— Ja również — odpowiedziała kobieta Peterowi, przysiadając się do mężczyzn. Wymamrotała wtedy coś tam, speszona jak cholera towarzystwem człowieka - z Ori było o tyle łatwiej, że była nastawiona psychicznie na kłamanie w żywe (lub mechaniczne) oczy, co o ile może nie przychodziło jej z dziecinną łatwością, zdecydowanie było ułatwiane faktem, że chcąc nie chcąc była ona pokrewną duszą Reeve. Echani rozumiała ją w pewien sposób, a poza tym tamta znała Zeevana - ich cel zaś był osobnikiem płci przeciwnej, który robił tutaj za najemnika oraz pilota, nie naukowca, między którymi Cin czuła się dużo wygodniej.
— Prawdopodobnie implanty, nie przyglądałam jej się zbytnio, byłam zajęta czym innym. I nie, podziękuję — odmruknęła, krzywiąc się szczerze i bardzo szeroko, spoglądając na puste kieliszki z alkoholem. Reeve nie przepadała za alkoholem pod żadną postacią i bardzo ciężko było ją namówić do picia. Poza tym miała bardzo słabą głowę do tego i padała jeszcze nim Ceth zaczął. Wystarczyłoby jej powąchać opary etanolu i zapewne już by się tym upiła. No dobrze, może to i przesadzone, ale Reeve wolała nie tykać się alkoholu. Nie w trakcie misji.
Profesor. Cin usłyszała to dzisiaj już któryś raz i to słowo dziwnie smakowało w jej ustach i myślach, szczególnie gdy w głosie Shooka usłyszała delikatny nacisk na tę zbitkę liter. Daleko było jej do tytułu profesor, daleko do tytułu naukowca, ale też daleko do najemniczki, do medyka czy nawet Echani. Ale musiała przyznać, że tytułowanie jej w ten sposób jakoś jej się podobało. Nadawało jej rangę, której nie miała nawet te ponad dwa lata temu. Jakby była samodzielna - albo wybrała inną drogę po całym rabanie. Problemem było to, że poprzez wstawianie tego słowa przed jej miano wracała przeszłość. Profesor Avery - brzmiało tak samo, jak inni tytułowali Zeevana i to ją nieco odrzucało.
— Zostaniemy tu na nieokreślony czas. Profesor Germutov zaoferowała mi pomoc w moich badaniach, głównie w postaci zasobów, których nie moglibyśmy przewieźć do siebie. Warunki mojego laboratorium nie umywają się do jej — powiedziała, po czym zwróciła się nieoczekiwanie do MacLeoda. Patrzyła to w bok, to na jego nos, to na usta. Na pewno nie w oczy. No i nieco mniej rezolutnie.
— Czyli to o panu mówiła Germutov. Szkoda tylko, że nie pisnęła słowem, kogo gości — delikatnie się uśmiechnęła. Prześlizgnęła się na sekundę po jego oczach, po czym zerknęła na Cetha i znów na Petera...