- Kombinezony powinny wystalceć. Mamy odpowiedni spsęt Glisallo. Ze względu na moje zaintelesowania zaopatsylem się w takie. Jesli jest tak jak się spodziewam to wystalcą apalaty na oddech i zwykly stlój psylegający do ciała - Grisarlo jeśli kiedykolwiek poznał jakiegoś Squiba, musiałby stwierdzić, że ten jest wyjątkowo wygadany i kumaty. Rasa ta cechowała się tą pierwszą rzeczą, lecz prawie nigdy drugą.
- To niefoltunne, że Thultil tak skońcył... źle się z tym cuję, ze nawet nie chcę splóbować Glisallo... ale boję się, jak nigdy... Dezzmo jest pod wplywem silnych nalkotyków usypiających i nic z tego... nadal na odcytach widzę ze ma ocy otwalte i nie zapowiada se ze to ma się zmienić.
- Gonzel ogalnia zecy na zewnąts, by psygotowac się do odlotu. Wstępnie go psekonalem ze tseba sie pielw dowiedziec co to za zjawisko u osób co wiedzą więcej. Chyba lozmawia z Zanee, chcąc jej wybic z glowy kolejną lyzykowną podlós na bagna... upalta twieldzi, ze sobie poladzi i nie boi się midichlolianów, ani nic co jest z tym związane.
Rosłemu Catharowi nie pozostało nic innego jak wybrać się na zewnątrz. Goznel, postać najbardziej wydaje się zrównoważona z pośród całej grupy szmuglerów, bijąca normalnością. W przeszłości, rosły przedstawiciel rasy Besalisk, zajmował się czymś mniej szczytnym i godnym. Był piratem, ponoć najlepszym rewolwerowcem i ze wszystkich był najstarszy, liczył sobie pięćdziesiąt trzy lata. Ponoć miał brata, który aktualnie był wśród rebeliantów. Aktualnie zdołał wszystkich przekonać, że jest zupełnie nie szkodliwy i przyjazny. Tylko czasami wybuchał gniewem jak go ktoś mocno rozjuszył. Dezzmo był w tym mistrzem. Grisarlo jeszcze nie widział w pełnej akcji czterorękiego, ale zdawał się robić słuszne wrażenie, mając przy sobie cztery ciężkie blastery. Tym razem najwidoczniej dawał pełen pokaz swojego starego charakteru
- Słuchaj Zanee do nędzy. Lakado i Thurthil to nasze mózgi tutaj. Jeśli Lakado mówi, że nie wie, to mamy przesrane kumasz?
- Stary i zgorzkniały pirat jesteś, co?! Tak łatwo opuszczasz swoich kompanów?! - wokabulator aż trzeszczał, lecz dziwne wrażenie sprawiał widok szeroko rozwartych ust i napiętej szyi, która nie wydobywała żadnego dźwięku.
- Musimy działać rozważnie...
- Tak łatwo opuszczasz członka swojej rodziny? Tak... do kogo ja mówię, w końcu jesteś zasranym piratem. Brata też pewnie zostawiłeś jak całą resztę.
- Zanee, przeginasz kobieto - Goznelowi ręce drgnęły w kierunku rewolwerów, najwidoczniej temat był ruszony nieodpowiedni. Czy może raczej w nieodpowiedni sposób. Mirialanka jednak tylko szyderczo się uśmiechnęła, widząc, że trafiła w punkt.
- Zabijałam takie szumowiny jak Ty wiele razy. Na szlakach handlowych, co myśleli, że łatwy łup mają. Byłeś, jesteś i będziesz cholernym tchórzem. Twój brat chociaż dołączył się do strony bo w coś wierzył. Ty podwijasz ogon i spierdalasz gdzie pieprz rośnie na pierwszą oznakę porażki... Pirackie kurwy bez honoru...
- No i przegięłaś - powiedział beznamiętnie i w mgnienia oku cztery blastery były wymierzone w Zanee. Dzielił ich dystans trzech metrów. Kobieta nie pozostała dłużna i też wyciągnęła broń. Śmiała mu się w twarz. Ten spokojnie się na nią patrzył...
- Ratujmy to co mamy. Dezzmo potrzebuje specjalistycznej pomocy i jeśli zajdzie potrzeba to pierw Cię położę, zdemontuję i przetrzymam na ten okres czasu. Przestaniesz być taka pyskata. Mówisz, że jestem piratem? Dobrze, chyba czas zostać kapitanem tej łajby.
- Boisz się uratować Thurthila, bo jesteś słaby. Możemy założyć odpowiednie aparaty oddechowe i nie zatrujemy się. Mam poza tym nieco wprawy w sprawach związanych z midichlorianami, o tak Ci powiem
- Pracowałaś dla inkwizycji, tak? To by wyjaśniało twój sukowaty charakter... - w tym momencie dostrzegli Grisarlo i oboje spojrzeli na niego, czekając jakby to on miał rozstrzygnąć spór.