Azar siedział w jednej z mrowia kantyn, nazwanej "Grubą Bertą". Znajdował się w piwnicy, którą przerobiono na ładną, chociaż trochę ciasną salę "dla gości". Znajdował się w niej bar, chwilowo bez barmana, sporych rozmiarów stół i kilka wygodnych foteli. Dźwięk był przytłumiony, ale na dół i tak docierało echo muzyki, granej teraz piętro wyżej.
Rattataki czekał na swój blaster. Podczas ostatniego zlecenia broń zaczęła się niepokojąco przegrzewać - niedużo, ale na tyle, by Azar zgodził się oddać go rusznikarzowi. Tagami niedawno sprowadził do piwnic "Grubej Berty" swojego specjalistę, który w tej właśnie chwili zajmował się blasterem. Z sąsiadującej z salą pracowni dochodziły co jakiś czas przekleństwa oraz odgłosy palnika i młotka.
W końcu z warsztatu wyszedł Tagami. W rękach trzymał owinięty w natłuszczoną szmatkę blaster. Houk zbliżył się i teatralnym gestem wyciągnął zawiniątko przed Azara.
- Pacjent odratowany - zakomunikował dumnie Tagami - Rusznikarz płakał, jak mi go podawał.
Azar wziął broń do ręki i przyjrzał się jej krytycznie. Rusznikarz rzeczywiście znał się na swojej robocie, a Tagami widocznie przekazał mu, że Rattataki nie życzyłby sobie zmian w wyglądzie blastera, bo oprócz małego ogniwa chłodzącego i niewiele szerszej lufie, DL-18 nadal wyglądał jak przed dwoma godzinami.
Tagami skrzyżował ręce na szerokiej piersi, z cierpliwością czekając na koniec oględzin.
- Zadowolony? To świetnie. Mam nadzieję, że nie zapomnisz, kto był tak miły i załatwił naprawę, mam rację?
Azar westchnął w duchu. Niewidzialne kleszcze rosnącego długu zaciskały się na jego życiu coraz mocniej, a on z każdym dniem tracił nadzieję na poprawę losu.
Wtem odezwał się komunikator przy pasie Tagamiego.
- Słucham - odebrał zmęczonym głosem Houk.
- Szefie, przyszła jakaś kobieta - odezwał się głos siedzącego na wejściu strażnika. - Pani Yatsushiro. Mówi, że potrzebuje kogoś do sprzątania.
- Zaprowadź panią do loży siódmej i zaproponuj coś do picia. Zaraz się tym zajmę.
- Ta jest.
Tagami spojrzał na Azara spod przymkniętych powiek.
- Masz okazję spłacić naprawę blastera - oznajmił. - Chyba szykuje się kolejne zlecenie. No, leć do pani Yatsushiro, zajmij się tym. Nie każmy damie czekać.
***
Z tego, co wiedział Azar, Kento Yatsushiro był jednym z zaufanych współpracowników Tagamiego. Nie pamiętał, czy Kento zajmował się dostarczaniem samego "towaru", czy organizował handel w którejś z dzielnic, ale czymkolwiek się nie parał, owa współpraca z Tagamim uczyniła go prominentem. Kento był lojalny, a takich ludzi Houk szczodrze wynagradzał.Azar nie był zaskoczony, kiedy zobaczył żonę pana Yatsushiro. Sachiko ubierała się jak na bogatą i wpływową kobietę przystało - elegancko, drogo, ale z gustem. Ciemne włosy miała ciasno upięte w kok, srebrną garsonkę pozbawioną zagnieceń, a z biżuterii nosiła tylko drobną, błyszczącą diamentami bransoletę.
Kobieta siedziała zrelaksowana, trzymając w delikatnych dłoniach wysoki kieliszek. Azar minął droida, który podawał drinki i wszedł do loży. Kiedy tylko przekroczył jej próg, otoczyła go cisza. Najwidoczniej pomieszczenie zaopatrzono w dobrej jakości wygłuszacz.
- Witam - przywitała go Sachiko. - Proszę usiąść, nie będzie pan tak przecież stał.
Dopiero z bliska Azar mógł uważniej przyjrzeć się przyszłej klientce. Sachiko była ładna, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że była jedną z piękniejszych ludzkich kobiet, jakie widział Rattataki, gdyby nie widoczne blizny na twarzy, najpewniej po jakiejś odmianie ospy. Azar zdziwił się, dlaczego tak bogata kobieta nie zdecydowała się na jakąś operację, żeby pozbyć się szpecących znamion, był jednak na tyle wychowany, by nie pytać głośno.
- Mój mąż powiedział mi kiedyś, że Tagami dysponuje doświadczonym najemnikiem od brudnej roboty - zaczęła Sachiko. - Muszę przyznać, że spodziewałam się kogoś bardziej... nieobytego, ale pan na takiego nie wygląda, co mile mnie zaskoczyło.
- Zanim jednak przejdę do rzeczy - kontynuowała, odstawiając kieliszek na stół. - Oczywistością jest, że zamierzam pana zatrudnić, nie ma co owijać w bawełnę. Chciałabym, aby wiedział pan, że po pańskich oczach widzę, że nie jestem jednak jedyną w tej sali istotą w potrzebie, mam rację? Zgaduję, że próbuje pan spłacić jakiś dług, prawda? Dług w teorii niespłacalny, jak ośmielę się zgadnąć. Otóż mogę być rozwiązaniem pańskiego problemu, muszę przed tym jednak wiedzieć jedno - jak bardzo jest pan zdesperowany, aby poprawić swoją sytuację? Jak dużo byłby pan gotów oddać dla swojej wolności?