Gruzy byłego chmurowca, stanowiły istny labirynt o niepewnym podłożu wraz z niepoliczalną ilością zakamarków i pionowych płyt, za którymi można było się ukryć i prowadzić zażartą walkę.
- Powiedz, że lubisz imperium! - jej ekscytacja zaistniałą sytuacją nie znała granic.
W życiu Saturna ostatnio doszło do wielu niespodziewanych zmian. Do tej pory utrzymywał się przyjmując zlecenia od przedstawicieli Czarnego Słońca. Całkiem przyjemna była ta współpraca. Zabijał, zarabiał. A przez ostatnie dwa dni żył właściwie z grabieży i nikt mu za to nie płacił. Zaś jego tymczasowi współpracownicy po fachu wymienili się na stukniętą osiemnastolatkę, która uważała się za prekursora nauk ścisłych. Była jednak przydatna, słuchała się go, bo stwierdziła, że jest sympatycznym gekonem, który pomógł jej wyjść z więzienia. Choć była to kompletna bujda, dziewczyna przypisała mu, że to on rozwalił budynek szpitalu tak, że jej się nic nie stało i do tego mogła uciec, a to, że pierwszą istotą jaką zobaczyła był on...
Najemnik nie miał za dużego wyboru, jeśli chodzi o kwestie towarzystwa. Tego dnia wszyscy strzelali do wszystkich, trwało bombardowanie orbitalne, rakghule biegały wszędzie i atakowały kogokolwiek co by się wystawił na ich widok, to też jej towarzystwo miało potencjał. Mógł zdrzemnąć się chwilę w nocy, kiedy ona to "wzięła patrol". Choć jej zdolności bojowe ograniczały się do przezwisk, prowokacji, naśmiewania się i zbędnego gadulstwa, to jednak miała jakieś zdolności techniczne, o których miał przekonać się dziś.
- No powiedz, że lubisz imperium!!! - zażądała głośno, Shife zgubił ile to wystrzelili pocisków. Wiedział, że to dwa karabinki E-11, a trzeci żyjący gość nie jest żołnierzem i jest eskortowany. Wiedział, że próbują go przygwoździć by następnie wykonać swój krok lub wpaść na jakiś pomysł. Jeśli by wystrzelali wszystko oznaczałoby, że po części spanikowali i ma przewagę. A teraz nie wie na ten temat nic.
- Uwielbiam ich kurwa! - nie wytrzymał
- Ja też! - krzyknęła uradowana, że i jej towarzysz ma podobne zdanie. Nagle Eliza wyciągnęła z targanej przez nią torby, zepsuty talerz generatora tarcz, który najwidoczniej zabrała jednemu z martwych, których uprzedniego dnia nie brakowało. Gad patrzył co ona robi z niedziałającym urządzeniem. Wyciągnęła jeszcze kilka takich generatorów i zaczęła chaotycznie coś przy nich majstrować. Coś wyjmować z jednego, wkładać na siłę do drugiego... zorientował się czym to może się skończyć.
- Chcesz nas zabić?! - cztery generatory splecione ze sobą drutami nagle zaczęły iskrzyć. Elize przewróciła się do tyłu porażona prądem. Zerwała się szybko.
- To prezent dla imperium, rzuć im to zanim się rozładuje! - rzuciła szorstko rozbawionym tonem do gada. Ten czuł, że "rozładuje" oznacza "zabije nas", to też zacisnął zęby i chwycił rażące prądem urządzenie. Z wrzaskiem pełnym złości wstał i miotnął za zasłonę przeciwników. Jeden z Imperialnych czekał, aż ten się wychyli, najwidoczniej zachował parę strzałów i posłał czerwoną błyskawicę. Trandoshanin poczuł jak przypalił mu się lewy bark, ale to nagły oślepiający błysk posłał go do tyłu. Wylądował siedzeniem na nierównym odłamku gruzu, co poskutkowało kolejną dawką bólu. Rudowłosa rzuciła mu się na szyję, co nie należało w tych okolicznościach do najprzyjemniejszych doznań.
- Jesteś najlepszy! Najfajniejszy! Najzabawniejszy na całym świecie! - mała stosunkowo dziewczyna wisiała na zmęczonym najemniku, wychwalając go po same niebiosa. Tymczasem dwóch żołnierzy wydawało z siebie mrożące krew w żyłach skowyt, jakby byli paleni żywcem.