Jeszcze przed wejściem na statek zbliżyła się do nich ta dziwna, kicająca istota. Długie uszy miała położone nisko nad głową, jej wąsiki drgały. Przypominała jakiegoś puchatego królika, czy coś w tym rodzaju. Najbardziej podobne stworzenia widział tylko na migawkach z holonetu. Nie miał pojęcia, co o tym sądzić, dopóki nie znalazła się jeszcze kawałek bliżej. Wtedy poczuł te złowrogie, wzbudzające ciarki uczucie, jakie czuł ścierając się z Istotą z Etros. Po minie Nadii poznał, że też poczuła się nieswojo. Z lekkim przerażeniem spojrzała na niego.
- Nantel, co to jest? Myślałam, że ten koszmar się skończył...
Dziewczyna drżała ze strachu. Przytulił ją najmocniej, jak potrafił, próbując dodać otuchy swoją obecnością i uczuciem.
- Nie wiem, ale skoro jest razem z rebeliantami... Będziemy musieli spytać tych, co wiedzą tu coś o Mocy, o co tu chodzi... Będzie trzeba na nią uważać.
Jeszcze dziwniejsze było to, kiedy kicająca istota o tak złej aurze zaczęła opiekować się rannymi najemnikami rozłożonymi na plaży pod statkiem. Dyrygowała ludźmi i brała się za ich opatrywanie niczym najlepszy lekarz. To przypomniało mu też, co przewozili na statku. Postanowił coś sprawdzić.
- Ej, ty! - Nantel podszedł do najbliższego z tych, którzy pomagali z rannymi - Weź kilku ludzi do pomocy i chodźcie do ładowni. Mamy kilka skrzyń z lekami i żywnością. Przydadzą się wam.
Kątem oka obserwował stworzenie, które emanowało mu mocą Istoty z Etros. Ciekawiło go też, jak zareaguje na pomoc. Przed dalszymi działaniami powstrzymywał go tylko fakt, że inni zdawali się jej ufać i nie zważać na te złe przeczucia. Postanowił jednak mieć ją stale na oku, bo wiedział, jak pokrętny i zdradziecki był Duch z Etros.
***
Razem z Kittani udali się do wnętrza Shooting Stara, gdzie w pomieszczeniu wspólnym próbowali połączyć się z pałacem Beji Beasadi. Ka'aval i Mai'fach zostały na zewnątrz, rozmawiając o swoich sprawach. Nim twi'lekanka zniknęła mu z zasięgu wzroku, miał wrażenie, że jest przybita i mocno czymś zawstydzona. Wyglądała trochę jak mała dziewczynka, która coś nabroiła i wie, że dorośli dokładnie wiedzą, co zrobiła.
Gdy Kittani łączyła się z Ylesią, Nantel przytargał pod projektor ładnie owiniętego ishi tiba. Miał nadzieję, że taki podarek pozwoli przebłagać Beji i oszczędzi im kolejnych problemów. Po kilku chwilach na wyświetlaczu pojawiła się ślimacza postać żeńskiego hutta. Z pozoru wyglądała na uśmiechniętą i zadowoloną widokiem swojej ulubienicy, Nantel jednak wiedział, ze w stosunku do tej rasy trzeba być niezwykle ostrożnym.
- Ach, Kittani! Cóż za cudowny widok, widzieć cię całą i zdrową! Jakże się cieszę! Chciałam ci podziękować. Naprawdę. Z mojego calutkiego serca jestem ci niezmiernie wdzięczna za to, co zrobiłaś dla nas wszystkich. Och, i jest pan Grey - zwróciła się w końcu w stronę Nantela.
- No właśnie, bo my w tej sprawie - zaczęła Kittani.
- Pozwól, że ja wytłumaczę - przejął Nantel - Nie jestem żadnym Greyem. Jestem jedynie Nantel Grimisdal, prosty mechanik, który uciekł z Taris i oszukał twojego brata, bo potrzebował pomocy w odnalezieniu Nadii. Chociaż zgaduję, że twój wielki umysł od dawna już to wiedział, tylko nie mówiłaś tego na głos. No i pewnie wiesz też, że do końca taki zwykły nie jestem. W każdym razie... Chciałbym cię prosić, by te kłamstwo i nieporozumienie, zostało między mną a twoim bratem. O ironio, to on sam stwierdził, że jestem tym Greyem, którego szuka. W ramach przeprosin za całą tą sytuację, chciałbym ci wręczyć mały prezent.
To mówiąc przesunął się lekko tak, by Beji mogła zobaczyć leżącego za nimi pojmanego ishi tiba. Początkowo nie wyglądała na zadowoloną rewelacjami, które przedstawił Nantel, ale gdy tylko zobaczyła, co kryło się za nimi, jej ślimacze cielsko aż zakręciło się w miejscu z zaskoczenia i podniecenia. Po chwili się opanowała, mlasnęła niby w zamyśleniu, jednak nawet przez holoprojekcje dało się odczuć zmianę nastawienia.
- Jaki ładny prezent! Uwielbiam takie! I ta wstążka! Panie Nantel, skąd wiedziałeś, że czerwony to mój ulubiony kolor? Jakże on cudnie wygląda! Muszę powiedzieć, że nie jest pan wcale taki zwykły, no no. Nie myślał pan o karierze łowcy nagród, poważnie? Kittani moja droga, zawołaj tu moich ludzi, nie możemy tego tak zostawić.
- Chciałem tez dodać, że raczej mój los związał się z Rebelią. Myślę, że nawet na dłużej...
- Hmm, hmm, w takim razie myślę, że to małe nieporozumienie możemy puścić w niepamięć.
- Dziękuję.
- Tak, tak. A teraz proszę, zostaw nas jeszcze na chwilę same z Kittani. Mamy trochę do pogadania.
- Oczywiście.
Nantel i Nadia udali się do wyjścia z frachtowca, po drodze mijając jakiegoś najemnika, który pewnie był człowiekiem Beji. Nim zeszli z trapu, ze środka usłyszeli jeszcze jeden pojedynczy strzał. Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że podstępnego ishi tiba mają już z głowy raz na zawsze. Nie czuł się z tym jakoś szczególnie źle. Śmierć oczywiście nigdy nie była dobra, ale kapłan na nią zasłużył, będąc na usługach hutta i grożąc wszystkim, którzy nie działali po jego myśli. Można by rzec, "ryzyko zawodowe".
***
Na zewnątrz Ka'aval i Mai'fach już na nich czekały. Obie nie wyglądały na zadowolone z przeprowadzonej właśnie rozmowy, ale przynajmniej się nie pozabijały, co Nantel uznał za dobry znak.
- Nantel słuchaj, wiem, że mówiłam co innego, ale...
- Musisz lecieć, prawda? - przerwał jej w pół zdania.
- Tak. Potrzebujemy posiłków z lucrehulka. Jaina musi się dowiedzieć, jak dokładnie wygląda sytuacja.
- To niezwykle ważne dla całej misji - do rozmowy włączyła się druga kobieta.
- Rozumiem. No trudno, takie jest życie. Zanim odlecisz, zostaw mi trochę sprzętu, bo czuję, że tutaj każdy mechanik się przyda.
Spróbował się uśmiechnąć, choć trochę z zaskoczeniem musiał przyznać, że brakować mu będzie krzykliwej i cholerycznej pani pilot. W ostatnim czasie Shooting Star stał się trochę jak drugi dom. Po tych wszystkich latach tułaczki, razem z Nadią były pierwszą rodziną, jaką miał od dawna. Odprowadzili ją wzrokiem, gdy udała się nad brzeg jeziora w stronę grupki gammorean, wiedząc, że minie trochę czasu, nim znowu ją zobaczą.
- Ka'aval wspomniała, że jesteście czuli na Moc, chociaż kategorycznie stwierdziła, że nie powie nic więcej.
- Ja właściwie nie byłam tego świadoma aż do niedawna... - Nadia wzdrygnęła się.
- Ze mną było trochę inaczej, to długa historia.
- Mamy jeszcze sporo czasu do wieczora i uczty, którą knury z pewnością urzadzą dla upamiętnienia poległych.
No i zaczął. Od początku, sięgając aż do czasów dzieciństwa, gdy pojawiły się dziwne wizje, które spowodowały jego ucieczkę od rodziny z Nar Shaddaa. Potem opowiadał o Taris, o czasach, gdy pracował w warsztacie, o spotkaniu z Bzhydackiem i potwornej ucieczce przed rakghulami. Potem Etros, Ylesia i w końcu starcie z Istotą z Etros. Wtedy też włączyła się Nadia, opowiadając z trudem o tym, co czuła będąc pod kontrolą ducha oraz o szczególnej więzi, jaką czuła z Nantelem.
Przez cały czas Mai'fach słuchała, a szczególne skupienie widać było na jej twarzy podczas fragmentów o wizjach Mocy i walce z Duchem z Etros, a także, gdy obydwoje z Nadią opowiadali o łączącej ich więzi, która wykraczała poza pojmowaną rzeczywistość. W tym czasie krążyli po całym obozie, raz siadając niedaleko rebeliantów, a raz stojąc przy Gammoreanach. Nie przerywało im ani przybycie następnych knurów, ani przygotowania do uczty. W tym czasie każdy miał okazję ich zobaczyć, z niektórymi zamienili kilka słów, przystanęli na chwilę zadumy razem z innymi wojownikami nad poległymi.
- Powiedzcie mi jeszcze, czym dla was jest Moc, bo słyszę, że mieliście okazję już coś o niej się dowiedzieć. Jak ja postrzegacie?
- Kiedyś uważałem, że te wszystkie opowieści o Mocy to tylko bajki i zmyślania kantynowych bywalców. Potem się jej bałem, bo nie wiedziałem jeszcze wtedy, czym jest. Ostatnio, pomoc Bzhydacka i mistyczki Sharii, której holokron znalazłem, trochę to rozjaśniło. Nadal nie wiem, o co w tym dokładnie chodzi, ale podczas walki z duchem poczułem, jak dotyka mnie i cała ta Jasna Strona i Ciemna. Czułem, jak łączę się z tą Jasną Stroną i jak mnie wspiera. Od czasu walki coś się zmieniło. Coś we mnie. Czuję teraz Jasną Stronę cały czas, jakby była stale przy mnie i mnie wspierała. Miałem też wizję, kiedy przybyliśmy nad Gamorrę o walce nad jeziorem. Zdążyliśmy w ostatniej chwili.
- Dla mnie jest czymś nieodgadnionym - wtrąciła Nadia - Po tych przeżyciach.... boję się jej.
- Ja trochę o tym myślałem. Według mnie, Moc jest siłą, jakąś energią, która musi spajać ten świat. Moc daje wielkie siły, zależne od intencji i determinacji. Coś jak siła woli. Jak to się mówi, że jak ktoś bardzo chce, to osiągnie swój cel. Czuję też, że ta Jasna Strona jest trochę tym czymś, czego w życiu szukałem. Jeśli rzeczywiście jestem wyjątkowy, to chcę pomagać innym, nie bawiąc się w knucia, politykę czy coś. Po prostu pomagać tym najmniejszym. Miałem okazję w swoim życiu widziec z bliska, jak wygląda życie w szambie.