przez Serith Tallav » 24 Paź 2017, o 23:30
Czekał spokojnie na swoją kolej, widział jak kolejna osoba z jego oddziału wchodzi do pokoju pilnowanego przez dwóch żołnierzy z obstawy oficera. Widział jak jego przyjaciele wychodzą z pomieszczenia, byli zdenerwowani, znał ich nie była to oznaka jakiejś złej sytuacji, a tego, że odreagowują po "rozmowie". Patrząc jak po raz kolejny drzwi otwierają się, a z nich wychodzi jego kobieta, która w pewnym momencie uśmiechnęła się do niego odwzajemnił tym samym do niej. Popatrzył jak odchodzi w głąb korytarza, z każdym dniem stawała się jakby dla niego coraz bardziej atrakcyjniejsza. Wstał i wziął głęboki oddech po czym wszedł do pokoju.
Zobaczył niskiego i garbiącego się oficera, na pierwszy rzut oka nie przypominał posturą żołnierza, a raczej jakiegoś podrzędnego urzędnika. Po chwili jednak sobie uświadomił, że jednak do tego wydziału w służbach bezpieczeństwa potrzeba nieco innego wzorca osobowego, skupienia na innych cechach niż do zwykłych oddziałów bojowych. Po tym jak oficer wskazał mu krzesło, na którym po chwili usiadł Serith, spokojnie się rozłożył i położył ręce na oparciach czekając na reakcje mężczyzny.
Po kilku chwilach ciszy, nagle usłyszał jak w jego kierunku rusza potok pytań. Sierżant szybko się zerwał podnosząc głowę. Oficer mówił tak jednostajnym głosem, na jednym oddechu, że spamiętanie tych pytań już było pewną trudnością, a dodając do tego stres było to naprawdę ciężkie.
Gdy przesłuchujący go mężczyzna przestał mówić, Serith z lekką zdziwioną, skonfundowaną miną musiał wszystko sobie poukładać w głowie. Po krótkiej chwili zwilżył delikatnie czubkiem języka dolną wargę i przetarł ręką tylną stronę szyi.
- Nie mam pojęcia dlaczego mogło być ono niebezpieczne, sir. - zaczął Tallav. - Dobrze, więc wszystko się zaczęło o tym jak przedwczoraj mój pilot kanonierki starszy szeregowy Rex powiedział mi, że z poprzednim oddziałem patrolował teren i natrafił na opuszczoną wioskę, nie zdążyli jej sprawdzić bo zaatakowały ich Lyleki. Następnego dnia, czyli wczoraj polecieliśmy w to miejsce. Chwile zawiśliśmy nad zabudowaniami po czym rozkazałem wylądować na jedynej wolnej przestrzeni na środku wioski. - sierżant zrobił delikatną przerwę, wziął głęboki oddech i kontynuował swój wywód. - Zebraliśmy się niedaleko jakiegoś totemu, który przedstawiał nieznanego mi Twi'leka, wykonany z jakiegoś tutejszego drzewa. Zgodnie z moim wcześniejszym rozkazem podzieliłem oddział na dwa zespoły - trzech ludzi poszło na lewą stronę wioski, ja z jednym na prawą. Gdy przeczesywaliśmy zabudowania wydawało się, jakby tubylcy pozabierali wszystko co mogli i wynieśli się stamtąd. Wreszcie doszliśmy na skraj wioski, tam dostrzegliśmy jakąś prymitywną konstrukcje, rurki z wydrążonym środkiem nie zdążyłem sprawdzić co to dokładnie bo dostałem informację przez komunikator wiadomość, że drugi zespół znalazł ciało Twi'leka. - Serith zrobił na chwilę przerwę w swojej opowieści, oficer był zamyślony, dopiero teraz przeniósł wzrok na Tallava słysząc ostatnie zdanie. - Ciało było dziwne... Głowonogi miał poskręcane, leżały przy ciele. Ręce rozłożone prawie na wznak. Gdyby nie ta nienaturalna pozycja i brak oddechu to można było by uznać, że śpi. No, ale dalej nie wiem dlaczego, ale kazałem związać temu Twi'lekowi ręce i nogi, jakoś tak mi przeczucie podpowiadało. Moi dwaj ludzie się tym zajęli, zaś ja z pozostałą dwójką skierowałem się do tej prymitywnej konstrukcji. Jeden z moich żołnierzy zna się na takim czymś i szybko wyjaśnił mi, że te rurki wydają jakiś niesłyszalny dla nas dźwięk, w między czasie wezwałem kanonierkę, by po nas przyleciała. Gdy pojazd przelatywał nad nami usłyszałem tylko głos Rexa, który ostrzegł nas, że zbliża się do nas stado Lyleków. Zaczęliśmy się wycofywać, ale za chwilę usłyszałem i zobaczyłem je... - mężczyzna ponownie zrobił na chwilę przerwę, ponownie przed jego oczyma pojawił się widok pędzących bestii w jego stronę i ten dźwięk ich odnóży i szczęk... - Horda tych potworów biegnąca i niszcząca wszystko na swojej drodze, przyśpieszyliśmy, a gdy obejrzałem się za siebie Lyleki zatrzymały się na granicy wioski, niedaleko tych rurek. Gdy wiatr mocniej zawiał po prostu uciekły w popłochu. Doszedłem do wniosku, że ta konstrukcja wydawała jakiś dźwięk na ich częstotliwości, który na początku kazał im się zatrzymać, a potem ich przestraszył. Wyjaśniało by to dlaczego tubylcy mogli tam spokojnie żyć. Wcześniej moi ludzie załadowali ciało do kanonierki i odlecieliśmy stamtąd. - Serith wypuścił z siebie sporą ilość powietrza, dając sobie chwile wytchnienia. Był zdenerwowany, w tej chwili uświadamiał sobie czy czegoś nie pominął, wydawało mu się, że wszystko powiedział.
- Co było potem? - powtórzył pytanie. - Potem wróciliśmy do bazy, swój oddział zwolniłem i pozwoliłem iść im odpocząć, w między czasie dwójka żołnierzy zabrała to ciało na badania. Ja sam udałem się do Kapitana Broona i zdałem raport, który jak wiem pan czytał. - jego wzrok skierował się na oficera. Kolejne pytanie było dosyć dziwne, tak naprawdę nie spodziewał się go, ale zgodnie z życzeniem członka służb bezpieczeństwa musiał odpowiedzieć na nie. - Moi żołnierze zachowywali się normalnie, tak jak zwykle, żadne z nich nie zachowywał się dziwnie. Znam ich już, chyba dziewięć lat rozpoznałbym jakieś inne zachowanie. - odpowiedział mu zgodnie z prawdę Serith.
- W którą stronę ciało było ułożone? - mężczyzna wypuścił powietrze patrząc się na stół, nie zwracał na to uwagi. Widać było, że delikatnie wzrósł u niego poziom stresu z powodu, że nie mógł udzielić pełnej odpowiedzi. - Nie zwracałem uwagi, wiem że leżało na ziemi po drugiej stronie wioski. Tak jak panu wcześniej powiedziałem miało powykręcane głowonogi przy ciele, ręce rozłożone prawie na wznak, nienaturalna pozycja.
Jak wcześniejsze pytanie go, aż tak nie dziwiły, poza pytaniem o potencjalne dziwne zachowanie swoich żołnierzy to to wpędziło go w konsternację. Całkowicie różniło się od poprzednich, które jakoś można było podpiąć pod tą całą aferę z tym ciałem, a to... Nie mógł pominąć tego pytania, więc kontynuował. - Mój oddział? Służę z nimi od początku, około dziesięciu lat. Wykształciły się między nami więzi przyjacielskie, braterskie dzięki czemu jesteśmy bardzo dobrze zgrani i lepiej współpracujemy ze sobą. To są najlepsi ludzie z jakimi służyłem, chciałbym... Chcę z nimi być do końca... - wyraźnie zaakcentował ostatnie zdanie. Przed jego oczami pojawiły się obrazy z wielu misji Ord Martell, Mon Calmari, Chandrilla i wiele innych. Starcia z piratami, przez które nabawił się blizn. Momenty gdy razem odpoczywali... Wyrwał się nagle z tych wspomnień i obrócił głowę do oficera.
- Czy jeszcze pan coś ode mnie oczekuje, sir? - zapytał go sierżant, czekając na jego reakcje, przez całą rozmowę starał się nie spuszczać z niego oka i teraz też nie zamierzał.