[Nar Shaddaa] Jim, czyś ty oszalał?!

Awatar użytkownika
Fieran Friverg
Gracz
Posty: 28
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:29

Gammorranin był szybki i doświadczony. Skoczył w bok, by osłonić kompana tarczą - ale nawet jego nadświński refleks nie wystarczył. Celna seria prosto w tułów, którą Covell posłał w stronę gangstera nadeszła stanowczo zbyt szybko. Bezbronny szerszeń z głuchym krzykiem chwycił się za pierś i runął bez sił na ścianę, z piskiem osuwając się na posadzkę. Skowycząc z bólu przebierał nogami, ostatkiem sił próbując uciec, uciec jak najdalej - przetrwać. Ostatkiem sił próbując przekonać konające ciało, że to jeszcze nie koniec.
Wieprz kwiknął wściekle. Nie opuszczając tarczy upadł na kolano, by podnieść upuszczony przez postrzelonego kolegę karabin. W jednej ręce trzymał teraz osłonę, w drugiej gnat, który wychylił poza bezpieczną ścianę. Dźwigając cielsko z ziemi łypał w stronę Jasona aż błyszczącymi od nienawiści ślepiskami. Nie narażając siebie niemal wcale, wieprz otworzył ogień, mimo wszystko jedynie połowicznie panując nad odrzutem broni. W korytarzu zapanował istny chaos. Chowając się za bezpiecznym załomem, Covell zauważył jedynie, że Fieran tam nie było - podobnie jak drugiego z bandziorów.
I wtedy usłyszał to w słuchawce. Urwany oddech, trzeszcząca w uchu seria wystrzałów i huk roztrzaskiwanych mebli.

Korytarz to była pewna śmierć. Fieran wiedziała to jeszcze zanim czerwień alarmu utonęła w czerwieni blasterów - i kiedy tylko Jason otworzył ogień, kobieta skryła się w bocznym pomieszczeniu. To była długa sala, pełna zgaszonych terminali i walających się pod nimi krzesłami. Oka mgnienie wystarczyło, by dotarło do niej, że to była pułapka - na drugim końcu sali były kolejne drzwi prowadzące z powrotem na korytarz. Fieran podświadomie zauważyła, że jedynie czas decydował kto wpakuje się w te wnyki: wystarczyło, by Gamorranin i jego kumple zajęli obydwa wyjścia i byłoby po niej. Sęk w tym, że dzięki Covellowi stało się to niemożliwe, a tak jak on wykorzystał swoją szansę, tak Fieran wykorzystała tą, którą sam jej dał. Wyuczonymi ruchami, z karabinem twardo opartym o ramię, z okiem wlepionym w optykę ruszyła w stronę drugiego wyjścia, czekając na jedną z dwóch rzeczy: na wbiegającego do środka bandziora, albo na wrzucony do środka granat. Odpowiedź przyszła sama, w postaci niewysokiego najemnika, który wyważył drzwi barkiem i rzucił się do środka z bronią w ręku.
W oczach Friverg czas zatrzymał się w miejscu. Oddech zamarł w piersi. Szerszeń wszedł jej prosto pod samą lufę. Przez lunetę jak na dłoni widziała jego podnoszącą się spluwę, ale też wyraz skrajnego przerażenia na twarzy młodego mężczyzny. Fieran aż wzdrygnęła się, gdy nagle jego sylwetka utonęła w czerwieni. Seria pięciu strzałów zmiotła bandytę z nóg. Dopiero gdy jego ciało bez życia osunęło się po ścianie do Fieran dotarło, że to jej palec pociągnął za spust. Wyrwała się z szoku dopiero gdy dotarło do niej, że po kilku sekundach nie pojawił się komunikat o punktach uzyskanych za eliminację przeciwnika, a w rogu wizjera nie ma informacji o fragach. To była prawdziwa randka ze śmiercią. Kark oblał się jej zimnym potem, gdy w nozdrza uderzył nowy, przerażający zapach, a w uszach usłyszała skwierczenie spalonej odzieży i zwęglonych ran. Tych kilka sekund było dla niej jak wieczność, ale nie mogli się zatrzymywać.

- Dorwałam strzelca - usłyszał w słuchawce Covell.
Fieran podbiegła do drugich drzwi i szybko rozeznała się w sytuacji. Gamorranin krok po kroku zbliżał się do Jasona, przygważdżając go do ściany skutecznym i nieustannym ogniem zaporowym. Nie zamierzała dać mu okazji skrzywdzić swojego przyjaciela - wychyliła się zza drzwi, zostawiając swoje sumienie gdzieś między terminalami a zastrzelonym mężczyzną, po czym posłała Gamorranowi pełną serię prosto w plecy. Wieprz runął na ziemię bez życia, obok postrzelonego przez Jasona ledwo żywego kompana. Fieran schowała się z powrotem w bocznym pomieszczeniu, zabezpieczając korytarz.
- Wieprz leży - powiedziała do Jasona przez nadajnik - mamy rannego strzelca, zabezpieczam korytarz, możesz iść.
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

-Nie spieszyłaś się - powiedział spoglądając na wystającą z otworu drzwiowego Fieran.
Choć zdanie to może i było zabawne - przynajmniej w holowidach akcji - głos Jasona drżał jakby wypowiadał je, nie zawadiaka, który przed chwilą pruł serię za serią w stronę członków najgroźniejszego gangu w okolicy, ale młody, przerażony dzieciak, którego nogi zamieniły się w galaretkę o smaku owoców lamta. I jeśliby ktokolwiek teraz przyjrzał się, wciąż leżącemu na ziemi, Jasonowi, zrozumiałby, że właśnie tak było, a jedyną dyskusyjną kwestią był smak leguminy.
Nie wiedział ile czasu tak leżał nadal wciśnięty w ścianę korytarza, ale nie mogło to być dłużej niż kilka sekund po zakończeniu strzelaniny. W końcu przełknął gulę wielkości, jak mu się wydawało, kobiecej pięści i zaczął gramolić się na nogi. Wiedział, że powinien się pospieszyć, ale mięśnie wciąż próbowały odmówić mu posłuszeństwa, więc szło mu niezgrabnie i zajęło więcej czasu niż mieli. Aiden nie był w stanie powstrzymywać Czerwonych Szerszeni w nieskończoność, a biorąc pod uwagę, że na razie trafili tylko na trzech, większość musiała być po drugiej stronie kompleksu i nacierać, w tej właśnie chwili, na samotnego weterana Wojen Klonów.
-Kurwa - jęknął prostując się i ruszając w stronę Fieran. Zaczynał rozumieć, że nadal żyje. - Ja pierdolę.
Zbliżył się do rannego Szerszenia, który próbował sięgnąć po upuszczony karabin. Jason kopnął broń dalej i stanął nad przeciwnikiem, który splunął w jego kierunku. Covell przez moment wpatrywał się w oczy, młodszego od niego, chłopaka, w których dostrzegł - niezrozumiałe dla niego - nienawiść i pragnienie mordu. Domyślał się, że dzieciak dorastał pomiędzy Czerwonymi Szerszeniami, którzy byli jedyną rodziną, jaką znał, jedyną grupą dającą mu poczucie przynależności i wspólnoty. Atak na nich musiał odebrać jak próbę zabicia matki. Czy coś.
Pewnym było, że jeśli tu zostanie, będzie próbował ich zabić.
Zabić rodzinę Jasona.
Zamknął oczy. Pociągnął za spust.

Dalej przemieszczali się w milczeniu. Jason czuł się jakby znajdował się w jakimś surrealistycznym śnie, w którym był jedynie obserwatorem wydarzeń, jakby jego ciało poruszało się bez jego woli i wiedzy. Stanęli przed kolejnymi zamkniętymi drzwiami, Fieran stanęła po prawej stronie, on po lewej. Spojrzenie. Kiwnięcie głową.
Friverg otworzyła drzwi, Covell wpadł do środka. Na wprost, za przewróconym stołem zobaczył dwójkę ludzi, którzy jednocześnie wychylili się zza swojej osłony, by otworzyć ogień do intruza. Błąd - trzeba było się nie chować, teraz stracili czas, by wyjrzeć zza blatu i przełożyć przez niego broń, na co potrzeba czasu. Jason wykorzystał tę pomyłkę bezlitośnie, przeciągnął krótką serią, trafił obu. Jednego nie zabił od razu, bo jeszcze przez kilka sekund słychać było charczenie, gdy gangster próbował wtłoczyć powietrze do płuc przez rozerwane blasterowym boltem gardło.
-Za tymi drzwiami.
To były pierwsze słowa, jakie padły miedzy nimi od kilku minut. Jason uniósł głowę i spojrzał na wejście, które brodą wskazywała Fieran. Byli prawie na miejscu, zbliżali się do cel, gdzie Czerwone Szerszenie przechowywały swoich więźniów. Bez zbędnego zwlekania ponownie ustawili się w dobrze znany sobie sposób, przećwiczony tyle razy na arenie BlasterLock. Tym razem Jason otwierał, Fieran wchodziła.
Czekający na nich troje gangsterów zalało drzwi lawiną ognia w tej samej sekundzie, w jakiej skrzydło drzwi drgnęło, by schować się w ścianie. Oboje odskoczyli jednocześnie, schowali się za ścianami po obu stronach futryny, przez którą wylała się prawdziwa lawina blasterowego ognia. Zielone i czerwone smugi przemykały między nimi z ogłuszającym wizgiem, by zatrzymać się dopiero na durbetonowej ścianie wypalając w niej czarne dziury.
Jason i Fieran w jednej chwili zrobili dokładnie to samo - sięgnęli do pasów po granaty soniczne, jakie zabrali z ciała któregoś z pokonanych wrogów. Jednocześnie uwolnili ładunki od zawleczek, a następnie samych siebie od ładunków, które łagodnymi łukami pomknęły do środka. Ogień na moment zelżał, jakby nieprzyjaciele zorientowali się w tym, co się dzieje, po czym rozległ się ogłuszający huk.
Wpadli do środka. Feeria barw, krzyki przerażenia, przekleństwa, wizgi blasterowych błyskawic, a potem - nagle - cisza. Wszyscy martwi, za nimi cztery cele, w jednej z nich powinien być ich przyjaciel. Jason nie tracił czasu, dopadł do pierwszej - była pusta, zajrzał do drugiej - tak samo. Trzecia.
Jim był w trzeciej.
Leżał na ziemi, a wypalona dziura po lewej stronie klatki piersiowej dawała do zrozumienia, że wszystko trafił szlag.
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Fieran Friverg
Gracz
Posty: 28
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:29

- Jim! - Krzyknęła kobieta, przeciskając się obok Jasona.
Z sercem tłukącym się jej gdzieś tuż pod gardzielą upadła na kolana obok przyjaciela. Wbrew temu co widziały jej oczy potrząsała nim, poklepywała po policzku, mierzyła tętno. Na próżno. W końcu zamarł oddech w jej piersi. Wszystko jakby ucichło. Szkarłatne alarmy, bitewny dym i wszystko inne zatrzymało się razem z Jasonem i Fieran. Nie dźwigając się z podłogi, drobna kobieta zatoczyła się na ścianę, głucho uderzając o nią hełmem, zaklekotał karabin w jej ręce, rysując posadzkę lufą.
- Aiden, tu Fieran. - Kobieta usłyszała w słuchawce swój własny, nader zmęczony, dziwnie zniekształcony, wręcz skrzeczący głos. - Jim nie żyje.

Nadzieja była jedną z rzeczy, która pomagała robić w życiu rzeczy zarówno heroiczne jak i głupie. Dmuchała pod skrzydła każdemu z pilotów, który rzucał się do walki z Imperium w uzbrojonej stercie rusztowań i żelastwa. Podobnie było też z Jimem, kiedy postanowił pomóc sobie szybciej wyjść z długów za pomocą gry w kości. Dla części z tamtych pilotów miał to być ostatni lot. Dla Jima to miała być jego ostatnia partia w Hintaro. Nadzieja zgasła jak zdmuchnięta świeczka - i tak jak niegdyś Imperium kontratakowało i kontratakować będzie, tak też Jim został złapany przez wściekłe Szerszenie. Naprędce zorganizowana misja ratunkowa nagle straciła cały swój sens, rzucając potworny cień na całą drogę, którą pokonali by znaleźć się w celi numer trzy. Mieli uratować swojego przyjaciela, tępiąc wszelkie szkodniki na ich drodze - ale było to robić łatwiej, gdy nie miały twarzy; twarzy takich jak Jima: przestraszonych, wykrzywionych w szoku i agonii, martwych. A żeby tu dotrzeć zostawili za sobą wiele takich twarzy.

Fieran aż się wzdrygnęła, gdy po chwili długiej jak wieczność słuchawka niemal wybuchła terkotem karabinu blasterowego. Wtórujący mu głos Aidena był nader spokojny, zimny - zupełnie jak podczas najbardziej zaciętych potyczek w BlasterLocka, kiedy grali na najwyższe stawki. Nawet Jason i Fieran byli jednak w stanie usłyszeć drobą zmianę w jego głosie, jakby i on zaakceptował, że to nie była partyjka w BlasterLocka, a stawka bez porównania przewyższała to o co zwykli byli grać, jeszcze w czwórkę.
- Przyjąłem. - Usłyszeli suche potwierdzenie ze strony Aidena. - Będzie czas na żałobę, potrzebuję wsparcia w holu, ruszcie się! Biegiem!

Kobieta spojrzała na Jasona, który podobnie jak ona był myślami gdzieś w samym środku tej celi. Rzuciła zastygłemu w bezruchu Jimowi ostatnie spojrzenie, po czym wybiegła z powrotem do poprzedniego pomieszczenia. Teraz, kiedy wszystko szlag trafił, skończyła się misja ratunkowa, a obydwoje obudzili się z powrotem na Nar Shaddaa, w rzeczywistości pełnej trupów i czyhających na każdym kroku brutalnych zakończeń drogi. Wyzbyli się złudzeń, że jakoś to będzie, że dadzą radę, że nie zostawią przyjaciela samego, że się zemszczą. Nawet natychmiastowe rzucenie się mu na pomoc nie uchroniło Jima przed doigraniem się. Teraz mogli już tylko uciekać, nie oglądając się za siebie - każde z nich dobrowolnie poświęciło przecież zupełnie wszystko żeby uratować Jima, a potem stracili również niego. Nie mieli już nic więcej - nic poza walką o coś tak marnego jak przetrwanie.
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

Świat przed oczami Jasona nagle pociemniał, a jego pole widzenia ograniczało się praktycznie tylko do tego, co naprzeciwko niego. Nieznośne pulsowanie w skroniach zdawało się, nie tylko naciskać na czaszkę, ale rozbrzmiewać w niej dźwiękiem i natarczywością uderzeń młotów kowalskich w kuźniach Mandalory. Kiedy zrobił krok do przodu, wydawało mu się, że nagle znalazł się na archaicznej jednostce morskiej, w samym środku sztormu, a podłoga raz spod uniesionej stopy ucieka, innym razem zaś pędzi jej na spotkanie. Miał wrażenie, że powietrze w jego płucach zapłonęło i zaraz rozsadzi mu klatkę piersiową, by uwolnić zbierające się tam ciśnienie, a każdy kolejny oddech jedynie dostarczał tej pożodze paliwa.
Zacisnął pięści, wbił paznokcie w dłoń i skupił się na tym bólu, który powoli, jak spod wody, przebijał się do jego świadomości powoli tłumiąc zwierzęcą wściekłość na Czerwone Szerszenie - wszystkich razem i każdego z osobna. Przez moment miał ochotę zostać w tej bazie i zabijać tak długo aż nie wybiłby wszystkich, co do jednego, albo sam nie poległ próbując.
-Jim nie żyje.
Oczywiście - wiedział, że Jim nie żyje, widział go martwego na ziemi, zaledwie kilka kroków dalej, ale te słowa wypowiedziane na głos przez Fieran sprawiły, że świat wokół niego przestał wirować i chować się za czarnym całunem. Poczuł ostry ból w miejscach, gdzie przedarł skórę na wewnętrznych stronach dłoni, czuł metaliczny smak krwi z przygryzionych ust.
Czuł.
Już nie barbarzyńską, nieludzką nienawiść, ale też rodzącą się rozpacz, ból, żal. Nie opanowały go one jeszcze, ale zakiełkowały gdzieś, w głębi, a wściekłość zaczynała ustępować, by zrobić im - gdy będzie na nie czas - miejsce. Jason zamknął oczy, dosłownie na sekundę, dwie, a gdy je otworzył miał wrażenie, że w tym krótkim czasie postarzał się, dojrzał przynajmniej kilka lat.
-Przegrałeś ostatni zakład, przyjacielu - to było wszystko, co przyszło mu do głowy, a czuł, że nie może zostawić tutaj Jima bez pożegnania. Nie było czasu na inne, to musiało starczyć.
Spojrzał na Fieran i skinął jej głową. Musieli ruszać, inaczej za chwilę stracą również Aidena. Ruszyli biegiem zakładając, że udało im się wyczyścić drogę do tego miejsca - i rzeczywiście, wszystko, na co się natknęli to były jedynie ślady ich marszu na ratunek Jimowi. W miarę jak zbliżali się do korytarza, w którym zostawili Aidena, odgłosy walki stawały się coraz wyraźniejsze.

Mieli przed sobą skrzyżowanie korytarzy. Jason wpadł na nie i od razu skręcił w prawo - dalej powinien przebiec jeszcze jakieś siedem, osiem metrów prosto i skręcić w lewo, by dotrzeć do weterana. Ku swojemu zaskoczeniu, niemal się o niego przewrócił, gdy na siebie wpadli biegnąc w przeciwnych kierunkach.
-Co jest!?
-Wykurzyli mnie - krzyknął Aiden. Twarz miał brudną od sadzy wymieszanej z krwią. - Jest ich tam za dużo, nie wrócimy tą samą drogą. Musimy znaleźć coś innego!
Nie było czasu na dalszą rozmowę, bowiem zza rogu wyłonił się biegnący twi'lek ze strzelbą w rękach. Jason zareagował instynktownie - podniósł broń i wypalił w stronę nieprzyjaciela. Czerwona wiązka plazmy trafiła Szerszenia w tułów i wypaliła dziurę w klatce piersiowej nim tamten zdążył choćby wycelować. Aiden szarpnął Covella za ramię i popchnął w kierunku załomu na skrzyżowaniu. Przy okazji wepchnął również i Fieran w bezpieczniejsze miejsce.
-Odwrót w boju - powiedział i rzucił kobiecie datapad. - Znajdź nam stąd wyjście!
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Fieran Friverg
Gracz
Posty: 28
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:29

Wyglądało na to, że do Szerszeni powoli zaczynało docierać, że choć ich gniazdo zostało kopnięte z determinacją i premedytacją, ich miejsce zaczynała zajmować desperacja. Mobilizowani przez swoich hersztów i sierżantów, gangsterzy nie ustawali w kontrataku na dłużej niż minutę, i już dawno wykończyłby intruzów gdyby nie został powstrzymany przez zabójczo celne oko Aidena i jego niezachwianą, żołnierską butę. Pracował na najwyższych obrotach i każdym ruchem jasno dawał do zrozumienia zarówno Jasonowi jak i Fieran, że musieli podwoić tempo. Rzuciwszy towarzyszce datapad przewiesił sobie karabin przez ramię i zwrócił się do Covella.
- Jason, osłaniaj mnie! - Rozkazał.
Z pomieszczenia do którego wepchnął Fieran Aiden zaczął wywlekać na korytarz kolejne stoły, regały i urządzenia, blokując przejście i organizując im improwizowaną, choć zabójczo potrzebną pozycję obronną, kupując im wszystkim bezcenny czas.

Z początku moc obliczeniowa datapada zdecydowanie przekraczała możliwości Fieran. Palce plątały się jej nieudolnie po interfejsie, kolejne okienka pokazywały się i zamykały, a kobieta nie mogła nad nimi zapanować. Dziwnym zrządzeniem losu jednym z nich była nakładka śledząca na komunikator, w którym wciąż wyświetlona była ostatnia wiadomość Jima. "Przegrałem w kasynie pieniądze dla Czerwonych Szerszeni! Wysłali po mnie kuriera!". Fieran zawahała się na moment. Oczy zaszły jej łzami. Ale kiedy ta wiadomość pojawiła się jej przed oczyma czterokrotnie, szczęka wykrzywiła się jej pod hełmem we wściekłym grymasie, a ona sama z całej siły huknęła pięścią w ścianę.
- Kurrrwaaa maać! - Ryknęła gniewnie Fieran, jakby za przyczyną magicznego zaklęcia nagle biorąc się w garść.
Dłoń promieniowała tępym bólem kiedy przez łzy zaczynała przebijać się przez kolejne interfejsy datapada. Obracając szybko plan bazy Szerszeni usiłowała naprędce wyznać się w pajęczynie korytarzy, które składały się na ich gniazdo. Jedynym szczęściem w nieszczęściu było to, że skrzydło więzienne w którym się znajdowali miało tylko jedno wejście, w chwili obecnej zabarykadowane i pilnowane przez Jasona oraz Aidena. Czas jednak uciekał. Nie musieli obawiać się ataku z innej strony niż tej jednej - musieli za to się obawiać bycia żywcem przygwożdżonymi przez chmarę broniących swojego leża szkodników. Oraz tego, iż oznaczało to, że nie istniało drugie wyjście.
Koniec końców, Fieran również pracowała teraz na najwyższych obrotach. Po chwili zawahania - pomimo tego, że serce na ten moment aż zamarło jej w piersi - znalazła rozwiązanie. Skoro drugie wyjście nie istniało, to musieli je sobie zrobić sami.
- Pełna wstecz i długa aż do końca korytarza, ścianę wyjebać w powietrze i jesteśmy na ulicy - wystawiła mężczyznom swój plan - korytarz powinien być czysty, wyczyściliśmy go z Jasonem w drodze do celi.

Aiden nie dał Jasonowi czasu na wnikliwą analizę scenariusza i zaakceptował go bez żadnej korekty. Chowając się za barykadą razem z Jasonem zaczął grzebać przy swoim kombinezonie, wyciągając w kierunku drzwi do jej sali pokaźny, biały cylinder.
- Fieran! - Krzyknął za kobietą, która tchnienie później wybiegła z pomieszczenia.
Na wpół gotowa do działania, na wpół bezwiednie chwyciła za oferowany jej przedmiot, z początku nie zwracając na niego pełnej uwagi. Dopiero za drugim spojrzeniem dotarło do niej, że jej palce zacisnęły się na niczym innym niż na najprawdziwszych, militarnych ładunkach wybuchowych. Nie zawahała się na dłużej niż oka mgnienie, chowając urządzenie w bocznej kieszeni swojego kombinezonu razem z datapadem.
- Ustaw ładunek na zdalną detonację. Przytrzymamy ich tutaj z Jasonem, na twój sygnał zaminujemy przejście i biegniemy do ciebie. Leć, Strzałeczko! - Rozkazał Aiden. Fieran natychmiast poderwała się do biegu, lecz zanim zdążyła się odwrócić, żołnierz z namaszczeniem trzasnął ją otwartą dłonią w tyłek. Zawahała się na dosłownie ułamek sekundy, potknęła się, lecz ostatecznie rzuciła się w drogę.
- Jeśli to przeżyjemy - wysapała w pełnym pędzie kobieta - słowo daję, tak ci skopię jaja, że ci uszami wyjdą!
Aiden zaśmiał się, a kiedy tupot jej kroków zamilkł na rzecz podekscytowanych, przerażonych krzyków Szerszeni gdzieś u wejścia do korytarza, odwrócił się z powrotem do Jasona, podnosząc karabin.
- Musimy kupić jej trochę czasu, te ładunki to przedwojenne gówno, ale dadzą radę. - Powiedział Aiden. - Gotowy, Jay?
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

Pewnie. Nowa dziura w ścianie brzmi jak całkiem dobry plan - szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę, że to nie była ich ściana, a zbieg okoliczności sprawił, że Aiden miał przy sobie ładunki wybuchowe zdolne rzeczoną dziurę wybić. W ogóle, Jason, gdyby miał czas się nad tym zastanowić, najpewniej nie mógłby wyjść z podziwu dla ilości całego tego sprzętu, który jego dobry przyjaciel, nie tylko uzbierał i trzymał w domu, ale i teraz wziął na tę akcję.
-Nie, nie jestem gotowy! - odparował Covell chowając się za stołem. - Chciałbym spokojnie usiąść i jeszcze raz się...
-Idą!
Dalsze marudzenie Jasona zostało zagłuszone przez wizg blasterowej nawałnicy, którą Aiden posłał w kierunku trzech nieprzyjaciół, jacy wybiegli zza załomu korytarza. Pierwszy z nich przyjął na siebie zdecydowaną większość ognia i, najpierw nieludzko targany każdym kolejnym trafieniem, został odrzucony w tył, po drodze wpadając na jednego ze swoich sojuszników. Prawdopodobnie właśnie ta naturalna osłona z ciała kolegi zdecydowała o żyć albo nie żyć w przypadku rosłego bruneta z twarzą wytatuowaną jakimiś dziwnymi symbolami. Czerwony Szerszeń, co prawda upadł na ziemię, ale zdołał przeturlać się przez całą szerokość skrzyżowania i skryć w korytarzu po lewej stronie. Covell nieskutecznie próbował posłać w niego blasterową błyskawicę - gangster był po prostu zbyt szybki. Trzeci zaś miał wystarczająco dużo czasu, by się cofnąć i teraz wrogowie mogli prowadzić ostrzał z dwóch stron krzyżówki.
-Nie ociągaj się, Jay!
Starał się, naprawdę dawał z siebie wszystko, ale był tylko mechanikiem z Nar Shaddaa. Stres, zagrożenie życia i nieustanna strzelanina wysysały z niego siły i Jason przestawał już być równie skuteczny jak na początku. Kilkukrotnie spudłował i zmarnował dwie albo trzy okazje, gdy nieprzyjaciele wychylali się, by ostrzelać prowizoryczną barykadę. W końcu udało mu się zdjąć gościa po prawej stronie, ale chwilę później na korytarzu wylądował nieduży cylinder, z którego zaczął wydobywać się gęsty, czarny dym. Aiden ustrzelił jakiegoś twi'leka, który próbował przebiec przez skrzyżowanie, ale chwilę później nie widzieli już nic, co tam się działo.
-Gotuj się - mruknął żołnierz. - Wyjdą z dymu dużą grupą.
Nie zdążył dobrze skończyć zdania, gdy z czarnej mgły rzygnęła prawdziwa lawina blasterowego ognia. Jason odruchowo schował głowę w ramionach, ale głośne krzyki Aidena zmusiły go do wystawienia jej zza osłony. Szarżujący nieprzyjaciele pojawiali się w odległości zaledwie trzech metrów od nich, więc nie było wiele czasu na reakcję, nie było też specjalnie potrzeby celowania. Przy tak niewielkich odległościach wystarczyło lufę skierować przed siebie i ściągnąć spust do oporu.
-Cofamy się, cofamy! Osłaniam.
Covell nie zamierzał dłużej zostawać w tym miejscu dłużej, ale jednocześnie pomysł wybiegnięcia zza - dającej poczucie bezpieczeństwa - barykady nie znajdowało się na liście jego priorytetów. W końcu górę wziął i zdrowy rozsądek i zaufanie do doświadczonego przyjaciela. Chłopak zerwał się na nogi i pomknął w stronę drugiej zapory, ostatnią, jaką mieli. W momencie, gdy nad nią przeskakiwał, poczuł mocne szarpnięcie, które pociągnęło go do przodu i niemal obróciło w powietrzu. Udo rozpalił ból, jakiego nigdy wcześniej nie czuł, a on sam upadł na ziemię wypuszczając przy tym karabin.
-Biegnę! Osłaniaj mnie!
Chciał powiedzieć Aidenowi, by poczekał, ale było na to za późno. Weteran już zbierał się do biegu, więc Covell siłą całej swojej woli zmusił się do tego, by podnieść się z zimnej ziemi. Wyszarpnął pistolet z kabury, wycelował w chmurę dymu i ściągnął spust posyłając na oślep blasterowe błyskawice w stronę Szerszeni. Dwie sekundy później, za nową osłoną, byli już we dwóch. Żołnierz rzucił okiem na ranę Jasona i przeklął pod nosem, po czym lewą rękę oplótł mu od tyłu, pod ramionami, wokół klatki piersiowej i zaczął ciągnąć w stronę Fieran. W prawej trzymał karabin, który nie przestawał pluć ogniem.
-Strzelaj! - krzyknął Covellowi do ucha, po czym zaczął wrzeszczeć do komunikatora. - Jason jest ranny, cofamy się. Wysadzaj ścianę, bo nie mamy ich jak zatrzymać!
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Fieran Friverg
Gracz
Posty: 28
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:29

- Psiakrew, zrozumiałam - syknęła w słuchawce Fieran.
Ledwo zdążyła dobiec do końca korytarza. Ślizgnęła się na butach, nieomal nie upadając, i barkiem uderzyła o swój cel. Oparłszy się o ścianę, natychmiast zajęła się mocowaniem ładunków wybuchowych. Najszybciej jak tylko potrafiła skonfigurowała zapalnik, ustawiając go na ręczną detonację po 10 sekundach. Uderzyła pięścią o przycisk, a zegar zaczął odmierzać czas. Zataczając się, rzuciła się do biegu w przeciwną stronę, mknąc z odsieczą. Kiedy tylko zauważyła Aidena oraz Jasona, położyła się w pełnym biegu na jedną nogę, wślizgiem zatrzymując się obok nich i zaczynając kłaść nieprzerwany ogień zaporowy w dół przejścia.
- Trzy, dwa, jeden! - Odmierzała w słuchawce kobieta.
"Zero" zostało całkowicie zagłuszone przez huk wybuchu. Budynkiem targnęła eksplozja. Piętro zatrzęsło się w posadach, a wszystkie szklane okna i drzwi w tej części korytarza popękały i roztrzaskały się na tysiące drobnych kawałków, lśniących w świetle blasterów. Kiedy z naprzeciwka również zaczął płynąć ogień, Fieran zaczęła się powoli wycofywać, ślizgając się na trzeszczących jej pod butami drobinkach szkła.
- Zeskoczcie na ulicę i biegnijcie w lewo, przy ścianie, jestem tuż za wami - wydyszała do słuchawki kobieta, samej mknąc w stronę wyjścia.
Znajdowali się kilka metrów nad ziemią, w miejscu, w którym urywał się plan Fieran. Wybuch doprowadził do zawalenia się fragmentu ściany. Dym wlewał się do środka, splamiony neonową poświatą ciasnej, bocznej uliczki. Aiden nie zastanawiał się długo - oparłszy Jasona o ścianę, zeskoczył w dół, a chrzęst jego pancerza było słychać aż na górze. Warcząc z bólu, żołnierz ustawił się pod budynkiem.
- F, pomóż mu skoczyć! - Zakomenderował, szykując się do złapania towarzysza.
I tak też się stało. Jason ledwie zdążył zauważyć nadbiegającą Fieran, gdy ta oplotła wokół niego ręce i niemal wypchnęła go przez dziurę, prosto w ręce Aidena. Sekundę później, skoczyła sama, ale to było dopiero początek ucieczki.
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

-Cholera. Cholera, cholera, cholera! Nie rób...
Jason nie zdążył skończyć zdania, gdy Fieran praktycznie wpadła na niego całym ciężarem swojego ciała i wypchnęła na uliczkę. Blasterowe wizgi przemknęły nad nimi, gdy sekundę później i ona skoczyła w dół. Jason miał wrażenie, że jego noga stoi w żywym ogniu, ale zdawał sobie sprawę z tego, że obecnie ból nie był największym problemem, bo zdecydowanie ważniejsza wydawała się odpowiedź na pytanie jak nie zginąć w ciągu następnych trzydziestu sekund. A trzeba wiedzieć, że możliwości opuszczenia tego padołu łez i cierpienia było bez liku i o stosowny ich wybór zadbały Czerwone Szerszenie.
Aiden postawił Jasona na nogi i znowu pociągnął za ramię. Covell, nie mając specjalnego wyboru (ani ochoty, by zostawać tu dłużej), kulejąc potężnie i stękając przy każdym kroku stawianym ranną nogą, dreptał truchtem podpierany przez przyjaciela. Fieran ich ubezpieczała i ostrzeliwała każdego, kto próbował choćby wychylić głowę przez, wybitą wcześniej w ścianie, dziurę.
Dziesięć metrów dalej skręcili w prawo, w pierwszą alejkę, na jaką trafili. Pokonali nią kilkanaście kroków i skręcili znowu, tym razem na skrzyżowaniu w lewo. Uliczka, w jaką weszli była nieco szersza i stało na niej kilka istot, które natychmiast zaczęły krzyczeć widząc brudnych, rannych i solidnie uzbrojonych ludzi. Wybuch, bez wątpienia, był tu słyszalny i miejscowy zrozumieli kto za niego odpowiada. Covell rozejrzał się po ich twarzach próbując znaleźć choć jedną wyrażającą cień chęci pomocy, ale dojrzał w nich jedynie strach. W ciągu zaledwie dwóch sekund, uliczka stała się kompletnie pusta.
Nie mogli czekać. Szerszenie niewątpliwie wyroiły się już ze swojego gniazda i będą tu lada chwilę. Trzeba było stąd uciekać.
-Nie zatrzymujmy się.
W głosie Aidena słychać było, nie tylko zmęczenie i determinację, ale i zwątpienie coraz mocniej wybrzmiewające w jego słowach i widoczne w rozbieganych oczach skanujących okolicę w poszukiwaniu drogi wyjścia z matni, w jakiej się znaleźli. Szarpnął Covella i truchtem ruszyli w kierunku schodów prowadzących na niższy poziom. Jason, opierając się o poręcz, kuśtykał w dół i obserwował jak jego przyjaciel zatrzymuje się tak, by z poziomu chodnika widać było jedynie jego głowę. Broń miał przy ramieniu, gotów strzelić do każdego Szerszenia, jaki by się pojawił.
-Gdzie dalej?
Schody prowadziły na kwadratowy plac, z każdej strony otoczony budynkami usługowymi, barami i restauracjami, pomiędzy jakimi odchodziły wąskie uliczki dalej, na zewnątrz. obecny tu tłum na razie zdawał się nie zauważać obszarpańców z bronią w ręku. Jason spojrzał na Fieran i skrzywił się z bólu.
-Musimy znaleźć jakiś śmigacz. Otworzę go i uruchomię - w końcu był mechanikiem - ale nie możemy zagłębiać się w piesze uliczki, bo nas przegonią.
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Fieran Friverg
Gracz
Posty: 28
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:29

- Dobra, no to mamy plan na później, ale teraz musimy się gdzieś ukryć i cię opatrzyć, Jay. - Wysapała Fieran jednym tchem.
Aiden zaklął szpetnie, nadal czujnie obserwując okolicę.
- Nie możemy się zatrzymywać, do cholery. - Wycedził przez zęby.
- Pół minuty! - Odparła kobieta, tonem który nader jasno dawał do zrozumienia, że nie odpuści. - Chyba, że wolisz Jasona za sobą ciągnąć?
- Stul pysk i opatruj go! - Odwarknął Aiden, nadal zabezpieczając okolicę.
- Dziękuję! - Odszczeknęła Fieran.
Wyglądało na to, że Jason nie miał w tej sytuacji za wiele do gadania - ale mimo to włos zjeżył mu się na karku, gdy Fieran dopadła go jak jakiś wściekły pies. Zupełnie mimowolnie zacisnął mięśnie, a ta instynktowna reakcja przeszyła nogę bólem takim, jakby miała się wnet rozpaść. Fieran zaczęła siłą poszerzać wypaloną w spodniach dziurę. Jason wrzasnął z bólu, a kiedy stało się jasnym i dla niego, że dziewczyna nie odpuści, schował twarz w zgięciu łokcia. Szczęściem w nieszczęściu nie widział, że strzał z blastera przetopił się przez jego spodnie, a rozżarzony materiał przypalił mu się do ciała. To z tym mocowała się kobieta.
- Fieran, kurwa, chcesz mnie ze skóry obedrzeć?! - Wysapał do rękawa.

F pracowała szybko i dokładnie, lecz bynajmniej nie delikatnie. Faktem było natomiast, że opór ze strony obydwu mężczyzn ujawnił pęknięcie w jej postawie - z taką werwą wzięła się za czyszczenie rany, że zapomniała o pierwszym i najważniejszym w tej chwili kroku. Nie odpowiedziała Jasonowi, chociaż od jego krzyku aż zadrżały jej palce - zamiast tego wyciągnęła z medpaka stymulanty, które tym szybciej zaaplikowała powyżej rany postrzałowej. Szybko schowała przyrząd z powrotem, wracając do czyszczenia rany. Chociaż ból był niewyobrażalny, a zęby miał zaciśnięte tak mocno, że aż bolała go szczęka, po kilku sekundach środek zaczął działać, przynosząc Jasonowi natychmiastową ulgę.
- Nie mogłaś od tego zacząć? - Zapytał kobiety w nerwach.
- Wiem! - Odwarknęła łamiącym się, pełnym frustracji głosem.
Fieran zdezynfekowała intensywnie krwawiącą ranę, a potem sięgnęła po paczkę z syntetyczną tkanką. Nałożyła równomiernie żel, a potem dokładnie zabandażowała całość. Medpak będzie musiał zrobić resztę. Kobieta, chwilowo niezdolna wydusić z siebie ani słowa, klepnęła Jasona w ramię na znak, że to już koniec. Naprędce schowała wszystko, włącznie ze strzępami spodni do pojemnika, chowając go z powrotem. Najwyraźniej nie chciała zostawić żadnych śladów.
- Gotowe. - Powiedziała, z lekka pociągając nosem.
Znacznie różniło się to od kursów pierwszej pomocy, obowiązkowych w jej pracy, ale dotrzymała słowa - całość zajęła pół minuty. Hełm na jej głowie stał się nieprzyjemnie wilgotny od potu i od łez, lecz musiała po raz kolejny odrzucić to wszystko na dalszy plan.
- Póki co czysto, ale musimy lecieć dalej. - Odparł Aiden, znacznie spokojniejszym tonem niż wcześniej.

Stymulanty z każdą chwilą dodawały Jasonowi sił, przynosząc mu chemiczną ulgę. Koniec końców to właśnie on coś zauważył, kiedy jego wzrok powrócił między restauracje i uliczki skweru, w którym się znajdowali. Spośród wszystkich z nich, skąpanych w neonowym świetle logotypów, w oczy rzucił mu się jeden znak: strzałka prowadząca na parking. To było jedno z tych małych, dziwnych przejść do jednego z okolicznych lokali. Obok widniał również inny znak: zakaz parkowania. Parking był upstrzony pojazdami wszelkiej maści i z trudem byłoby tam szukać miejsca nawet dla śmigacza Fieran, a co dopiero dla niewłaściwie zaparkowanej XP-38, której właściciel najwyraźniej miał tyle poszanowania dla przepisów co reszta półświatka Nar Shaddaa.
Fieran i Aiden najwyraźniej nie widzieli tego samego co doświadczony mechanik, gdyż zaczęli iść w inną stronę, między przeciwne uliczki, prowadzeni przez Aidena.
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
Posty: 170
Rejestracja: 26 sie 2021, 20:37
Lokalizacja: pod Poznaniem

-Hej, tam! - krzyknął, ale go nie usłyszeli, więc przewrócił oczami i ponownie spróbował zatrzymać swoich towarzyszy. - Kurwa! Stop. Śmigacze!
Odwrócili się jednocześnie w jego stronę i przez sekundę czy dwie wpatrywali jak w ostatniego oszołoma, gdy dwiema rękami wskazywał w lewo. Dopiero, gdy wreszcie raczyli odwrócić wzrok w tym kierunku, zrozumieli co Jason miał na myśli. Jak wspominał wcześniej, nie mogli uciekać stąd na piechotę, bo dorwą ich albo Szerszenie, albo jakiś zabłąkany patrol służb porządkowych. Te, choć raczej nie pokazywały się zbyt często, razem z Huttami - a raczej: za ich kredyty - pilnowały, by ulice nie spływały niekończącym się blasterowym ogniem. Musieli jak najszybciej stąd zniknąć.
Produkowany przez SoroSuub Corporation XP-38 był modelem nowym, dość popularnym w Przestrzeni Huttów, ale przede wszystkim jednak: potrafiącym osiągnąć prędkość prawie czterystu kilometrów na godzinę. Wystarczająco dużo, by szybko oddalić się od gniazda rozwścieczonych Szerszeni.
Covell nie czekał na ruch swoich przyjaciół, choć nie spodziewał się, by mieli jakoś wybitnie protestować. Śmigacz, który stał na zakazie był idealny - jeśli pojawi się właściciel to nie zgłosi kradzieży, ale pewnie będzie się spodziewał, że jednak w tej okolicy pojawił się jakiś zabłąkany droid policyjny i zarządził odholowane źle zaparkowanego pojazdu. Zanim ktokolwiek zorientuje się w tym, co zaszło, ich trójka będzie już dawno w kosmoporcie albo nawet na orbicie. Jedyną wadą tego modelu było to, że mieścił pilota i jednego pasażera, co oznaczało, że Fieran będzie musiała zmieścić się na kolanach Aidena - bo Jason miejsca za sterami oddawać nie zamierzał.
Podbiegł do śmigacza i w kilka sekund otworzył owiewkę, by wskoczyć do środka i zabrać się za próby uruchomienia silnika. Podpiął datapad, wyciągnął multinarzędzie i zabrał się do roboty. Potrzebował jakiejś minuty.
W połowie tego czasu na placu pojawili się członkowie Czerwonych Szerszeni. Czterech gangsterów wbiegło tą samą drogą, jakiej użyli Jason i przyjaciele i - dziwnym zrządzeniem losu - od razu zauważyli swoich przeciwników. Bez wahania otworzyli ogień siejąc wokół panikę. Blasterowe strzały przemknęły nad głową Covella.
-Potrzebuję dwadzieścia sekund! - krzyknął - Ogarnijcie ich, błagam!
Jason Covell - Karta Postaci
Tala Araluu - Karta Postaci

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"


Discord: Peter Covell#0792
GG: 8933348
Awatar użytkownika
Fieran Friverg
Gracz
Posty: 28
Rejestracja: 02 wrz 2021, 10:29

Chociaż niedoszła misja ratunkowa zaprowadziła ich na bezwzględne dno, Aiden i Fieran najwyraźniej doszli do wniosku, że przynajmniej znaleźli grunt pod nogami. Przewrotna i zmienna, ale ślepa wola przetrwania jedynie dodawała im determinacji. Na tym etapie nie byłyby w stanie ich zatrzymać nawet betonowej buty z elitarnej całorocznej kolekcji - a już tym bardziej kilku żółtodziobów z gnatami, wysłanych za nimi w pościg tylko dlatego, że zostali wcześniej zatrzymani w holu przez Aidena.
Pomimo tego, że ich pierwszym celem był śmigacz, w którym skrył się Covell - był po prostu największym celem - Aiden i Fieran biegnący w przeciwnych kierunkach skutecznie odwrócili ich uwagę. Obydwoje zrobili niemal zupełnie to samo; wślizgiem schowali się za najbliższym czymkolwiek, co w przypadku żołnierza oznaczało kontener na odpady, a w przypadku Fieran - ławkę. Zagraniem do bólu wyćwiczonym podczas licznych rozgrywek w BlasterLocka, kiedy tylko ogień skupił się na gorzej osłoniętej Fieran, Aiden wychylił się, by posłać pod adresem napastników raptem dwa strzały - obydwa celne. Z krzykiem tonącym wśród paniki gawiedzi, jeden z bandziorów upadł na ziemię, trafiony dwukrotnie w tułów. To najwyraźniej dało reszcie do myślenia - z różniącymi się poziomami profesjonalizmu również schowali się za najbliższymi osłonami. Problemem zdawał się być najmniejszy z nich, który przez cały ten ułamek sekundy kładł ogień zaporowy, nie pozwalając ani Fieran, ani Aidenowi wykorzystać sytuacji. Jeden z pocisków trafił w śmigacz, roztapiając karoserię raptem pół metra od głowy Jasona. Gorzej było z pozostałymi dwoma smugami, które przemknęły obok pojazdu, prosto w panikujący tłum. Aiden, widząc to, aż zbladł - i nie zważając na swoje niebezpieczeństwo wychylił się zza osłony, mimo kładzionego przez gangstera ognia zaporowego, by oddać jeden, oszczędny strzał pod jego adresem. Chybił.
Fieran domyśliła się, co robił żołnierz: chciał za wszelką cenę uniknąć tragedii wśród postronnych. Póki to Szerszenie były tu agresorami, mieli jeszcze chociaż namiastkę, drobny cień szansy, że ludzie ich nie wskażą. Kobieta również wychyliła się zza poręczy swojej ławki, nadtopionej już przez kilka celnych strzałów i wstrzymała oddech. Jej hełm aż zadudnił, gdy z wyćwiczoną do bólu siłą przyłożyła go do swojego karabinka, celując nader dokładnie. Zanim musiała się schować ponownie oddała dwa strzały, lecz nie zdążyła w pełni zauważyć rezultatu. Bezwiednie położyła w ten sposób kres przyskrzyniającemu ich ostrzałowi z ciężkiego karabinu, trafiwszy napastnika w stopę. Ledwie oka mgnienie później Aiden poprawił jej trafienie własnym, posyłając kolejny strzał prosto w pierś bandyty. Pozostała dwójka robiła dokładnie to samo co oni sami: schowali się, wychylali się co raptem kilka chwil, oszczędnie wymieniając z nimi ogień.
Covell natomiast dostał czas. Jego kompani trzymali bandziorów skupionych na sobie - ilekroć próbowali nawet spojrzeć w stronę śmigacza, natychmiast słana pod ich adresem była celna riposta.
- Mów do mnie, J! - Usłyszał w interkomie głos Aidena.
ODPOWIEDZ