PalpooNa godzinę przed świtem pojawił się Guttor i jego oddział. Wódz klanu Ha'an od razu chciał poznać sytuację a gdy to zrobił sposępniał; plan nakreślony przez Palpoo był szalony i wystawiał jego ludzi na wielkie ryzyko.
- Fatalnie to wygląda niepozorny-przyjacielu-Gweeka. Ale... chyba nie mamy innego wyjścia. Ilu ich tam jest?
- Jakieś tuzin i trochę. - Rzucił Lato.
- To nas jest trochę więcej jak tuzin i pół tuzina i trochę. Niby więcej, ale atakować będziemy na skarpy. Z bagna. W dodatku chyba nie damy rady podejść po cichu. Mają blastery?
- Mają - Rzucił Pato, a Tato pokiwał energicznie głową potwierdzając słowa brata.
- Każdy z nich tam ma. I włócznie i topory też.
- No to do rzyci. - Powiedział filozoficznie Guttor i spojrzał na swoich ludzi. Jego oddział był zmęczony. Nie skrajnie - gamorreanie byli twardymi istotami - ale na czekające ich zmagania na bagnistej ziemi lepiej było podejść w pełni sił; nie liczył przy tam za bardzo na wsparcie więźniów nie będących gamorreanami. Doskonale wiedział, że jeżeli jego pobratymcy nie dadzą sobie rady z walką w takich warunkach to już inni tym bardziej.
- Nie zaatakujemy ich teraz. - Odezwał się w końcu. - Odpoczniemy i poczekamy do zmroku. Mgła powinna nam pomóc. Tylko... - Guttor zawiesił na chwilę głos - jak to zrobimy, żeby podejść po cichu i żeby się nie potopić po drodze, ha?
Grupa strapiła się. Istotnie, w tym momencie był to największy problem. Musieli coś wymyślić.
***
Nadszedł zmrok a wraz z nim z bagien zaczęły się podnosić mgielne opary.
***
Hologram zniknął. Bukhglurg był zaskoczony otrzymanymi właśnie rozkazami. Wysłać patrole bo brak odzewu z Grzybiego Jeziora? To mu się nie mieściło w głowie, przecież był tam przed trzema dniami i siedziała tam nie mała grupa wojowników. Na pewno nigdzie nie poszli bo mieli sporo więźniów do pilnowania. Więc co, zniknęli? Coś było nie tak wódz-w-boju Ma'ardaag nie chciał powiedzieć. Kazał tylko wysłać patrole
Bukhglurg wyszedł z chaty - jedynej na wyspie (trzymano w niej niewielki generator i zdobyczny zestaw do radiokomunikacji) - i spojrzał na siedzących przy ognisku łowców i mimowolnie poczuł dumę. Byli dobrymi, twardymi i lojalnymi podkomendnymi. Znali się na swojej robocie jak mało kto. Nie bali się polować i tropić w najbardziej nawet niebezpiecznych rejonach gamorreańskiej dżungli. Byli doświadczonymi i chłodnymi profesjonalistami i nie raz już pokazali, że potrafili działać pod wielką presją czasu i miejsca; młodsi i silniejsi od nich nie raz cofali się przed zagrożeniem, a oni działali i wykonywali rozkazy. Łowcy z Domu Pędraków.
- Spokój coś dzisiaj, nie? - Zagadał Bukhglurg podchodząc bliżej i spoglądając w nocne niebo.
- Faktycznie. Spokój. Ale taki dziwny. - Odpowiedział jeden z łowców z kapturem na głowie wspierający się na blasterowej strzelbie.
- Dziwny?
- Ano dziwny, szef.Inny. Wyspa jest inna. Nie słychać zwierza. Na wyspie zawsze było słychać jakiegoś zwierza. A teraz nic. Cisza. Coś je płoszy.
- Toć pewnikiem ten stwór co go słyszelim. - Rzucił najmłodszy z lowców.
- Tys go słyszałeś, a my nie. - Mruknął zakapturzony. - Tyś, słyszał.
- Ja, jażem słyszał a wy nie bo jesteście już stare i uszy żółtym macie pozaklejane.
- Szef nie słuchaj go. Nie ma żadnego stwora. Po prostu... Wyspa jest dzisiaj jakaś dziwna.
Bukhglurg rozejrzał się. Faktycznie wyspa była jakaś inna choć na pozór taka sama. Mgielne opary wznoszące się znad bagien zaplatały swe warkocze wśród pokracznych i sękatych gałęzi tych nielicznych drzew, którym udało się zapuścić korzenie w tym miejscu. Ciepły blask ogniska i długie roztańczone cienie jakie przydawał siedzącym przy nim gamorreanom był taki sam jak zawsze. A jednak coś było inaczej. Dziwna cisza, której dawno nie uświadczył w tym miejscu. Plusk bagiennej wody i delikatny szmer wysokich traw porastających brzegi i skarpy wysypy był jedynymi dźwiękami natury jakie słyszał. I to go nie uspokajało.
- Masz rację. Coś jest nie tak. Ale nie bardzo mamy czas nad tym się zastanawiać. W patrol nam każą iść.
- Po nocy.. Tfu.. Zaraza. Głupio. Ale jak mus to mus, co nie? - Mruknął zakapturzony, a zaraz za nim odezwał się siedzący naprzeciwko niego mały gamorreanin z wielkim kolczykiem w nosie.
- Racja. Co tak będziemy siedzieć i nic nie robić, nie? Po co ma nam być wygodnie jak jest robota do zrobienia co nie?
- A gdzie mamy iść? - Zapytał najmłodszy.
- Na grzybie jezioro. Ponoć się nie odzywają. - Bukhglurg rozglądał się cały czas
- Przecież nie wyparowali, nie?
- Pewnie nie.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gryczekam na ciekawy pomysł rozwiązania problemu: "Jak oddział Guttora ma dostać się na wyspę tak by nie został wcześniej rozdupczony".
Kittani- Na hulku wszystko w porządku... - Powiedziała Mai'fach i podeszła do drzwi a te rozsunęły się automatycznie. - ... tak mniej więcej. Napijesz się? - Zmieniła nagle temat - To na tym statku w sumie jedyny luksus.
Nie czekając na odpowiedź Kittani wychyliła głowę na korytarz i zawołała:
- Hej! Ty tam! Przynieś dwie gorące Javarican espresso.
Potem wróciła do pomieszczenia i usiadała przy stole na przeciwko Kittani.
Na hulku mniej więcej dobrze. Mniej bo Jaina jest ostatnio trochę zdenerwowana. Choć może tego nie okazuje, ale ja to wiem. A lepiej głównie dlatego, że Hulk zaczyna działać coraz lepiej. Ostatnio Geonosianie przetkali główne odpływy i woda w kabinach higienicznych się już nie cofa. Cały statek od razu lepiej pachnie, mówię Ci.
- Eskadra ma teraz spokój. Ćwiczą cały czas, latają na patrole ale póki co - na szczęście - nie mają nic więcej do roboty. Pewnie trochę się nudzą. Piloci są jacyś szaleni, co? Dobrze się czują dopiero w tej małej ciasnej kabinie myśliwca kiedy ocierają się o śmierć w walce. Durni są trochę, co nie? Jak mają spokojne życie to się nudzą. Jak mogą zginąć to żyją pełnią życia.
- Co do Porkinsa to zupełnie nie mam pojęcia co się tam z nim dzieje... Żyje i lata. I wiem, że mamy takiego pilota wśród załogi. Nie za często przechodzę do hangarów. Częściej można mnie w ambulatorium znaleźć... - W tym momencie drzwi się rozsunęły i stanął w nich żołnierz z tacą a na niej kubki z parującym javarican espresso.
- Dzięki, Damon. Jak ramie?
- Dobrze, dziękuję.
Żołnierz postawił tacę na stole i wyszedł z pomieszczenia.
***
- Nie odpowiedziałaś mi. - Powiedziała Kittani odkładając opróżniony kubek na stół. Caf był wyjątkowo mocny i intensywnie pobudzał; przeganiał zmęczenie z umysłu i z ciała.
- Fakt... Nie odpowiedziałam. I myślę, że nie jestem najlepszą osobą do opowiadania o tym. Z drugiej strony byłby mi strasznie ciężko gdybyś czegoś nie wiedziała. Więc tak... Rodzina Besadii od dawna. Od pokoleń zajmowała się handlem niewolnikami. Cała ich fortuna zbudowana była na tym. I istniało spore ryzyko, że mogą chcieć z Tobą zagrać brudno... To, że się to skończyło tak jak się skończyło... było zaskoczeniem dla nas wszystkich.