[Coruscant] Port kosmiczny

Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Dzień zapowiadał się znośnie. Oto bowiem w końcu wyruszał na podróż po Galaktyce. Swój długo odkładany, wymarzony pewien rodzaj urlopu. Czuł swego rodzaju wolność, zostawiając Coruscant z jego problemami, a co ważniejsze polityką, za sobą.
Swoją podróż postanowił zacząć od Naboo. Może niezbyt odważnie, by wręcz nie powiedzieć wygodnie, ale nie zamierzał korzystać z luksusowycj hoteli nad brzegiem wodospadów stolicy, a raczej zaszyć się gdzieś w spokoju wśród tamtejszych farm. To jednak był dopiero początek na rozprostowanie kości. Stamtąd miał ruszyć dalej. A gdzie, to się dopiero zastanowi. Hiperprzestrzeń mogła go teraz ponieść gdziekolwiek.
Port kosmiczny był zatłoczony dokładnie tak samo, jak każdrgo innego dnia. Setki tysięcy podróżnych, żołnierzy, oficjeli, handlarzy, czy też zwykłych turystów takich jak Jack, przepływało po halach i poziomach portu we wszystkie strony. Już z daleko można było dostrzec setki najróżniejszych statków, od wojskowych kanonierek, przez frachtowce różnej klasy i przynależności, obładowane towarami po brzegi, po liczne osobowe promy. W skrócie, cała różnorodność wszystkich cywilizowanych światów i ras, które Imperium łaskawie wzięło pod swoją opiekę.
Do właśnie jednego z takich promów zmierzał Clincher, na plecach trzymając zarzuconą na siebie torbę z bagażami, a w drugiej ręce ściskając bilet na swój lot. Z dala widział już statek, którym miał polecieć. Jednostka nie za duża i nie oferująca jakichś szczególnych wygód. Ot, byle w rozsądnej cenie i wygodzie przenieść się z jednego miejsca Galaktyki do drugiego. Wiedział jednak, że za dodatkową opłatą będzie miał dostęp do kilku rozrywek, takich jak bar czy sauna.
Gdy przechodził obok otwartego włazu kolejnego z promów, do którego właśnie zakończono odprawę, usłyszał za sobą krzyk jakiejś kobiety. Odruchowo obrócił się w tamtą stronę, by dostrzec całe zamieszanie. Młody chłopak biegł przez tłum, trzymając w ręku małą kobiecą torebkę. Mała czarna saszetka nadawała się idealnie do wieczorowego stroju, w który ubrana była jej właścicielka, w tym momencie wzywająca pomocy.
- Złodziej, złodziej! Łapcie go!
W ślad za nim ruszyła jej dwojka ochroniarzy, ale te dryblasy biegnący jak dwunożne ptactwo nie miało szans dogonić chłopaka. Złodzieja, który właśnie minął Clinchera.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Clincher spojrzał w ślad za młodym mężczyzną i natychmiast zaczął się zastanawiać, czy warto cokolwiek robić. Nie lubił biegać i był prawie pewien, że w sprincie na krótki dystans nie okaże się bardziej przydatny niż ochroniarze kobiety, mimo zdecydowanie mniejszej odległości. Z drugiej strony lepiej było nie puszczać takich wyczynów płazem i pozwalać na rozprzestrzenianie się elementów po Galaktyce, czy jak by to powiedzieli jego byli przełożeni. Poza tym, pomijając wszystko inne, kobieta wyglądała na dosyć zamożną...
Myśl ta zajęła mu pół sekundy. Odwrócił się w stronę zbiega i zaczął iść w jego stronę, z łatwością przepychając się między istotami blokującymi mu drogę. Większość ludzi i innych statystycznie niższych gatunków schodziła mu z drogi kiedy tylko zauważyła, że zmierza w ich stronę. Był przyzwyczajony do takich reakcji. Kolejne pół sekundy zajęło mu obmyślenie, co dokładnie zrobi, skoro dogonienie gościa nie przedstawiało się zbyt optymistycznie.
Plan był prosty: pobiegnie za nim dosyć szybko, ale nie sprintując – niemal natychmiast by się zmęczył i po kilkudziesięciu metrach nie przydałby się bardziej niż śmietnik, który właśnie mijał. W międzyczasie dokładnie obejrzy otoczenie i sprawdzi, czy nie byłoby szansy wyjść na swoje bardziej taktycznie, niż wysiłkowo. Może chłopak nieopatrznie wbiegnie w miejsce, gdzie będzie musiał gwałtownie zwolnić albo nadarzy się okazja, żeby po drodze krzyknąć do patrolu policji lub strażników portowych i oni zagrodzą mu drogę. Akurat z umiejętnym ściganiem osób Clincher nie miał żadnego problemu podszedł więc do sprawy optymistycznie.
Tak więc po całej sekundzie od momentu, kiedy chłopak go minął, Clincher zaczął biec za nim, czujnie obserwując rozwój sytuacji i licząc na dający mu przewagę moment.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Chłopak zmusił go do tego, czego nie lubił. Bieg za nim nie był wymarzonym początkiem urlopu
Mimo to Jack gnany jakąś wersją poczucia obowiązku ruszył za nim w pogoń. Sama jego postura torowała mu drogę i odsuwała na bok inne istoty, ale ten fakt niestety nie dawał mu przewagi. Chłopak był chudy i zwinny, więc na swój sposób równie sprawnie omijał przeszkody w tłumie, nie zwalniając ani na moment.
Straży portowej ani nawet przypadkowych żołnierzy nie było niestety w pobliżu. Złodziej bardzo dobrze zorientował się w otoczeniu i idealnie wybrał moment na kradzież. Gdyby nie Clincher, dwójka dryblasów byłaby jedynymi ścigającymi. Swoją drogą dość marnymi. Brakowało im tej niewidzialnej siły, którą Jack odsuwał tłum i oni co rusz się z kimś zderzali, odpychając go brutalnie lub przewracając na ziemię.
Uciekinier jednak popełnił błąd. Może był to jego plan od początku, ale nie widząc goniącego go Clinchera, musiał myśleć, że pomysł jest dobry. Chłopak bowiem wbiegł do pierwszego promu na jego drodze. Okręt nie był mały i pewnie myślał, że we wnętrzu z łatwością się ukryje, kiedy piloci będą podrywać go do lotu, jednocześnie zostawiając pogoń na lądowisku. Statek już szykował się do startu, zamykając wszystkie trapy poza ostatnim, tym pasażerskim, przy którym załoga właśnie porządkowała stoisko odprawy.
Złodziej minął ich, wpadł do środka statku przy okrzykach oburzenia ludzkiej stewardessy i zniknął w przedsionku.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Clincher zatrzymał się tuż przed rozgrzewającym silniki promem. Rozejrzał się szybko. Dwóch ochroniarzy wciąż było dosyć daleko, za daleko by zdążyć na czas. Naraz jednak mężczyznę tknęła nagła refleksja. Co ja w ogóle robię? – pomyślał. Nadwyrężam stawy dla obcej osoby.
Wciąż dyszał od dopiero co przerwanego biegu. Zamknął usta i zaczął głęboko oddychać przez nos, żeby szybciej uspokoić bicie serca. Spojrzał na trap. Jeszcze był opuszczony. Ale za piętnaście sekund mogło się to zmienić, a młody się wywinie.
Wywinie. Clincher już wiedział, dlaczego pobiegł za gówniarzem. Uczucie, jakiego doświadczał w swoim dawnym życiu wielokrotnie, właśnie w nim wzrastało, opanowując jego umysł i kierując myśli na konkretne tory. Uczucie, jakie towarzyszy każdemu pościgowi, każdej gonitwie. Uczucie myśliwego będącego coraz bliżej swojej ofiary.
Zdał sobie sprawę, że na wpół świadomie zaczął w międzyczasie analizować – swoim zwyczajem – całą sytuację pod kątem matematycznym. Po pierwsze: prędkość ochroniarzy w stosunku do ich odległości do trapu. Miernie. Poza tym wciąż między nimi a celem było mnóstwo osób postronnych do przewrócenia bądź stratowania. Po drugie: wielkość promu i prawdopodobne rozmiary jego przedziału pasażerskiego oraz wynikające z niego prawdopodobieństwo skutecznego schowania się tam przez chłopaka.
To i kilka innych, pomniejszych detali zaczęły być natychmiast przetwarzane przez analityczny umysł Clinchera, a on sam podszedł do trapu, minął osobę, która do minionej chwili pobierała opłaty za wejście, nawet na nią nie patrząc i zwrócił się prosto do oburzonej stewardessy:
– Dzień dobry – powiedział spokojnie, posyłając jej rozbrajający uśmiech, jakiego często używał za czasów swojej służby podczas odwiedzania świadków w ich domach o najprzeróżniejszych porach. – Przepraszam, ile minut pozostało do startu? Ów chłopiec, który przed chwilą tu wbiegł, jest moim siostrzeńcem i bardzo lubi się ze mną ścigać. Swoją drogą, bardzo za niego przepraszam. Problem w tym, że nie zorientował się, że ścigaliśmy się nie do tego promu, i jeśli zaraz nie wyciągnę go stąd za kołnierz, obaj napytamy sobie biedy. On, bo polecimy w zupełnie innym kierunku, a ja, bo moja siostra mnie zabije, kiedy się o tym dowie. Nasz budżet, wie pani, nie jest zbyt swobodny. – Clincher mrugnął do kobiety porozumiewawczo i zerknął przez ramię na stoisko odprawy.
Tak, czuł to ponownie. I podobało mu się to. Bez dwóch zdań.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Stewardessa spojrzała najpierw na Clinchera, a potem zaczęła szukać wzrokiem kogoś innego z obsługi promu czy portu kosmicznego, szukając pomocy w rozwiązaniu problemu, który z pewnością wykraczał poza zakres jej obowiązków. Stoisko odprawy było zajęte przez jakiegoś awanturującego się itchorianina i w ogóle nie widzialo całego zajścia. Nikogo innego nie było, z problemem została sama i musiała ponownie spojrzeć na stojącego przed nią rosłego mężczyznę. Jack nadal uśmiechał się łagodnie.
- Nnoo dobrze. Dobrze - stwierdziła po krótkiej chwili. - Proszę szynko pobiec i go znaleźć. Tylko proszę się pospieszyć, bo za chwilę startujemy.
Jack miał drogę wolną do statku. Ze swojego miejsca widział, że do statku zostały tylko dwa wejścia. Trap, po którym właśnie wchodził i mała winda towarowa, przy której jednak kręcili się technicy i wlaśnie wieżdżali nią na górę. Oceniając odległości, to chłopak nawet znając rozkład korytarzy, nie dobiegłby do nich na czas, by spróbować tam się przebić. A promu z pewnością nie znał, więc jego ilość potencjalnych kryjówek była ograniczona do najbardziej oczywistych miejsc.
Przed sobą miał wejście do części statku przygotowanej dla podróżnych. Po wejściu przez trap znalazł się w miejscu, gdzie podróżnych kierowano do odpowiednich sektorów oraz znajdowało się przejście w stronę ładowni, jakby któryś z gości musiał zajrzeć do swojego bagażu. Po lewej była też winda, którą można było się dostać na pokłady lepszych klas i oczywiście również do pokładów załogi i mostka. W środku stało pełno istot. Oprócz podróżnych, dwóch członków załogi przy wejściu do ładowni, po jednym przy schodach po obu stronach ładowni, prowadzących do najgorszej klasy oraz kolejny przy windzie.
Od razu też dało się zauważyć, że wszystkie twarze wpatrują się w stronę ładowni, jakby przed chwilą nastąpiło tam jakieś zamieszanie.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Clincher doskonale wiedział, co robić. Był w swoim żywiole. Jego umysł pracował jak dobrze naoliwiona maszyna, bez wytchnienia, nieustannie analizując wszelkie dane, automatycznie kierując uwagę na odpowiednie informacje. Nie tylko umiał ścigać ludzi, ale był w tym dobry. Bardzo dobry.
Instynkt podpowiadał jasno – ładownia. Wiedział jednak aż nazbyt dobrze, że czasem nie wszystko jest takie, jakie z początku się wydaje. Dlatego spytał po drodze jednego z członków załogi:
– Czy przebiegał tędy jakiś chłopak?
Cały czas analizował otoczenie, zbierając informacje co do konkretnych szczegółów zamieszania, jakie zaszło w tym miejscu. Wiedział, na co patrzeć, i czego szukać.
Mimo wszystko wiedział jednak, że najczęściej wszystko jest właśnie tym, czym się wydaje.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Zagadnięty rodianin obrócił się w stronę Jacka, patrząc na niego z dołu. Jego duże oczy zdradzały, ze został lekko zaskoczony przez pytanie Clinchera, zapewne całą uwagę skupiając wcześniej na niedawnym wtargnięciu chłopaka. Szybko jednak zreflektował się, potrzasnął głową i wyprostował.
- Tak, wpadł tu jakiś chłopak i gnał na złamanie karku. Daliśmy znać przez komunikator, żeby dwójka naszych spróbowała go znaleźć w ładowni. My pilnujemy bezpieczeństwa gości.
- I obstawiamy wyjście z ładowni - dorzucił przechodzący obok człowiek, kolejny z członków załogi. - Rampa towarowa powinna być już zamknięta, więc to jedyne wyjście w tym momencie.
- Dokładnie. Proszę więc udać się na swoje miejsce w części dla pasażerów. Obsługa przy windzie lub przy schodach wskaże panu miejsce. Czy ten chłopak zabrał coś panu? Czy mamy powiadomić naszych, żeby zgłosili się później do pana w tej sprawie?
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

– Przepraszam, ale nie jestem tutaj pasażerem – odparł Clincher spokojnym, ale pewnym siebie tonem. – Ten chłopak jest dla mnie bardzo ważny, muszę go szybko odnaleźć. Niczego nie dotknę i jak tylko go odnajdę, obaj zejdziemy z pokładu. Wie pan, rodzina – dodał ogólnikowo i mimo wcześniejszego polecenia Rodianina pewnie ruszył za chłopakiem w głąb ładowni.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

- Ale zaraz! Tak nie można!
Słowa rodianina odbiły się jednak od pleców Clinchera, pozostając całkowicie niusłyszane. Potężna postura pomagała czasem zignorować słowa mniejszych rozmówców, gdy nie chciało się ich słuchać. Wezwania załogi wkrótce zginęły w nadchodzącym tłumie pasażerów.
O dziwo załoga pilnująca ładowni pozwoliła mu wejść, gdy po raz kolejny rzucił im historyjkę o sprawach rodzinnych. Najwyraźniej strażnicy uznali, że kto wejdzie do ładowni, musi z niej kiedyś wyjść. A jak nie wyjdzie z chłopakiem przed startem lub nie wytłumaczy się potem załodze, to sami mu w tym wyjściu pomogą podczas rozładunku. Jeden z nich tylko wyraźnie zameldował komuś zaistaniałą sytuację przez komunikator.
Jack był już jednak w środku. Szybkie rozejrzenie się na boki od razu powiedziało mu, że jest tu mnóstwo dobrych kryjówek dla kogoś, kto chce się ukryć. Już z samym śsiatłem był tu problem, bo lpy wisiały rzadko i nie miały mocnego światła. Półmrok panujący w niemal każdym zakątku ładowni tworzył niemal idealne kryjówki w zakamarkach pomiędzy skrzyniami i kątami różnorakich pakunków.
Ruszył powoli do przodu, rozgądając się po najciemniejszych miejscach.Sama ładownia była, według znaków wyrysowanych na durastalowej podłodze, podzielona na cztery segmenty, nazwane kolejno, A, B, C, D. Każdy z nich najpewniej służył do przechowywania innego typu bagaży i przesyłek. Według tego oznakowania, właśnie wychodził ze strefy A, a rozglądając się po bokach mógł ocenić, że w tej części są gromadzone wszelkie torby i walizki, czyli najzwyklejsze bagaże podróżnych.
Gdzieś z prawej strony dobiegały go też odgłosy rozmowy a kątem oka dostrzegał ruszające się wśród pakunków światło. W części C była jakaś grupa istot, która najwyraźniej też szukała nieproszonego gościa.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Sytuacja zaczynała go powoli irytować. Wciąż jednak czuł podniecenie towarzyszące pościgowi, będące spełnieniem dla jego umysłu, drapieżnego i analitycznego zarazem. Ruszył więc w kierunku najbliższego zakamarka, o jakim jego doświadczony instynkt ścigającego powiedział mu, że byłby najdogodniejszą kryjówką.
Wyszukiwał takie miejsca szybko i płynnie, w ten sam sposób przemieszczając się od jednego do drugiego. Wiedział, że w końcu znajdzie chłopaka. Wiedział też, co z nim zrobi. Trzeba było mu parę rzeczy dosadnie wytłumaczyć.
Jednocześnie Clincher starał się wychwycić sens słów dosłyszanej rozmowy, kiedy tylko znajdował się wystarczająco blisko, żeby było to możliwe.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

W głośnikach statku rozbrzmiał komunikat ponaglający pasażerów do zajęcia miejsc, co oznaczało, że zaraz będę opuszczać port i kierować się do celu podróży. Jack wiedział, że musi się spieszyć. O ile załoga mogła szukać zbiega przez całą podróż, on miał jeszcze inne plany na dzisiejszy dzień. Jeśli chciał je zrealizować, musiał znaleźć chłopaka zanim statek odleci i zanim ten wywinie się w ostatniej chwili i ucieknie z powrotem do portu.
Doświadczenie zawodowe go nie myliło. Czuł, że gdzieś tutaj, wśród tych wszystkich skrzyń, będzie się ukrywał chłopak, którego gonił. Ta grupa z obsługi statku najwyraźniej dała się zmylić i podążyła gdzieś głębiej. Jack stracił światło ich latarek z oczu i ogarnął go całkowity półmrok. Kierował się jednak własnym nosem detektywa, który mówił mu, że chłopak jest gdzieś blisko.
I tak też było. Po kilku uderzeniach serca, gdy obsługa się oddaliła, usłyszał cichy ruch z prawej. Najwyraźniej uciekinier najpierw pobiegł do drugiej części, tam wymknął się prześladowcom i potem czekał w pierwszej części ładowni na dogodny moment wyrwania się z powrotem na rampę statku, gdzie mógł zgubić pogoń w tłumie. Nie spodziewał się tylko profesjonalisty na swoim tropie.
Jack przesunął się cicho w stronę dźwięku, wyjrzał zza jednej ze skrzyń i zobaczył chłopaka skradającego się w stronę wyjścia. Z bliska zdawał się jeszcze chudszy, wręcz patykowaty a jego strój jasno wskazywał, że sporą część życia spędził na ulicy. Clincher widywał takich w swojej karierze bardzo często. Pospolite drobne złodziejaszki, szukające okazji lub działające na czyjeś zlecenie. A ten konkretny osobnik właśnie był obrócony do niego plecami...
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Clincher poczuł dodatkowe ukłucie utęsknionej adrenaliny. Nie byłby to pierwszy raz kiedy podchodził kogoś od tyłu. Mógł jedynie martwić się o to, by jego buty nie narobiły hałasu.
Wiedział, że właściwie jedynym atutem chłopaka była w tej sytuacji cisza i skrytość. Próbował prześlizgnąć się między członkami załogi, a jeśli by mu się to udało, byłby wolny. Jeśli jednak dzięki Clincherowi narobiłby hałasu, wpadnie prosto w ręce któregoś z członków załogi – Clincher widział przecież, że raczej wszyscy zostali poinformowani o intruzie przez komunikatory.
W pierwszej kolejności postanowił jednak spróbować podkraść się do chudzielca. Był jednak zbyt doświadczony, by podchodzić do niego po linii prostej. W takich sytuacjach wystarczy, by śledzony odwrócił się, a ścigający zostaje natychmiast zdemaskowany. Chcąc podejść do kogoś niezauważenie od tyłu należało w miarę możliwości trzymać się cieni, a najlepiej przesłon terenowych. Szczęśliwie, w tej konkretnej sytuacji pościg miał miejsce w zawalonej skrzyniami i pakunkami ładowni.
Clincher ruszył więc, nie za wolno, ale i nie tak szybko, by nieostrożnie narobić hałasu. Trzymał się za regałami i skrzyniami, tak że widział chłopaka pod kątem od tyłu i mógł szybko schować się, jeśli z powodu hałasu chudzielec odwróciłby się, szukając źródła dźwięku. Zamierzał chwycić złodzieja mocno i pewnie, a następnie wyjść z nim ze statku.
Był coraz bliżej chłopaka. I coraz bliżej dopadnięcia kolejnego w swoim życiu uciekiniera.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Wokół było ciemno. Przestrzeń ładowni rozświetlono jedynie bocznymi światłami, tym samym między skrzyniami panował półmrok. Warunki, które wręcz zdawały się zachęcać do skradania i przemykania w cieniach.
Chłopak się spieszył. Wiedzial, że statek zaraz odlatuje i ma niewiele czasu na wyjście, a raczej wybiegnięcie z niego. Żył jednak na ulucy na tyle długo, że wyuczył się odruchów ostrożności i czujniści nawet w sytuacji, gdy wydawało się, że główną grupę pościgową zostawił już za sobą. Clinchera nie widział, ale poruszał się w sposób, jakby przeczuwał, że nadal jest ścigany gdzieś między tymi skrzyniami.
Kluczył i wypatrywał lepszej drogi, z możliwą osłoną za jakimś pakunkiem. Podczas gdy chłopak sukcesywnie parł po prostej do przodu, do wyjścia, Jack próbował zajść go od boku. Gdyby chłopak co chwilę nie przystawał, by pbejrzeć się za siebie, miałby problem, by go dogonić. Ale udało mu się. Trzy rzędy skrzyń przed wyjściem Clincher był tuż za rogiem skrzyni, za którą w tym momencie chował się chłopak. Wystarczylo, by wyszedł, a znalazłby się w zasięgu rąk byłego detektywa.
I tak też się stało. Chłopak ruszył w stronę upragnionego wyjścia, gdy z prawej jeden z cieni zwrócił jego uwagę. Poteżna postura Clinchera wyróżniała się z tej odległości na tle skrzyń. Krótka grzywka blond włosów chłopaka zafalowała, gdy zadarł głowę do góry. Zdążył jeszcze w odruchu obrócić się w stronę zagrożenia i cofnąć rękę z łupem, otwartą damską torebką, lecz kroku w tył nie miał już jak zrobić.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Niewątpliwą zaletą wysokich ludzi jest zasięg ich rąk. Clincher kolejny raz w swoim życiu wykorzystał ten fakt i jego ręce wystrzeliły do przodu, natychmiast łapiąc chłopaka za wolną rękę i za kark. Mocno przyciągnął go do siebie i złapał w wyćwiczony, żelazny chwyt. Pochylony chudzielec był zmuszony dreptać u boku Clinchera, kiedy ten prowadził go szybko w stronę wyjścia z ładowni.
– Mam chłopaka – Clincher krzyknął do załogi, wiedząc, że nie jest w stanie jej ominąć niezauważony. – Już wychodzimy. Przekażcie tam na interkomie, że zaraz możecie startować. – Mrugnął porozumiewawczo w stronę jednego z nich, wydającego się najbardziej chętnym do współpracy.
Zamierzał wyprowadzić młodzieńca jak najszybciej ze statku i spotkać się z właścicielką torebki.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Ręce byłego funkcjonariusza zacisnęły się mocno na chłopaku. Potężne dłonie złapały chudzielca w całości, przyciskając mu ręce do ciała. Zaskoczony, krzyknął tylko raz i upuścił ukradzioną torebkę. Chłopak spróbował się jeszcze wyrwać, ale nie miał szans. Potężne ramiona Jacka trzymały go mocno.
- Odwal się! - zdołał wykrztusić nim wyduszono z niego resztki powietrza, aż żebra zatrzeszczały.
Trzymając wyrywającego się chłopaka, Clincher ruszył do przodu, dając jednocześnie znać obsłudze statku o swojej obecności i złapaniu uciekiniera. O ile złapać kogoś było mu łatwo, o tyle utrzymanie wyrywającej się istoty w rękach było już trudniejsze i Clincher musiał złapać równowagę, nim postawił następny krok. Wtedy też trącił torbę i wypadły z niej resztki jakiegoś pojemnika, który musiał pęknąć, gdy torba spadła. W półmroku nie dostrzegł, co w nim dokładnie jest, ale poczuł dziwny metaliczny zapach i dostrzegł nikłe światełko, które po chwili wytoczyło się na podłogę statku.
- Co jest? - zdołał wykrztusić.
Chłopak dalej się wyrywał, skutecznie odwracając uwagę od torebki i tego, co z niej wypadło. Jack z trudem trzymając go, chwycił torbę, zgarniając odruchem pojemnik i zaczął iść do wyjścia z ładowni. Tam już dostrzegł idących w jego stronę strażników, których mijał przed paroma minutami.
Po kilkunastu krokach Jack zauważył, że chłopak zaczyna się mniej wyrywać. Przestraszony, ze mógłby go udusić, zwolnił nieco uścisk, ale ten jednak nie ożywił się. Zamiast tego jakby oklapł mu jeszcze bardziej i był bliski omdlenia. Clincher też się zachwiał, ale wziął to na skutek zmiany środka ciężkości mdlejącego chłopaka. Nim jednak dotarł do wyjścia z ładowni, zachwiał się jeszcze ze dwa razy a chłopak zemdlał. Jack powinien jakoś zareagować, ale myślało mu się bardzo ciężko, każdy krok zdawał się też coraz cięższy. Nim dotarł do strażników, chłopak wyśliznął mu się z rąk.
- Słuchajcie... my... tylko... wychodzimy... - wystękał w ich kierunku, po czym zemdlał.
***
Świadomość wracało do niego powoli. Widząc jeszcze ciemność, najpierw zaczęły działać uszy. Denerwujący, pikający dźwięk aparatury szpitalnej musiał go wybudzić, bo wręcz wwiercał mu się w każdą myśl, które nadal przychodziły bardzo powoli. Otworzyć oczy. To pierwszy krok.
Jasne, białe światło zalało go ze wszystkich stron tak mocno, że ponownie zamknął oczy i dopiero po chwili zaczął je mrużyć, kawałek po kawałku próbując złapać ostrość. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu szpitalnym, leżał na łóżku obok całego tego sprzętu medycznego i czuł dosłownie każdy włosek na swoim ciele. Bolało go wszystko, a kolejnym zmysłem, który do niego wrócił, był ból niemal wszystkich organów w środku. Gdyby mógł, wymiotowałby wszystkim, co ma. Odkrył jednak, że jego żołądek jest pusty, a w gardle ma plastikową rurkę. Odwrócił lekko głowę, by zobaczyć pomieszczenie i jego oczom ukazały się kolejne trzy łóżka, za którymi stały opróżnione zbiorniki bacty. Na łóżkach leżeli dwaj strażnicy z ładowni i chłopak, którego złapał.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Trzeźwość umysłu pojawiała się i znikała niczym rozbitek na powierzchni wzburzonego morza. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy, było "złodziej". Ale jaki złodziej? Czyżby chodziło o tamtego kapitana? Tego skurwysyna który sprzedawał na lewo zapasy przeznaczone na... Nie. To stare czasy, inne życie. Przecież jestem już w cywilu, jestem wolny, pomyślał. Odszedłem z policji.
Port kosmiczny... Tak, zamierzał polecieć w pierwszą swobodną podróż w swoim życiu. Czuł się taki wolny... Ale coś mu przeszkodziło. Jakiś chłopak ukradł coś ważnego na jego oczach. Clincher ruszył za nim... i wszystko się spieprzyło.
Oczywiście, że nie powstrzymał swojego instynktu. Nie był w stanie. Głęboko utkwiony w jego podświadomości zmysł łowcy nie pozwolił mu nie pobiec za złodziejem. Nie pozwolił mu go nie ścigać... i nie pozwolił mu nie osiągnąć nad nim zwycięstwa.
Mimo bólu promieniującego na całe ciało, Clincher uśmiechnął się lekko. A raczej uśmiechnąłby się, gdyby nie rurka. Znów poczuł silne mdłości, które uwolniły się pod postacią serii nieartykułowanych dźwięków pochodzących z gardła mężczyzny. Ale i tym razem nie zwymiotował. Nie miał przecież czym.
Niestety, nie pierwszy raz w życiu jego instynkt łowcy zadziałał w obie strony. Odniósł chwilowe zwycięstwo, ale za to długofalowo wpadł w kłopoty i wszystko wskazywało na to, że prędko nie uwolni się od skutków owych kłopotów. Gdyby mógł, westchnąłby głęboko, ale tylko rozluźnił się i opadł bezwładnie na poduszkę. Jego stan nie pozwalał na choćby częściowe zracjonalizowanie prób wydostania się ze szpitala – do którego, jak przypuszczał, trafił – toteż postarał się zdrzemnąć, aby przyspieszyć regenerację. Miał tylko nadzieję, że nie zachorował na nic nieuleczalnego...
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Sen przyniósł chwilowe ukojenie w postaci błogiej nieświadomości. Jack nie do końca zrozumiał, czy była to jego świadoma decyzja, czy raczej reakcja któregoś z urządzeń, które w reakcji na jego przebudzenie zaaplikowało więcej środka przeciwnólowego i nasennsego.
Clincher obudził się jednak znowu. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, ale najwyraźniej nie kilka minut, bo plastikowa rurka z jego ust zniknęła. Zniknęło też uczucie wszechobecnego bólu a wraz z nim chęć na zwymiotowanie wciąż pustego żołądka. Do jego uszu nadal dobiegały odgłosy szpitala, lecz poza nimi słyszał też rozmowę dwóch kobiet. Gdy odwrócił głowę w tę stronę, zobaczył dwie ludzkie pielęgniarki w asyscię droida medycznego, które właśnie ustawiały w nim coś. Jedna z nich, blondynka o długich włosach, trzymała rękach coś wyglądającego na instrukcję obsługi. Obydwie stały na tle łóżek, na których wcześniej leżeli strażnicy i chłopak, a które stały teraz puste.
- Zani mówię ci, ten nowy model będzie lepszy. Z każdym wprowadzają coraz więcej funkcji. Jeszcze trochę, a tylko przed ekranem będziemy siedzieć - pielęgniarka grzebiąca przy ustawieniach droida, znacznie drobniejsza od swojej koleżanki i wyglądająca niemal jak dziewczynka o dużych niebieskich oczach, wstała i zwróciła się do czytającej koleżanki. - Jeszcze test oprogramowania i za pół standardowej godziny... O, obudził się!
- Obydwie kobiety skierowały wzrok na niego. Blondynka od razu odłożyła książkę i podeszła do sprzętu przy jego łóżku, sprawdzając coś na jego łóżku.
- Odczyty w normie. Chyba w końcu wszystko się przyjęło - miała chrapliwy, nieprzyjemby głos, który nie pasował do ładnej twarzy. - Będzie żył.
- No bohaterze, Nie często łyka się dawkę promieniowania jak płatki na śniadanie? Damy ci coś na pobudzenie, ale jeszcze nic nie jesz. Byłoby niemiło, jakbyś wypluł to na ważniaków, którzy zaraz cię będę chcieli widzieć. Dawno nie widziałam, żeby komandor nocował tu tyle jak jakiś nadzorca. Chyba chce z tobą pogadać. Pogódź się z myślą, że za kilka godzin masz ważne spotkanie.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Clincher przez chwilę się nie odzywał. Analizował sytuację, w której się znalazł. Promieniowanie. Ważniacy. Komandor chce z nim pogadać? Spotkanie? Wrócił pamięcią do ostatnich chwil sprzed utraty przytomności.
Wyglądało na to, że pojemnik, który chłopak miał w torbie, zawierał jakąś radioaktywną substancję. Clincher skrzywił się. Złodziej raczej nie włożył go tam po wyrwaniu kobiecie torby, więc musiał należeć do niej. Były inspektor służył w policji kilkanaście lat, więc wiedział doskonale, że spotkanie, z jakim według pielęgniarki powinien się pogodzić, może dotyczyć zarówno pochwały za udaremnienie kradzieży, jak i ukarania go za jego rozbicie. "Durabeton" był obecny w każdych służbach mundurowych, a tym bardziej imperialnych.
– Gdzie ja jestem? – spytał pielęgniarki, siadając na łóżku.
– Powoli – powiedziała kobieta, powstrzymując go dłonią przed nagłymi ruchami. – Możesz jeszcze czuć się nieco skołowany.
Poczekał więc kilka sekund, zanim założył obuwie szpitalne, ułożone równiutko przy jego łóżku. Wstał.
– Gdzie jestem? – powtórzył.
Druga pielęgniarka spojrzała na niego zza robota, na którym nadal coś obserwowała.
– W szpitalu. Nieźle cię popieściło tym promieniowaniem. Gdyby ci od razu nie udzielono pomocy, niechybnie byłoby bardzo źle.
– Zginąłbym – podsumował za nią Clincher. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do wyjścia. Nacisnął przycisk na panelu i drzwi odsunęły się z ledwie słyszalnym szumem.
– Może chciałbyś się najpierw ubrać? – powiedziała blondwłosa pielęgniarka.
Clincher wyjrzał na korytarz. Był idealnie czysty, ale pierwszym, co przykuło jego uwagę był żołnierz pełniący wartę przy drzwiach. Średniego wzrostu, krępy mężczyzna w mundurze patrzył teraz na niego z neutralnym wyrazem twarzy. Za nim Clincher dostrzegł dalszą część korytarza, tak samo nieskazitelną, na której przy niektórych drzwiach stały różnorakie urządzenia. Widział takie pierwszy raz w życiu. Wrócił do swojej sali i drzwi zamknęły się za nim.
Pielęgniarki dały mu do ubrania prosty szary mundur bez stopni. W takim prawdopodobnie żołnierze imperialnej armii przechodzili szkolenie podstawowe. Ubrawszy się w niego Clincher poczuł lekkie zażenowanie – dopiero zdążył uwolnić się z munduru, ale przez swoją nieposkromioną naturę niewiele później znowu miał go na sobie.
– Gdzie się podziali pozostali pacjenci? – zapytał blondynki, patrząc na puste łóżka. – Mam wrażenie, że byli tutaj pozostali uczestnicy... wypadku?
– Są w bezpiecznym miejscu – odparła kobieta i podążyła za nim na zewnątrz.
Clincher wciąż czuł się osłabiony i trochę bolała go głowa, ale skupił się na obserwacji otoczenia. Gdy wraz z pielęgniarką wyszli na korytarz, żołnierz podążył za nimi bez słowa.
– Dobrze jest rozprostować nogi po tak długim śnie – zauważyła blondynka, idąc obok pacjenta – ale tą częścią korytarza nigdzie nie dojdziemy. Chodź, pokażę ci coś.
Pielęgniarka łagodnie zawróciła go. Zanim poszedł za nią, Clincher zauważył jak na końcu korytarza, od jednych drzwi do drugich, przejeżdża jakiś nowoczesny droid z mnóstwem manipulatorów. Znów – widział takiego pierwszy raz w życiu. Poszli w drugą stronę. Żołnierz znowu zabrał miejsce trzy kroki za nimi.
W końcu dotarli do jednego z pomieszczeń, odrobinę mniejszego niż sala, w której go leczono i wypełnionego stanowiskami dla jakiegoś rodzaju droidów medycznych.
– Spójrz. – Pielęgniarka podeszła do jednego z nich. – Te droidy służą do natychmiastowej stabilizacji stanu ciężko rannych, kiedy ci przybędą do szpitala. Żeby zminimalizować ryzyko śmierci na stole lub podczas podłączania do aparatury. Najnowszy model. – Wskazała na numer jednego z nich, dziewięć. – Ten asystował tobie. Musiał ci podać kilka substancji, których nazwami nie będę cię teraz zanudzać. Tak czy siak, zostałeś dobrze zaopiekowany.
Clincher przyjrzał się robotom. Na pierwszy rzut oka przypominały standardowe, cylindryczne droidy medyczne, ale miały więcej manipulatorów, nowocześniejsze panele sterujące i jakby pewniejszy system podwozia. Były też odrobinę niższe.
– Nigdy nie widziałem takich w publicznych szpitalach.
– Jak mówiłam, najnowszy model – odparła kobieta z uśmiechem. – Bardzo dbamy o naszych pacjentów.
Clincher spojrzał pielęgniarce w oczy.
– Innymi słowy jestem w jakimś niepublicznym szpitalu z najnowocześniejszym sprzętem, gdzie zostałem zaopiekowany z najwyższym profesjonalizmem, ale w którym nie wolno mi swobodnie chodzić po korytarzach. Jestem obserwowany i kontrolowany. Nie sprawię chyba wrażenia jasnowidza, jeśli powiem, że ma to jakiś związek z wypadkiem, w którym brałem udział.
Blondwłosa pielęgniarka wytrzymała jego spojrzenie, choć miał wrażenie, że leciutko się zarumieniła. Jej głos pozostał jednak nieporuszony.
– Nie jest pan więźniem, jeśli o to panu chodzi – powiedziała, zerkając na żołnierza stojącego w drzwiach pomieszczenia droidów. – Jest pan naszym gościem. Zrobimy wszystko, aby przez następne kilka godzin było panu wygodnie. Oczekują pana jednak, a osoby te są bardzo ważnymi ludźmi, proszę mi wierzyć. – Poprowadziła go z powrotem na korytarz. – Nawet ważni goście nie mogą jednak chodzić swobodnie po kompleksie, choćby dla ich własnego bezpieczeństwa. To, co będzie pan mógł zrobić po spotkaniu z ważniakami, zależy już od nich, jak sądzę.
Clincher spojrzał na nią z konspiracyjnym uśmiechem.
– Jestem aż taki ważny?
– Jesteś gościem specjalnym – podsumowała pielęgniarka w odpowiedzi. Na jej ustach znów zagościł uśmiech, choć tym razem miał wrażenie, że mniej wymuszony.

Większość czasu oczekiwania Clincher spędził w małym pokoju socjalnym, do którego zaprowadziła go ładna blondwłosa pielęgniarka. Zostawiła przy nim małego droida, którego mógł spytać o drogę, na przykład do odświeżacza, lub użyć do wezwania personelu. Co jakiś czas, wychodząc do toalety, zerkał na żołnierza stojącego nieruchomo pod drzwiami pokoiku. Wiedział, że bez trudu mógłby pozbawić go przytomności. Jednak wiedział również, że szanse na wydostanie się z kompleksu, jak nazwała to miejsce pielęgniarka, bez znajomości rozkładu pomieszczeń ani stanu zabezpieczeń, były równe zeru. Spodziewał się zresztą, że zabezpieczenia były równie wysokiej jakości, co sprzęt medyczny. Czekał więc, co nie sprawiało mu wielkiego problemu. Po tylu latach w roli oficera operacyjnego przyzwyczaił się do długich godzin oczekiwania. Nie musiał się niczym zajmować, siedział więc i co jakiś czas popijał wodę.
W końcu do pokoiku weszła kobieta, której Clincher wcześniej nie widział. Wyglądała bardziej na lekarza niż pielęgniarkę. Poprowadziła go korytarzami w kierunku, w którym wcześniej zabroniono mu iść. Po drodze zobaczył jeszcze co najmniej kilka droidów i urządzeń, których przeznaczenia nie potrafił się nawet domyślić. Cały kompleks sprawiał wrażenie nowoczesnego do granic możliwości, nowoczesnego w znaczeniu "mamy to, co reszta będzie miała dopiero za dziesięć lat". To wszystko pachniało mu wojskiem, ewentualnie wywiadem. Tylko państwowe komórki miały dostęp do tego typu rozwiązań.
Wreszcie dotarli do drzwi nieco większych niż pozostałe. Kobieta nazwała ją "salą narad". Clincher odetchnął głęboko i zmusił się do najwyższego skupienia. Od tego spotkania będzie zależało, co się z nim później stanie. Uśmiechnął się do siebie i wszedł do środka.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Posty: 188
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:59

Jack wszedł do niedużej sali konferencyjne. W pokoju był stół i kilka krzeseł a ściany obwieszone były ekranami, teraz jednak wyłączonymi. Sala wyglądała na miejsce narad zespołów lekarskich, teraz jednak byłą cicha i pusta nie licząc człowieka, który siedział po drugiej stronie stołu, na przeciwko wejścia. Światła były delikatnie przygaszone, ale można było rozpoznać, że człowiek ten nie jest już najmłodszy, zmarszczki rzeźbiły w jego twarzy głębokie bruzdy, a włosy prawie całkowicie posiwiały, chociaż nieznanym sposobem nie utworzyły się w nich zakola. Mężczyzna ubrany był w standardowy oficerski mundur, z odznaczeniami porucznika. W momencie wejścia Clinchera układał dłonie w piramidkę, łokcie opierając na stole i wpatrując się w stronę wejścia, jakby wiedział, ze ktoś ma nadejść.
Strażnik pilnujący Jacka został na zewnątrz, zamykając drzwi, gdy ten wszedł do pokoju.
- Proszę siadać, Clincher. - oficer wskazał mu dłonią krzesło. - I w razie czego, nie salutować, nie prężyć się jak szczeniak z poboru i zachowywać się normalnie. Za salutowanie mi każę sprawdzać twardość kamienia w kopalniach. Czy to jasne?
Nie czekając na jego odpowiedź, mężczyzna kontynuował.
- Jestem admirał Kaart von Tanath, ale nie znajdziesz mnie w żadnym spisie, bazie danych, ani nie usłyszysz o mnie w holonetowych wiadomościach. Odpowiadam przed samym Imperatorem, a ty miałeś nieprzyjemność wplątać się przypadkiem w działalność jednej z najgroźniejszych grup przestępczych od czasu powstania Imperium. To nieprzyjemne spotkanie przeżyłeś tylko ty. Na twoje nieszczęście, będziemy cię teraz wypytywać i biurokratycznie zamęczać, aż nie dowiemy się wszystkiego o zdarzeniu, którego byłeś uczestnikiem.
Mężczyzna przerwał na moment, dając przetrawić swoje słowa.
- Ale zacznijmy od początku. Nie jesteś więźniem. Jesteś bohaterem. Oficjalnie zarządca kosmoportu na Coruscant przyznał ci nagrodę za powstrzymanie groźnego przestępcy. Twój sobowtór udzielił już wywiadu, w którym to opowiadał, że służba nigdy z człowieka nie wychodzi i takie tam brednie. Temat się zwinął z mediów szybciej niż ty zdrowiałeś. Pewnie w tym czasie jeszcze nie wiedzieli nawet do końca, czy przeżyjesz. Teraz opisz mi dokładnie WSZYSTKO z tamtego zdarzenia, zanim przejdziemy dalej. A i żebyś się nie stresował. Jak okażesz się bezużyteczny, to po prostu stąd wyjdziesz bogatszy o kredyty z nagrody.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Clincher już po kilku sekundach wpatrywania się w mężczyznę siedzącego naprzeciwko, zanim ten się jeszcze odezwał, wiedział, że nie jest żadnym porucznikiem. Raczej był kimś znacznie ważniejszym i przebywał tu incognito. Słowa faceta potwierdziły jego przypuszczenia.
Wspomnienie o oddawaniu honorów Clincher powitał ironicznym uśmiechem. Już jako glina nie był, mówiąc oględnie, przywiązany do regulaminu. Regulamin też niezbyt lubił jego samego. Natomiast nawet jeśli nadal byłby w służbie, jako oficer coruscańskiej policji nie byłby w żaden sposób zobowiązany do salutowania komandorowi imperialnej floty. Zresztą, wolałby kopalnię niż to.
Skorzystał z zaproszenia i usiadł, analizując słowa komandora von Tanatha. Nie był idiotą, a jeśli prześwietlili jego przebieg służby, komandor o tym wiedział. Nie zrezygnował jednak z malowania mu oczu bajeczkami o dawaniu mu wynagrodzenia i puszczeniu wolno. Clincher zdecydował się grać w jego grę, a przy najbliższej okazji wykręcić się jakoś z całej sytuacji. Najlepiej żywym.
– Byłem w drodze do promu odlatującego na Naboo, kiedy zostałem świadkiem napaści na tle rabunkowym – zaczął neutralnym tonem. Nie zamierzał tytułować rozmówcy komandorem. Był typem faceta, który z każdym woli od razu przejść do rzeczy i nie martwi się czyimś odbiorem. Czasy płaszczenia się przed starszymi stopniem miał już za sobą. – Ruszyłem za złodziejem, chcąc nauczyć gówniarza szacunku do starszych, ale ten ukrył się na jednym z promów. Namówiłem załogę, by mnie wpuściła i znalazłem go w ładowni. Tam złapałem chłopaka, ale coś wypadło z torebki tej kobiety, którą okradł. Wyglądało na coś w rodzaju fiolki. Rozbiła się i straciłem przytomność. Resztę już znacie. Swoją drogą – dodał. – Doradźcie tej kobiecinie, żeby zainwestowała w bardziej kompetentnych ochroniarzy.
Zakończywszy w swoim stylu ten krótki raport, Clincher spojrzał na von Tanatha bez słowa, starając się wyłowić przebłyski prawdy z jego oczu. Nie zamierzał zmarnować żadnej okazji na rozszyfrowanie tego człowieka i w ogóle wszystkich aspektów sprawy, w jakiej się znalazł. W jego własnych oczach mieniły się rozbawione ogniki, mieszając się z przebłyskami zażenowania. Nie powinno go tu być.
– A teraz ja mam pytanie – dodał, zanim jeszcze komandor zdecydował się odpowiedzieć. Cały czas nie spuszczał z von Tanatha wzroku. – Gdzie my jesteśmy?
ODPOWIEDZ