godzina. Młody Jedi usiadł na poduszce medytacyjnej, by oczyścić umysł przed wejściem w nowy dzień.
Nieoczekiwanie, jego komunikator zakomunikował odebranie wiadomości, przerywając trans medytacyjny, w który dopiero co udało mu się wprowadzić. Lekko poirytowany, zmusił się do wyciszenia umysłu i, nie do końca zgodnie z zasadami powściągliwości, którymi powinien kierować się nowopasowany rycerz Jedi, przywołał urządzenie na dłoń z pomocą Mocy.

– Gratuluję przejścia prób, Bai Raver. – Mistrz Danva uśmiechał się nieznacznie, wpatrując się w młodzieńca przenikliwie. – Mam nadzieję, że wkrótce znów będziesz mógł odwiedzić mnie podczas treningu.
Spotkany po drodze do centralnej wieży mistrz Joclad Danva był jedną z nielicznych osób, z którymi po śmierci swojego mistrza Bai utrzymywał bliższą znajomość. Ograniczało się to co prawda głównie do okazjonalnego towarzyszenia mu w treningu sztuk walki, ale podczas owych spotkań odbyli niemało rozmów, które pomogły Bai'owi zachować kontakt z rzeczywistością.
– Ja również mam taką nadzieję, mistrzu. – Młody Jedi ukłonił się na powitanie. – Teraz jednak muszę się pospieszyć. Rada wezwała mnie na nieoczekiwane spotkanie.
– Mam nadzieję, że dadzą ci coś wyjątkowego. – Mistrz Danva mrugnął porozumiewawczo i odszedł w swoją stronę.
Kierując się w stronę windy, Bai rozmyślał intensywnie, próbując dociec powodu tak nieoczekiwanego wezwania go przez Najwyższą Radę. Odwołano nawet jego sesję uzdrawiającą. Musiano więc z jakiegoś powodu uznać, że to konkretnie on będzie w czymś potrzebny.
Chyba nie chcą mi od razu dać jakiegoś padawana? – zastanawiał się. Nie był pewien, czy byłby zachwycony takim obrotem spraw. Nie lubił, kiedy decyzje dotyczące jego osoby były podejmowane szybko i niespodziewanie. Miał dopiero dwadzieścia dwa lata, ale pamiętał w swoim życiu stanowczo za wiele podobnych przypadków. Wiedział, że takie wątpliwości co do decyzji mistrzów oraz Rady nie były czymś chlubnym, ale stanowiły jedno z niewielu odstępstw od reguł panujących w Zakonie, na jakie świadomie sobie pozwalał.
Złapał się na tym, że bezwiednie dotyka włosów w miejscu, w którym znajdował się do niedawna jego padawański warkoczyk. Bai zwykł odruchowo bawić się nim, kiedy głęboko nad czymś myślał. Teraz jego jednolicie czarne włosy zdawały mu się wybrakowane, mimo że od śmierci mistrza pozwolił sobie na zmianę fryzury przez ich lekkie zapuszczenie.
Wszedł do windy i, pogrążony w rozmyślaniach, ledwo odnotował obecność kilkorga współpasażerów. Jadąc na górę, spróbował wyciszyć umysł i zrezygnować z dalszych spekulacji. Postanowił, że stawi czoła każdej decyzji Rady, a dalsze zamartwianie się przeróżnymi ewentualnościami nie ma sensu.
Drzwi windy otworzyły się. Wchodząc do przedsionka, Bai ujrzał kierującego się ku wyjściu Obi-Wana Kenobiego i jego padawana, którym ukłonił się uprzejmie, gdy go mijali. Naraz jednak spostrzegł wpatrującego się w niego innego Jedi, który najwidoczniej również czekał na przyjęcie przez Radę. Bai znał go z widzenia, ale nie był pewien, czy pamięta jego nazwisko.
– Dzień dobry, mistrzu – przywitał się z ukłonem i podszedł bliżej mężczyzny. Liczył, że chwila rozmowy oderwie jego myśli od czekającego go spotkania z Najwyższą Radą Jedi.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Jego lekku zadrgały, wyczuwając nagłą zmianę prędkości promu. Nic sobie jednak z tego nie zrobił, wciąż wolał wpatrywać się w podłogę statku. Wolał to niż patrzeć na skrzynię stojącą przed nim. Zdawała mu się niemym wyrazem oskarżenia, ale i przypomnieniem o utraconej szansie. O stracie. Choć nie widział ciała swojego zmarłego mistrza, czuł jak ta właśnie skrzynia, która je skrywała wręcz naciskała na niego swoją obecnością. Zdawała się wypełniać całą przestrzeń statku, niezależnie od tego, gdzie próbowałby się ukryć.
Nie miał nawet okazji należycie pożegnać się z mistrzem. Skrzynia została zaplombowana i zaspawana po tym, co mu się stało. Otworzyć ją mieli dopiero w sterylnym pomieszczeniu gdzieś pod Świątynią Jedi, by sprawdzić, co dokładnie zabiło jego mistrza.
Cichy odgłos syczenia podwozia i delikatne drgnięcie uświadomiło mu, że wylądowali. Pogrążony w myślach nawet nie zauważył. Wstał jednak, przygotowując się na oficjalny komitet powitalny. Spodziewał się, że będzie to wyłącznie straż świątynna, która szybko przetransportuje skrzynię z ciałem w ukryte miejsce.
Zdziwiło go więc, gdy zobaczył obok grupki straży Jocastę Nu. Gdy jeszcze był młodzikiem, czyli ledwo tydzień temu, była niczym jego nieformalny opiekun, tyle czasu bowiem Mal'tar spędzał w bibliotece na studiowaniu książek. Przez ostatnie siedem lat ruszał się z niej właściwie tylko po to, by uczestniczyć w treningach i pracować w warsztacie, który udostępnił mu jeden z mistrzów. Teraz niebieskoskóry nastolatek spodziewał się tam wrócić. Stracił mistrza ledwo standardowy tydzień po tym, jak ten wybrał go na swojego padawana.
- Mistrzyni... - tylko tyle zdołał wykrztusić w stronę bibliotekarki. Potem zacisnął zęby. Nie chciał pozwolić, by emocje wzięły nad nim górę. Jedi przecież nie mogą...
Jocasta Nu położyła mu rękę na ramieniu i wzrokiem odlrowadziła straż, wykonującą swoją powinność. Jej dotyk był kojący i pozwolił dwunastoletniemu chłopcu na uspokojenie się. Mal'tar wziął kilka głębokich oddechów.
- Mistrzyni, nic nie mogłem zrobić. Nie wiem, co tam zaszło...
- Mal'tar, nie zawsze da się coś zrobić. Twój mistrz połączył się z Mocą a nam, w Zakonie, pozostaje jedynie rozwikłać zagadkę tego, co się stało. Słyszałam już, że udało wam się uratować tych rodian?
- Tak, moje urządzenie zadziałało. Zmyliło tamtych naukowców i wszystkich uwolniliśmy. Ale wtedy podczas ucieczki mistrz został czymś trafiony. Nie wiem jak..
- Nawet poznając całą wiedzę naszej Biblioteki, nadal nie wiemy wszystkiego. Za każdym razem odkrywamy kolejny element wielkiego zbioru jakim jest Moc. A teraz choć, poprosiłam, by przygotowali ci szaty na zmianę i dali odpocząć, ale Rada już wzywa. Bardzo się im spieszyło i nie dajmy im dłużej czekać.
***
Drzwi windy otworzyły się po raz kolejny i dwójce rycerzy jedi ukazały się dwie postacie, które z niej wyszły. Starsza osoba Jocasty Nu była im dobrze znana. Obok niej stał jednak niebieskoskóry twi'lek, raczej jeden z młodzików. Wyglądał, jakby niedawno uczestniczył w poważnej walce czy ciężkim treningu. Miał liczne zadrapania, a w kilku miejscach nawet na jego skórze wyróżniały się zielono fioletowe sińce. Jego szata również wyglądała na znoszoną i fragmentami poszarpaną. jedynym, co nie pasowało do dość marnego wyglądu chłopaka, były dwa miecze świetlne uwieszone u jego pasa. Zbudowano je z dość egzotycznego gatunku drewna, które przeplatane było żyłkami połyskującego metalu, układających się w bliżej nieokreślony wzór. Wyglądało to pięknie, ale nie było jednak przesadnym dziełem sztuki. Oczywiście, ktoś mógłby tak nazwać miecze jedi, ale nie byłby to raczej kolekcjoner o dobrych intencjach. To, co najbardziej zwracało w nich uwagę, to harmonia, z jaką zdawały się być wykonane i ozdobione.
Awatar użytkownika
David Turoug
Gracz
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2021, 01:09
Lokalizacja: Wroclavtooine

Rycerz spojrzał w kierunku nowoprzybyłego Jedi. Sander kojarzył go z widzenia i słyszał co nieco. Prawdopodobnie był to ten młokos, który stracił niedawno mistrza, ale zaraz zakończył swoje terminowanie w randze padawana. Zastanawiające było to, czy Rada wzywała ich w tej samej sprawie czy może z każdym miała do omówienia inne kwestie.
- Witaj, jesteś Bai? Nie tytułuj mnie mistrzem, w końcu mamy tą samą rangę. - odparł twardo, wyciągając przed siebie prawą dłoń w geście przywitania - West Sander. Współczuję utraty mistrza. Choć wmawiają nam mantry o połączeniu z Mocą i ograniczeniu emocji, śmierć mentora zawsze bywa przytłaczająca.
Rozmówca Ravera był znany z niestandardowego podejścia do pewnych praktyk oraz teorii, a niektórzy członkowie Zakonu widzieli w nim namiastkę charakteru Qui-Gon Jinna. Sam uważał to za niestosowne porównanie, gdyż nie śmiał nawet porównywać się z tym Mistrzem, który poległ w walce z Sithem przed blisko 10 laty. Zarówno West i Bai wymienili jeszcze kilka zdań, gdy do pomieszczenia wkroczyła Jocasta Nu w towarzystwie młodego Twi'leka, prawdopodobnie jeszcze padawana.
- Mistrzyni. Hmm także na spotkanie Rady? - rzekł Sander, delikatnie skinąwszy głową przed legendarną archiwistką, po czym przeniósł wzrok na niebieskoskórego - Cześć Młody...
Nikły uśmiech spełzł jednak z twarzy Westa, gdy zauważył nieco poobijane oblicze padawana, a u jego pasa dostrzegł dwa miecze świetlne. Istniała szansa, że adept władał dwoma orężami, jednak równie prawdopodobne było to, iż także stracił swojego mistrza. Dzięki Moc, dostatecznie szybko ugryzł się w język, by nie rzucić jakimś niestosownym żartem. Dalsza konwersacja nie była specjalne długa, gdyż drzwi do komnaty Najwyższej Rady Jedi, otworzyły się, a przed nimi stanęła ponownie mistrzyni Depa Billaba. Za plecami kobiety, Sander dostrzegł mistrza Saesee Tina rasy Iktochi i rosłego Ki-Adi Mundi.
- Zapraszam. - krótko zakomunikowała Depa, wracając do pomieszczenia.
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Bai skinął głową, kiedy starszy Jedi okazał się znać jego imię.
– Tak, Bai Raver, miło mi cię poznać, Weście – natychmiast zastosował się do jego uwagi o tytułach, bądź co bądź słusznej. Skłonił lekko głowę na wyraz współczucia ze strony Westa.
Komentarz Sandera o praktycznym obliczu filozofii zakonu nieco zbił go z tropu. Bai potrzebował jednak tylko pół sekundy, aby odzyskać rezon.
– Dziękuję, doceniam to. Tak, jest to dosyć... trudne.
W rzeczywistości słowa starszego Jedi mocno poruszyły głębokie emocje i uczucia, w większości skrywane do tej pory w podświadomości dwudziestodwulatka. Ogólnie starał się on żyć w zgodzie z zakonną regułą i filozofią, ale naturalne, ewolucyjne odruchy tym bardziej dawały o sobie poznać, im bardziej człowiek próbował je stłumić. Może Jedi tacy jak Obi-Wan Kenobi czy mistrz Windu używali jakichś specjalnych technik by pozwolić tym odruchom zaistnieć przy jednoczesnym braku przywiązania, a może za każdym utraconym towarzyszem czuli dokładnie to samo, co Bai? Młody mężczyzna nie wiedział, ale nie wiedział również, czy dane mu będzie kiedyś z kimś o tym porozmawiać. Przyznawał się jednocześnie sam przed sobą, że większe ciągoty ma do treningu walki i obcowania z mistrzami w rodzaju mistrza Danvy, niż do przemyśleń filozoficznych, mimo że osobiście uważał oba te aspekty za równie istotne.
Siłą woli Bai odepchnął podobne rozważania i skupił się na osobie rozmówcy. Teraz, widząc luźne i przystępne podejście mężczyzny, zaczynał przypominać sobie o nim coś więcej.
– Czekaj, West Sander... Wydaje mi się, że pamiętam twoje nazwisko, choć ciężko było mi je dopasować do twarzy. – Raver zastanawiał się przez chwilę. – Czy to nie ty uczestniczyłeś kilka lat temu w tamtej misji na Arkanis? Tej, do której niemal zorganizowano wyprawę ratunkową, bo jeden z was zerwał łączność? – Bai pozwolił swojemu młodzieńczemu "ja" na przejęcie kontroli nad konwersacją, przynajmniej na chwilę. Rozmówca wydawał mu się osobą, z którą może porozmawiać nieco luźniej. – Pamiętam że mistrz Windu nie był wtedy zbyt zadowolony.

Po chwili rozmowy drzwi windy otworzyły się i Bai zobaczył mistrzyni Jocastę Nu w towarzystwie młodziutkiego jeszcze padawana. Skłonił przed bibliotekarką głowę z szacunkiem, ale zanim odezwał się do nowoprzybyłej dwójki, jego uwagę przykuł stan nastolatka i jego dwa miecze. Istniało co najmniej kilka wytłumaczeń posiadania przez niego dwóch egzemplarzy oręża, ale Bai'owi coś mówiło, że powód był dość jasny. Powód, który gdzieś głęboko tak rezonował z jego własną sytuacją...
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Mal'tar wkroczył do korytarza prowadzącego do sali zebrań Rady Jedi. Tak naprawddę był tu tylko raz, gdy jego były już mistrz przedstawił go Radzie jako swojego padawana a ona to zaakceptowała. Wcześniej nie było potrzeby by prowadzić tu młodzika, który w świątyni był niemal od niemowlaka.
Niewiele pamiętał ze swojego dzieciństwa. Dopiero moment pierwszych treningów, które zastępowały proste zabawy pozostawił wspomnienia w jego pamięci. Skąd jednak wziął się jako niemowlak w świątyni, nie wiedział. Gdy kiedyś zapytał o to Jokastę Nu, to zdobyła informację, że był sierotą zabranym z Korelii przez rycerzy jedi. Nic więcej. Teraz dla niego była to tylko myśl, że ciężko mu idzie utrzymanie się razem z kimś dorosłym, kto byłby jego opiekunem.
Te myśli przerwało powitanie jednego z rycerzy stojących przed salą.
- Witajcie mistrzowie - odpowiedziałoczekując dalszej rozmowy z ich strony, jeśli będą chcieli.
Mistrzyni Jokasta skinęła im głową, lecz nim zdążyła nic odpowiedzieć, bo właśnie zaproszono ich do środka.
Weszli wszyscy. Mal'tar pozwolił starszym jedi pójść przodem, dzięki czemu sam nieco schował się za ich plecami. Nie chciał paradować poobijany i poszarpany przed wszystkimi mistrzami i skupiać na sobie uwagi. Zastanawiał się też, po co go tutaj wezwali razem z tą dwójką rycerzy jedi. Czy mieli zbadać, co stało się z jego mistrzem i co robili ci ludzie na tym księżycu? Czy jeszcze gdzieś przeprowadzali swoje straszne eksperymenty? A może któryś z rycerzy miał dostać Mal'tara jako swojego padawana? Słyszał, że Rada czasem przydzielała komuś ucznia do wyszkolenia.
W środku czekali już na nich w komplecie. Wszyscy mistrzowie z Rady siedzieli już na swoich fotelach, czy to osobiście, czy w formie holoprojekcji. Za ich plecami można było zobaczyć krajobraz Coruscant. Leniwie sunące pojazdy, lądujące gdzieś daleko w tle statki, zdające się nie wiedzieć o kolejnych trudnych sprawach do rozstrzygnięcia w tej małej sali na szczycie Świątyni Jedi.
Awatar użytkownika
David Turoug
Gracz
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2021, 01:09
Lokalizacja: Wroclavtooine

Sander nie musiał się domyślać, że czasem jego poglądy na pewne aspekty związane z Mocą, były dość liberalne, co nierzadko wpływało na jego rozmówców. Wiedział jednak, że nie robi nic co nie byłoby zgodnego z jasną stroną. Dlatego gdy Bai na kilka sekund zatopił się w rozmyślaniach, postanowił ich nie przerywać. Chwilę później, sam został zaskoczony pytaniem ze strony Ravera.
- Zerwanie łączności to lekka nadinterpretacja. Arkanis słynie z ulewnych deszczów i sezonowych burz, które potrafią trwać kilka dni. - odparł nie kłamiąc, choć wydawało się, że w tej historii jest pewna tajemnica - Czasem trzeba szacować co stanowi dla nas większe ryzyko. Ale to zamierzchłe czasy. Mistrz Windu na wiele spraw ma specyficzną optykę, jednak właśnie dlatego że wprost przedstawia swoje zdanie, czyni go wielkim mistrzem. Swoją drogą, bardzo cenię sobie uwagi mistrza Mace'a.
Rozmowa została przerwana przez zaproszenie do komnaty Najwyższej Rady Jedi. Wewnątrz fizycznie czekali na nich wspomniana Depa Billaba oraz wcześniej zauważeni mistrzowie Saesee Tiin rasy Iktochi i Ki-Adi Mundi. Był także sędziwy Wielki Mistrz Yoda oraz energiczny Windu. Część członków Rady jak Adi Gallia, Plo Koon czy Eeth Koth zmaterializowała się w postaci jasnoniebieskich hologramów.
- Witajcie i wybaczcie że musieliście na nas czekać. - rzekła Billaba, czując się odpowiedzialna za przybyłych Jedi i dokonała prezentacji - West Sander, Bai Raver oraz Mal'tar. Mam prośbę do naszego najmłodszego gościa, by nie szukał kryjówki za nieco starszymi kolegami.
- Taak, taaak, skromność to czy wstyd? Wstydzić się nie musisz młody Mal'tarze. Wygląd twój świadczy, że ofiarnie misję swą pełnisz i Rady nie lekceważysz... - dodał ciepłym głosem Yoda, kierując słowa głównie do Twi'leka. Zielony mistrz pewnie kontynuowałby swoją wypowiedź, gdyby nie przerwał jej, dość twardo ciemnoskóry człowiek, niejako kontynuując przerwane zdanie
-...jak to zdarza się niektórym, nawet bardziej doświadczonym, Rycerzom. - Mace Windu zatrzymał wzrok na Sanderze, jednak ten wytrzymał stalowe spojrzenie Mistrza - Jednak nie spotkaliśmy się tutaj by rozmawiać o dyscyplinie. Rada wezwała was by załatwić kilka formalności oraz przedstawić założenia misji, na którą się udacie. Przede wszystkim, Mal'tarze, Rada jest z tobą w obliczu tragedii jaką była utrata mentora.
- Smutek naturalną koleją w życiu istot jest. Mimo to smucić się nie musisz, z Mocą połączył się twój mistrz i częścią ciebie pozostanie teraz i zawsze. - wtrącił pogodnie Yoda, równoważąc dość twarde kondolencje Windu. West Sander niejednokrotnie stając przed obliczem najważniejszego organu Zakonu, miał wrażenie, że ci dwaj mistrzowie, świadomie toczą ze sobą słowne boje, balansując siebie i dając czas na złapanie oddechu przez wezwanych Jedi. W tym całym teatrze, świetnie wydawała się bawić wysoki Ki-Adi Mundi, który uśmiechał się, gładząc jednocześnie brodę.
- Nim przejdziemy do zadań, Rada prosi was o krótkie przedstawienie raportów, z ostatnich misji. Mal'tar, jeśli jest to dla ciebie za trudne, mistrzowie to zrozumieją, dając czas na medytację. - Depa Billaba starała się nieco uporządkować spotkanie, w którym główne role odgrywali Windu i Yoda - West zdążył już przesłać sprawozdanie, dlatego zaczniemy od ciebie Bai...
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Kiedy dwóch najbardziej poważanych mistrzów Zakonu w swoim przeciągłym stylu przechodziło do tematu nieoczekiwanego spotkania, Bai słuchał uważnie. Z racji wieku nie dane mu było przebywać w komnacie Najwyższej Rady więcej niż kilka razy w życiu, choć przypuszczał, że z niedawnym awansem sytuacja ta ulegnie zmianie. Teraz jednak wciąż chłonął każde słowo, tak jakby był tu pierwszy raz. Sędziwa mądrość mistrza Yody i bardziej współczesne doświadczenie mistrza Windu były dla niego niezmiernie cenne, jak zresztą dla większości Jedi. Bai szczególnie podziwiał umiejętności posiadane przez mistrza Windu w zakresie siły fizycznej i sztuk walki, którymi sam prawie całe życie szczególnie się interesował.
Gdy z ust mistrzyni Depy Bilaby padło pytanie, Bai zastanowił się, jaki raport Rada ma na myśli. Z misji, na której przed trzema tygodniami zginął jego mistrz już dawno zdał szczegółowy raport, toteż musiało chodzić o krótkie podsumowanie jego ostatniej próby, którą zakończył cztery dni temu i po której od razu następnego dnia mianowano go na rycerza, a prawdopodobnie także o to, jak dobrze idzie mu rekonwalescencja. Rada dotąd ograniczyła się tylko do przyjęcia jego meldunku w formie pisemnej – od uroczystego pasowania nie widział mistrza Yody nawet na korytarzach Świątyni. Wiedział, że Rada musiała dokładnie prześwietlić każdy aspekt jego próby, zanim zaakceptowała ją jako finalny dowód jego gotowości do zostania rycerzem, więc teraz mistrzowie oczekiwali na pewno jego własnego spojrzenia – subiektywnego podejścia do już wypełnionego zadania. Przypominało to nieco ostrożną grę, jakiej starzy mistrzowie pokroju mistrza Yody czy nieżyjącego już od kilku lat Yaraela Poofa używali do dokładniejszego badania umysłów młodszych Jedi.
– Mistrzowie – zaczął młody rycerz z ukłonem – jak zapisałem w swoim raporcie, misja stanowiąca moją próbę była... nieco się skomplikowała – powiedział powoli, starając się dobrać właściwe słowa. – Dotarliśmy do informacji, że Greg Blimstroff nie był nawet w połowie tym, za kogo miał go Zakon. Potrafił starannie zacierać ślady nie tylko przed wymiarem sprawiedliwości, ale również przed Jedi... We współpracy z kapitanem Plisem Ratto z CSB udało się nam ustalić, choć nie bez trudności, że dopuszczał się najgorszych praktyk, jakie można przypisać istotom rozumnym.
Bai przerwał na moment, aby wyciszyć wzrastające emocje. Wspomnienia spadły na niego niczym grom, mimo że się ich spodziewał. Pościg aż na dolne poziomy. Odnalezienie głównej kryjówki przestępcy. Paniczny strach wypełniający cały budynek jak trucizna. Perwersyjne i niegodziwe materiały powstałe przy cierpieniu wielu istot w praktycznie każdym pomieszczeniu. Ale nie one były najgorsze. Nie, w całej sytuacji było coś znacznie gorszego. Nawet myślenie o tym sprawiało trudność. Te kobiety...
– Podejrzenie Rady co do jego zainteresowania artefaktami ciemnej strony było, niemniej, słuszne – podjął po kilku sekundach młody rycerz Jedi. – I w dłuższej perspektywie spowodowałoby prawdopodobnie dodatkowe znikczemnienie postępków Blimstroffa, choć... po ludzku wydaje się to niemożliwe. Niemniej jednak ten przestępca mógłby ich użyć, bądź próbować ich użyć, do kontroli niewinnych osób, co spotęgowałoby jego wpływ na obywateli sektora. W mojej opinii, mistrzowie... – Bai zawiesił głos, spoglądając na mistrza Yodę, który w odpowiedzi skinął zachęcająco głową. – Trzeba było go powstrzymać jak najszybciej, w tamtym miejscu i czasie, bez jakiejkolwiek zwłoki.
– Według mistrza Antillesa byłeś do tego bardzo skory – mistrz Even Piell, który pod postacią błękitnego hologramu spoglądał na trójkę Jedi, wykorzystał moment przerwy w wypowiedzi Ravera. – Ogrom cierpienia, jakie spowodował ten człowiek, bardzo cię poruszył.
Wtrącenie mistrza Piella odrobinę zaskoczyło młodego Jedi. Musiał rozmawiać z mistrzem Antillesem, który również brał udział w misji, a raczej pod którego protekcją Bai przechodził tę ostatnią już próbę. Oczywiście, Rada musiała go przesłuchać zanim zdecydowała o pasowaniu Ravera na rycerza. Czy mistrz z rasy Lanników chciał wyrazić swoje wątpliwości, czy tylko sprawdzić, jak Bai odpowie na jego sugestię?
– Tak, mistrzowie – odpowiedział, siląc się na neutralny ton. – Moja reakcja była gwałtowna, pod wpływem dynamicznej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Stanęliśmy przed wyborem: pojmać go szybko i z użyciem koniecznej przemocy, albo pozwolić uciec. Przyznaję jednak... na kilka sekund dałem się ponieść emocjom. Takich widoków nie ogląda się na co dzień. Dlatego podjąłem szybką decyzję i przekonałem mistrza Antillesa do natychmiastowego aresztowania Blimstroffa.
– Mistrz Antilles szczegółowo opisał nam waszą konfrontację – głos w końcu zabrał mistrz Windu. – Dotarłeś do zbrodniarza pierwszy i zmusiłeś go do poddania się. Dałeś mu szansę na oddanie się w wasze ręce. On za to odwdzięczył ci się pretekstem do zadania śmiertelnego ciosu, raniąc zarówno ciebie, jak i kapitana Ratto.
– A ty, mimo niebezpieczeństwa i strzaskanych żeber, wykazałeś się opanowaniem – dokończył Even Piell, a Bai'owi wydało się, że przez zakłócenia hologramu dostrzegł u niego mały uśmieszek. – Obezwładniłeś go zanim mistrz Antilles przybył, by ci pomóc.
– Opanowanie i siła woli wielkimi cnotami są, taak... – Mistrz Yoda spojrzał z zadowoleniem na Ravera. – Cnotami potrzebnymi rycerzowi Jedi do wiernym regułom Zakonu w każdej sytuacji pozostania. Po wysłuchaniu relacji mistrza Antillesa Rada za gotowego do awansu uznała cię, Bai Raver. – Mistrz zastrzygł uszami i mruknął cicho, jakby podkreślając to podsumowanie przyczyny decyzji Rady wobec Bai'a.
Rycerz skłonił się ponownie, uznając sprawę za zakończoną. Był już całkowicie spokojny. Misja wytropienia Blimstroffa była wprawdzie jedną z najtrudniejszych w jego życiu, ale poza naturalnym szokiem wywołanym ogromem cierpienia, które zobaczyli w posiadłości przestępcy oraz krótkim napadem wściekłości, jaką odczuł wobec niego Bai, właściwie nim nie poruszyła. Decyzja o oszczędzeniu życia zbrodniarza była trudna, ale racjonalne działanie pod wpływem stresu i bólu było jedną z rzeczy, na jakie mistrz Bai'a kładł największy nacisk podczas szkolenia. Zabracki Jedi miał specyficzną osobowość, ale Bai jako padawan czuł z nim bardzo mocną więź. Śmierć mistrza była do tej pory największą tragedią w życiu Ravera i w porównaniu z nią trudności przy aresztowaniu amoralnego gangstera wydawały się jedynie niewielką niedogodnością. Niedogodnością, która jednak w oczach Rady zadecydowała o mianowaniu go rycerzem.
Młody Jedi z powrotem zajął miejsce między dwoma towarzyszami, patrząc, jak spotkanie potoczy się dalej.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Młody padawan wyszedł zza pleców jedi i chociaż stał wyprostowany, wzrok koncentrował na podłodze. Mistrz Yoda miał rację. Czuł się zarówno przytłoczony obecnością całej Rady, jak i wstydził się występować przed nią w takim stanie. Słowa mistrzów podniosły go jednak na duchu i rozlały odrobinę ciepła w zmęczone ciało i umysł. Na razie chłopak mógł zebrać kotłujące się w głowie myśli, słuchając raportu jednego z rycerzy. Jego misja również pełna byłą niebezpieczeństw, chociaż zakończył ją szczęśliwie, mimo otrzymanych obrażeń. Domyślił się też, że całość mogła być swego rodzaju próbą, za którą ten dostał zaszczyt zostania rycerzem. Albo jedną z kilku prób.
Gdy rycerz jedi skończył, Mal'tar wiedział, że teraz przyszła jego kolej. Cała fala uczuć i emocji wezbrała w nim, gdy przypominał sobie scenę za sceną z ostatnich tragicznych wydarzeń. Młody twi'lek nie pozwolił im się jednak poddać. To dopiero byłby wstyd, gdyby rozkleił się przed całą Radą. Zamiast tego przestał wpatrywać się w podłogę i spojrzał na mistrzów. Swoje myśli skupił zaś na celu, jakim było opisanie wydarzeń, nie zatrzymując się w wyobraźni na dłużej na każdej ze scen. Odczekał tylko, czy któryś z członków Rady nie chce czegoś powiedzieć, po czym zaczął swoją opowieść.
- Mój mistrz chciał polecieć na Onderon. Dokładniej do małej wioski na jego księżycu Dxun. - zaczął dość sztywnym głosem. - Miał tam przyjaciela, który poprosił go o pomoc. To była wioska zaopatrująca mały ośrodek badawczy naukowców z Atlas Yota, firmy z Coruscant. Zajmowali się głównie badaniem flory i fauny księżyca. Ten przyjaciel, człowiek imieniem Dakra, mówił, że od dwóch tygodni z wioski znikają ludzie. Giną gdzieś w okolicy i miał też wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Gdy przybyliśmy na miejsce, było już za późno. Wioska i ośrodek naukowców zostały zaatakowane przez jakąś inną organizację.
- Powoli chłopcze - mistrz Windu przerwał mu na moment, - Jak dotarliście do tej wioski? Skąd o tym wiedzieliście?
- Mistrz Gars-Oth wylądował z dala od wioski, statek chowając za jednym ze wzgórz. Podeszliśmy przez dżunglę i obserwowaliśmy. Osada nosiła ślady ataku. Dziura po wybuchu w murze. Napastnicy właśnie naprawiali bramę. Z daleka było też widać, ze jedna z chat się spaliła. Zobaczyliśmy też jeden lekki frachtowiec i kilka ścigaczy. To byłą dobrze uzbrojona grupa, niektórzy z nich nosili ciężkie bojowe pancerze. Zgodziłem się z opinią mistrza, że ta grupa musiała badać umocnienia osady przez kilka dni i porwała kilu myśliwych, by wyciągnąć z nich informacje. Potem uderzyli.
- Jaki był cel w atakowaniu grupki naukowców i pojedynczej osady? - tym razem mistrz Plo Koo zadał oczywiste pytanie, które należało wypowiedzieć.
- Naukowcy coś odkryli. Jakieś zwierzę czy roślinę, które zawierało nowego rodzaju zagrożenie. Chorobę, wirusa albo bakterię bardzo niebezpieczną dla humanoidalnych ras. Nie wiem, jak się tego dowiedzieli, ale zanim przybyliśmy, zdążyli zagonić mieszkańców do budowy aparatury. Tyle wywnioskowałem z danych, które w trakcie misji zdołałem chwycić. Takie też zadanie dał mi mistrz. On miał się skupić na uwolnieniu wszystkich i ucieczce w stronę frachtowca, ja miałem zdobyć informacje o tej grupie i dane z badań podczas zamieszania. Nie chciał ryzykować, że napastników było więcej niż naliczyliśmy. Rozdzieliliśmy się. Wziął też urządzenie, które mu przygotowałem. Małego droida, w sumie projektor na kółkach. Narobił sporo zamieszania. Gdy on zaczął atakować napastników, ja przekradłem się przez dziurę w murze. Naukowców udał mi się znaleźć w jednym z pomieszczeń razem z danymi i zaczęliśmy uciekać. W tym czasie mistrz uwolnił mieszkańców. Spotkaliśmy się z powrotem przy dziurze i pobiegliśmy do frachtowca. Już myślałem, że nam się uda, uwolnieni wbiegali na statek, mistrz ich osłaniał, ja pobiegłem uruchomić silniki. I... wtedy to się stało. Mój mistrz... Z lasu wyjechała kolejna grupa. Zaczęli strzelać, ale nie tylko blasterami. W mistrza wbiła się jakaś strzałka. Zdążył tylko zamknąć gródź i rzucił się do najbliższego schowka. Zamknął go...
Młody padawan przerwał na moment. To była najtrudniejsza część. Ostatnie słowa mistrza... Ostatni moment...
- Połączył się ze mną przez komunikator. Ja... słyszałem jego głos... Strasznie charczał, ciężko oddychał... Kazał mi odlatywać, pod żadnym pozorem nie otwierać drzwi do pomieszczenia, gdzie się schował i zawiadomić Świątynię. On... życzył mi bym wykorzystał swoje talenty, dalej szedł obraną drogą... Nie smucił się...
Chłopak musiał przerwać. Głos mu się załamał, a nie chciał się ośmieszać przed wszystkimi.
- Ja nie mogłem mu pomóc. Jeden z naukowców powiedział mi, że ci napastnicy przejęli ich odkrycie i chcieli zrobić z tego broń. Myślę, ze mają też tego więcej. Ta strzałka musiała to zawierać. Na najbliższym okręcie, który po nas przyleciał do układu, specjalny oddział wszedł i zabezpieczył ciało mistrza. Nie chcieli mi powiedzieć, jak wygląda... Odkazili też cały statek w próżni. Nas poddali badaniom, ale niczego nie wykryli. Proszę - chłopak sięgnął do kieszeni i wyjął mały datapad, po czym przekazał go mistrzowi Windu. - To są dane z badań, które odzyskaliśmy. Razem z rozmowami z naukowcami, gdy wracaliśmy na Coruscant.
Awatar użytkownika
David Turoug
Gracz
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2021, 01:09
Lokalizacja: Wroclavtooine

West Sander z pewną dozą znudzenia wysłuchiwał raportów składanych przed obliczem Rady. Czasem zastanawiał się po co odgrywane są te szopki, skoro oficjalne raporty dostępne są na datakryształach. Nie mniej naczelny organ lubił wysłuchać bezpośredniej relacji uczestników wypraw, by następnie zasypać ich gradem pytań oraz komentarzy.
Przez moment nawet wsłuchiwał się w słowa najmłodszego z uczestników "zebrania" oraz jego historii na Onderonie, jednak jego uwagę zwrócił jakiś statek za oknem wieży. Do porządku przywołało go przeszywające spojrzenie Mace'a Windu, który karcąco przeniósł wzrok na Westa.
- Pan Sander znudzony wydaje się być, hmm... Mało wrażeń jak dla ciebie widzę. - wtrącił Yoda, uśmiechając się pod nosem - Do sedna spotkania przejdziemy zaraz.
- Spisaliście się bardzo dobrze Mal'tarze. Nasza profesja wiąże się z ogromnym ryzykiem i twój mistrz był tego świadom. - wtrącił się Windu, który nie był tak skory do żartów - Zdobyte przez was dane zostaną przeanalizowane, a decyzję co do kolejnych działań, podejmiemy niezwłocznie. Mimo młodego wieku jesteś bardzo doświadczony, a twoje szkolenie zmierza do końca, dlatego...
- Rada próbę przygotowała dla Ciebie. W najbliższym czasie uczniem Westa Sandera zostaniesz. Wiele od siebie nauczyć się możecie. - tym razem to Yoda przerwał czarnoskóremu mistrzowi, przekazując zebranym radosną nowinę. Na twarzy niewielkiego ciałem, ale wielkiego duchem lidera zakonu ponownie zagościł uśmiech. Nietęgą za to minę miał sam zainteresowany Sander, który do tej pory nie miał okazji być mentorem dla jakiegoś młodzika. Mężczyzna miał skomentować niespodziewaną decyzję Rady, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, głos zabrał Windu.
- Ta decyzja nie podlega żadnej dyskusji. Teraz przejdziemy do dalszych zadań. Wasza trójka wyruszy niezwłocznie na pewną misję, która będzie od was wymagała kreatywności, sprytu i... czasem niekonwencjonalnego podejścia. - Mace wypowiadając "wymogi" przenosił wzrok od Bai Ravaera, przez Mal'tara, kończąc na Sanderze, niejako wyznaczając kto jest odpowiedzialny za konkretne działanie. - Niewykluczone, że spotkacie się z czymś co do tej pory było jedynie legendą, dlatego apeluję o pełne zaangażowanie i skupienie.
- Na granicy Zewnętrznych Rubieży odkryliśmy nietypowe sygnały, świadczące o obecności czegoś lub kogoś niezwykle silnego w Mocy. Nie jesteśmy pewnie co jest źródłem tej emanacji. - tym razem uwagę zebranych przykuł Plo Koon, w postaci jasnoniebieskiego hologramu - Niestety zjawisko czy ten fenomen był na tyle głośny, że zainteresowali się nim poszukiwacze artefaktów, którzy najprawdopodobniej już wynajęli łowców nagród i innych szmuglerów, niewykluczone że Huttowie też już o tym wiedzą. Brak szczegółów wynika z tego, że od około tygodnia urwał nam się kontakt z naszym informatorem.
- Nie przedłużając, udacie się na....

Nie podejmuje decyzji gdzie ruszamy, bo wolałbym żeby była to nasza wspólna decyzja/kreacja. Myślałem o czymś na granicy zewnętrznych rubieży i dzikiej przestrzeni, gdzie na jakiejś planecie został odkryty coś w stylu antycznej, "karbonitowej" lodówki, w której będzie albo jakaś potężna istota albo właśnie artefakt. Oczywiście jestem jak najbardziej otwarty na inne pomysły lub coś powiązanego z Onderonem/Dxunem. Jak chcemy to możemy nawet wpaść na trop Mrocznego Jastrzębia czy HK7 czyli powiązań z KOTORem albo w ogóle czymś z Legend jak Kilikowie/Yuuzhanie/ Chissowie itp itd.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

... planetę, która nie dorobiła się jeszcze swojej nazwy, podobnie jak układ, w którym się znajduje. To granica Zewnętrznych Rubieży i dzikiej przestrzeni.
W tym momencie na środku sali wyświetliła się holomapa całej galaktyki, która od razu zaczęła przybliżać im jeden z regionów na obrzeżach. Niestety nadal za blisko przestrzeni huttów, jak na gust młodego twi'leka. Przybliżenie zatrzymało się na pojefynczym układzie, ukazując jasną żółtą gwiazdę i pięć krążących wokół niej planet. Trzy z nich, na orbitach drugiej, trzeciej i piątej, miały własne księżyce. Za trzecią planetą znajdował się pas asteroid.
- To X56Y47B, a planeta, na której dokonano odkrycia to trzecia od słońca - X56Y47B. Układ został odkryty dość niedawno i ze względu na bogate złoża minerałów szybko wyprzedany po kawałku różnym gildiom górniczym. Trzecia z planet posiada też zdatną do przeżycia atmosferę i własny biom. Musicie jednak uważać. Stężenie gazów odbiega trochę od norm dla ras humanoidalnych. Nie jest zabójcze, ale kilka godzin wdychania go może spowodować otumanienie lub zwidy. Dlatego firmy górnicze swoje bazy umieściły na orbitach a z planety pozyskują niezbędne do życia zasoby, jak wodę. Najwięcej wydobycia odbywa się oczywiście z asteroid.
Młody twi'lek słuchał słów mistrza jednym uchem. Oczywiście rejestrował, o czym była mowa, ale jego myśli krążyły wokół poprzednich słów mistrzów Windu i Yody.
Ma nowego mistrza. Ta informacja wciąż przebijała się do jego świadomości. Jeszcze niedawno zastanawiał się, czy będzie ktoś, kto chciałby go dalej szkolić. Nie było przecież łatwym przejąć czyjegoś ucznia. Tym bardziej w takich okolicznościach... Rada jednak postanowiła zaskoczyć. Nie tylko jego, ale i mistrza Sandera. Mistrza... To słowo samo pojawiło się przed nazwiskiej jedi. Zaraz za tym napłynęła fala myśli i pytań. Jaki on jest? Co potrafi? Czego będzie od niego wymagał? Czy zrozumie jego zainteresowania, czy będzie szkolił według treningu, który on odebrał?
I jeszcze ta misja. Szykowało się na coś poważnego. Kontakt, który urwał się z informatorem, nie wskazywał niczego dobrego. Z drugiej jednak strony, jeśli w grę wchodził jakiś artefakt czy urządzenie, jego długie godziny spędzone w bibliotece i talent techniczny mogły się przydać w grupie, w której go wystłano. Dostrzegał, że Rada z rozmysłem dobierała jej członków.
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Bai słuchał uważnie, starając się opanować naturalne dla niego w takich sytuacjach podniecenie. O ile orientował się w mapie Galaktyki, wspomniany przez mistrza Windu sektor znajdował się niezbyt daleko tak zwanej przestrzeni Huttów. Dodatkowo wyciek informacji do środowisk przemytniczych i rozbójniczych był zarówno niepokojący, jak i obiecujący. Jedną z przyczyn, dla których Raver tak pasjonował się wojowniczym – rycerskim – aspektem bycia rycerzem Jedi była chęć powstrzymania zła krzywdzącego niewinnych. Oczywiście starał się przy tym odróżnić czyjeś zło od samego złoczyńcy, choć często okazywało się to trudne.
Gdy udało mu się w końcu wyciszyć umysł, mistrz Windu kończył właśnie podsumowanie stawianego ich trójce zadania. Spojrzał kątem oka na Sandera. Kilka chwil wcześniej nie wydawał mu się on zadowolony z decyzji o przydzieleniu mu padawana. Zastanowił się, jak na jego niechęć zareaguje młody Mal'tar, kiedy już ją dostrzeże. Bai wyczuwał w tej chwili bijące od młodego padawana fale konsternacji i niepewności. Emocje doświadczonego rycerza, jakim był Sander, były dla niego znacznie bardziej ukryte.
Chwilę ciszy, jaka nastąpiła przed oficjalnym zakończeniem spotkania, Bai wykorzystał na podsumowanie w umyśle czekającej go misji. Szczególnie zastanawiał go dobór każdego z ich trójki na tę misję. Rada wysyłała, właściwie w nieznane, doświadczonego, ale znanego z niekonwencjonalnego podejścia rycerza, dopiero co pasowanego młodzieńca, który niedawno stracił mistrza oraz bardzo młodego padawana, który również chwilę temu utracił mentora. Wysyłała ich ku źródłu nieznanych fali w Mocy. Baiowi zdawało się, że Ciemna Strona żerowała na poczuciu utraty. Wykorzystywała również indywidualizm. A także chęć niesienia przemocy... Może Rada chciała w ten sposób pokazać, że im ufa? Że zamierza dać im szansę na zmierzenie się z własnymi słabościami i przekonać się, jak sobie z tym poradzą?
Jedno było pewne. Taka perspektywa nie ułatwiała spojrzenia na czekające ich zadanie.
ODPOWIEDZ