Cała ta sytuacja była dziwna dla Seritha, przed paroma chwilami był oskarżany przez Borgisa o złe decyzję, aby teraz dostać od niego pochwałę za swoją postawę. Najwyraźniej pułkownik chciał, aby Tallav mu się postawił i bronił swojego zdania co mu się spodobało. Mężczyzna stał teraz, już samotnie w tej niezbyt przyjaźnie wyglądającej salce, właśnie w ciągu tych kilku, może kilkunastu minut stał się z żołnierza, który został wysłany na zadupie za karę członkiem oddziałów wewnętrznych, oddziałów Inkwizycji. Czy to była nagroda? W pewnym sensie tak, ale wiedział, że teraz na jego barkach spoczywa o wiele poważniejsze zadanie niż wcześniej, będzie musiał się teraz zmierzyć z czymś, co jeszcze przed paroma dniami wydawało się mitem, legendami... Z mocowładnymi i wszelakimi przejawami tej dziwnej "mocy".
W pewnym stopniu martwiące było to, że w zamian za przyłączenie do Seritha jego trzech ludzi Borgis chciał w zamian jakąś przysługę, po która się zgłosi w odpowiednim czasie. Nie wiadomo było czego Tallav może spodziewać się po Borgisie, jakiej natury będzie ta przysługa... Ale teraz, póki co nie musiał się oto martwić. Wziął głębszy oddech i wypuścił powoli powietrze z ust, poprawił nieco swoje ubrania, po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Powoli szedł korytarzami bazy mijając co jakiś czas jakiś szturmowców, którzy szli do kantyny, albo z ręcznikami udawali się pod prysznice. Wreszcie po paru minutach wszedł do skrzydła szpitalnego. Przez cały ten czas myślał jak to przekazać wszystkim, o tej umowie, o przeniesieniach. To nie było takie proste jak się wydawało mu na początku. Z każdym krokiem coraz intensywniej myślał, aż w pewnym momencie dotarł przed drzwi do pokoju Annora. Wszedł z rozpędu do sali stając krok może dwa za progiem. Zobaczył, że wszyscy tam są, parę osób na krzesłach, które sobie przynieśli. Trec ze skrzyżowanymi rękami na piersi stał i opierał się o jedną ze ścian. Sam Annor właśnie rozmawiał z Luciusem, a niedaleko niego siedzieli bądź stali Elayne i Naya. Momentalnie wszyscy się obrócili w stronę Seritha, gdy ten zjawił się w pokoju, od razu mogli zobaczyć, że jest bardzo zamyślony. Spojrzał się na wszystkich tutaj zebranych, zatrzymują wzrok na Annorze.
-
Wybaczcie, musiałem się rozmówić z pułkownikiem. - zaczął powoli Tallav.
- Nic nie szkodzi, siła wyższa - odpowiedział jego siedzący na łóżku przyjaciel. Porucznik podszedł do niego siadając na części materaca.
-
Bracie... Pewnie już rozmawiałeś o odejściu z resztą... Ale ja jeszcze dorzucę parę kredytów od siebie. Ciężko mi jest się z tobą rozstawać po tych wszystkich latach, ale rozumiem i szanuje twoją decyzję. Nie chce wygłaszać jakiś patetycznych przemówień, po prostu powiem prosto z mostu. Zawsze byłeś, jesteś i będziesz częścią nas, tego oddziału nie ważne gdzie jesteś i co robisz, zawsze będzie miał u mnie czy u każdego z nas wsparcie. Będzie mi cię brakować stary, nie raz wyciągałeś mnie z niezłego gówna i ratowałeś życie. Pamiętasz jak mnie usiekł vibroostrzem jeden z tych cweli w plecy, rana na przez całe plecy. Teraz jest tam tylko blizna, gdyby nie to, że wtedy wiedziałeś co zrobić w tym przypadku nie wiem czy bym teraz tu był. - uśmiechnął się do niego przypominając sobie stare czasy. -
W sumie ta blizna mi się podoba. - cicho zaśmiał się do Annora. Widać było, że Annor jest w pewien sposób wzruszony postawą wszystkich swoich bliskich.
Nagle to wszystko przerwał głos Treca. - O czym rozmawialiście sierżancie z pułkownikiem Borgisem. - zapytał wielkolud. Serith uśmiechnął się jakby sam do siebie, było to raczej taki uśmiech skonfundowania niźli jakiegoś wielkiego szczęścia.
-
Poruczniku. - odpowiedział szybko Tallav
- Słucham? - momentalnie odpowiedział Trec.
-
Poruczniku, zostałem awansowany na porucznika. - powiedział to wstając i obracając się do niego, ale jego słowa nie były skierowane tylko do niego, ale do wszystkich zebranych.
- Gratulacje? - olbrzym rzucił z pewną niepewnością w głosie.
- To świetnie Serith - dodał Lucius, jeszcze do gratulacji dorzuciła się Elayne czy Naya, a także reszta.
Porucznik podszedł bardziej na środek sali, na chwile zapanowała cisza. Tallav zbierał jeszcze ostatnie myśli, po czym zaczął.
-
Ale to nie wszystko. - zaczął powoli Serith. -
Pułkownik Borgis w zamian za pomoc dał nieco więcej. Oprócz mojego awansu na porucznika zostało przekazane, że zostaniecie przeniesieni do innych placówek, z dala od Ryloth na planty turystyczne takie jak Naboo i tak dalej. Każdy kto chce odejść z armii... - w tym momencie obrócił się do Annora -
Dostanie odprawę i sowitą ilość kredytów do tego. Oczywiście każdy jest zobowiązany do całkowitego milczenia na temat tej akcji... - zerknął w tym momencie po wszystkim. Widać było, że wszystkich podniosło to na duchu, że będą mogli opuścić to zadupie. Elayne i Naya zaczęły się uśmiechać i cieszyć z tego powodu. Widać było ulgę o żółtodziobów, nie było co się im dziwić, ich pierwsza poważna akcja i trafili w sam środek takiego gówna, przynajmniej widzieli już takie rzeczy, że teraz ich nic nie powinno zdziwić. Tylko Lucius był nieco zakłopotany i patrzył podejrzliwym wzrokiem.
- Czekaj, czekaj "zostaniecie przeniesieni"? A co z tobą? - zauważył pewną grę słów, którą użył porucznik, momentalnie wszyscy spojrzeli na niego, a uśmiechy ich najbliższych momentalnie zniknęły i mieli twarze pełne pytań.
-
W zamian za to zostaje przeniesiony do oddziałów wewnętrznych. - powiedział Tallav przełykają ślinę. -
Do Inkwizycji, pod dowództwo pułkownika Borgisa. - dodał do swojej wypowiedzi -
Jeżeli bym się nie zgodził wszyscy byśmy zostali na Ryloth. - było to pewnym szokiem dla zebranych, nie wiedzieli jak na to odpowiedzieć. Wykorzystując tą chwilę ciszy postanowił jeszcze kontynuować. -
Elayne, Naya i Lucius też dostają swoją szansę w Inkwizycji, pod moim dowództwem. - powiedział jeszcze, widać było, że te wszystkie słowa były dla niego nieco trudne od wypowiedzenia, nagle wszystko się zmieniało w jego życiu, ze spokojnej służby w armii teraz miał przejść do elitarnych oddziałów, ale nie takich jakich myślał, że kiedyś by się dostał. -
Wybaczcie, muszę chwilę zostać sam. - kiwnął głową do Annora, aby wiedział, że jeszcze z nim porozmawia przed wylotem. Stanął w progu, odwrócony plecami do oddziału. -
Możemy już opuścić skrzydło szpitalne. - dodał na sam koniec po czym wyszedł i udał się do swojego pokoju szpitalnego.
***
Serith stał przed oknem patrząc na widok za nim. Był zmęczony tym dniem, wszystko się obracało, wszystko się zmieniało. Musiał na chwile zostać sam, zebrać myśli. To wszystko nie było takie łatwe jak się wydawało. Musiał podjąć wiele decyzji, ważnych decyzji w bardzo krótkim czasie, nie był pewien do końca czy dobrze postąpił, ale teraz już nie miał odwrotu. Myślał o swojej rodzinnie, o tym że już dawno ich nie odwiedzał i że nie kontaktował się z nimi po trafieniu na Ryloth. Przy najbliższej okazji, przepustce miał zamiar ich odwiedzić, swoich rodziców i może uda mu się załapać jego rodzeństwo na KarfeddioniePo jakiś dziesięciu minutach usłyszał kroki, ktoś wszedł do sali, nie parę osób weszło teraz to usłyszał. Domyślał się powoli kto to mógł być.
-
Nie miałem wyboru, musiałem to zrobić. Jak chcecie wiedzieć to na moją prośbę zostaliście też przeniesieni. - powiedział to jednocześnie się obracając, tak jak się domyślał to byli Elayne, Naya i Lucius. -
Jeżeli chcecie się po wkurwiać na mnie to proszę - dodał po krótkiej chwili. Na przód wyszła Elayne i podchodząc do porucznika zaczęła mówić.
- Rozumiemy, że to nie było łatwe... I możesz na nas liczyć.- po czym mocno przytuliła się do niego całując go w policzek, zobaczył jak pozostała dwójka kiwnęła głową potwierdzając jej słowa. Serith uśmiechnął się do nich, poczuł swego rodzaju ulgę, że jego ludzie są z nim niezależnie od decyzji. -
Dzięki. - odpowiedział do nich. Po czym wzrok przerzucił na Elayne, obejmując ją i całując.
Kolejne dni mijały na rozmowach z ludźmi, z Annorem wspominają stare czasy, umawiając się już za w czasu na jakieś spotkania, gdy będą na przepustce. W między czasie podziękował zastępcy tutejszego garnizonu za ten czas pod jego rozkazami. Odpoczywał przez te dni przed tym co miało nadejść, ciężką pracą i walką z nie wiadomo czym. Starał się spędzać jak najwięcej czasu z jego ludźmi, grał w paazaka, wspominali, wygłupiali się. A wieczory i noce spędzał ze swoją kobietą, wykorzystując ten czas na chwile przyjemności w jej objęciach...