I stał się koniec

Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Obrazek

Witajcie w mojej ostatniej na MM sesji specjalnej. Nie jest do deklaracja, gdyż zawsze może się we mnie obudzić ponownie chęć popisania, lecz póki co ilość innych rzeczy, które przelewam na klawiaturę jest na tyle spora, że pisania jako takiego raczej brakować mi nie będzie. Chciałem stworzyć z tej okazji coś wyjątkowego, epickiego, o czym będzie się pamiętało w kontekście wyjątkowych przygód mgławicowych. Siedziałem i myślałem, mnóstwo pomysłów przelatywało mi przez głowę, jednak żaden nie dawał mi tego charakterystycznego uczucia, że trafiło się na to, czego się szukało. Zobowiązałem się do poprowadzenia sesji, a kompletnie nie miałem weny. I w trakcie wyjazdu na północ Chin gdy siedziałem na lotnisku, nagle coś wpadło mi do głowy.
Nie będzie to epicka przygoda. Nie będzie o bohaterach, wielkich czynach itd. Zresztą nigdy tego typu rzeczy nie pisywałem, więc czemu miałbym w ten sposób kończyć. W przeciwieństwie do większości przygód, które prowadziłem, tutaj stworzyłem jedynie zawiązanie akcji i przemyślałem możliwe jej zakończenia. Jak to często u mnie bywa - istnieje duża szansa, że Wasze postaci zginą. Jeśli ktoś zacznie zamulać - prawdopodobieństwo, że to jego postać wypadnie z obiegu znacząco wzrasta.
Co do postaci - nie praktykujemy tym razem wysyłania kart postaci - niech przedstawienie bohaterów przebiegnie fabularnie, na oczach wszystkich graczy. Mam nadzieję, że pomożecie współtworzyć historię, a nie jedynie ją odgrywać. Sami będziecie musieli określić swoje zadania w grupie, jej lidera itd.
Mamy 7 graczy, z czego dwóch do zabawy musi dołączyć na Falleen. Poza tym macie pełną dowolność w kompletowaniu drużyny - wszystkie detale możecie obgadać na czacie, bądź zastosować zasadę "kto pierwszy".

Z tego powodu cel całej zabawy podaję na "sucho" i poniższy fragment ulegnie zniszczeniu, gdy wszyscy dołączą już do rozgrywki i całość zostanie nakreślona w fabule. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić.

Jesteście grupą awanturników pracujących wspólnie od kilku lat. Trudnicie się głównie włamaniami i infiltracjami miejsc trudno dostępnych, lecz napady, czy działania sabotujące również nie są wam obce. Otrzymujecie zlecenie od zaufanego pracodawcy:
Infiltracja tajnej placówki imperialnej na Falleen, w stolicy prowincji Hexim's. Placówka charakteryzuje się czwartym, w pięciostopniowej skali imperialnej stopniem zabezpieczeń. Znajdujący się w zachodniej części miasta dwupiętrowy budynek i przylegający do niego teren są jedynie częścią kompleksu znajdującego się głównie pod ziemią. Wg. posiadanych informacji niewidocznych dla postronnych oczu pozostaje 5 poziomów. Na najniższym z nich znajduje się przedmiot będący celem waszej misji. Ma kształt kuli i oznaczenie 2XN39. Waszym zadaniem jest zdobycie przedmiotu i dostarczenie go na Nar Shaadaa we wskazane później miejsce.
Na Falleen czekać na was będą lokalny przewodnik i jeszcze jeden członek zespołu. Jego wiedza i umiejętności będą niezbędne do bezpiecznego przetransportowania towaru.





I STAŁ SIĘ KONIEC

Młody mężczyzna w nowiutkim pancerzu szturmowca przeciągnął się znudzony na fotelu, nie odrywając wzroku od ekranu holonotatnika. Gdyby nie holofilmy, prawdopodobnie oszalałby z nudów.
Nie tak wyobrażał sobie służbę ku chwale Imperium Galaktycznego. Marzył o bohaterskich czynach, zaszczytach i powszechnym szacunku, tymczasem tkwił w tej dziurze na Falleen i nie widział żadnych szans na rychłą zmianę stanu rzeczy.
Spojrzał na swój lśniący bielą hełm spoczywający obok i westchnął zrezygnowany. Coś jednak się nie zgadzało. Szybki wizjerów hełmu odbijały wcześniej zielone światło diod, które teraz ustąpiło miejsce kolorowi czerwonemu. Jakby nie dowierzając w to kompletnie nie pasujące do otoczenia zjawisko, mężczyzna powoli odwrócił się w fotelu. Rzut okiem na pulpit i ekrany monitoringu potwierdził jego obawy. Kropla potu, która spłynęła mu z czoła i z cichym pacnięciem rozbiła na udzie podziałała niczym sygnał do startu. Rozpaczliwie rzucił się ku panelowi kontrolnemu.
Awatar użytkownika
David Turoug
Gracz
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2021, 01:09
Lokalizacja: Wroclavtooine

Varlo Aven skończył swoją zmianę i ruszył powoli do swojego mieszkania. Od dwóch lat zajmował się nudnym doglądaniem i sprzedażą części elektronicznych do droidów, a także mniejszych statków, w największym "skupie złom", w prowincji Hexims. Choć jego szef dumnie nazywał to miejsce ekskluzywnym marketem, to na terenie Środkowych Rubieży można było znaleźć o wiele lepiej zaopatrzone placówki. Odkąd Imperium sprawowało rządy, właścicielem lokalu był brat wysoko postawionego urzędnika, a poprzedni właściciel, który była Falleenem zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Aven nie pałał miłością do wszystkiego co było imperialne, jednak z uwagi na fakt, że był człowiekiem, miał nieco lżej niż autochtoni. Obecna władza nie stroniła od rasizmu i ksenofobii, wyciskając jak cytrynę lokalnych pracowników, czy raczej niewolników. Tęsknił za odległymi czasami, gdy jako dziecko szpikowany był przekazami jak dobra jest Republika i że kiedyś będzie bronił jej obywateli. Choć uprzedni ustrój miał liczne wady, to na pewno dawał społeczeństwom więcej wolności i swobód, niestety wszystko zawaliło się jak holodomino, po pchnięciu pierwszego klocka...
- Hej! Uważaj jak idziesz! Dokumenty! - twardy, zmodyfikowany przez wokabulator głos wyrwał go z rozmyślań. Przez swoje roztargnienie wszedł na patrol szturmowców, zahaczając jednego z żołnierzy barkiem - Szybciej!
- Proszę mi wybaczyć, to przez nieuwagę, nie chciałem zakłócić patroli, panom funkcjonariuszom. Oto moja karta ID. - Varlo od początku pobytu na Falleen obrał metodę unikania konfrontacji, gdyż w jego wypadku wpakowanie się w małe kłopoty, stanowiło wręcz autostradę do problemów przez duże "P". Wręczył im dowód, który niezwłocznie został zeskanowany.
- Varlo Aven, lat 23, starszy asystent sprzedaży... - jeden ze szturmowców przeglądał informację zawarte o obywatelu, natomiast drugi czujni obserwował legitymowanego. Po przedłużającej się w nieskończoność chwili, mężczyzna otrzymał swój dokument z powrotem.
- Uważaj jak łazisz, następnym razem nie będziemy tak wyrozumiali. Gdybyś był tym gadem Falleenem, kto wie czy nie potraktowalibyśmy tego jak napaść. Zjeżdżaj. - rzekł dowódca patrolu, co było wystarczającym sygnałem do zejścia z oczu szturmowcom. Aven usłyszał jeszcze dźwięk przypominający splunięcie, a następnie szpetne przekleństwo. Widocznie żołnierze Imperium nie byli zbyt inteligentni, skoro spluwali sobie w założonych hełmach.
Piętnaście minut później dotarł do mieszkania, gdzie w końcu mógł odetchnąć i obniżyć swój poziom czujności. Żył w ciągłym napięciu od wielu lat, wcześniej przemieszczając się z planety na planetę co kilka standardowych miesięcy. Nigdy nie zagrzał miejsca tak długo jak na Falleen. Czuł jednak, że nadchodzi jakiś punkt kulminacyjny, jednak nie wiedział skąd takie przeczucie. Pół roku temu dostał ostatnią wiadomość na swoim kanale kontaktowym, do którego mieli dostęp nieliczni. Czasem zastanawiał się czy tak powinno wyglądać jego życie. Z kogoś kto miał bronić słabszych, stał się zwykłym najemnikiem do wynajęcia. Pracował zarówno dla lokalnych ruchów oporu, jak i dla Gildii Łowców Nagród czy karteli Huttów. Miał nadzieję, że kiedyś powrócą stare czasy, a on wróci na ścieżkę do której przed laty był przygotowywany.
Varlo spojrzał w lustro nad umywalką. Mimo młodego wieku, dostrzegł zmarszczki na swym czole, a piwne oczy były wyraźnie podkrążone. Lat dodawał mu krótki, nieco niechlujny zarost oraz kształtujące się zakola, których nie ukrywały krótko przystrzyżone, ciemnobrązowe włosy. Nabrał nieco zimnej wody w dłonie i ochlapał zmęczoną twarz, gdy usłyszał sygnał dochodzący z pokoju...
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Co by nie powiedzieć o ich statku, przynajmniej fotel pilota miał wygodny. Na tyle, że w czasie długiego lotu służył mu za drugie łózko, zastępując to z kabiny. Wystarczyło włączenie autopilota na obranym kursie w nadprzestrzeni i chwila moment, można było uciąć sobie drzemkę. Gorzej tylko jak przerywał ja sygnał komunikatora, który właśnie w tej chwili rozbrzmiał w kopicie. Olo przetarł leniwie oczy, próbując odzyskać ostrość widzenia po nagłej pobudce.
Nie był już młody. Wedle standardowych lat zliczanych zgodnie z kalendarzem Imperium, zbliżał się do pięćdziesiątki. Życie w ciągłym ruchu i wyzwania zagrażające jego życiu przynajmniej raz na dwa standardowe tygodnie nie pozwalały mu się jednak zestarzeć. Choć jego włosy zaczynały już siwieć a zmarszczki się pogłębiły, ręce wciąż zachowywały dawną zręczność i sprawność, co też często ratowało mu życie. Szybciej wyciągniesz blaster albo szybciej pociągniesz za drążek sterowniczy, to pożyjesz jeszcze przez chwilę. Zdecydowanie jednak wolałby używać swoich zdolności w swojej dawnej pracy.
Jeszcze przez chwilę przez myśl przemknęła mu ostatnia scena z przerwanego snu. Wspomnienie z dawnego życia na Taanab, w spokojnej rolniczej osadzie, gdzie był lekarzem dla miejscowej społeczności. Twarze jego żony i córki, szczęśliwych w codziennym spokojnym życiu, gdzie największą dyskutowaną sprawą byłą awaria jednej z maszyn rolniczych sąsiada. To wszystko jednak zniknęło, gdy pewnego niefortunnego dnia pomógł nie tej istocie, której bezpiecznie było pomagać w Galaktyce rządzonej przez Imperium. Pewien zagubiony Bothanin, którego leczył, okazał się na jego nieszczęście szpiegiem. Nawet gdy zniknął bez słowa z jego kliniki, nie zabrał ze sobą swoich kłopotów. Szybkie śledztwo imperialnych służb, aresztowanie bez wysłuchania jakichkolwiek tłumaczeń i wyrok na wieloletnie prace w jakiejś kopalni na drugim końcu Galaktyki. Potem ucieczka z konwoju i jego życie z dnia na dzień wywróciło się do góry nogami. Zdążył jedynie wyciągnąć rodzinę z planety i ukryć na jednym z zewnętrznych światów. Po tym, jak przyłączył się do grupy awanturników podejmujących się szemranych zadań, zostało mu już tylko zebrać pieniądze na osiedlenie się całą rodziną tam, gdzie Imperium ich nie znajdzie. Nie był wystarczająco ważny, by tak było. I niewiele do spełnienia tego celu już mu zostało.
Ta myśl go pokrzepiała. Skończył więc już rozmyślania o przeszłości i kliknął przycisk komunikatora, na którym od razu wyświetliła się dobrze znana mu sylwetka ich pracodawcy. Tuż obok miniaturki zbiornika bacty. Technologii, którą zawsze chciał mieć dla swoich pacjentów.
- Oh, odebrałeś wreszcie. Słuchaj, przekaż reszcie, że mam dla was robotę.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 01 wrz 2021, 16:52

Iskry sypały się fontanną spod szlifierki. Z szumem układu chłodzącego i szmerem oleju (białkowcy powiedzieli by w pocie czoła, no ale rzecz jasna droid nie ma gruczołów potowych) BO 1-222 przycinał świeżo wymienione złącze przewodu kriogenicznego - za pomocą spawarki plazmowej planował złożyć dwa złącza w jedno, co pozwoli zaoszczędzić na zakupie części zamiennych. Jego czarno-pomarańczowe manipulatory sprawnie obracały narzędzia. Nie wiedział dlaczego, ale zdawało się że obecny kapitan szukał oszczędności na wielu poziomach. Często nadwyrężane złącza przewodów kriogenicznych były wrażliwe, ale łatwo było je naprawić.

Jego komputer i oprogramowanie Otoga 222 sprawiały, że cieszył się na myśl o dobrze wykonanej pracy. To był cel jego istnienia jako droida serwisowego. Cieszył się też już na kolejną rundę po statku, w której mógł sprawdzić podsystemy i dokonać pomniejszych napraw. Statek był w dobrym stanie technicznym, jednak droid serwisowy zawsze czuwa. Plus te krótkie rundki po statku były podobne do innej aktywności z jego przeszłości. Z czasów gdy nie był jeszcze droidem serwisowym. Jego poprzedni właściciel nie był dobry w przeprogramowywaniu droidów przez co znaczna część jego starego oprogramowania pozostała w jego obwodach, sprawiając że ciągłe sprawdzanie podzespołów przypominało patrole, spawarka ciążyła jak karabinek, a naprawy zewnętrznego poszycia - rozcinanie kapsuł.

Jego zainstalowany wewnętrznie odbiornik odebrał sygnał o zbliżaniu się do celu. Nie miał danych o zadaniu jakie czeka załogę - wiedział jednak że może będzie potrzebować swojego całego oprogramowania.
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Frank otworzył oczy. Przez kilka sekund wpatrywał się w sufit nad głową, starając się pozwolić obrazom z dopiero co przeżytego snu rozpłynąć się w niepamięci. Kolejny raz śnił o przeszłości. Co było irytujące. W Galaktyce były miliony istot z historią bardziej tragiczną od jego, które przeszły nad przeszłością do porządku dziennego. Ale on też lubił mówić sobie, że przeszedł.
Wstał z łóżka i natychmiast zrobił kilka ćwiczeń na rozgrzewkę, na tyle na ile pozwalała ciasna przestrzeń jego kabiny. Mimo, że spał tutaj dziesiątki razy, wciąż czuł się na tym statku jak gość. Negli, pod jakim to imieniem wszyscy go znali, nigdy nie posiadał własnej jednostki latającej, a co dopiero międzyplanetarnej. Zawsze podróżował środkami komunikacji publicznej lub jednostkami prywatnych firm. Frachtowiec towarzysza (czy raczej kolegi po fachu) wciąż nie wpisywał się dla Negliego w pojęcie "własnego" miejsca, nawet jeśli od kilku wspólnych zleceń miał własną kabinę, gdzie mógł trzymać rzeczy nawet w czasie między misjami, kiedy to z reguły wykonywał zadania na własną rękę.
Skończywszy rozgrzewkę, skierował się do odświeżacza i wziął dziesięciominutowy prysznic. Kończąc go zimnymi strugami wody, przypominał sobie szczegóły ostatniego samotnego zadania, które za symboliczną opłatą zgodził się wykonać dla małej osiedlowej społeczności w sektorze D-42 na Coruscant. Ci gangsterzy nigdy nawet nie podejrzewali że nie jest tym, za kogo się podaje. Uśmiechnął się na wspomnienie skutecznie wypełnionego zlecenia, które zawsze bardzo go satysfakcjonowało. Cieszył się, że wreszcie zdołał doprowadzić do sytuacji, w której oprócz pracy zarobkowej mógł pozwolić sobie na wykorzystanie swoich zdolności do pomocy innym. I do karania skurwieli. Sam nie wiedział, która z tych dwóch rzeczy była lepsza.
Wchodząc do kokpitu, przeciągnął się, ziewnął i spojrzał na Ola siedzącego w fotelu pilota. Uśmiechnął się do niego, błyskając białymi zębami i zerknął nad jego ramieniem na pulpit sterujący.
– Znalazłeś może coś nowego? – zapytał z błyskiem w błękitnych oczach, które przez przeszło trzydzieści lat burzliwego życia nie straciły jeszcze figlarnej głębi. – Od ostatniego wspólnego zadania minął już ponad tydzień, a w mojej prywatnej skrzynce też pusto. Jeszcze chwila, a zaprzyjaźnię się z droidami na statku, a od tego prosta droga do życia zdziadziałego awanturnika.
Awatar użytkownika
Na'rin
Gracz
Posty: 4
Rejestracja: 13 paź 2023, 22:13

Kilka lat w towarzystwie szemranych osobników zmienia człowieka. Niemniej w przypadku Na'rin na lepsze, co może być małym zaskoczeniem. Już od młodości błąka się po galaktyce szukając swojego miejsca, ale komuś takiemu jak ona mało kto jest w stanie zaufać, nie mówiąc o wpuszczeniu jej do swojego życia. Nie wynikało to jednakże z charakteru, który też na swój sposób jest dziwny, ale ze względu na fakt, że należy do jednej z najbardziej tajemniczych i ogarniętych złą sławą ludów - Sióstr Nocy. Nie dla każdego jest to tak oczywiste z zewnętrznej obserwacji, jednakże potrafi wzbudzić brak zaufania. Plugawe moce jakimi włada szybko odstraszają niemalże wszystkich którzy je zaobserwują. Kilka razy w życiu zdarzyło jej się spotkać bardziej przychylne osoby i to właśnie dzięki nim, nie jest dzisiaj tym kim obawiała się być. Owszem, wciąż pracuje nad swoim charakterem i wewnętrzną "duszą towarzystwa", jednakże jest lojalna przyjaciołom.

Kilka lat z tymi osobnikami sprawiło, że zaczęła ich traktować niemalże jak rodzinę, chociaż dla nich była zapewne tą najbardziej pokręconą z niej całej. Przez lata szlifowała swoje umiejętności, tak swojego ludu, jak i spuściznę swojego ojca. Godzinami spędzała w różnych dziwnych miejscach medytując w obłokach zielonej energii lub trenując fechtunek. Odpowiadała też często za gotowanie posiłków dla załogi, chociaż bardziej z własnej inicjatywy niż obowiązku. Jej debiut był dla wielu trudny do "przełknięcia", jednak z biegiem miesięcy zaczęła radzić sobie coraz lepiej. Wielu też początkowo obawiało się tknąć jej potrawy w obawie o własne życie, gdyż na początku każdy musiał przywyknąć do jej odmienności - w końcu nie co dzień spotyka się tak rzadkie stworzenie.

Ukrywanie się przed Imperialnymi i innymi przedstawicielami władzy było nie lada wyzwaniem, ale od dziecka nauczyła się radzić z tym problemem, a załoga nieraz jej pomagała. Ostatecznie jej umiejętności i naturalny "urok osobisty" zapewniły jej miejsce w tej rodzince, którą niezwykle ceni, gdyż to jedyna jaką posiada.

Również dziś przygotowała posiłek dla każdego, a także przyniosła trzy porcje do kokpitu. Uwielbiała spożywać obiad obserwując gwiazdy, była częstą bywalczynią w tym miejscu. Podała miskę pilotowi i Frankowi, a jedną pozostawiła sobie.

- Dzisiaj klasyczne "coś z niczego", nie oczekujcie pięciogwiazdkowej potrawy. Już samo wychodziło z lodówki, ale szefowa kuchni zrobiła wszystko co w jej mocy, aby tak się nie stało. - z pewną powagą dla siebie usiadła w jednym z tylnych foteli, zajadając obiad. Prawdę mówiąc żarcie było niezłe, ale uwielbiała wprowadzać innych w stan niepewności szczególnie, że uśmiech na jej twarzy był dość deficytowym towarem.

- Daleko jeszcze? - dodała niczym znudzone dziecko na tylnym fotelu pojazdu.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

- Dzięki – Olo skinął w podzięce za posiłek. – Miałem was właśnie wołać, ale skoro już jesteście, to przejdźmy do wspólnego. Nie będziemy się tu gnietli.
Grupa posłusznie podążyła do największego pomieszczenia statku, gdzie każde zajęło swoje miejsce. Nawet 1-222 przerwał pracę i wbił receptory w dysk holoprojektora połyskujący pod sufitem. Emiter zamigotał i na środku pomieszczenia zmaterializowała się znajoma postać. Określenie „znajoma” było być może trochę na wyrost, lecz płaszcz z kapturem szczelnie skrywające twarz i sylwetkę zawsze wyglądały identycznie. Tworzyły niepotrzebnie – przynajmniej zdaniem części zespołu – dramatyczny efekt, lecz zapewniały kontaktowi niezbędną anonimowość. Od dawna jednym z tematem rozmów była płeć i rasa zleceniodawcy, niestety nie było możliwości zweryfikowania tych opinii.
Pomieszczenie wypełnił zmodyfikowany przez modulator mowy głos. Jak zwykle z pominięciem powitania i wszelkich form grzecznościowych, przeszedł od razu od meritum sprawy.

- Mam dla was nowe zlecenie. Na Falleen funkcjonuje Imperialna placówka wojskowa, a tak przynajmniej przedstawiana jest oficjalnie. Moje źródła mówią o jej całkiem odmiennym przeznaczeniu. Obecność w niej słynnego coruscanckiego biologa Altima Zin jest jednak pewną wskazówką w tej kwestii. Kompleks znajduje się w tym miejscu - niebieska postać ustąpiła miejsce przestrzennej mapie miasta, na której zamigotał jeden z budynków. - To, co widać na powierzchni jest jedynie przykrywką dla tego, co znajduje się pod nią – pięć pięter laboratoriów, pomieszczeń badawczych i baza danych. Nie wiemy nad czym imperialni tam pracują, lecz wiemy, co chcemy stamtąd wynieść.
Obraz ponownie zamigotał, ukazując zebranym kulisty przedmiot z niewielkim oznaczeniem 2XN39.
Interesujący nas przedmiot znajduje się na najniższym poziomie, w najbardziej chronionym punkcie placówki. Zresztą całe to miejsce naszpikowane jest najnowszymi systemami bezpieczeństwa i z założenia ma uniemożliwiać komukolwiek niepowołanemu dostanie się do środka. Na miejscu, w klubie Xinis będzie za dwa dni czekał na was lokalny kontakt, który przekaże wam wszystkie informacje i pomoże w infiltracji placówki. Na miejscu dołączy też do was nowy członek grupy. To niejaki Varlo Aven.
Holoprojektor wyświetlił twarz dwudziestokilkulatka, a w pomieszczeniu dało się słyszeć głosy niezadowolenia.
- Temat nie podlega dyskusji – zmodulowany głos uciął ostro wszystkie komentarze. – Towar dostarczycie na Nar Shaddaa pod wskazany później adres. Reszty dowiecie się już na Falleen. Powodzenia.
Obraz znikł i pomieszczenie wspólne Ostrza ogarnęła cisza.



***


Chwilę wcześniej Varlo Aven usłyszał charakterystyczny dźwięk nadchodzącej wiadomości. Dźwięk, którego nie słyszał już od dawna. Zerknął na komunikator i przeczytał krótką, lecz treściwą wiadomość: „KOSMOPORT, JUTRO, OSTRZE. KONTAKT W XINIS”.
Awatar użytkownika
David Turoug
Gracz
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2021, 01:09
Lokalizacja: Wroclavtooine

Varlo w pierwszej chwili myślał, że się przesłyszał. Jednocześnie wyostrzył zmysły, a jego ciało mimowolnie, wręcz instynktownie przeszło w tryb działania. Jednak po paru chwilach uspokoił się, w końcu jego reakcja była zdecydowanie wyolbrzymiona, mimo, iż dźwięk który usłyszał nie pojawił się od sześciu, standardowych miesięcy.
- „KOSMOPORT, JUTRO, OSTRZE. KONTAKT W XINIS”. - wiadomość była niezwykle krótka i dość ogólna, na tyle, by ewentualni szpicle nie mogli rozgryźć o co w tym chodzi. W końcu sam Aven pałał się handlem, a ostrza do utylizatorów były stosunkowo popularnymi przedmiotami nabywanymi przez kupców. Po odczytaniu treści, nie musiał jej nawet kasować, gdyż zniknęła sama tak szybko jak się pojawiła.
Mężczyzna wszedł do sypialni, jednak nie miał zamiaru udawać się na spoczynek. Przesunął nieco niewygodną pryczę, a następnie uklęknął by poluzować jeden z durastalowych elementów. Wewnątrz leżał lśniący blaster DL-44. Varlo sięgnął po niego, chwytając za rękojeść, a następnie wykonał ruch jakby ważył broń w dłoni. Ostatecznie odłożył miotacz z powrotem na swoje miejsce, jednak w zamian sięgnął po coś zgoła innego - obudowaną, ciemno-szarą latarkę...
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Ciszę, jaka zapanowała na statku po rozmowie z ich kontaktem, jako pierwszy przerwał Olo. Zwykle to robił, tak samo jak przy innych okazjach nagłych zmian w otoczeniu. Nie przetrawiał zaistniałych sytuacji zbyt długo, tylko od razu przechodził do działania.
- No to co, kierunek Falleen? - Z brzękiem odstawił pustą już miskę na stół. - Ale jak to ma być jakaś placówka z biologiem, to kupmy po drodze przed tym Xinis jakąś hermetyczną skrzynkę czy walizkę na towar, który namy zabrać. I maski z filtrami. Wolę nie stać się przypadkiem obiektem eksperymentu, jakby coś poszło nie tak.
Nie czekał na jakąś obopólną zgodę na zlecenie, bo wiedział, że i tak się go podejmą. Na razie nie wyglądało na coś niezwykłego. Kilka imperialnych placówek zdążyli już odwiedzić, więc ta była dla niego jedynie kolejną na liście. Przynajmniej na razie. Swoje spostrzeżenia już dorzucił, więc resztę rozważań pozostawił towarzyszom. Byli w tym zresztą lepsi od niego.
Udał się od razu do kokpitu i ustawił kurs na miejsce ich zlecenia. Po chwili poczuł znajome, lekkie szarpnięcie, gdy statek wszedł w nadprzestrzeń, a światło gwiazd na tle czarnej pustki wydłużyło się na szybie kokpitu.
- Ej BO - Olo nachylił się do komunikatora. - Sprawdź ładownie i śluzy. Pomyślałem, że jak mamy transportować jakiś towar z labu, to lepiej to będzie zamknąć w jakiejś odseparowanej przestrzeni. Jakaś kwarantanna czy coś nie zaszkodzi.
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Negli jak zawsze spojrzał na Na'rin z wdzięcznością i uśmiechnął się, odbierając posiłek. Zawsze tak robił, nawet jeśli wiedział, że nie przepada za konkretną przygotowaną danego dnia potrawą. Tym razem jednak danie wydało mu się całkiem atrakcyjne.
– Właśnie dlatego nigdy nie zaglądam do środka bez blastera w ręku – odparł z identyczną powagą w głosie na uwagę o lodówce.

Na wieść o nowym zleceniu Negli ucieszył się. Dokończył jeść w pośpiechu, w drodze do pomieszczenia z największym na statku holoprojektorem. Opisu misji wysłuchał w skupieniu.
– Wygląda na to, że znowu szykuje się infiltracja imperialnej bazy – westchnął, gdy połączenie zakończyło się. – Człowiek czasem tęskni za prostą, uliczną robotą. Kradzieżami, rozbojami...
Pozostali członkowie grupy na tyle już znali Negliego, by wiedzieć, iż to głównie ironia. Mężczyzna, jako specjalista od inflitracji i zdobywania informacji był w tej dziedzinie wyspecjalizowany i doświadczony jeszcze zanim dołączył do załogi Ostrza. Co prawda na tle towarzyszy nie stanowiło to szczególnie wyjątkowego zakresu umiejętności, ale Negli wyróżniał się czymś innym: zdolnościami aktorskimi.
Nikt z grupy nie wiedział, czy Negli miał po prostu talent, czy może w przeszłości pracował jako zawodowy aktor, gdyż on sam nigdy nikomu się szczegółowo nie zwierzał ze swojej przeszłości, odpowiadając wymijająco bądź udzielając sprzecznych wzajemnie odpowiedzi różnym osobom. Dość jednak powiedzieć, że już kilkukrotnie dzięki niemu udało się zinflitrować słabiej zabezpieczone miejsca bez użycia przemocy ani nawet zaawansowanej elektroniki. Potrafił w jednej chwili całkowicie zmienić swój charakter i usposobienie (na co dzień uprzejme i rozbrajające), co zresztą stanowiło świetną sztuczkę towarzyską, z której korzystał podczas wspólnie spędzanych w świetlicy Ostrza wieczorów w drodze na poszczególne misje. Czy był aktorem, który zszedł na ścieżkę łowcy nagród, czy może nauczył się tego dopiero po wejściu do branży, tego nie wiedział nikt. Wiadomo było jedynie, że Negli pochodzi z Coruscant albo z Korelii, gdyż tylko te miejsca podawał, pytany o swoją ojczystą planetę.
Po słowach Olo mężczyzna również podniósł się z siedzenia i ruszył w kierunku swojej kajuty, aby, głównie mentalnie, przygotować się do zadania.
– Dobry pomysł – rzucił jeszcze na słowa pilota o dokupieniu przydatnego sprzętu. – Jakby ktoś czegoś ode mnie potrzebował to będę w swojej kajucie – dodał, zanim drzwi zamknęły się za nim.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 01 wrz 2021, 16:52

- Rozkaz, rozkaz!
Z zapałem odpowiedział droid i ruszył na szybki obchód statku. Sprawdził po kolei hermetyczne grodzie, po czym ruszył do ładowni. Nie wiedzieli, jak duży będzie obiekt, który mieli uzyskać, jednak z opisu wynikało, że nie powinien zajmować znaczącej ilości miejsca.
- Moja analiza wykazała, że najlepszym miejscem do przechowania ładunku będzie denna śluza ładunku, panie Olo. Ładunek nie powinien być duży, więc nie ma sensu zajmować całej ładowni, śluza jest gazoszczelna z założenia, więc nie potrzeba wprowadzać modyfikacji, a jakby ładunek sprawiał problem to będzie można wyrzucić go w próżnię bez potrzeby interakcji z nim. Tylko niewielkie poprawki będą potrzebne, które zaraz wprowadzę.
To powiedziawszy, BO złapał swoją zaufaną spawarkę (i palnik plazmowy w jednym, wspomnienie dawnych czasów) i udał się do dennej śluzy, by wzmocnić i uszczelnić jeszcze dodatkowo system filtrów.
Wybaczcie, musiałem dać kompa do serwisu.
Awatar użytkownika
Na'rin
Gracz
Posty: 4
Rejestracja: 13 paź 2023, 22:13

Wiedźma wewnętrznie zareagowała nawet uśmiechem na słowa Negliego. Jako jedyny był na tyle specyficzny, że potrafił nawet rozbawić Na'rin, czasami nawet to uzewnętrzniała. Akurat tym razem ograniczyła humor dla siebie. Może się myliła, ale czasami miała wrażenie, że próbuje wywrzeć na niej podziw. I chociaż nie z wyboru, Na'rin też była sprawną aktorką, chociaż jej specjalizacją był stoicki spokój i trudność we wnioskowaniu jej emocji.

- Ja to bym użyła nawet dwóch. - skomentowała jego żart.

Każdy w tej ekipie miał swoją rolę do odegrania, a rolą Na'rin było dostawanie się tam, gdzie inni nie mogli. A kiedy z tego się wywiązała, była niewidocznym protektorem dla innych. Zawsze dziwiła się jakim cudem inni ją zaakceptowali, a nie wyrzucili przez śluzę albo sprzedali na targu dziwactw. Niemniej była im wdzięczna, że tego nie zrobili.

- Dzień jak co dzień. Wchodzimy i wychodzimy, a potem mamy imperialnych na karku, mając nadzieję, że nasz dzielny kapitan ich zgubi. - taki żarcik, zawsze lubiła droczyć się z ich pilota.

Kiedy inni się rozeszli, ona pozostała sama. Spojrzała to na odchodzącego Negliego, a potem na Olo. No cóż, została sama. Wszyscy przed akcją zawsze byli tacy...tajemniczy? Samotni? Chowali się po kwaterach albo kokpitach. No to ona po prostu posprząta po obiedzie, nie miała specjalnej ochoty siedzieć sama w kabinie, nawet pomimo tego, że wydawać by się mogło iż powinna to kochać.

- Daj znać jak trzeba będzie nas ukryć przed ich kontrolą! - krzyknęła w stronę kokpitu do Olo. Wyczerpujące to było, ale z braku lepszych alternatyw i czasu czasami musieli korzystać z tej sztuczki.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Koreliański frachtowiec typu YV-100 wystrzelił z nadświetlnej. Oczom siedzącego za sterami Olo ukazała się zielonkawa planeta upstrzona białymi pasmami chmur. Sprawnie skierował jednostkę ku powierzchni, wkrótce przebijając jej atmosferę. Obraz rozciągający się pod nimi powoli zaczynał nabierać ostrości, pozwalając odróżnić poszczególne sylwetki drzew, zlewających się w dżunglę sięgającą aż po majaczące w oddali góry. W samym centrum tego zielonego bezkresu znajdował się cel ich podróży. Miasto założone w tym miejscu jakby dla żartu, ostrymi iglicami wieżowców ostro odcinało się od otoczenia. Już z daleka sprawiało podobnie nieprzyjemne pierwsze wrażenie, jak jego jaszczuropodobni mieszkańcy.
Kosmoport położony był na obrzeżach miasta, nieopodal dystryktu fabrycznego, wyrzucającego w atmosferę kłęby dymu i pary z licznych kominów. Nie panował tu ogromny ruch – ten raczej skupiał się wokół stolicy planety. W prowincji Hexim’s dominowały połączenia lokalne, choć Olo zauważył kilka sporych, międzyplanetarnych jednostek. Ostrze nie wyróżniało się tu niczym szczególnym. W końcu takie było jedno z podstawowych założeń ich środka transportu – podobnie jak w przypadku członków załogi – nie pozostawić po sobie żadnego wrażenia.
Statek miękko usiadł na wskazanym przez kontrolę lotów lądowisku, silniki zamilkły, a grupa kupców – jak przedstawił ich Olo – opuściła pokład.

Jeśli z powietrza miasto sprawiało nieprzyjemne wrażenie, na powierzchni jedynie utwierdzało w tej opinii. Powietrze ciężkie było od wilgoci; Oblepiało wszystko momentalnie cienką, klejącą warstwą. Załoga ostrza zdawała się mieć jednomyślną opinię na temat tego miejsca, lecz nie płacono im za komfortowe warunki.
- Jak się nazywał ten klub? – zagadnął Negli – Xirin?
- Xiris – odpowiedział natychmiast mechaniczny głos BO 1-222, którego moduły pamięci nieustannie pracowały na najwyższych obrotach.
Gdy ruszyli we wskazane miejsce, nie byli świadomi, że śledzi ich para nieufnych oczu.
Awatar użytkownika
Na'rin
Gracz
Posty: 4
Rejestracja: 13 paź 2023, 22:13

Lądowanie poszło gładko, co mogło być przewidywalne skoro nikt o nich nie wiedział. Nim wylądowali, Na'rin zdążyła ogarnąć mesę i zająć tylne miejsce w kokpicie. Miała wewnętrzna fascynację lotami kosmicznymi i chociaż o pilotażu wiedziała tyle, że statek ma silniki i leci dzięki temu prosto, to na tym jej wiedza się kończyła. Niemniej uwielbiała te widoki, a także irytowanie pilota swoimi komentarzami typu "Tam jest, tam!" wskazując palcem cele przez wizjer, jakby sprawiało jej to przyjemność. Był to jeden z nielicznych momentów, kiedy widywali ją tak...nadaktywną, biorąc pod uwagę jej codzienny styl.

Niestety często powierzchnia planet okazywała się znacznie mniej atrakcyjna wizualnie, aniżeli kosmos, tak też było tym razem. No, wciąż nie była to Dathomira, ale jednak mało atrakcyjne dla oka. Aspekt wizualny dopełnił ten odczuwalny, tak zapachem jak i powierzchnią skóry. Była pewna, że po tej wycieczce weźmie długą kąpiel, a ubrania wypierze dwa razy dla pewności.

- Uh, mógł uprzedzić nas o warunkach jakie tu panują, ubrałabym coś innego. - powiedziała kiedy schodzili po rampie. Siostra Nocy czasami narzekała, ale były to raczej tak prawdziwe słowa, jak te o zawartości lodówki wcześniej.

Miała naciągnięty kaptur na głowę, miecz ukryty przy pasie za peleryną i moce się w niej kłębiące, a jednak coś ją w głębi wprawiało w niepokój. Może to po prostu ta planeta tak na nią wpływa, wciąż po latach miała problem z przebywaniem w tłumie i dużych miastach, odczuwając właśnie pewien dyskomfort. To nie była Dathomira...stanowczo nie.
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Gdy tylko wylądowali i wyłączyli silniki, Olo mógł wreszcie wstać ze swojego fotela i rozprostować kości. Kilka stawów strzyknęło niepokojąco, przypominając mu o jego wieku. Podarował sobie jednak komentarze mamrotane pod nosem w stylu "Za stary już na to jestem", bo wcale taki się nie czuł. Zamiast tego poszedł do kajuty i chwycił torbę, którą zwyczajowo ze sobą taszczył, a która była przez większą część załogi złośliwie nazywana "apteczką z gnatem gdzieś pomiędzy lekami". Olo jednak się z nią nie rozstawał, gdziekolwiek by się nie udawali. Stare przyzwyczajenia były silniejsze.
- BO, idę zapłacić za lądowisko i tankowanie. Zanim reszta się zbierze, akurat zdążę. Powiedz im, że za to stawiają mi piwo w tym całym Xiris.
Biuro było całkiem niedaleko. Ze względu na mniejszy rozmiar jednostki, przynajmniej w porównaniu do odlatujących ze strefy przemysłowej transportowców, mogli zająć lądowisko bliżej centrum i samego wyjścia z kosmoportu. Nie było problemem odnaleźć odpowiednie okienko do wpłat i zamówień dodatkowego serwisu, nad którym świecił się wielki neonowy napis "OPŁATY PORTOWE". Miał nadzieję spotkać w okienku tubbylca, który stałby się od razu informacją turystyczną, niezależnie od tego, czy by chciał, czy nie. Olo uważał, że zawsze warto poznać miejsca w mieście, o które pytają podróżni lub do których są kierowani. Niestety. Petentów obsługiwał zwykły droid techniczny, który w swojej pamięci miał informacje i procesy dotyczące tylko portu i statków. Nie zwlekał więc, opłacił, co musiał i wrócił do reszty akurat w chwili, gdy zebrali się przed rampą.
- Dobra, już jestem - rzucił do reszty. - Idziemy od razu do Xiris, czy ktoś musi pozwiedzać?
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
Posty: 35
Rejestracja: 01 wrz 2021, 16:52

Modyfikacje śluzy nie zajęły długo, zatem BO miał czas jeszcze na rutynowy patrol po statku. Ich YV -100 zmierzał bez przeszkód do celu. BO z jakiegoś powodu był przekonany, że załoga zdecyduje się zabrać go na misję, choć gdyby ktoś go zapytał to pewnie wolałby zostać na statku i dbać o niego. Jednak druga część jego oprogramowania, ta starsza, w pewien sposób liczyła na to - gdyby przyrównać to do emocji białkowców, to można by powiedzieć że BO był podekscytowany tym, że również jego druga część oprogramowania będzie mogła spełnić cel swojego istnienia. Poza tym, BO wiedział że jego umiejętności techniczne mogą okazać się przydatne podczas rajdu.

Gdy statek podchodził do lądowania, droid udał się do swojego zwyczajowego miejsca na statku. Pobrał dane z Holonetu na temat warunków panujących na planecie, co poskutkowało tym, że jego oprogramowanie nakazało mu obyć szybką kąpiel olejową z dodatkiem impregnatu, co miało dodatkowo uszczelnić go przed wilgocią panującą na planecie. Następnie sprawdził reflektor który miał zamontowany na głowie, przypiął bandolier z narzędziami, w tym zaufany palnik/spawarkę, po czym z samego dna skrzyni, w której przechowywał narzędzia i części zapasowe, a którą od biedy można by uznać za należącą do niego, wydobył relikt z którym go znaleziono dryfującego w kosmosie w miejscu dawnej bitwy - karabinek E 5. Umieścił go w slocie z boku plecaku, który już dawno nie zawierał odbiornika centralnego komputera, i wyszedł do reszty załogi. Pan Olo właśnie osadzał statek na płycie lądowiska.

BO przeszedł po kolei do każdego z szybką informacją:
- Jesteśmy, zbierajcie się. Pan Olo poszedł do kapitanatu.

Po czym, jak tylko wszyscy się zebrali, ustawił się za innymi. Wszak był droidem - nie decydował o tym, gdzie mają się znaleźć.
Awatar użytkownika
Jack Clincher
Gracz
Posty: 32
Rejestracja: 19 lip 2022, 17:03

Po pomyślnym lądowaniu Negli poszedł sprawdzić, czy spakował sobie wszystkie potrzebne rzeczy. Nieodłączny składany nóż i kawałek drewna – jego "tajna broń" – dołączyły do akcesoriów do stylizacji, które przechowywał w swojej małej ciemnej torbie.
Przez cały okres od odprawy do lądowania mężczyzna spędził na mentalnym przygotowaniu się do zadania. W jego przypadku polegało to na przygotowaniu sobie jednej lub kilku osobowości, których mógłby użyć w trakcie misji i "spreparowanie" ich we własnej głowie. Leżał więc na łóżku i z zamkniętymi oczami wczuwał się w konkretną osobę, jakby był nią od dziecka. Osobie niezapoznanej z tajnikami skutecznego aktorstwa mogło się to kojarzyć z szaleństwem lub niektórymi bardziej sprecyzowanymi i opisanymi zaburzeniami psychicznymi, ale w ten sposób aktor stawał się tym, kogo miał grać. Absolutne zaangażowanie i skupienie na szczegółach, nawet takich jak małe tiki nerwowe czy wspomnienia z dzieciństwa, dawało znacznie większą szansę na pełen sukces – szczególnie w przypadku takiego ryzyka, jakie ponosiła drużyna Negliego. Funkcjonariusze służb imperialnych wyjątkowo nieprzychylnie patrzyli na osoby nieszczere w jakikolwiek sposób, a już szczególnie na ludzi bawiących się z nimi w "zgadnij kto".
– Jak uda się to, po co tu przyjechaliśmy, będziemy mogli leżeć w strojach kąpielowych całe tygodnie – odparł Negli na uwagę Na'rin, gdy schodzili po rampie. – Byle może nie na tej planecie...
Najemnik był świadomy, jak źle może pójść infiltracja tak dobrze zabezpieczonej placówki. Szczególnie niepokoił go możliwy udział substancji biologicznych nieznanego pochodzenia. Gdy BO upewnił go co do nazwy lokalu, w którym mieli zagościć, znów poczuł dziwne ukłucie niepewności, zupełnie jakby ktoś go na czymś przyłapał. Obejrzał się bardzo dyskretnie za siebie, ale nie zobaczył niczego niepokojącego.
– Ruszajmy więc do tego "Xiris" – rzekł z entuzjazmem, by nieco podnieść na duchu resztę kompanii i nieco przyspieszył kroku.
Awatar użytkownika
David Turoug
Gracz
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2021, 01:09
Lokalizacja: Wroclavtooine

Varlo Aven siedział w jednej z lichych lóż, w kantynie czy też raczej klubie Xiris. Mężczyzna stronił od takich miejsc, szczególnie w ostatnim czasie, gdy można było zostać niespodziewanie wyciągniętym przez szturmowców na spytki. Dawniej lokale stanowiły swojego rodzaju enklawę do prowadzenia różnych, ciemnych interesów, teraz łapy Imperium sięgały co raz dalej. Oczywiście jeżeli właściciel był dogadany z obecną władzą i nie miał podejrzanej przeszłości, mógł śmiało korzystać zyski z mordowni, na dodatek otrzymywał procent od wystawionych klientów lub przekazanych informacji.
Siedząc na uboczu obserwował główną salę, miał także doskonały widok na główne wejście, a zarazem niedziałające oświetlenie w jego loży, pozwalało skryć oblicze w cieniu. Dwukrotnie przypałętała się do niego jakaś nastoletnia twi'lekanka jednak za każdym razem odprawiał ją z niczym. Raz, że nie miał zamiaru bawić się w deprawujący proceder z niepełnoletnią, co było dodatkowo amoralne, dwa nie stać było go na stawki proponowane przez lokalnych alfonsów. Jednak, chcąc korzystać nawet z najtańszej loży, musiał coś zamówić, dlatego też astromech, serii R4 zaserwował mu tackę przystawek oraz całkiem znośnego "nophixa". Światło odbijane od stroboskopu dawało ciekawy efekt, gdyż trunek był fluorescencyjny i mienił się niebieską poświatą. Wracając do samego lokalu, właściciel nietypowo tolerował także droidy, ale tylko pod warunkiem że uiszczały stosowną opłatę manipulacyjną i zamawiały przy tym 50 miligram tłustego, czarnego towotu. Czego w końcu nie robiło się dla zysku.
Nagle tknięty przeczuciem, skierował wzrok ku wejściu do lokalu, a jego oczom ukazała się dość nietypowa zbieranina osób. Aven nie kojarzył żadnej z nich, choć nawet zidiociały Gammorreanin doszedłby do takiego wniosku. Było w nich coś, co nie pasowało do uciemiężonej, miejscowej społeczności.
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Administrator
Posty: 133
Rejestracja: 26 sie 2021, 21:38

Grupa zajęła miejsca w jednej z lóż po drugiej stronie pomieszczenia. Dwóch dość znacznie różniących się od siebie wiekiem i aparycją mężczyzn, zakapturzona postać o raczej kobiecym sposobie poruszania i droid stanowili dość oryginalną zbieraninę. Paradoksalnie jednak w Xirisie nie zwrócili na siebie przesadnej uwagi. Stłoczeni wokół jednego stolika rozpoczęli przyciszoną rozmowę, równocześnie dokładnie lustrując otoczenie. Gdyby nie wprawne oko Varla, nie zauważyłby tego charakterystycznego, chłodno kalkulującego spojrzenia typowego dla łowców nagród, najemników i przedstawicieli wszelkich grup parających się działalnością niekoniecznie legalną. Nowoprzybyli z pewnością nie byli zwyczajnymi klientami. Osoba skrywająca się pod kapturem zwróciła się nagle w stronę Varla i mógłby przysiąc, że mimo panującej wokół ciemności, przypatrywała mu się uważnie. Powiedziała coś do siedzącego obok mężczyzny, a ten podążył za jej spojrzeniem.
Nim zdążyli zdecydować się na jakikolwiek kolejny krok, do ich stolika podeszła dziewczyna z obsługi, zamieniając z klientami kilka słów. Niewielkiego przedmiotu pozostawionego na stoliku, który jeden z mężczyzn natychmiast przykrył dłonią, nikt z gości lokalu nie zauważył. Gdy grupa opuściła główne pomieszczenie lokalu, kierując się w stronę pokoi prywatnych, ta sama kelnerka podeszła do stolika Varla.
- Czy mogę podać coś jeszcze? – spytała, nieznacznie przesuwając dłonią po stoliku.
Wzrok mężczyzny przykuła niewielka karta, która pojawiła się w tym miejscu. Niedbałym ruchem zgarnął przedmiot i uśmiechnął się uprzejmie.
- To wszystko, dziękuję.
- Dziękuję. Życzę miłego wieczoru.
Oddaliła się ku kolejnym klientom, pozostawiając Varla z chłodnym przedmiotem w dłoni. Była to karta do jednego z pomieszczeń, a cyfra 20 jasno wskazywała którego.


Zostawił na stoliku kredyty za posiłek i ruszył na zaplecze. Pokój z numerem dwudziestym znajdował się na końcu ciemnego korytarza, z rzędami drzwi po obu stronach. Varlo rozejrzał się, by upewnić się, że nie jest obserwowany i przyłożył kartę do czytnika. Drzwi odsunęły się z cichym sykiem, odsłaniając zawalone gratami pomieszczenie. Mężczyzna raz jeszcze spojrzał na oznaczenie pokoju, chcąc upewnić się, że trafił we właściwe miejsce. Numer nie pozostawiał wątpliwości, zresztą karta dostępu nie mogłą być uniwersalna. W końcu zachowując maksymalną czujność wszedł do środka, a drzwi zasunęły się za nim automatycznie. W tym samym momencie jeden z regałów pod przeciwległą ścianą drgnął, odsłaniając niewidoczne wcześniej przejście. Zbliżył się i spojrzał w ziejący po drugiej stronie otwór.


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
Posty: 109
Rejestracja: 31 sie 2021, 22:22

Z lądowiska wyruszyli od razu do lokalu, gdzie mueli spotkać się ze swoim łącznikiem. Nawet mu to odpowiadało, bo mogli od razu przejść do działania i skupić się na czekającym ich zadaniu. Zawsze uważał, że załatwianie innych spraw przy okazji może się źle skończyć. Czy to przypadkową bójką z jakąś pijaną istotą, czy rozpoznaniem przez kogoś na ulicy. Jeśli zwartą grupą dotarli do lokalu, to zawsze mniej przygód mogło ich spotkać po drodze.
Samo "Xiris" nie zaskoczyło go niczym niezwykłym, co było na swój sposób uspokajające. Standardowy lokal, bez skrajnej reputacji w jedną czy drugą stronę znacznie lepiej nadawał się na prowadzenie interesów.
Wybrali jeden ze stolików na sali i, w oczekiwaniu na obsługę, każde z nich na swój sposób zaczęło rozglądać się za potencjalnym kontaktem ze zlecenia. W końcu Negli szturchnął go w ramię wskazując przyglądającego się im człowieka, siedzącego samotnie przy stole. W odróżnieniu od innych, ukradkiem zerkał na nich nawet po tym, jak zajeli miejsca.
- Może to on? - wyszeptał kątem ust jego towarzysz.
Na słowa Negliego zdarzył tylko kiwnąć głową, gdy do ich stolika podeszła kelnerka i ukradkiem położyła na stole kartę z numerem pokoju. Młodszy mężczyzna ukradkiem schował ją, uśmiechając się przy tym do niego.
- No dobra - wyszeptał do reszty Olo. - Chodźmy tam, ale jak to ma być takie tajemnicze spotkanie z wyczekiwaniem, aż wszyscy się zbiorą, to zabieram drinka ze sobą.
ODPOWIEDZ